Partyka: My

[2006-06-14 16:16:23]

Wyrazem uznania dla znaczenia radykalnej polskiej lewicy jest fakt, iż doczekała się ona ze strony „starolewicowego” miesięcznika „Dziś” wyrazów troski, w postaci „Rad dla młodych lewicowców”, pióra Józefa A. Ungera („Dziś” nr 5/06, str.70-74). Wciąż jednak obowiązuje zasada „timeo Danaos et dona ferentes”, stąd warto przyjrzeć się niespodziewanemu suflerowi i jego pomysłom.

Aby uwiarygodnić swój autorytet i swoje doradztwo, pan Unger stosuje prostą metodę autokreacji, przedstawiając się jako tzw. „niezależny obserwator”, pisząc o tym, że nie należy do SLD i nigdzie, dlatego sąd jego jest obiektywny. Nie będę tłumaczył panu Ungerowi, że jest to uzurpacja, przy pomocy takich kategorii jak dawno opisane zjawisko literackich reprezentantów klas społecznych, gdyż jest to zdecydowanie obca mu poetyka, niedostępny świat pojęć. Może uda się to wyjaśnić przy pomocy kategorii kibica.

Jestem nie tylko działaczem Nowej Lewicy, jestem także kibicem Pogoni Szczecin. Kibic, jak pan może wie, nie jest członkiem drużyny, nie ma go w składzie, ale nie jest „obiektywny”, kocha swój klub. Kibic jest krytyczny wobec drużyny, ale stara się jej pomóc. Nie tylko dopingiem, setkami kilogramów confetti na trybunach, śpiewem, ale dobitnym wyrażeniem swej opinii. Gdy moja drużyna, wskutek polityki transferowej właściciela składająca się z nieomal w całości z Brazylijczyków, kilkukrotnie grała jak skończone patałachy, kibice wywiesili na stadionie przy ulicy Twardowskiego transparent z portugalskim tekstem „Voces trazem vergonha a nos e a voces mesmos” – „Przynosicie wstyd nam i sobie samym!”. I pomogło, ten mecz z Odrą Wodzisław Pogoń wygrała. Kibic jest dumny ze swojego klubu i z tego, że jest jego kibicem.

Pan Unger kibicuje SLD, ale się do tego nie przyznaje, nie jest z tego dumny. Widocznie ma powody. Pan Unger zachowuje się jak kibol, gdyż nie przestrzega zasad, nie respektuje fair play. Polemizując z Ewą Groszewską (z której zrobił Gruszewską, cóż za elegancja!), próbuje zrobić z niej blondynkę, zahaczając już tylko o tytuł tekstu „Wolność obyczajów czy wolność od nędzy?”. Posłuchajmy; „Już sam tytuł artykułu budzi mój sprzeciw. Cóż to za wybór: <<Myć ręce, czy nogi?>>”. Unger zapomina o sensie toczonej debaty, w której panowie Olejniczak, Borowski, Sierakowski wraz z całą czołówką SLD nie raz wypowiadali się za budowaniem lewicy czy centrolewicy wyłącznie w oparciu o kwestie obyczajowe. Co do nich nie odważył się mieć żadnych zastrzeżeń, żadnych wątpliwości, czy przypadkiem są półmózgami i mają dylemat - myć ręce czy nogi. Klasyczne kibolstwo, żaden obiektywizm. I dalej rączo nam tłumaczy potrzebę walki zarówno o wolność obyczajową jak i wolność od nędzy, bezrobocia, klerykalizacji i wszystkiego. Pan Unger się zapomina. Nie jesteśmy, jak nas określa, „młodymi lewicowcami” - jesteśmy niekiedy starsi od panów Olejniczka czy Napieralskiego, jesteśmy lewicowcami radykalnymi i konsekwentnymi, antyliberalnymi i mamy świadomość swej tożsamości i wspólnoty. Trudno, byśmy mogli z pokorą znosić impertynenckie pouczenia. To ja dwa lata temu rejestrowałem, (po odmowie legalizacji Parady Równości) Wiec Wolności w Warszawie, to ja, wraz z przyjaciółmi, jestem na liście Redwatch. I to my świadomie dokonaliśmy wyboru, by nie wpisywać się w obłudną farsę „moralnego oburzenia” wobec PiS, gdy zwoływano wiec protestu wobec delegalizacji poznańskiego marszu, zdelegalizowanego przez poznańskiego prezydenta z PO, z pomocą wielkopolskiego wojewody z SLD, co miało być aktem założycielskim „Centrolewu”.

Pan Unger czyni zarzut z tego, że o tej naszej działalności nikt nie wie. Czyżby to, że nie jesteśmy stałymi gośćmi w studiach TVN, Polsatu, telewizji Wildsteina czy Trwam nas (lub kogokolwiek) dyskwalifikowało, czy nie ma świata innego niż przedstawiony przez te media lub przez „Gazetę Wyborczą”? Nie mamy zbyt wielu możliwości konwersowania tam z prawicowymi dziennikarzami, których inteligencja nie przekracza pojemności programatora pralki. My tylko robiliśmy i robimy swoje. Unger szydzi: „Tacy z was działacze na tej niwie, jak z wielu byłych uczestników <<konspiry S>>. Byli tak głęboko zakonspirowani, że nawet sami o tym nie wiedzieli”. Cóż, wypadałoby najpierw dowiedzieć się czegoś o tym, na temat czego ma się zamiar pisać, wtedy uniknęłoby się kompromitujących pomyłek. Nie wiem, co wielce szanowny pan Unger robił w latach osiemdziesiątych, ale do konspiry chyba nie należał.

Najpoważniejszym chyba, bo wytłuszczonym w tekście zarzutem jest: „Dajcież wreszcie spokój! Przecież wiecie, że nie powiodły się żadne próby utworzenia jakiejkolwiek siły po lewej stronie, bez udziału postpezetpeerowców i ich przywódców. Przecież wiecie, że wciąż jeszcze nie zdołaliście stworzyć żadnej licznej, dobrze zorganizowanej, choćby nieco tylko jednolitej formacji politycznej, także dlatego, że wciąż wybuchają wśród was spory, kto jest bardziej i rzetelniej lewicowy. Że poza „Trybuną” i kilku portalami nie macie żadnego dotarcia do szerokich odbiorców, <<za to>> ubogą strukturę terenową i iluzoryczny kontakt z pracowniczymi zespołami.” I na to trzeba, nawet panu Ungerowi, odpowiedzieć.

To, że się nie udało, nie oznacza wcale, że nie warto ani tym bardziej, że nie można. Co się udało „postpezetpeerowskim przywódcom”, to mniej więcej wiadomo i nawet pan Unger przyznaje dalej w tekście, że jest to zdrada zasad lewicy. Nie ma więc żadnego powodu, by „dać spokój”. Nie jest to tym bardziej, powód, by iść pod ich przewodem walczyć tam, gdzie Ungerowi wydaje się, że walczyć jest łatwiej.

Nasze wewnętrzne spory są, wbrew temu, co się wydaje panu Ungerowi, naszą siłą. W PZPR nie było wolno się spierać, obowiązywała jedynie słuszna myśl. Gdzie wszyscy myślą tak samo, nikt nie myśli zbyt wiele. Dlatego PZPR przegrała, dlatego skapitulowała, dlatego nawet niespecjalnie broniła zdobyczy socjalnych i cywilizacyjnych PRL. W SLD mit jedności też był naczelną zasadą. Obawa przed recydywą „fiszbachizmu” miała być gwarancją skuteczności i tego, że nikt nie podda się przeciwnikowi. I dlatego SLD skapitulował przed prawicą, przed neoliberalizmem i klerykalizmem, bezboleśnie i ostatecznie jako całość. Dlatego różnorodność inspiracji, bogactwo talentów i temperamentów to nasze atuty, to gwarancja wszechstronnej, wewnętrznej, oddolnej kontroli. Spór jest podstawową osią polityki - odrzucamy nerwicowy, charakterystyczny dla kultury politycznej SLD pomysł, że musimy być grzeczni, niepyskaci, bo to robi złe wrażenie w mediach, bo inaczej nasi nie wygrają. Najpierw trzeba ustalić, którzy są nasi, bo lewicowi i tego pilnować.

Można nam łatwo postawić zarzut braku skuteczności. Piotr Ikonowicz osiągnął w wyborach prezydenckich nader skromny wynik, Aleksander Kwaśniewski wygrał wtedy w pierwszej rundzie. Ale Ikonowicz przekształcił swą kampanię w skuteczną walkę przeciwko eksmisjom na bruk, która zakończyła się wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, uchylającym lex Blida, ratując dach nad głową tysiącom ludzi. A co dobrego dla lewicy wynika z dwu kadencji Kwaśniewskiego, poza wetowaniem ustawy reprywatyzacyjnej? Konkordat, członkostwo w NATO, agresja w Iraku, zakaz aborcji, coś jeszcze? Co istotnego dla lewicy pan Unger zapamiętał z kampanii Kwaśniewskiego? To, że prezydent wszystkich Polaków ma dekoracyjną żonę?

Wszystkie nasze skromne struktury organizacyjne, nasze kontakty z pracowniczymi zespołami służą niezmiennie jednej i tej samej sprawie – budowie autentycznej lewicowej formacji przez pomoc ludziom i kolektywom, ich upodmiotowienie. Choć byśmy chcieli, nie mamy powodu sądzić, że proces ten potrwa szybko, dużo szybciej niż wieloletnia dewastacja spowodowana przez przywoływanych przez Ungera „przywódców” i ich formację. Walka o upodmiotowienie załóg, o klasową świadomość, o obronę lokatorów, odzyskiwanie niewypłaconych wynagrodzeń, dofinansowanie świetlic środowiskowych jest tym, co nas zajmuje. I przychodzą do nas, do Nowej Lewicy i innych, bratnich organizacji, ludzie, którzy znajdując drogę, mimo że pan Unger jej nie zna, przychodzą z wiarą, że nasza pomoc i współdziałanie nie są iluzoryczne. I nie zawodzą się.

Pan Unger atakuje także Waldka Chamalę za jego krytyczne oceny polityki gospodarczej Chińskiej Republiki Ludowej. Temat to obszerny, wymagający oddzielnej rozprawy, jednak trzeba zaznaczyć, że w swej polemice, broniąc działań chińskiego kierownictwa w Tybecie, sugeruje, że sprzeciw Chamali wobec polityki wynarodowienia może „bronić minionej teokracji i izolacji Tybetu”. Stary to i żenujący chwyt, używany wielokrotnie przez zaborców w rozmaitych sytuacjach. Wystarczy wspomnieć Katarzynę II, która z oświeceniowym zapałem dokonywała rozbiorów zacofanej Polski, czy pruski Kulturkampf.

Wróćmy do kwestii zasadniczej. Nie mamy żadnego powodu wierzyć komplementom, słuchać o tym, jacy to jesteśmy inteligentni, erudycyjni, zapalczywi, po to, by później iść w jednym szeregu z wyleniałymi, bez względu na wiek, politykami z SLD czy SDPL, walczącymi z „kaczyzmem”. Po co - by bić się o koalicję starej lewicy z Platformą Obywatelską? Nasze cele są wyższe i jasne, jesteśmy formacją antykapitalistyczną i jako lewica walczymy z kapitalizmem. My wiemy, że lewicę można zbudować tylko na lewicy, na prawdzie, nie na złudzeniach. My wiemy, że wielkim ideałom prawdy, dobra i piękna, wolności, równości i braterstwa, sens i konkretny kształt nadaje wyzwolicielska, klasowa misja wyzyskiwanych i uciskanych. My wiemy, że nie wystarczy dogadać się i ustalić lewicową ortodoksję, trzeba jeszcze na co dzień stosować lewicową ortopraksję. My wiemy, że nie będzie łatwo, że nie ma drogi na skróty. My wiemy, że stara lewica dla kalkulacji wyborczej zrobi wszystko, a grupy społeczne, do których przede wszystkim adresujemy nasze przesłanie i o których interesy walczymy – robotnicy i bezrobotni – nie chodzą na wybory, więc są dla SLD i SDPL totalnie nieinteresujący, nieważni. My wiemy, że dla wielu naszych współobywateli – robotników i bezrobotnych - walka polityczna jest drogą zdrady, więc, aby uzyskać ich zaufanie, nie możemy kroczyć razem z notorycznymi zdrajcami u boku. Dlatego nie przyjmiemy wyznaczonego nam tu celu – najpierw walka z „kaczyzmem”, przy przyjęciu dowolnie szerokiego wspólnego mianownika, a później się zobaczy, jak już zainstaluje się kolejna „trudna i odpowiedzialna, wynikająca z arytmetyki sejmowej” koalicja naszych postulowanych, rzekomych sojuszników – PO, PD, SLD, SDPL, UP i kogo tam jeszcze diabli niosą – to dopiero wtedy przypomnimy sobie, że poza gejami są jeszcze robotnicy, niekoniecznie geje, że równość nie oznacza wyłącznie równości homo i hetero? Bo chyba nikt poważny, nawet pan Unger, nie będzie próbował przekonywać kogokolwiek, że formacje te zdolne są prowadzić politykę anty-, bądź nawet tylko nieklerykalną. Dziękujemy jednak za dobre słowa, życzenia, „by młoda, Nowa Lewica zaczęła wreszcie zwyciężać”. My spełnieniu tych życzeń poświęcamy całą swoją pracę.

Zbigniew Partyka


Autor jest działaczem Nowej Lewicy.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku