Drewnowski: TINA Ratzingerowa. Filantropia zamiast państwa socjalnego

[2006-10-10 21:45:21]

Tina Ratzingerowa to nie nazwisko szwagierki Benedykta XVI ani żadnej jego krewnej tak się zwącej. To po prostu skrótowe określenie ważnej tezy ekonomiczno-politycznej zawartej w pierwszej encyklice Benedykta XVI *. Tina lub TINA, "there is no alternative", oznacza tutaj - podobnie jak w doktrynie Margaret Thatcher - twierdzenie, iż dla obecnego układu sił ekonomiczno-politycznych w świecie oraz demontażu państwa opiekuńczego nie ma alternatywy. Wywód zbudowany przez papieża na tym twierdzeniu przygnębia i budzi niepokój. Nie tylko z powodu konwencji intelektualnej obrażającej rozumną wiedzę o człowieku, lecz także i przede wszystkim - przez zakres wolności, która ma nam zostać odebrana.

Być może czas bić na alarm. Także w Polsce. Lecz, co najważniejsze, należy wiedzieć, co się nowego święci w najżywotniejszych sprawach naszego bytu: w organizacji usług socjalnych, ale też w ograniczeniach świeckiej i kościelnej działalności społecznej, inspirowanych przez papiestwo.

Główną treścią encykliki nie jest wbrew pozorom i tytułowi miłość Boga do człowieka, lecz "dzieło caritas", czyli dobroczynność oraz nowy model "sprawiedliwego społeczeństwa". Dystynkcje pojęciowe i spekulacje o różnych rodzajach miłości, zamieszczone w pierwszej części tekstu, stanowią tylko ogólnikowy teologiczny wstęp do tematu głównego. To znaczy do propozycji zmian w charytatywnej działalności Kościoła, jak też w społecznych funkcjach państwa. Są to notabene zmiany niebagatelne, i one to budzą niepokój szczególny. W swej istocie oznaczają bowiem likwidację państwa demokratycznego, to znaczy takiego, które organizuje życie obywateli zgodnie z ich wyobrażeniami o lepszym świecie i aktualnie potrzebnych ulepszeniach.

Takie państwo kojarzy się Benedyktowi XVI wyłącznie z marksizmem, mimo iż wypowiada się on o całym świecie, a więc zarówno byłym bloku wschodnim, jaki i o tak zwanym Zachodzie z jego względnie jeszcze demokratycznym i nie do szczętu zburzonym państwem socjalnym. Jego zdaniem takie opiekuńcze wielofunkcyjne państwo nie ma racji bytu w naszych czasach: przede wszystkim z powodu upadku marksistowskiej wizji lepszego społeczeństwa, sprawiedliwszego dzięki uspołecznieniu środków produkcji; okazało się zdaniem papieża, że jest to wizja nie tylko nierealna, ale i nieludzka; co więcej, jest według niego zbrodnicza, ponieważ "poświęca jednostkę budowaniu przyszłości, której nadejście jest co najmniej wątpliwe"; marksistowski projekt społeczeństwa grzeszy poza tym błędnym podejściem do realizującej miłość społeczną dobroczynności, zwalczając ją jako "system zachowawczy", "blokujący przemiany ku lepszemu światu" (31b, s.58); a przecież redukowanie sprawy do sprawiedliwych struktur społecznych upokarza człowieka, który nie żyje - jak wiadomo z Pisma - "samym chlebem" (28b, s 51), czyli - dodajmy - potrzebuje "dzieł charytatywnych" ze względu na religię i Kościół.

Nie ma racji bytu państwo, które Kościoła niedocenia, wszystko bierze na siebie i chce zaspokoić wszystkie potrzeby obywateli. Takie państwo staje się biurokratyczne i nie zapewnia ludziom tego, czego najbardziej potrzebują, to znaczy "miłości i osobistego oddania". Państwo, "którego potrzebujemy", to takie, które "dostrzeże i wesprze, w duchu pomocniczości, różnorakie siły społeczne" bliskie ludziom. "Kościół jest jedną z tych żywotnych sił" (28b, s.50) i najważniejszą instytucją powołaną do służenia pomocą charytatywną od początku swego istnienia (23, s.41-42). Jego rolą jest zresztą nie tylko pomoc materialna, lecz także organizowanie wypoczynku oraz troska o duszę, rzecz od pomocy materialnej znacznie ważniejsza (28b, s.51). Swoje działania kieruje Kościół zarówno do katolików, jak niekatolików na całym globie. Wsparcie ze strony państwa winien otrzymywać w postaci ulg podatkowych i subsydiów, tak jak inne, świeckie, instytucje charytatywne (30, s.54). Nie jest przy tym prostu jedną z wielu tego rodzaju instytucji, lecz instytucją najważniejszą, która ma najpełniejszą wiedzę o tym, jak "dzieła miłości" winny być realizowane. Odpowiednio do tej swojej szczególnej roli kształtuje on swoje stosunki z państwem. Z jednej strony jest od niego oddzielony, z drugiej zaś zespolony w wieloraki sposób (28, s.47), głównie przez swoją rolę nauczycielską.

Organizacja i sposób niesienia pomocy społecznej nie może podlegać wpływom ani marksizmu, ani żadnej innej ideologii (31b, s.57). Jedyną doktryną, która może mieć tutaj zastosowanie, jest społeczna nauka Kościoła oparta na wierze i miłości (28, s.49; 33, s.61), nad czym czuwają biskupi, szczególnie odpowiedzialni za "dzieło miłosierdzia". Przestrogi te są skierowane przede wszystkim do świeckich pomocników Kościoła, jednakże jak zaznaczono wielokrotnie, jego praktyka ma w "dziele caritas" wartość modelu. Wynika stąd, iż każdy z nas winien unikać i marksizmu, i wszelkich "ideologii poprawiania świata", a także mniemania, że sam winien do takiego poprawiania przykładać ręki (33. s.61). Władza nad światem nie należy bowiem do nas, lecz do Boga (35, s.63), a ukierunkowywanie walki o społeczną sprawiedliwość jest sprawą Kościoła (28, s.49). Osobom spragnionym innej drogi ulepszeń i zbytnio aktywnym Benedykt XVI zaleca modlitwę (36, s.64).

Pewność siebie i sposób przekonywania zadziwiające! Czytelnik zaniepokojony także tą autorytarną poetyką wywodów pyta już na początku, jaki będzie w tej nowej sytuacji zakres i rodzaj owych świadczeń socjalnych, zwanych teraz pomocą charytatywną lub dziełem miłości. Czy aby ów zakres i rodzaj pomocy będą odpowiadały potrzebom ludzi wedle ich rozeznania i rozumu? Otóż nie bardzo!

Że troska o duszę jest ważniejsza od pomocy materialnej, już się dowiedział. Znajdzie także uwagi każące przyjąć, że pomoc socjalna nie będzie świadczona oddzielnie od duchowej, lecz w ścisłym związku z nauczaniem wiary i z wychowaniem religijnym. Albowiem "często można łączyć ewangelizację z dziełem miłosierdzia" (30, s. 55) i dzieła charytatywne nie powinny "zostawiać Boga i Chrystusa na boku" (31c, s.59). W kontekście tych postulatów nie dziwi myśl, iż o sposobie wspierania bliźnich będzie decydował Chrystus (34, s.62). A więc, jak się obawialiśmy, nie nasze, przez nas formułowane potrzeby.

Ponieważ podkreślono w encyklice spontaniczność okazywanej pomocy reagującej na aktualną sytuację bliźniego, można przyjąć, iż nie będzie to pomoc stała lub długoterminowa, lecz raczej doraźna i wymierzana według subiektywnej oceny pomagającego. Krytyka pod adresem wszystkich potrzeb człowieka (28, s.50) wskazuje, iż nie będzie rozpieszczany pod względem materialnym i winien tu raczej liczyć na siebie samego. Co równie istotne, nie znajdujemy w encyklice ani słowa o jakimkolwiek prawodawstwie socjalnym, które w krajach zachodnich reguluje zasady pomocy i odpowiedzialność za jej jakość. W rozdziale poświęconym odpowiedzialności nie powiedziano właściwie nic. Nie wiadomo komu będą zdawały sprawę instytucje opieki, które zastąpią pomoc publiczną po jej "odpaństwowieniu". Powiedziano tylko, że za pracę charytatywnych instytucji kościelnych ma odpowiadać cały Kościół, a w szczególności biskupi (32, s.60). Nie wiemy jednak, przed kim mają oni odpowiadać, i zachodzi obawa, że nie będą odpowiedzialni przed społeczeństwem i żadne prawo socjalne nie będzie im niczego narzucać. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zarówno o zakresie świadczonej społeczeństwu pomocy, jak i o jej sumienności będzie decydowało wyłącznie chrześcijańskie sumienie biskupów.

Autonomia inicjatyw socjalnych wobec obowiązków państwa odpowiada wyróżnionej pozycji Kościoła. Oznacza to w przybliżeniu, iż państwo i polityka sprawują wobec niego, a ściślej wobec jego dyrektyw opartych na wierze i prawie naturalnym tylko władzę wykonawczą. Jednakże rola Kościoła wobec polityków - to nie wpływ bezpośredni, lecz radykalne pod względem intelektualnym i etycznym uszlachetnianie ich umysłów, "oczyszczanie rozumu" (28, s.48, 49, 51). Ma ono polegać przede wszystkim na oduczaniu działań egoistycznych, motywowanych własnym interesem, ale także na tym, co powiedziano ogólnie na użytek każdego świeckiego działacza o błędności wszelkich ideologii i filozofii postępu. Rzecz w nowej rzeczywistości o tyle ważna, że struktury dla działalności socjalnej odpowiednich instytucji niepaństwowych, będą budowane w zgodzie z nauczaniem Kościoła, ale niejako rękami polityków w ramach państwa (28a, s.47-50). Stąd też wszystkie owe przestrogi pod adresem pomocników Kościoła w dziele miłości, by nie próbowali ulepszać świata, dotyczą, jak się zdaje, również polityków. Co zrobić jednak, jeśliby któryś polityk lub pracownik socjalny pozostał przy wierze w postęp społeczny, tego encyklika nie mówi. Nie mamy jednak wątpliwości, że Kościół jest ich pracy całym sercem przeciwny. Sformułowanie "eliminująca lustracja" nasuwa się samo.

Co więcej, do działalności związanej z pomocą społeczną odrzucenie marksizmu i filozofii postępu nie wystarczy: trzeba być poza tym osobą wierząca, przejętą społecznym nauczaniem Kościoła i religijną. Kto nią nie jest, nie ma w tej dziedzinie odpowiednich kwalifikacji, nie jest bowiem możliwa miłość bliźniego bez Chrystusa (18, s.33). Dotyczy to, jak się zdaje, także świeckich przedsiębiorstw do pracy socjalnej, ponieważ - jak powiedziano z naciskiem ich działalność animuje Kościół, którego roli nie można ograniczyć do asystowania (29, s.52).

Zadziwiają i przerażają - powiedzmy to jeszcze raz - nie tylko postulaty zawarte w encyklice, lecz także jej intelektualna konwencja. Konwencja, która zgodnie z linią rozwojową ostatnich encyklik, (sprawą wartą oddzielnej uwagi) próbuje zamykać nam oczy na rzeczywistość. Konwencja dogmatycznych konstrukcji myślowych, nienowa w encyklikach, lecz niebezpieczna w sytuacji przyrostu politycznych wpływów Kościoła. Niebezpieczna i w wymiarze odgórnej realizacji jego nauki, i jako potencjalny bodziec do nowej myślowej mody na lekceważenie wiedzy, choćby w sferze psychologii.

Czego dowiadujemy się na przykład z uczonych spekulacji o miłości i jej rodzajach? Tego na przykład, że miłość małżeńska uchodzi za wzór dla innych typów miłości ze względu właściwą jej "wyłączność i definitywność" (3, s.10; 11, s.25). Że każda miłość dąży do wieczności" (6, s.16), a pożądanie erotyczne, choć także pochodzi od Boga, występuje również w zdeprawowanej prostytucyjnej formie jak w starożytnej prostytucji świątynnej (5, s.12). Że caritas, czyli społeczna forma miłości bliźniego, stoi najwyżej ponieważ zwiększa ją miłość do Boga, bez której miłość do człowieka trudno w sobie posiadać (18, s.33; 18, s.35). Religijne ogólniki, nie mające się nijak do rzeczywistości. Erotyka nie jest przecież bodźcem do uprawiania jakiejkolwiek prostytucji, a miłość do człowieka i miłość do Boga pozostają więcej niż często w bardzo luźnym związku. Lecz chodzi zapewne tylko o przypomnienie, jak o erotyce i miłości winniśmy myśleć i mówić wedle życzeń Kościoła. Nie da się ukryć: wszelkie elementy opisu rzeczywistości to opis pozorny, opisowa forma nakazu lub zakazu.

Zapewne z powodu tej praktyki nie interesuje autora encykliki ogrom wiedzy, w znacznej mierze sprawdzalnej, którą w minionych stuleciach, zwłaszcza w dwudziestym i dziewiętnastym, na temat miłości zebrała nauka. Socjologia miłości i jej psychologia, które również w odniesieniu do miłości społecznej czynią mnóstwo cennych rozróżnień i nie pozwalają na ich traktowanie jednorodne i na ocenę jednoznacznie pozytywną. Nauki, dzięki którym światłemu człowiekowi naszego czasu tak trudno się obejść bez świadomości uwikłań miłości w konflikty społeczne i w gry człowieka ze sobą samym, a także w jego narzucaną mu przez kulturę potrzebę zgody z panującą ideologią. I między innymi ze względu na to desinteressement dla nauki i rzeczywistości erotyka, przyjaźń i miłość społeczna w formach symbiotycznych, autorytarnych, antydemokratycznych i antyegalitarnych pozostały poza polem uwagi autora encykliki. Choć przecież w tym kierunku rozwija się właśnie wiele odmian miłości kształtowanych przez autorytarne religie i kościoły. Swoją drogą, solidna wiedza o człowieku i społeczeństwie nie bardzo dałyby się pogodzić z antydemokratyzmem, a demokratyczne nastawienie do człowieka wymagałoby zupełnie innej teologii, która by raczej wyzwalała niż hamowała tendencje do społecznych ulepszeń.

Ten sam sposób mówienia, ideologiczny, propagandowy, nie liczący się ze stanem faktycznym, cechuje także wszystkie opisy w kwestiach politycznych. Odnosi się to między innymi do przedstawiania marksizmu i jego rzekomo przestarzałych zastrzeżeń wobec dobroczynności. Nie jest na przykład prawdą, że jej krytyka była przede wszystkim cechą ideologii marksistowskiej. W rzeczywistości od czasów Lessinga marzenie o sprawiedliwym społeczeństwie, w którym dobroczynność nie jest potrzebna, żywiło mnóstwo ludzi o bardzo różnych światopoglądach i nastawieniach ideologicznych. Był to rdzeń praktycznej refleksji moralnej nad społeczeństwem, owoc rozmyślań o najlepszych umysłów przez wiele stuleci, i również dzisiaj ogromna liczba ludzi na świecie, także niemarksistów, upatruje w idei społeczeństwa bez dobroczynności szczególnie cenny dorobek moralny rodzaju ludzkiego. Nie jest także prawdą, iż marksiści lub Marks odrzucali pomoc człowiekowi w teraźniejszości**. Także państwa budujące po drugiej wojnie światowej na Zachodzie i Wschodzie Europy sprawiedliwość społeczną po części wedle marksizmu nie sytuowały ani oświaty, ani opieki społecznej w nieokreślonym czasie przyszłym. Rzeczy znane, zdawałoby się powszechnie. Wreszcie nie odpowiada prawdzie obraz marksizmu jako wyłącznie suchej, dogmatycznej doktryny. Idealizm Marksa, który życie poświęcił żarliwej próbie ulżenia losowi najnieszczęśliwszych, podzielało wielu jego zwolenników - ludzi o nadprzeciętnej wrażliwości etycznej.

Dodajmy do tego nieprawdziwe przedstawienie państwowej pomocy społecznej jako biurokratycznej i bezdusznej. Jak bardzo jest to ocena fałszywa i niesprawiedliwa, wie każdy, kto się zetknął z taką pomocą w Skandynawii i innych krajach Europy Zachodniej. Sugerowana wyższa jakość podobnych usług świadczonych przez instytucje prywatne jest statystycznie rzec biorąc pobożną fikcją, która służy głównie ideologii prywatyzacji. Wystarczy obserwować opłakane skutki prywatyzowania usług socjalnych w obecnych Niemczech, na przykład w pośrednictwie pracy.

Fałszywy jest zresztą cały kryjący się za wszystkimi tymi twierdzeniami - o dobroczynności i polityce - obraz sprawiedliwego społeczeństwa, które przestało marzyć o wpływie na gospodarkę. Pomyślmy: jaki to świat jawi się papieżowi jako lepszy? Świat - rzecz jasna - bez skompromitowanej jego zdaniem idei postępu. A więc taki, który nie próbuje wyzwolenia ze stalowego uścisku wielkich globalnych koncernów, nie oponuje przeciwko niszczeniu przez nie ekosfery i kultury, nie zapobiega wyzuwaniu miliardów ludzi z gospodarczej podmiotowości, z ich własności indywidualnej i publicznej. Taki zapewne świat, w którym wojny wzniecane dla dalszego powiększania majątku owych koncernów mają status Bożego Dopustu, gdzie jeśli coś pomoże, to tylko modlitwa. Świat, w którym jednostek, klas społecznych i społeczeństw pokrzywdzonych bronią nie one same przez swój wspólny solidarny wysiłek, nie pracobiorcy, bezrobotni i renciści odpowiednio zrzeszeni, lecz abstrakcyjna caritas, jako silniejsza zapewne od gry interesów ekonomicznych i politycznych. Ona to w szlachetnych działaniach poszczególnych ludzi, prywatnych instytucji i czuwającego nad wszystkim opiekuńczego Kościoła ma nas zabezpieczać przed samowolą pracodawców i wielkich korporacji. Ona też, owa caritas, ochroni nas przed przemocą państwa policyjnego, przed marginalizacją, głodem, bezdomnością i samotnością. Z tą oczywiście różnicą, że owe konkretne zagrożenia osób, społeczeństwa i przyrody ze strony posiadaczy ziemskiego globu pozostaną tak jak w encyklice poza zakresem naszej uwagi.

Naiwność zdaje się tu graniczyć z najdotkliwszymi mankamentami mądrości. Ani śladu obserwacji świata i jego trendów rozwojowych, ani śladu jakiejkolwiek nowoczesnej wiedzy o społeczeństwie! Na przykład z zakresu socjologii wyzysku i korupcji w systemach niekontrolowanych. Kilkuwiekowy dorobek myślowy ludzkości - całkowicie nieobecny! Przy ogromie erudycji filozoficznej i teologicznej autora encykliki nasuwa się prosta diagnoza "uczonej ignorancji", jakże częstej wśród humanistów. Ale nie ufajmy wnioskom tak łatwo przemawiającym do wyobraźni! Wszystko wskazuje na to, że jest to raczej ignorancja pozorna, albo raczej ta, której się oczekuje i wymaga od nas, byśmy ją demonstrowali w swych wypowiedziach o świecie. Kościelna poprawność polityczna tych, którzy nie zamierzając zmieniać świata, nie powinni szerzyć jego rozumienia. Moralna poprawność rzeczników retenebracji, czyli przywracania mroków niewiedzy! Z niewiedzą o społecznych i ekonomicznych wyznacznikach człowieczeństwa jako cenną cnotą chrześcijańskiego umysłu.

A przecież jeszcze w encyklikach Jana Pawła II krytyka panujących systemów politycznych odgrywała znaczną rolę. Potrzebna, dopóki istniał system zwany złośliwie "realnym socjalizmem". Kiedy został obalony, perspektywę systemową zastępuje doktryna oczywistości i niezmienności obecnego układu sił, bez nazywania go systemem. Ratzingerowa TINA ma przy tym datę ważności nie dzisiejszą, lecz z niedalekiej przyszłości. Od czasu, kiedy nastąpi odpaństwowienie wszystkich usług z socjalnymi włącznie, jak we wmuszanych każdemu państwu przez Fundusz Walutowy umowach GATTS-u. Z tą jednak różnicą, że wobec usług socjalnych powstaje dodatkowy wymóg - by na całym globie podlegały one moralnej kontroli Kościoła. A przy tym, jak wiadomo z tego, co się dzieje w świecie, nie chodzi wbrew zapewnieniom o prywatyzację, lecz raczej o korporyzację, czyli o przejmowanie wszystkiego na własność przez wielkie globalne korporacje. Ponadnarodowe instytucje gospodarcze prowadzące własną politykę także kulturalną i doktrynalną, jak Kościół Katolicki. Zauważmy wreszcie, że Ratzingerowa doktryna TINY, to nie tylko neoliberalne twierdzenie o niezmienności systemu, lecz także wola i żądanie. Żądanie, by system ten niezmienny był rzeczywiście i pozostał takim na zawsze.

Potępienie myśli, mów i uczynków ukierunkowanych na ulepszanie świata jest z tego powodu czymś więcej niż tylko rdzeniem obecnej nauki społecznej Kościoła. Pomyślmy odważnie: jest zarazem doprecyzowaniem ideologii wielkich korporacji w języku otwartych zakazów i przestróg.

Dlatego nie dziwi fakt, że wbrew tytułowi prawdziwym przedmiotem encykliki jest dobroczynność i program społecznego odświadomienia, nie zaś miłość społeczna. Rzeczywistych czynników i samej tej miłości, i jej realizacji w społeczeństwie Ratzinger nie chce znać i znać nie pozwala. Zapewne z tego powodu, że jak przestrzegał Masaryk senior, każda próba poprawiania świata w duchu miłości człowieka prowadzi do socjalizmu i marksizmu. I nie jest przypadkiem, że w encyklice poświęconej miłości społecznej atak na marksizm jest tak silny, a nie ma ani słowa krytyki pod adresem panującej neoliberalnej ideologii z jej nieludzkim akcentem na prawo silniejszego. Przede wszystkim jednak łączy encyklikę z neoliberalizmem owa Ratzingerowa TINA, czyli ów tak silnie podkreślany zakaz myślenia o naprawianiu świata i wspólnym panowaniu nad nim. Zakaz - de facto - ratowania siebie i ekosfery, który jak każde zabijanie wolności nie może nie być nośnikiem eksterminacji - ludzi, kultur, gatunków roślin i zwierząt. Zakaz, który przez retenebrację i społeczne odświadomienie daje się realizować najłatwiej.

*Encyklika Deus caritas est Ojca Świętego Benedykta XVI, Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne s.c., Radom, ISBN 83-89862-53-0, stron 75. W nawiasach podałem numer akapitu oraz strony w tym wydaniu.

**O niesłusznej krytyce Marska i marksistów w encyklice wspomniał D.Tanalski, Benedykt XVI: Deus caritas est, "Res Humana", 3/4, 82/83, 2006., s. 14-15.

Jerzy Drewnowski


Artykuł pochodzi z miesięcznika "Dziś".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku