W nocy z 12 na 13 grudnia pod domem gen. Wojciecha Jaruzelskiego demonstrowała grupa działaczy i sympatyków Czerwonego Kolektywu-Lewicowej Alternatywy. Na przeciwko wejścia do budynku rozwinęli oni transparent "Kto strzela do robotników jest zbrodniarzem. Chile 1973, Polska 1981".
Generał Jaruzelski, człowiek odpowiedzialny za zbrodnię, jaką był stan wojenny, nie ma prawa używać miana lewicowca - mówił Andrzej Smosarski z CK-LA. Wspomniał również, że wiele lewicowych elementów znalazło się w programie "Samorządnej Rzeczpospolitej" przyjętym przez NSZZ "Solidarność", związek rozbity w stanie wojennym. Smosarski stwierdził też, że generał powinien zostać wreszcie skazany za wojskowy zamach stanu, co byłoby przynajmniej częściowym zadośćuczynieniem dla poszkodowanych przez reżim i ich rodzin.
Generał Jaruzelski to wojskowy dyktator wpisujący się w tradycję zbrodniarzy takich jak Pinochet. Fakt, że stan wojenny był o wiele mniej krwawy od chilijskiego puczu nie jest żadnym usprawiedliwieniem - stwierdził Piotr Ciszewski z CK-LA.
Stan wojenny nie był wymierzony w żadną kontrrewolucję, ani obcych agentów, ale w autentyczny ruch pracowniczy ludzi walczących o wolność i chleb, czyli to, co na swoich sztandarach wypisywały ruchy lewicowe - dodał Ciszewski.
Uczestnicy akcji podkreślali, że każda dyktatura, bez względu na swą etykietkę, jest zbrodnicza.