Groszewska: Czy to świat oszalał?

[2006-12-17 00:11:39]

Z filozoficznego punktu widzenia pojęcie normalności jest problematyczne. Z socjologicznego punktu widzenia co najmniej względne. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób wartościujemy. A mówiąc o kwestiach społecznych, wartościujemy w pewnym sensie zawsze. I nie chodzi o to, że nie da się uprawiać socjologii obiektywnie. Podciąganie faktów, pod z góry ustalaną tezę kłóci przecież się z prawidłami uprawiania nauki. Jednakże sposób widzenia problemów wiąże się systemem wartości i odniesień, które reprezentuje głoszący sądy. Dla przykładu można mówić o ludziach, którzy nie potrafią się odnaleźć we współczesnej gonitwie społeczeństwa kapitalistycznego, jako o nieprzystosowanych, mających problemy z adaptacją, które wynikają z socjalizacji w poprzednim ustroju lub z lenistwa. A można też powiedzieć, że są oni ofiarami obecnych stosunków społecznych, w których ważniejszy jest zysk przedsiębiorcy niż ludzie nań pracujący. Pierwsza perspektywa zakłada, że system jest w porządku i jeśli ktoś ma problem, to należy go tłumaczyć psychologicznie. Druga natomiast widzi przyczynę niepowodzeń czy wykluczenia w obiektywnych cechach rzeczywistości społecznej. Analogicznie perspektywy te mogą odnosić się do zaburzeń psychicznych, co uzasadnię poniżej. Jeśli zaś chodzi o paradygmat stricte psychiatryczny, to można interpretować część zaburzeń jedynie w kategoriach klinicznych i z pewnością pewna grupa jednostek chorobowych jest wywołana przyczynami fizjologicznymi. Jednakże psychiatrzy coraz częściej mówią o przyczynach zewnętrznych, czyli środowiskowych. Uzasadnieniu takiego stanowiska służą zestawienia statystyczne pochodzące z różnych kontekstów społecznych. I tak psychiatrzy zauważają, że w zbiorowościach, w których rzeczywistość jest bardziej rywalizacyjna, a więc powoduje mniejsze poczucie bezpieczeństwa, tam też rośnie liczba chorób psychicznych. Aleksander Araszkiewicz, szef Kliniki Psychiatrii Szpitala Uniwersyteckiego w Bydgoszczy i prezes elekt Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego stwierdza, że liczba chorych psychicznie w Polsce rośnie w tempie wyprzedzającym inne kraje. Uważa ponadto, że sytuacja będzie się pogarszała, ponieważ: "Szaleńcza rywalizacja rozpoczyna się już dużo wcześniej, bo praktycznie w przedszkolu. Presja, żeby być najlepszym, jest wywierana na kilkuletnie dzieci. To musi przynieść złe efekty."(1).

Uwzględniając, że przyczyny chorób psychicznych mają często źródło środowiskowe, można obchodzić się z nimi w dwojaki sposób, analogiczny do opisanych powyżej perspektyw. Pierwszy jest realistyczny, bo rozpowszechniony przez prywatne gabinety psychiatryczne i literaturę parapsychologiczną. Wychodzi się tu z założenia, że jeśli ktoś przestaje "nadążać", brakuje mu motywacji do wytężonej pracy, zbyt dużo czasu spędza nad niepotrzebnym roztrząsaniem swego życia, to oznacza, że ma problemy ze sobą i powinien udać się do specjalisty. Skoro człowiek nie daje sobie sam rady, to znaczy, że z pewnością dają o sobie znać jakieś nierozwikłane doświadczenia z procesu pierwotnej socjalizacji z okresu dzieciństwa, jakieś "toksyczne relacje" z rodzicami, stłamszone emocje albo może dochodzi do głosu niedojrzałość osobowości. Wobec tego należy poddać taką osobę terapii, by przywrócić jej właściwą postawę wobec świata, przywrócić motywację do sprawnego w nim funkcjonowania. Czasem można postąpić prościej i przepisać po prostu prozac. Efekty takiej kuracji są "znakomite", człowiek widzi wszystko w "różowych kolorach", "uśmiecha się", nawet na myśl o tak dotkliwej dotychczas samotności. Czasem ma jednak potrzebę porozmawiania z kimś o sobie i swoich problemach, a przecież nie można sobą obarczać innych ludzi, nikt nie ma czasu, świat toczy się dalej. Wtedy trzeba sobie poszukać psychoanalityka, który wytłumaczy, co źle się dzieje, skąd te ciągłe napięcia i depresje. Przyczyny trzeba szukać w sobie, dorosnąć i nauczyć sobie radzić z emocjami. Za wizyty trzeba płacić i to całkiem spore sumy. Okazuje się, że leczenie nieprzystosowanych dusz to całkiem niezły interes. I może rzecz w tym, by wyciągać pieniądze od cierpiących psychicznie? Jeśli tak, to może cały ten "przemysł psychiatryczny" to konfabulacja? Może wcale nie chodzi o to, by komuś psychiczną jakość życia poprawić, ale o to, by czuł się dobrze tylko wtedy, gdy nieustannie korzysta z pomocy specjalistów? Bo przecież istnieją sytuacje, na które nikt nie ma wpływu, jak tragedie związane ze śmiercią bliskiej osoby, kataklizmy przyrodnicze, wypadki. Człowiek ma prawo wówczas nie wytrzymać napięcia. Ale co wtedy, gdy nie wytrzymuje całego życia? A może to życie jest ciągłą tragedią? W sensie obiektywnym – nie metafizycznym, lecz społecznym. Jeśli pojawia się taka refleksja, to oznacza, że podąża się w stronę drugiej perspektywy. Najpierw zaczyna się wątpić we wspaniałość świata i jeśli ma się odwagę przestać winić siebie za taką wątpliwość, zaczyna się kontestować zasady jego funkcjonowania. Cała myśl humanistyczna opiera się na rozumowaniu, które wiąże cierpienie człowieka z kształtem rzeczywistości społecznej. Jeśli towarzyszy temu niezgoda na to cierpienie, to zaczyna kiełkować rewolucjonizm, pragnienie zmiany świata. Dotychczas cierpienie wiązano z materialnymi warunkami egzystencji. Może obecnie należałoby również wiązać rewolucjonizm z niezgodą na cierpienie psychiczne? Bo przecież szaleństwo charakteryzuje tych, którzy więcej czują i rozumieją, jak powiada Zdzisław Jan Ryn(2).

Być może pomysły rewolucyjne w kontekście rozważań o zaburzeniach psychicznych wydają się niepoważne. Jesteśmy przyzwyczajeni do utożsamiania rozwikłania bolączek duszy z pomocą lekarzy specjalistów. Normę widzimy w tych osobnikach, którzy potrafią funkcjonować "racjonalnie" w społeczeństwie. Oznacza to innymi słowy, że dają radę, są oni temu społeczeństwu użyteczni. Jeśli tak się nie dzieje, gdy nie pomaga prozac i psychoanalityk, to społeczeństwo musi sobie dać radę z nimi. Współczesne społeczeństwa lokują takich ludzi w miejscach odosobnienia, w których ulegają jak gdyby samowykluczeniu spod reguł społecznych. Jak zauważa Foucault, społeczną definicję szaleństwa można skonstruować w oparciu o pewien uniwersalizm czterech systemów wykluczeń(3).

Pierwszy system wykluczeń ma związek z pracą i produkcją. Dotyczy on jednostek będących poza obiegiem produkcji ekonomicznej. Drugi z nich odnosi się do jednostek żyjących marginalnie w odniesieniu do rodziny, czyli systemu reprodukcji. Kolejny, trzeci system dotyczy marginalizacji w stosunku do obowiązującego dyskursu lub systemu produkcji symboli. Oznacza to, że słowa i myśli takich ludzi uważa się za mniej ważne i poważne od słów pozostałych członków społeczeństwa. Czwarty z systemu wykluczeń odnosi się do tego, co Foucault określa mianem "gry", czyli wzajemnych relacji między osobnikami pełniącymi różne role społeczne. Ten typ wykluczenia dotyczy jednostek, które nie zajmują w związku z grą żadnych pozycji.

Każde społeczeństwo stosując reguły pracy, rodziny, dyskursu i gry wyklucza pewną liczbę jednostek z któregoś z powyższych typów, dając im miejsce poboczne i marginalne wobec nich. Na przykład w tradycji wielu społeczeństw osoby sprawujące funkcje religijne są wyłączone spod obowiązku pracy, a także bywa, że są one marginalne również w związku z rodziną – pozostają bowiem w celibacie. Jednakże to, co definiuje szaleńca, to zdaniem Foucaulta jednoczesna marginalizacja w obrębie tych czterech systemów reguł społecznych(4). Reguła społeczna oznacza narzucanie pewnego porządku, obwarowania jego przestrzegania przymusem. Tych, którzy się temu przymusowi wymykają i funkcjonują na marginesach społeczeństwa, można nazwać "szaleńcami".

Jednakże nie zawsze osoby niedostosowane izolowano przestrzennie(5). W okresie średniowiecza szaleńcy podlegali systemowi tych czterech wykluczeń, a jednak pozwalano im istnieć w środowisku innych jednostek. Wykluczenie materialne po drugiej stronie murów, zamknięcie szaleńca ma początek w XVII w. wraz z pojawieniem się nowych norm ekonomicznych. Przy czym nie traktowano wówczas szaleństwa jako jednostki chorobowej. Nie poddawano szaleńców opiece lekarskiej. Izolowano bowiem tych ludzi, których nie można było sprowadzić do norm związanych z pracą. Zamykano więc z powodów moralnych tych, którzy byli nieposłuszni rygorom pracy - próżniaków, libertynów, prostytutki, złodziejaszków, ludzi obłąkanych. Do zasadniczej zmiany związanej z izolacją szaleńców doszło pod koniec wieku XVIII. Wypuszczono wtedy z domów zamknięcia wszystkie niemoralne "szumowiny", pozostawiając w nich tylko osoby, które uznano za umysłowo chore i poddano je opiece lekarskiej. Foucault tłumaczy ten fakt zmianą tempa rozwoju kapitalizmu i przejściem do innej jego fazy. W początkowym stadium rozwoju systemu kapitalistycznego potrzebne były każde ręce do pracy i ci, którzy nie mogli pracować z powodu swego zepsucia moralnego bądź też choroby musieli być izolowani, by nie stanowić ciężaru dla innych pracujących. Wraz z powstaniem kapitalizmu przemysłowego przedsiębiorcom potrzebna stała się grupa ludzi bezrobotnych, dzięki której można regulować politykę płacową zgodnie z interesem pracodawcy. Po to, by wynagrodzenia były możliwie jak najniższe, kapitalistom będzie potrzebna masa bezrobotnych, spośród których można zwerbować pewną liczbę pracowników i którymi można ich potem na powrót uczynić, gdy zaczną być zbyteczni. Uświadomienie sobie przez
przedsiębiorców potrzeby tej słynnej armii rezerw kapitalizmu, o której mówił Marks, sprawiło, że dotychczasowe domy odosobnienia izolujące niepracujących stały się szkodliwe. Odtąd takie placówki dla niezdolnych do pracy z powodu choroby umysłowej czy z powodu ich szkodliwości dla otoczenia miały przywracać i jednych i drugich rynkowi pracy. Dlatego zaczyna się leczyć chorych w zakładach psychiatrycznych i resocjalizować przestępców w więzieniach.

Miejsce odosobnienia, jakim jest szpital psychiatryczny, ma leczyć, po to by przywrócić "naprawionego" człowieka społeczeństwu. Szpital taki jest jednym z typów instytucji totalnych, mających władzę nad człowiekiem, której musi się on bezwarunkowo podporządkować(6). Wyrywając jednostkę z dotychczasowego kontekstu społecznego, należy złamać jej dotychczasową, "wadliwą" osobowość. Służą temu różne zasady zmierzające do standaryzacji i depersonalizacji pacjenta. Nie ma tu miejsca na wolność i szacunek dla podmiotowości jednostki, do czego tak wielką wagę przywiązują – przynajmniej retorycznie - społeczeństwa zachodnie.

Powracając do pytania postawionego na początku tych rozważań - czy normalni są ci, którzy nie wytrzymują współczesnego świata, czy ci, którzy dalej wraz z nim gonią - należy zastanowić się nad istotą tego świata. Czy porządek społeczny, w którym jedyną gratyfikacją jest możność otaczania się przedmiotami, jest zgodny z potrzebami psychicznymi człowieka? Czy społeczeństwo, w którym "każdy sobie rzepkę skrobie", w którym niewiele łączy jednostkę z jakimś ogólnym sensem społecznym, z życiem i pracą dla dobra ogółu jest społeczeństwem, w którym człowiek może czuć się komfortowo? Czy rzeczywiście ci, którzy idą za ciosem, nie zaciskają po cichu zębów i nie płaczą w poduszki, choć na co dzień "trzymają uśmiech"? Może poddają i wycofują się ci, którzy są bardziej autentyczni, bardziej na serio traktujący swą wrażliwość? Ale czy można zmienić świat tak, by każdy czuł, że żyje dla niego i w nim? Czy cztery wspomniane przestrzenie życia społecznego: ekonomiczna, rodzinna, komunikacyjna (związana z dyskursem) i związana z grą przestaną opierać się na przymusie i w rezultacie nikt nie będzie znajdował się na ich marginesie, bo każdy będzie się z nimi utożsamiał? W swej niespełna rozumu szaleńczej wierze odpowiem, że tak. Wtedy mianowicie gdy: po pierwsze, praca nie będzie ani przymusem, ani towarem. Będzie zaś realizacją wolności człowieka i poprzez nią będzie on mógł kształtować otoczenie społeczne. Po drugie, gdy poprzez rodzinę człowiek będzie realizował swe najsilniejsze pragnienie miłości. Po trzecie, gdy w dyskursie publicznym każdy głos będzie tak samo istotny. Po czwarte zaś, gdy relacje społeczne nie będą grą, lecz autentycznym współbyciem i współprzeżywaniem z drugim człowiekiem.

Przypisy:
1) Cyt. za: www.lewica.pl, 2005.09.26.
2) Z.J. Ryn, Spokój sercu świata, w "Charaktery" nr 10, październik 2003.
3) M. Foucault, Filozofia, historia, polityka, PWN 2000, s. 83.
4) Tamże.
5) Tamże.
6) E. Goffmann, Charakterystyka instytucji totalnych, w: Elementy teorii socjologicznych, pod red. W. Derczyńskiego, A. Jasińskiej-Kani, J.
Szackiego, PWN, Warszawa 1975.

Ewa Groszewska


Tekst ukazał się w "Ricie Baum" (www.ritabaum.serpent.pl).

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku