Szobak, Balon: Transformacja w dialekcie śląskim

[2006-12-28 02:11:39]

Śląsk; z czym się kojarzy przeciętnemu Polakowi? Dym z fabrycznych kominów, familoki znane z filmów Kazimierza Kutza, górnicy, hutnicy oraz inne grupy zawodowe przemysłu ciężkiego walczące o przywileje socjalne. Taki obraz niemal zawsze pojawia się w rozmowach ludzi, którzy znają region tylko z opowieści. To skojarzenia trafne, bowiem rewolucja przemysłowa określała rozwój regionu od 200 lat. Jednak przemiany ostatnich lat zmieniają krajobraz śląskiej ziemi. Zachodzą one tak szybko, że mieszkańcy nie mogą za nimi nadążyć, a państwo nie stara się im pomóc w odnalezieniu się w nowej sytuacji.

"Konsensus" czasów władzy ludowej

Industrializacja wyznaczała rytm życia na Górnym Śląsku co najmniej od XIX weku. W okresie międzywojennym województwo śląskie (wówczas bez Zagłębia Dąbrowskiego) było przemysłową wyspą na morzu rolniczej Polski. Nie ważne, czy ktoś był nauczycielem, czy robotnikiem - na Śląsku zarabiało się więcej niż w innych regionach kraju. Przed inteligentami przyjeżdżającymi z Galicji otwierała się zupełnie nowa cywilizacja. Miejscowi, ludność głównie o charakterze robotniczym, z mieszanymi uczuciami, ale z pewnym poczuciem wyższości patrzyła na przybyszów. Istniała przeświadczenie, poniekąd słuszne, że "wszystko co za Brynicą to wieś". Dodatkowym czynnikiem, sankcjonującym dumę autochtonów, była autonomia województwa śląskiego.

W Polsce Ludowej na autonomię miejsca nie było, natomiast w pewnym specyficznym aspekcie region górnośląski był "uprzywilejowany". Węgiel kamienny dający dewizy stał się polskim "czarnym złotem". Region śląsko-dąbrowski stał się miejscem wielkich inwestycji władz centralnych, które miały jednak charakter ekstensywny. Zwiększano produkcje poprzez zmiany ilościowe, a nie jakościowe, czego wymownym przykładem jest ogromny kombinat hutniczy w Dąbrowie Górniczej. Ta zabójcza z punktu widzenia makroekonomii polityka spotykała się jednak ze zgodą miejscowych dygnitarzy. Obecność tak wielkiej ilości zakładów wielkoprzemysłowych w województwie katowickim wzmacniała prestiż śląsko-dąbrowskich decydentów. Podbudowywało ich pozycje w hierarchii partyjnej. Tego rodzaju polityka nie budziła także sprzeciwu ludności. Bowiem na Śląsku żyło się relatywnie lepiej zarówno w aspekcie ekonomicznym (np. lepiej zaopatrzone sklep przynajmniej przez pewien czas) i - jak to ładnie określono w literaturze naukowej - "prestiżowo-społecznym" ("górnik pieszczochem socjalizmu"). Jednak sprowadzenie regionu śląsko-dąbrowskiego do roli zaplecza surowcowo-energetycznego (tzw. kolonizacja wewnętrzna) odbiło się fatalnie na losach mieszkańców regionu po przełomie 1989 roku.

Restrukturyzacja czyli zwolnienia

W nową rzeczywistość Śląsk wchodził z zacofanym i nadmiernie rozrośniętym przemysłem ciężkim, zdeformowaną strukturą ludności (zdecydowana dominacja nisko wykwalifikowanej warstwy robotniczej) niedorozwojem urbanistycznym, z system oświatowym zdominowanym przez szkoły zawodowe (10% takich szkół w kraju mieściło się na Śląsku), o katastrofie ekologicznej nie wspominając. Głęboka modernizacja był więc niezbędna. W tych warunkach wielką karierę zrobiło słowo "restrukturyzacja", szczególnie w odniesieniu do górnictwa czyli branży od której wszystko się zaczynało i kończyło na Śląsku. Modernizacja gospodarki, w celu przystosowania jej do warunków wolnorynkowych, w odbiorze społecznym oznaczała tyle co zwolnienia z pracy. Wydobycie węgla oraz jego transport stały się nierentowne, ponieważ cen węgla nie uwolniono, w wyniku czego wszystko zdrożało, a ceny węgla nie. Doszło do paradoksalnej sytuacji, gdzie surowca, na który było zapotrzebowanie nie opłacało się wydobywać, ani przewozić.

W 1989 roku istniało 65 kopalni, w których ponad 400 tysięcy ludzi znajdowało zatrudnienie. Pierwsze duże zwolnienia w Katowickiem miały miejsce już w 1993 roku. Do 1997 roku zwolniono aż 171 tys. górników. W następnych latach, podczas rządów prawicowej koalicji, restrukturyzacja nabrała przyspieszenia. W latach 1998 - 2002 zlikwidowano kolejnych 20 kopalń, łącznie odeszło wtedy 100 tysięcy pracowników. Skala zmian jest więc ogromna. Niespotykana w Europie. Z punktu widzenia wolnorynkowych propagandzistów restrukturyzacja w dużym stopniu przyniosła zamierzone cele. Wydobycie zaczęło się opłacać. Jednak nie dzięki zwolnieniom i zamykaniu "nierentownych" zakładów, lecz dzięki zapotrzebowaniu na węgiel, o którym wiadomo było, ze stanowi energetyczne zaplecze.

Obudzono się z ręką w nocniku i uzmysłowiono sobie, że na węgiel warto postawić. Spółki węglowe zaczęły przynosić zyski, o czym nie raczono poinformować najbardziej zainteresowanych, czyli fedrujących pod ziemią górników. Wszak to ich pracą i ich rękami owe zyski zostały osiągnięte.

Restrukturyzacji nie należy jednak rozpatrywać tylko w aspekcie ekonomicznym, ale przede wszystkim społecznym. Rosnącej liczby ludzi bez pracy nie zdołała wchłonąć rozwijająca się przedsiębiorczość prywatna. Bowiem zwolnienia grupowe, a potem dobrowolne odejścia z kopalń wywołały "efekt domina". Jak wynika z doświadczeń francuskim i niemieckich strata jednego miejsca pracy w górnictwie to jednocześnie strata nawet trzech w branżach "okołogórniczych" Do tego trzeba dodać zwolnienia z innych "nieefektywnych ekonomicznie" sektorów ciężkiego przemysłu.

Lęk przed utratą pracy, który stał się zjawiskiem powszechnym w Polsce w regionie śląsko -dąbrowskim miał i po części jeszcze ma specyficzny charakter. Nagle zawalił się świat, który funkcjonował nieprzerwanie od wielu lat. W społeczności śląskiej, gdzie dominował patriarchalny model rodziny (w 1989 roku pracowało tylko 28% żon górników) głowa rodziny była jej jedynym żywicielem. W razie utraty przezeń pracy rodzinę czekała nędza. Obecnie już ponad 50% kobiet pracuje. Jednak ta zmiana ilościowa nie przekłada się na poprawę sytuacji społecznej. Kobiety (nie tylko na Śląsku) wciąż mają utrudniony dostęp do rynku pracy.

W ujęciu statystycznym bezrobocie w województwie śląskim jest zawsze niższe niż w całym kraju. Ale, co najważniejsze, w liczbach bezwzględnych, jest bardzo duże (we wrześniu 2006 zarejestrowano 244 tyś. bezrobotnych). Specyfiką konurbacji jest rażąca dysproporcja w "rozmieszczeniu" bezrobocia. Miasta takie jak Katowice czy Gliwice mają bardzo niską stopę bezrobocia.. Ale na przykład Siemianowice Śl. czy Świętochłowice stale ponad 20%. Wiąże się to z charakterem tych miast gdzie często huta czy kopalnia była jednym pracodawcą. Specyfiką regionu są tzw. osady górnicze. Tj. miejscowości gdzie kopalnia jest właściwe jedynym pracodawcą.

Przemiany w mikroskali

Bardzo ciekawym przykładem jest tu Miedźna, mała miejscowość w okolicach Pszczyny zamieszkiwana przez 15 tyś osób, opisywana przez znanego na Śląsku socjologa Marka S. Szczepańskiego. Całkiem jeszcze niedawno była to typowa osada wiejska. Stateczne życie tutejszych mieszkańców przerwała decyzja o budowie kopalni w schyłkowej fazie PRL-u. Aby sprowadzić pracowników w świat zostali wysłani tzw. werbusy. Werbownicy sprowadzili do pracy w kopalni "goroli" z różnych stron Polski. Powstały dwie osady robotnicze Wola I i Wola II. W połowie lat 90-tych na 15 tysięcy mieszkańców 7000 pracowało w tutejszej kopalni "Czeczott" wkrótce okazało się, że specjaliści źle ocenili pokłady węgla i kopalnię trzeba było likwidować.

W 2001 dokonano połączenia tej kopalni z sąsiednią KWK "Piast". W sierpniu 2005 ostatecznie zakończono wydobycie. Do 2010 roku kopalnia "Piast" ma wydobywać ok. 5 mln ton węgla rocznie i zatrudniać ok. 5 tys. pracowników. Oznacza to powrót to stanu sprzed połączenia z Czeczottem. A więc kilka tysięcy ludzi zostało lub zostanie bez pracy. Są to osoby, które zostały sprowadzone na Śląsk w połowie lat 80, a więc jeszcze nie zintegrowane z miejscowymi.

Pomoc z zewnątrz

W latach III Rzeczpospolitej nie doczekaliśmy się realizacji spójnej wizji dla zagłębia śląsko -dąbrowskiego. Kolejne rządy opracowały kolejne programy naprawy. Najbardziej spektakularny plan rządowy został zatwierdzony w 1998 roku, dotyczył on górnictwa. Zgodnie z zamierzeniami rządu Jerzego Buzka nie było już zbiorowych zwolnień. Górnicy odchodzili dobrowolnie korzystając z Górniczego Pakietu Socjalnego. W pierwszych dwóch latach wyniki przeszły najśmielsze oczekiwania decydentów rządowych. Z kopalń odeszło 74 tys. górników korzystając głównie z dwóch uprawnień tj. urlopu górniczego i jednorazowej odprawy bezwarunkowej. Jeżeli chodzi o urlopy górnicze (w istocie była to wcześniejsza emerytura) to była to metoda praktykowana także w państwach zachodnioeuropejskich. Natomiast jednorazowe bezwarunkowe (po odejściu z kopalni górnik nie miał prawa do niej ani do żadnej innej wracać) budzą wiele kontrowersji.

Zmagania byłych pracowników kopalń i ich rodzi z nową rzeczywistością mogliśmy oglądać w serialu dokumentalnym Ireny i Jerzego Morawskich "Serce z Węgla". Obraz doczekał się nawet pozytywnych recenzji w "Gazecie Wyborczej". Jak napisał dziennikarz, za serialem przemawiała prawda. W ustach żurnalistów GW słowo to brzmi jakoś nieswojo. Widzieliśmy więc pieniądze z odprawy schowane w zamrażarce. Jeden z bohaterów chciałby ułamek sumy przeznaczyć na łatwe kobiety, bo jeszcze nigdy takiej nie miał; inny - na leczenie odwykowe. Parę wątków pozytywnych (jeden z byłych górników założył sklep) nie zdołało zmienić ogólnego pesymistycznego obrazu. Niemożność znalezienia pracy, brak umiejętności poruszania się na wolnym rynku był najbardziej charakterystycznym rysem płynącym z ekranu.

Badania socjologów zdają się to potwierdzać. Główny Instytut Górniczy przeprowadził badania na 6,5 tysiącach górników, którzy skorzystali z odpraw od października 1999 do marca 2000 r. Spośród nich tylko 20% znalazło pracę. Oczywiście, próbka badawcza jest niewielka, ale wystarczająca aby mieć wątpliwości co do celowości tego typu osłon socjalnych. Inne z kolei badania wskazują, że zdecydowana większość odchodzących nie miała jasnego planu co z dalszym życiem po odejściu z kopalni. Wydaje się, że na wielu zadziałał miraż dużych pieniędzy. Spora cześć sądziła, że górnictwo jest "na wymarciu" więc lepiej odejść "póki coś dają".

Winy nie ponoszą za to górnicy, nie jest ich przewinieniem, że nie wiedzieli co ze sobą zrobić po odejściu z zakładów pracy. Zaproponowano im szkolenia, wizję zakładania własnych biznesów, a co najgorsze wmówiono im, że górnictwo to przeżytek. Jak to się skończyło? Otóż owe "biznesy" byłych górników to głównie harówka w agencjach ochrony, a pieniądze z odpraw poszły na spłatę kredytów, bądź na bieżące potrzeby. Ów miraż wielkich pieniędzy, wypracowany przez neoliberalnych ekspertów i rządzących, doprowadził do upadku materialnego i psychicznego tysiące rodzin. Najprościej było to wytłumaczyć tym, że ci ludzie "nieprzystosowani" do nowego porządku ponieśli tego konsekwencje. Ot, wolnorynkowa teoria doboru naturalnego.

Lata strachu

Nie ma więc się co dziwić, że ostanie lata na Śląsku to lata "strachu". Poczucie zagrożenia bezrobociem, zmieniająca się błyskawicznie rzeczywistość generowała strach. Przewijające się przez lata transformacji dyskusje prasowe: jaki zakład zamkną?, kiedy?, ilu ludzi zwolnią? itp. Do "tradycyjnej" obawy o życie mężów i ojców pracujących pod ziemią dodano groźbę bezrobocia.

W Niemczech restrukturyzacja trwała regionów przemysłowych trwała 40 lat w Polsce zmiany podobnej skali stały się faktem w ciągu półtorej dekady. Ponadto w Europie Zachodniej, szczególnie w Niemczech, czynnikiem łagodzącym był ustabilizowany system partycypacji pracowników w zarządzanie zakładami. Łatwiej było o konsensus. W Anglii nie obyło się bez strajków na wielką skale, ale wydaje się, że system osłon socjalnych był bardziej trafnie skonstruowany. W 1984 roku powstała na wyspach firma British Coal Enterprise, która pomagała poszukiwać lub tworzyć miejsca pracy dla odchodzący górników. Zwalniający się pracownicy kopalń dostawali odprawy ale potem wymieniona firma pomagał odnaleźć się na rynku pracy. Wszystko przebiegało bardziej cywilizowanie i nie tak gwałtownie jak u nas, co nie znaczy, że było lekiem na całe zło. W Polsce zabrakło szerszego porozumienia społecznego. Pakt regionalny podpisany 1997 roku mógł być właściwym pomysłem, ale skończyło się na dobrym pomyśle.

Śląscy magnaci

Dodatkowe niezadowolenie szeregowych pracowników budzi sposób zarządzania górnictwem na Śląsku. Zarządzanie spółkami węglowymi i kopalniami zostało opanowane przez grupę nazwaną "śląskimi magnatami" tratującymi często swe stanowiska jako synekury. Ludzie o różnej proweniencji politycznej wymieniają się tylko stanowiskami. Zarządzanie spółkami węglowymi doczekało się nawet nowatorskiego opracowania naukowego. Kaja Gadowska w swoje pracy doktorskiej opisuje szereg nieprawidłowości zachodzących w tym środowisku. Od "przekrętów" przy przetargach, po zasiadanie w kilku radach nadzorczych czy zatrudnianie znajomych. Jak autorka wskazuje dostać się do kręgu oligarchii śląskiej nie jest łatwo, ale potem można już spokojnie czekać na emeryturę. Stawisk jest dużo, więc jest co rozdzielać. Magnaci są wobec siebie lojalni, trzymają się ustalonych wewnętrznie reguł gry. System jest zamknięty. Autorka rzeczonej wyżej pracy konstatuje: "Tymczasem wyższa kadra zarządzająca i nadzorująca sektor wraz z ludźmi powiązanymi z przedstawicielami świata polityki tworzy zamknięty[...] samoodtwarzalny system. System ten kieruje się własnymi zasadami działania..." Jerzy Hausner określił ten system jako "prywatyzacje zysków i upolitycznienie strat".

ZZG przekonał Piechotę

Należy jednak oddać pewną sprawiedliwość i powiedzieć iż, jedynie dzięki staraniom Związku Zawodowego Górników, udało się, za rządów SLD, kiedy ministrem gospodarki był Jacek Piechota, doprowadzić do porozumienia w sprawie planu restrukturyzacji. Na jego mocy przeforsowano projekt umorzenia długów powstałych w sektorze górniczym. Łączna kwota oscylowała wokół 18 miliardów złotych. Był to jeden z niewielu kroków mających na celu próbę uzdrowienia sytuacji i wyprowadzenia sektora z gigantycznego zadłużenia.

Obecnie sytuacja pozornie wydaje się być ustabilizowana. Ceny węgla dzięki popytowi na stal są stosunkowo wysokie. Ostanie starcie na linii rząd - związki zawodowe nie dotyczyło póki co likwidacji kopalń, ale podziału zysków spółek węglowych. Bo oto widzimy przedziwną sytuację, nagle przypomniano sobie, że węgiel to energetyczne "złoto" i na nowo odkryto potrzebę jego wydobywania. Ba, powstają nawet klasy górnicze w szkołach zawodowych. Siedzący sobie wygodnie na fotelach prezesi, czerpiący gigantyczne zyski, kosztem ogromnej liczby zwolnionych ludzi, snują wizje na przyszłość, gdy na "energetyczne złoto" będzie jeszcze większe zapotrzebowanie. Nie wmówią oni ludziom pracy, że zwolnienia o podłożu wręcz kryminalnym były li tylko koniecznymi zmianami wynikającymi z wolnorynkowych przemian. Węgiel był i jeszcze długo będzie potrzebny. Trzeba jednak innych rozwiązań, uwzględniających prawdziwe zapotrzebowanie na surowiec, a nie wielomilionowe zyski spółek, które górnicze są tylko z nazwy, bo owe zyski zwykli górnicy mogą jedynie zobaczyć na wykresach. Niestety, wbrew tej pozornej stabilizacji, sytuacja nie jest dobra. Strategia działalności górnictwa węgla kamiennego w Polsce w latach 2007 - 2015 niestety, w obecnym kształcie, nie powoduje wzrostu znaczenia węgla jako ważnego ogniwa w bezpieczeństwie energetycznym kraju. Na dodatek coraz bardziej realne są plany prywatyzacji JSW oraz sprzedaży niektórych kopalń Komapnii Węglowej bądź to Południowemu Koncernowi Energetycznemu, bądź Węglokoksowi. Spowoduje to "bratobójczą" konkurencję w górnictwie. Związkowcy w wystąpieniu do premiera, dają rządowi czas do 17 listopada na podjęcie odpowiednich kroków.

Dwa światy

Krajobraz śląski staje się coraz bardziej poprzemysłowy. Już nie jest tak, że o górnikach mówi się negatywnie tylko poza województwem śląskim. Wielu mieszkańców regionu, szczególnie młodych lub przybyłych niedawno, nie czuje związku z kulturą przemysłową. Dla nich problemy kopalń, górników, spółek są tak samo obce jak warszawiakom. A więc wydaje się, że obok siebie żyją dwa światy stary naznaczony sentymentem "czarne złoto" i nowy już poprzemysłowy myślący w zupełnie innych kategoriach. Taki podział serwują nam media i politycy, by zantagonizować "młode wilki" i "archaiczną" klasę robotniczą. Jednak kariery młodych, mogą mieć identyczny koniec, jak zwolnionych górników. Przecież natłok managerów też może okazać się rynkowo nierentowny.

Adam Szobak
Wojciech Balon


Artykuł pochodzi z portalu www.socjalizm.org.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku