Podczas antyapartheidowej demonstracji w dawnej Republice Południowej Afryki, gdy oddziały białych policjantów rozpraszały i ścigały czarnych demonstrantów, jeden z funkcjonariuszy z gumową pałką w dłoni gonił czarną kobietę. Niespodziewanie kobieta zgubiła jeden z butów; automatycznie, posłuszny swoim "dobrym manierom", policjant podniósł but i wręczył go jej. W tym momencie wymienili na chwilę spojrzenia i nagle oboje zdali sobie sprawę z głupoty całej sytuacji. Po takim grzecznościowym geście, po tym, jak wręczył jej but i zaczekał, aż ona z powrotem go włoży, było po prostu niemożliwe, by ten policjant dalej gonił ją i walił swoją pałką. A zatem skłonił jej się grzecznie, odwrócił się i odszedł Morał z tej historii nie jest taki, że oto policjant nagle odkrył swoje wrodzone dobro - nie mamy tutaj do czynienia z przypadkiem naturalnego dobra zwyciężającego rasistowski trening ideologiczny. Wprost przeciwnie, najprawdopodobniej, psychologicznie rzecz biorąc, policjant ten przypominał każdego innego rasistę. W sytuacji tej zatriumfował po prostu jego "powierzchowny" trening w grzeczności.
Kiedy policjant wyciągnął rękę, aby podać kobiecie but, jego gest był czymś więcej niż chwilą fizycznego kontaktu. Biały policjant i czarna kobieta żyli dosłownie w dwóch różnych społeczno-symbolicznych światach, nie mając możliwości bezpośredniej komunikacji. Dla każdego z nich bariera oddzielająca oba światy została na tę krótką chwilę zawieszona, tak jakby ręka z innego, widmowego świata sięgnęła w ich zwyczajną rzeczywistość. Aby przekształcić tę magiczną chwilę zawieszenia symbolicznych barier w nieco bardziej konkretne osiągnięcie, potrzeba jednak czegoś więcej, na przykład obscenicznych dowcipów.
Tylko skończę z twoją siostrą!
W byłej Jugosławii krążyły dowcipy o każdej grupie etnicznej. Każda z nich była piętnowana za pomocą jakiejś cechy - Czarnogórcy mieli być strasznie leniwi, Bośniacy głupi, Macedończycy mieli być złodziejami, a Słoweńcy skąpi. Znamienne, że dowcipy te zanikły wraz z narastaniem napięć etnicznych w późnych latach 80.: nie słyszało się już żadnych w roku 1990, kiedy wybuchła otwarta wrogość. Dowcipy te nie były po prostu rasistowskie, zwłaszcza te, w których spotykali się członkowie różnych narodowości - w stylu "Słoweniec, Serb i Albańczyk poszli na zakupy" - były one jedną z najważniejszych form faktycznego istnienia oficjalnego "braterstwa i jedności" Titowskiej Jugosławii. W tym przypadku wspólne nieprzyzwoite dowcipy funkcjonowały nie jako środki wykluczania innych, ale jako środki ich inkluzji, ustanawiania minimalnego symbolicznego paktu. Indianie (Rdzenni Amerykanie) palą przysłowiową fajkę pokoju, podczas gdy my z dużo bardziej prymitywnych Bałkanów, musimy wymieniać nieprzyzwoitości. Aby ustanowić faktyczną solidarność, nie wystarczy wspólne doświadczenie kultury wysokiej - trzeba wymieniać z Innym żenujące idiosynkrazje nieprzyzwoitej rozkoszy.
Podczas służby wojskowej zaprzyjaźniłem się blisko z pewnym albańskim żołnierzem. Dobrze wiadomo, że Albańczycy są bardzo wrażliwi na obelgi seksualne odnoszące się do najbliższych członków rodziny (matki, siostry). Zostałem naprawdę zaakceptowany przez mojego albańskiego przyjaciela, kiedy porzuciliśmy powierzchowną grę grzeczności i szacunku i zaczęliśmy się pozdrawiać za pomocą sformalizowanych obelg. Pierwszy ruch wykonał Albańczyk: pewnego ranka, zamiast zwyczajnego "Cześć!", powitał mnie za pomocą zdania: "Wypieprzę twoją matkę!"; wiedziałem, że jest to oferta, na którą muszę odpowiedzieć właściwie, więc odbiłem piłeczkę: "Śmiało, proszę bardzo - jak tylko skończę z twoją siostrą!". Ta wymiana szybko straciła swój otwarcie nieprzyzwoity charakter i została sformalizowana: po zaledwie kilku tygodniach obydwaj nie kłopotaliśmy się już z całym zdaniem; kiedy widzieliśmy się rano, on po prostu kiwał głową i mówił "Matka!", na co ja odpowiadałem po prostu "Siostra!".
Ten przykład odsłania niebezpieczeństwo podobnej strategii: obsceniczna solidarność zbyt często wyłania się kosztem trzeciej strony - w tym przypadku oznacza męską solidarność kosztem kobiet. (Czy możemy sobie wyobrazić odwrotną wersję: młoda kobieta pozdrawia swoją przyjaciółkę za pomocą zdania: "Wypieprzę twojego męża!", na które przyjaciółka odpowiada: "Śmiało - jak tylko skończę z twoim ojcem!"?).
Jest tu jeszcze jeden problem: dwojako rozumianej władzy. Przykład mojego nieprzyzwoitego rytuału z albańskim żołnierzem działa tylko dlatego, że istniała założona równość między mną i Albańczykiem. Obaj byliśmy zwykłymi żołnierzami. Gdybym był oficerem, byłoby to zbyt ryzykowne - praktycznie nie do pomyślenia - żeby Albańczyk zrobił pierwszy krok. Jeśli jednak Albańczyk byłby oficerem, sytuacja byłaby jeszcze bardziej nieprzyzwoita: jego gest byłby ofertą fałszywej nieprzyzwoitej solidarności maskującej ukryte relacje władzy [power] - czyli paradygmatycznym przypadkiem "ponowoczesnego" sprawowania władzy.
Tradycyjne figury zwierzchności [authority], takiej jak szef czy ojciec, wymagają, aby traktować je z właściwym szacunkiem, w zgodzie z formalnymi zasadami; wymiana nieprzyzwoitości i żartobliwe uwagi mogą odbywać się za ich plecami. Dzisiejszy szef lub ojciec, wprost przeciwnie, nalegają byśmy traktowali ich jak przyjaciół. Zwracają się do nas z natarczywą familiarnością, bombardują nas seksualnymi insynuacjami, zapraszają nas na drinka albo opowiadają sprośne dowcipy. Wszystko to ma ustanowić więzi męskiej solidarności, podczas gdy sama relacja zwierzchności - czyli nasze podporządkowanie szefowi - nie tylko pozostaje nietknięta, ale jest traktowana jako rodzaj sekretu, którego trzeba dochować i nie mówić o nim. Dla podporządkowanych tego rodzaju sytuacja jest dużo bardziej klaustrofobiczna niż tradycyjna zwierzchność. Dzisiaj jesteśmy pozbawieni nawet prywatnej przestrzeni ironii i żartu. Szef panuje na obu poziomach: zarówno jako zwierzchnik, jak i przyjaciel.
To pomieszanie nie jest jednak tak trudne do wykrycia, jak można by sądzić. W każdej konkretnej sytuacji "spontanicznie" zawsze wiemy, o co chodzi. Umiemy rozpoznać, czy wymiana nieprzyzwoitości jest "autentyczna", czy jest tylko fałszywą intymnością maskującą stosunki podległości. Prawdziwy problem jest bardziej radykalny: czy bezpośredni kontakt z Realnym, bez leżącej u jego podłoża symbolicznej ramy, jest w ogóle możliwy? Kontakt z Realnym Innym jest sam w sobie kruchy - zawsze jest nietrwały i delikatny. Autentyczne dotarcie do Innego może w każdej chwili przeistoczyć się w gwałtowne wtargnięcie w intymną przestrzeń Innego.
Drogi wyjścia z tego kłopotliwego położenia wydaje się dostarczać logika społecznej interakcji, wyrażona najlepiej w arcydziełach Henry'ego Jamesa. W tym świecie, w którym niepodzielnie rządzi takt, gdzie otwarte wybuchy czyichś emocji traktowane są jako najgorsza wulgarność, wszystko zostaje powiedziane, najbardziej bolesne decyzje podjęte, najbardziej delikatne komunikaty przekazane. Wszystko to jednak odbywa się pod przykryciem formalnej konwersacji. Nawet kiedy szantażuję mojego partnera, robię to z miłym uśmiechem, oferując mu herbatę i ciastka Czy zatem, podczas gdy brutalne, bezpośrednie podejście chybia istoty Innego, pełen taktu taniec może jej dosięgnąć? W Minima moralia Adorno wskazał na głęboką dwuznaczność taktu, jawnie wyczuwalną w dziele Jamesa: szacunek dla wrażliwości innego, troska o to, aby nie pogwałcić jego lub jej intymności, może z łatwością stać się brutalną niewrażliwością na ból innego.
Mój sklep jest najlepszy
Jest stara anegdota o dwóch rywalizujących na tej samej ulicy sprzedawcach. Kiedy pierwszy wywiesza szyld: "Mój sklep jest najlepszy na tej ulicy!", drugi odpowiada, wywieszając szyld: "Mój sklep jest najlepszy w całej okolicy!" - toczy się to dalej: "Mój jest najlepszy w całym mieście w całym kraju na ziemi w całym wszechświecie", aż wreszcie zwycięzcą zostaje ten, który po prostu wraca do pierwotnego szyldu: "Mój sklep jest najlepszy na tej ulicy!". Czy to samo nie odnosi się do stopniowego zastępowania agresywnych sformułowań (seksualnych, rasistowskich) przez sformułowania bardziej "poprawne", jak cały szereg zastępników czarnuch - Murzyn - czarny - Afroamerykanin; albo kaleka - upośledzony - sprawny inaczej? To zastąpienie potencjalnie pomnaża i rozszerza ten (rasistowski) efekt, który stara się usunąć, dodając jeszcze obelgę. Dopóki "kaleka" zawiera nieścieralny ślad agresywności, ten ślad będzie nie tylko (w mniej lub bardziej automatyczny sposób) przenoszony na każdy z jego "poprawnych" metaforycznych substytutów. Ta zamiana otworzy nawet dalsze możliwości podkręcania pierwotnej agresji za pomocą dodatkowej ironii lub protekcjonalnej grzeczności (przypomnijmy sobie wszystkie ironiczne użycia słowa "inaczej" - na przykład "mądry inaczej"- wytworzone przez politycznie poprawne użycie tego terminu).
Jedynym skutecznym sposobem, aby znieść efekt nienawiści, jest, paradoksalnie, stworzenie okoliczności, w których będziemy mogli wrócić do pierwszego ogniwa łańcucha i użyć go w nieagresywny sposób. Strategia powrotu do pierwszego ogniwa jest oczywiście ryzykowna, jeśli jednak zostanie zaakceptowana przez całą grupę, wobec której jest ono skierowane, może się to udać. Kiedy radykalne feministki mówią do siebie "ty suko", nie można odrzucać tej strategii jako czysto ironicznej identyfikacji z męskim agresorem. Funkcjonuje ona raczej jako autonomiczny akt neutralizacji agresywnego żądła.
Slavoj Žižek
tłumaczenie: Julian Kutyła
Slavoj Žižek - słoweński socjolog, filozof, psychoanalityk i krytyk kultury, wykłada m.in. na Uniwersytecie w Ljublanie i w European Graduate School, kandydował na prezydenta Słowenii. Po polsku spośród jego książek ukazały się m.in. "Wzniosły obiekt ideologii", "Przekleństwo fantazji", "Kukła i karzeł. Perwersyjny rdzeń chrześcijaństwa".
Jest to fragment książki "Rewolucja u bram", która ukazała się nakładem Korporacji Ha!art w serii "Krytyki Politycznej".