Oto jak rozdawano karty w grze. W grudniu 2006 Aneta Krawczyk, była radna Samoobrony, oskarżyła prominentnych działaczy tej partii o molestowanie seksualne. Twierdzi, że świadczyła usługi erotyczne Stanisławowi Łyżwińskiemu, który uzależniał od nich przyjęcie jej do pracy w swoim biurze poselskim, gdzie szybko awansowała na dyrektorkę. Oskarżyła także przewodniczącego partii, Andrzeja Leppera. O molestowaniu w Samoobronie mówiły również inne kobiety, które miały do czynienia z tą partią. Całą sprawę ujawniła „Gazeta Wyborcza”. Początkowo Lepper, Łyżwiński oraz ich współpracownicy i współpracownice reagowali żartami i powiedzonkami o wyraźnym seksistowskim podłożu. Genowefa Wiśniowska powiedziała na przykład, że „Łyżwiński tak się zachowuje do kobiet, jak kobieta sobie pozwoli”. Potem jednak partia zmieniła strategię. Łyżwiński zawiesił immunitet, Lepper przeprosił za obraźliwe wypowiedzi i wykluczył oskarżonego posła z szeregów swojej partii.
Organizacje kobiece zwróciły uwagę, że ten sam seksizm, który powoduje molestowanie seksualne kobiet, jest jednocześnie przyczyną wypowiedzi zaprzeczających, jakoby istniał. Sprowadzanie kobiety do ciała – w małżeństwie mającego rodzić dzieci, poza nim przyciągać męskie spojrzenia – uchodzi za coś naturalnego, genetycznie zaprogramowanego, nie zaś za przejaw patriarchatu. Stąd męskie molestowanie, a także niewierność mężczyzn są o wiele lepiej przyjmowane niż gdy to samo robi kobieta. Wystarczy, że ma ona więcej niż jednego partnera, by zostać określona jako osoba nie panująca nad swoim popędem seksualnym lub zbyt „łatwa”. Widać to było w fali potępień Krawczyk.
Przekonująco na temat płciowych stereotypów pisze na portalu Feminoteka.pl Anna Zawadzka w tekście pod tytułem „Przewrażliwione” (http://www.feminoteka.pl/readarticle.php?article_id=217), gdzie zestawia ze sobą lekceważące reakcje na dwie sprawy: rozbieranych slajdów na Uniwersytecie Jagiellońskim i podejrzenia o molestowanie w Samoobronie. W pierwszym przypadku podśmiewali się studenci, w drugim – członkinie partii. Autorka zwraca uwagę na to, że kobiety uwewnętrzniają patriarchalne normy, ponieważ sprzeciw naraziłby je na etykietkę „przewrażliwionych”. W związku z tym podważa przeświadczenie Manueli Gretkowskiej, iż sam fakt kobiecości mógłby sprawić, że kobiety będą bronić kobiet przed seksizmem. Zawadzka odmalowuje go za pomocą następującej scenki: luźne spotkanie w firmie, mężczyźni przeglądają pismo CKM, pełne zdjęć roznegliżowanych kobiet. Koleżanki nie wiedzą co ze sobą począć; jeśli się sprzeciwią, zostaną oskarżone o zakłócanie miłej, niezobowiązującej atmosfery. Właśnie tak zarysowaną „normalność” autorka uważa za sprzyjającą molestowaniu.
Skupiając się na ważnych kwestiach seksizmu, stereotypów i uwewnętrznienia przez kobiety patriarchalnych norm, Zawadzka podejmuje rozpowszechniony wśród polskich feministek dyskurs, który źródła opresji kobiet widzi w kontroli nad seksualnością i dominacji kulturowej. W ramach perspektywy – którą ruch kobiecy był zmuszony podjąć w niesprzyjających okolicznościach politycznych - opresja manifestuje się na poziomie stosunków interpersonalnych (przemoc domowa, dyskryminacja w polityce i na rynku pracy), a jej społeczny wymiar sprowadzany jest do statystycznych porównań obecności kobiet i mężczyzn w polityce i w firmach. Umyka natomiast z pola widzenia związek między patriarchatem a instytucjami takimi jak prawo, państwo czy rynek. W takim ujęciu trudno dostrzec także zróżnicowanie między kobietami. Te w uprzywilejowanej pozycji ekonomicznej mogą chcieć zmiany dyskursu seksualnego i częstszego zwracania uwagi na przejawy molestowania czy seksizmu; takich zmian pragną dla wszystkich kobiet, jest jednak mało prawdopodobne, by przeszkadzała im istniejąca struktura ekonomiczno-polityczna, której są podporą i której bronią przed „wypaczeniami”.
Łyżwińskiemu nie chodziło o to, żeby seksualnie represjonować Krawczyk, ale o maksymalizację swoich korzyści, interesu i przyjemności. Patriarchat nie tylko korzysta z zasobów kultury, aby ograniczać i kontrolować seksualność kobiet oraz utrudniać ich dostęp do płatnej pracy i stanowisk, ale całą przestrzeń społeczną organizuje w ten sposób, że instytucje społeczne (normy, struktury, dyskursy polityczne) na wielorakie sposoby sankcjonują i umożliwiają seksualny, ekonomiczny i polityczny przywilej męskiego podmiotu. Ludzie obydwu płci orientują względem niego swoje życie, jest bowiem stałym składnikiem społecznego krajobrazu. Niektóre kobiety nie wyobrażają sobie życia poza porządkiem patriarchalnym, inne kobiety, a także mężczyźni 'negocjują' z patriarchatem, urządzają inaczej swoje życie i relacje z innymi. Dla wielu mężczyzn patriarchat jest politycznie i ekonomicznie użyteczny, poza tym na niektórych z nich działa jak polityczny afrodyzjak lub środek znieczulający, zwłaszcza, kiedy wymaga ofiary z własnego życia (‘służba’ wojskowa). Z jednej strony jest tak upowszechniony, że aż niewidoczny, z drugiej generuje braterską solidarność w utrwalaniu kontroli nad kobietami. Zarówno ziemski namiestnik Boga, jak i oświecony filozof, racjonalny ekonomiczny podmiot teorii liberalnej, kapitalista czy robotnik u Marksa - to mężczyźni. Tym bardziej budzą uznanie mężczyźni, którzy przeciwstawiają się tym wzorom.
Patriarchat jest formą władzy nad drugim człowiekiem i grupami ludzi, dzięki której mężczyźni zajmują uprzywilejowaną pozycję nie tylko w rodzinie, ale także jako podmioty rynkowe czy polityczne. Dla patriarchalnego prawodawcy władza ta oznacza możliwość decydowania o życiu i śmierci innych ludzi, na przykład przez odebrania innym konstytucyjnych uprawnień do ochrony zdrowia (m.in. poprzez zmniejszenie środków budżetowych przeznaczonych dla szpitali), wdrażania polityki monetarnej, która wiąże się z utratą miejsc pracy czy też kontrolowania seksualności kobiet przez odmowę refundacji kosztów antykoncepcji i jednoczesny zakaz aborcji. Z tej perspektywy tzw. „molestowanie” jest jedną z wielu praktyk autorytarnej władzy. Aby mogło mieć miejsce, sprawca musi czuć się uprawniony do dysponowania ciałem drugiej osoby bez jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności czy choćby próby utożsamienia się z nią. Patriarchat jako układ relacji władzy jest przypadłością strukturalną, poprzedzającą stereotypy, które są jego przejawem i afirmacją - nie odwrotnie.
Aneta Krawczyk „czyta” wzory władzy bez złudzeń. Zanim poznała Łyżwińskiego, była bezrobotną krawcową z dwójką samotnie wychowywanych dzieci. Warto zwrócić uwagę, że kobiet w takiej sytuacji jest w Polsce wiele. Część z nich godzi się - nie tylko w partiach, ale także w firmach i rozmaitych organizacjach – na seks w zamian za otrzymanie i utrzymanie pracy czy też awans. Opinia publiczna usprawiedliwia takie postępowanie, ale tylko pod warunkiem finansowego kryzysu, sytuacji bez wyjścia. Szybko zostało wychwycone, że Anecie Krawczyk proponowano wcześniej posadę sprzątaczki, ale jej nie przyjęła, co świadczyć ma o jej „wygórowanych ambicjach” i niedostatecznym szacunku dla własnej kobiecej „cnoty”. Tak jakby dziewczynka z zapałkami zamiast wpatrywać się z podziwem i smutkiem w choinkę w domu bogaczy postanowiła znaleźć się po drugiej stronie okna i jeść w cieple świąteczne pierniki za cenę świadczenia panu domu seksualnych usług. Dla kobiet i mężczyzn wychowanych na bajce Andersena - zgroza!
Właśnie w tym duchu wypowiada się Przemysław Szubartowicz w tekście „Umyci”, zamieszczonym w „Aneksie” - dodatku do „Trybuny” (http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2006120816v). Zwraca on uwagę na opresję kobiet, wynikającą z połączenia kapitalizmu i patriarchatu. Aneta Krawczyk nie budzi jednak jego sympatii, gdyż zamiast „być sprzątaczką w szkole”, wolała „być radną Samoobrony pobierając za to przyzwoite pieniądze”. Jego zdaniem podjęła świadomą decyzję, do której nikt jej nie zmuszał. „Współczucie i szacunek” wywołują w nim natomiast „te kobiety, które poszły do supermarketu a nie na ulicę, i których kompetencje nie oscylowały z rozmachem między sprzątaniem a dyrektorowaniem. Wybrały trudną godność w patriarchalnej rzeczywistości. Ciekawe, że ich fatalnym losem, pełnym upokorzeń i wyzysku, nie przejmują się ani politycy, ani gazety dziś krzyczące na pierwszych stronach rozerotyzowanymi tytułami”.
Wypowiedź Szubartowicza została zamieszczona na portalu Onet.pl, gdzie entuzjastycznie przyjęli ją czytelnicy i czytelniczki. Najwyraźniej zgadzają się oni, iż ofiary patriarchalnego kapitalizmu są godne troski, dopóki są… ofiarami; polskiej biedy, wyzysku, seksualnej przemocy mężczyzn. Kiedy jednak chcą w tych warunkach uzyskać czy wywalczyć coś więcej, stosując się do zastanych reguł gry, natychmiast tracą aprobatę, należną wyłącznie osobom, znoszącym w z pokorą niedogodności życia. Pozytywnym bohaterkom Szubartowicz przeciwstawia też kobiety „wychodzące na ulicę”. Prostytutki okazują się nie dość pokrzywdzone, tak jakby zarabiały krocie na lekkiej pracy. Postaci mężczyzn czerpiących zyski ze sprzedaży kobiecych ciał, a także klientów, którzy z nich korzystają, są w tej refleksji nieobecne. Jak widać, krytykę ustroju autor łączy ze stosowaniem podwójnych standardów płciowych, z których wynika pochwała wyzbytej ambicji i posłusznej seksualnym zakazom postawy kobiet. A więc, panowie – zwalczamy wyzysk, ale zachowajmy przywilej dyscyplinowania kobiet przy jednoczesnym wychwalaniu ich chrześcijańskiej pokory. Stąd aprobata dla tekstu na największym polskim portalu.
W przeciwieństwie do publicysty „Trybuny”, Magdalena Środa uważa ujawnienie sprawy molestowania za milowy krok w uświadamianiu sobie przez kobiety ich praw. Jak twierdzi w tekście „Aneta K. i podziemie kobiet”, „Niezależnie od tego, kto okaże się ojcem dziecka Anety K. i jak aferę wykorzystają politycy, stanie się osobą, która symbolizować będzie ważny etap w procesie ujawniania opresyjnej sytuacji w naszym kraju” („Gazeta Wyborcza”: http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34314,3781638.html). Oby! Jednak na przeszkodzie, wbrew jej opinii, mogą stanąć politycy, i to nie tylko „Lepperowie, Giertychowie, Filipkowie i Wierzejscy”, reprodukujący „warunki społeczne, w których przemoc wobec kobiet jest możliwa i usprawiedliwiona, bo ‘znaturalizowana’”. Otóż nie tylko Samoobrona i LPR je reprodukują; podobne wypowiedzi padały ze wszystkich ław polskiego parlamentu. Wszystkie partie też uczestniczyły w ograniczaniu reprodukcyjnej wolności kobiet, nazywanym przez jednych „misją” a przez innych „kompromisem”.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że opozycja jest bardzo zainteresowana sprawą Anety Krawczyk, licząc na to, iż wskutek takich afer może rozpaść się koalicja rządząca. Afera tym korzystniejsza, bo wszystkie wiodące partie kolejno wdrażają neoliberalną politykę społeczna i ekonomiczną, a więc jakoś muszą uzasadnić wzajemne zróżnicowanie. Jeszcze bardziej niż politycy zaangażowane są w nią media, które użyły jej zeznań do bezwzględnej walki między sobą. Dopiero co „Dziennik”, czekając na otwarcie swego wydania internetowego, ujawnił bulwersujące fakty dotyczące prominentnych działaczy Ligi Polskich Rodzin. „Gazeta Wyborcza” musiała wykazać się kontr-aferą dostatecznie wielkiego kalibru. Zarówno w jednej jak i w drugiej redakcji snute są marzenia o marginalizacji Samoobrony i LPR, przy czym „Dziennik” dąży do powiększenia wpływów PiS i władzy konserwatywno-neoliberalnej, Wyborcza zaś stanowczo preferuje neoliberalne PO. Zdawać sobie sprawę z kalkulacji największych polskich mediów nie oznacza lekceważyć przypadek oskarżenia o molestowanie, który pragną wykorzystać dla swoich interesów, nie mających wiele wspólnego z emancypacją.
Nie po raz pierwszy i na pewno nie ostatni polityka rozgrywa się na arenie kobiecego ciała. Chodzi nie o to, by wykazało ono rację którejś z sił, tylko by wreszcie to kobiety, zwalczające obie formy patriarchatu, same stały się istotną siłą polityczną. W tym celu należy jednak zrezygnować lub wziąć w cudzysłów termin „molestowanie”, który ujmuje władzę nad kobietami w kategoriach moralności i redukuje ją do relacji interpersonalnych. Problem, z którego wynika „molestowanie” nie jest ani indywidualny, ani moralny, ale systemowy. Innymi słowy, chodzi nie o to, aby dziewczynka z zapałkami była „grzeczna” bądź „niegrzeczna”, ale aby przestała być skazana na marne alternatywy.
Weronika Strzała
Tekst pochodzi ze strony Think-Tanku Feministycznego (www.ekologiasztuka.pl/think.tank.feministyczny/).