Uniwersytet jako przestrzeń ścierania się kontrowersyjnych poglądów to bardzo dobry pomysł – pomysł ten jest wręcz samą esencją akademii i szkoda, że tak rzadko jest realizowany na zbyt jednorodnych politycznie uniwersytetach europejskich i amerykańskich. Dlatego właśnie przerażający jest przebieg spotkania z Podhoretzem.
Jak można się spodziewać, na spotkanie z neokonserwatywną ikoną przyszło wielu jego przeciwników: studentów, wykładowców, liderów radykalnej lewicy. Część z nich trzymała kartki krytyczne wobec mówców (np. "Podhoretz - liar for empire OUT!"), kilka osób komentowało docinkami wypowiedzi prelegentów. Straż uniwersytecka wyprowadziła kilka z tych osób.
Dla trzech mówców sama świadomość, że na sali są ludzie niezgadzający się z Podhoretzem była do tego stopnia irytująca, że co jakiś czas przerywali wystąpienie, by dokonywać personalnych wycieczek - np. Podhoretz nazwał protestujących barbarzyńcami.
W którymś momencie Radosław Sikorski zaczął wręcz bezpośrednio obrażać siedzącego w pierwszym rzędzie Piotra Ikonowicza, tłumacząc głośno, że "ten facet jest tak nieznośny, że nawet postkomuna go nie chce". Wtedy Ikonowicz odpowiedział na inwektywę i po chwili straż uniwersytecka wraz z – uwaga! – ubranym po cywilnemu funkcjonariuszem BOR lub żandarmerii, wyprowadziła go z sali. Po chwili siedzącemu obok działaczowi Pracowniczej Demokracji wyrwano z ręki plakat i siłą wyprowadzono go poza budynek. Minister Sikorski sekundował bijącym, pokrzykując do straży uniwersyteckiej, żeby działała skuteczniej, bo jak nie, to wkroczy żandarmeria wojskowa.
Oglądając to poniżające widowisko, zastanawiałem się, czy rzeczywiście jestem nadal na mojej uczelni? Czy Radosław Sikorski zdaje sobie sprawę, że Uniwersytet to nie waszyngtoński think-tank, gdzie wzywa się ochronę do przeciwników politycznych? Gdzie podziała się autonomia Uniwersytetu – potwierdzana Magna Charta Universitatum, a ostatnio również deklaracją bolońską?
Propozycja użycia siły przez żandarmerie wojskową wobec przeciwników politycznych na terenie uniwersytetu jest czymś nowym i starym jednocześnie. Łatwo poznać w tym echa marcowych pałkarzy ORMO, którymi Władysław Gomułka gnębił ówczesną opozycję na Uniwersytecie.
Autonomia polskich uniwersytetów była okupiona cierpieniem Żydów bitych przez korporantów i profesorów wygwizdywanych przez studentów w latach trzydziestych. Autonomia europejskich uniwersytetów była okupiona poniżaniem wybitnych myślicieli przez francuskich i niemieckich hunwejbinów w latach 60. Nawet w tych trudnych momentach społeczność akademicka godziła się na autonomię uniwersytetów - dlatego, że dzięki niej mamy pewność niezależnego głoszenia poglądów i idei – także tych niezgodnych z obowiązującą linią obecnej władzy.
Radosław Sikorski, Norman Podhoretz i Ryszard Legutko nie są wykładowcami UW. Ich żandarmi nie będą nam siłą wtłaczać neokonserwatywnych poglądów. Nie na naszym uniwersytecie.
Michał Bilewicz
Artykuł pochodzi ze strony internetowej "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl).