Kubisa: Praca-śmieć
[2007-02-06 20:09:17]
W wydanej niedawno w polskim przekładzie książce "Za grosze" amerykańska socjolożka Barbara Ehrenreich opisuje swoje doświadczenia jako pracownicy w sektorze "taniej pracy", wykonywanej przez charakterystyczną dla amerykańskiego modelu kapitalizmu kategorię "pracujących biednych". Co to jest "tania praca"? Junk job, śmieciowa praca to legalna praca w sektorze usług, niewymagająca żadnych kwalifikacji i nisko opłacana. Może ją wykonywać właściwie każdy, bo przyuczenie do zawodu trwa bardzo krótko, zazwyczaj wystarcza szybki kurs przy stanowisku pracy. Jest mało skomplikowana, opiera na prostych, powtarzalnych operacjach. Jej "śmieciowość" wynika z bardzo niskich płac, oraz z tego, że nie daje szans na awans i rozwój zawodowy. Dlatego zazwyczaj traktowana jest jako zajęcie tymczasowe lub dodatkowe. Niestety wiele osób, które ją wykonują wpada w pułapkę. Tkwią w niej mimo, że zdają sobie sprawę z jej "przejściowości". Przyczyny tego stanu rzeczy - bierna postawa życiowa oraz brak szans na znalezienie innej pracy - narastają wraz ze stażem pracy na śmieciowym, nierozwijającym stanowisku. Barbara Ehrenreich przez dwa lata na własnej skórze sprawdzała, jak żyje się osobom pracującym w hipermarketach, barach szybkiej obsługi i firmach sprzątających. Pracowała na tych samych stanowiskach i wynajmowała takie same mieszkania. Podczas eksperymentu osobiście doświadczyła skutków wyniszczającej fizycznie pracy i bezwartościowej diety opartej na jedzeniu dostępnym dla pracujących w sektorze junk job. Doznała stanów emocjonalnych właściwych większości pracowników tego sektora, od wiary w chwilowość swojego położenia, poprzez niechęć do klientów i nienawiść do szefa. aż do pogodzenia się z losem i marazmu. Ehrenreich opisuje upokorzenia, na jakie wystawieni są "pracujący biedni", takie jak stosowana przez wielu amerykańskich pracodawców upokarzająca procedura testów na obecność narkotyków w moczu. Jeśli test narkotykowy przejdzie pomyślnie jest się pracownikiem - obowiązkowy test psychologiczny jest tylko rytuałem. Kiedy pracowała jako sprzątaczka i pomoc dietetyczki w domu opieki, jedyne rozrywki Ehrenreich stanowił krótki spacer po plaży lub wysłuchanie kazania w kościele. W opowieściach jej współpracowników nie ma miejsca na kino. Wolny czas lepiej przeznaczyć na szukanie pomocy u organizacji charytatywnych. Nawet to jest jednak poza zasięgiem większości z nich, pracują bowiem w dwóch miejscach po siedem dni w tygodniu. Z eksperymentu Ehrenreich wynika, że nie sposób się utrzymać pracując w junk job. Nie starcza na ubrania, lekarstwa, jedzenie, nie sposób wynająć mieszkania. Zamiast mieszkań są budki, zamiast obiadu hamburgery, zamiast lekarstw - papierosy. Korzystanie z pomocy organizacji charytatywnych wymaga cierpliwości i dużej ilości wolnego czasu, którego pracownicy junk job nie mają. A jak to jest w Polsce? W Polsce tego praca tego typu pojawiła się wraz z przejściem od społeczeństwa przemysłowego do społeczeństwa usługowego. Tak jak w społeczeństwie przemysłowym mieliśmy do czynienia z grupą robotników niewykwalifikowanych, najbardziej podatnych na zwolnienia i utratę ochrony związkowej, tak teraz znowu możemy mówić o niewykwalifikowanych pracownikach w sektorze usług traktowanych przez pracodawców według wzorców rodem z XIX wieku. W naszym kraju śmieciową pracę wykonują osoby, które stały się ofiarami transformacji gospodarczej i po zamknięciu dużych zakładów nie mogły odnaleźć się na rynku pracy (ich ilość jest trudna do oszacowania). Podejmuje ją też wiele matek, które nie mogą znaleźć innego zatrudnienia odpowiadającego ich potrzebom czasowym. Pracują w ciężkich warunkach 6 godzin dziennie zamiast 8. Ponieważ niewystarczająco wykwalifikowana matka nie ma czego szukać na rynku pracy, za wszelką cenę trzyma się swojego śmieciowego miejsca pracy. Warunki legalnej pracy w polskim sektorze junk job są podobnie niekorzystne dla pracowników, jak te opisane przez Ehrenreich. Dwa lata temu studenci Instytutu Socjologii UW przeprowadzili kilkadziesiąt wywiadów z pracownikami supermarketów, fastfoodów i nielicencjonowanymi ochroniarzami. Pytali ich o warunki pracy, poziom zadowolenia, wiedzę na temat praw pracowniczych, plany na przyszłość, czas wolny i życie rodzinne. Polscy pracownicy nie wspominali o upokarzających testach moczu, ale zatrudniające ich firmy nie szczędzą im innego rodzaju upokorzeń. Najniżej w hierarchii są pracownicy fastfoodów z kanapkami na gorąco, których zapach szczelnie wypełnia przejścia podziemne wielkich miast. To nie złej sławy hipermarkety, często kontrolowane przez Państwową Inspekcję Pracy, lecz właśnie przekąskowe barki stwarzają najgorsze warunki pracy. Regułą jest 12-godzinny dzień pracy bez płatnych nadgodzin i właściwie bez przerw. Wyjść do toalety można, gdy nie ma klientów (a ci są zawsze), gdy ktoś inny stanie za ladą (ale kto?), w dodatku toaleta znajduje się na drugim końcu przejścia podziemnego i aby z niej skorzystać, trzeba zamknąć cały barek (a jest to źle widziane przez szefa). Normy czasu pracy łamane są też nagminnie w przypadku ochroniarzy, którzy często zamiast w systemie 12/24 (godziny pracy/godziny wolne) pracują w systemie 24/48. Oznacza to ok. 260 godzin przepracowanych w miesiącu w porównaniu do 160 godzin w miesiącu na normalnym etacie. Faktycznie pracują prawie dwa razy dłużej, niż wynika z umowy. Pytani o BHP pracownicy hipermarketu mówią "u nas bezpieczeństwa pilnuje ochroniarz". Tak jak w przypadku amerykańskim, o związkach zawodowych nikt tu nie myśli. Zarówno w USA, jak i w Polsce silnym tradycjom związkowym towarzyszy równie silna antyzwiązkowa postawa dużych pracodawców. W Polsce dodatkowym utrudnieniem dla związków zawodowych była ich kompletna nieobecność w mediach, które chętniej pokazywały pijanych górników uczestniczących w brutalnym proteście paraliżującym stolicę. W ostatnich latach sytuacja trochę się zmienia - coraz częściej możemy przeczytać o związkowcach broniących praw pracowniczych, bezpardonowo łamanych przez pracodawców w sektorze usług. Poziom nieznajomości własnych praw pracowniczych w sektorze junk job w Polsce jest przerażający. Pytani o urlop mówią, że mogą wziąć dzień wolny, jeśli znajdą kogoś na zmianę. Nagminne nie płaci się im za nadgodziny, grafik zmieniany jest tak często, że uniemożliwia to jakiekolwiek zaplanowanie czasu wolnego w perspektywie dłuższej niż tydzień. Pracują zwykle za 700 zł brutto. Mimo odpływu pracowników do Wielkiej Brytanii nie widać znaczącej poprawy warunków pracy i płacy. Pod jednym względem w Polsce jest lepiej niż w USA. Wszyscy pracujący legalnie mają ubezpieczenie zdrowotne. Reszta bez różnicy. Podobnie jak bohaterowie Ehrenreich wynajmują mieszkania w kilka osób i korzystają z pomocy rodzin Szukają dodatkowych źródeł utrzymania także w szarej strefie i można powiedzieć, że w cenie zdecydowanie jest "kombinowanie". Zapytani czy chcieliby zarabiać więcej wymieniają sumę o 200-300 zł wyższą niż obecne zarobki. Dla badanych pracowników najwyższą wartością jest rodzina. Pracę traktują instrumentalnie i nie oczekują, by dawała coś więcej niż pieniądze. W przeciwieństwie do bohaterów i bohaterek Ehrenreich polscy pracownicy sektora junk job podkreślają swoją życiową zaradność. W USA praca w fastfoodzie na nikim nie zrobi wrażenia, w Polsce wysoki poziom bezrobocia sprawia, że rozmówcy są dumni z tego, że pracują. Punktem odniesienia dla nich są bezrobotni, traktowani jako leniwi i niezaradni, i co ważne, stojący jeszcze niżej w hierarchii społecznej. Odnotowaliśmy bardzo ubogą ofertę rozrywek dostępnych polskim pracownikom junk job. Ludzi, całymi dniami pracujących za grosze przy dostarczaniu innym rozrywek (w hipermarkecie, barku i multipleksie), nie stać na jakąkolwiek rozrywkę dla siebie. Czas wolny spędzają na odwiedzaniu rodziny, wychowywaniu dzieci, oglądaniu telewizji i graniu w karty. Ogranicza ich mały budżet domowy, przemęczenie i zmienny tryb pracy - w umowach o pracę określana jest np. ilość godzin do przepracowania w tygodniu, lecz nie ma określonych dni (pięć dni w tygodniu może oznaczać zatem również niewynagradzaną dodatkowo pracę w weekendy). Co można zrobić? Zarówno książka Ehrenreich jak i badanie nad polskim junk job wywołuje chęć omijania z daleka hipermarketów i budek z zapiekankami. Czy jednak bojkotowanie tych miejsc jest rozwiązaniem? Hipermarkety dają zatrudnienie w niepełnym wymiarze godzin niewykwalifikowanym kobietom wychowującym małe dzieci, junk job jest też ofertą dla osób chcących połączyć pracę z nauką. Sektor junk job to wyzwanie dla wszystkich instytucji kontrolujących warunki pracy. Ostatnie wypowiedzi Głównego Inspektoratu Pracy wskazują, że w końcu został dostrzeżony problem szkodliwych warunków pracy kasjerek, które w ciągu dnia pracy przerzucają towar ważący znacznie powyżej 1 tony. Skutki tej pracy możemy obserwować już dziś, bo hipermarkety są na polskim rynku od ponad 10 lat i wiele kasjerek, które pracują tam od początku ma poważne problemy ze zdrowiem. Związki zawodowe walczą o formalne uznanie tych warunków pracy za szkodliwe, dzięki czemu kasjerki mogłyby dostawać specjalny dodatek. Być może teraz GIP odniesie się do tych postulatów poważnie. Na kontrolę czekają też zarówno firmy ochroniarskie jak i bary szybkiej obsługi, gdzie nagminnie łamie się zasady BHP. Niestety najprawdopodobniej niewiele się zmieni, jeśli kary dla pracodawców będą nadal tak niskie - rzędu tysiąca zł. Za taką kwotę bardziej się opłaca łamać prawo niż oferować pracownikom godne warunki pracy. Problemem, wskazywanym przez pracowników i związki zawodowe jest też fakt, że wiele rozwiązań prawa pracy dotyczy pracowników zatrudnionych na umowę o pracę, mimo że praca wykonywana w oparciu o umowy cywilno prawne często nosi znamiona stosunku pracy. To sprawia, że pracownicy są pozbawiani podstawowej ochrony prawnej, co w połączeniu z niską świadomością praw pracowniczych ma często katastrofalne skutki. Pomóc może obecność (i aktywność) związków zawodowych. W tym miejscu jak w żadnym innym potrzebne są szkolenia z prawa pracy, potrzebny jest kolektywny głos pracowników. Dzięki temu udaje się wywalczyć bardziej stabilny grafik, więcej umów o pracę (zamiast umów cywilnoprawnych), lepsze warunki pracy i płacy. Niestety założenie związku zawodowego jest tu niezwykle trudne. Obok zwalczających związki pracodawców przeszkadza sposób organizacji pracy, zupełnie nie sprzyjającej integracji zespołu pracowników. W tym sektorze nie zmieni się nic, jeśli nie będzie się działać, lobbując w sprawie objęcia ochroną prawną osób pracujących na podstawie umów cywilnoprawnych, które pracują tak samo jak ci na umowie o pracę; jeśli nie będzie się nagłaśniać przykładów łamania praw pracowniczych, BHP, mobilizować instytucji takich jak PIP. Bojkot hipermarketów nie jest odpowiedzią - skąd możemy wiedzieć, jak wygląda sprawa praw pracowniczych w osiedlowym sklepiku? Wywiad pochodzi ze strony internetowej "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl). |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?