Polityka stała się rynkiem usług. Praktyka polityczna podzieliła społeczeństwo na usługodawców, czyli partie polityczne i usługobiorców, czyli całą resztę. Na pewno jest to efektem alienacji społecznej ludzi pracy najemnej, ale z drugiej strony ów stan pieczołowicie podtrzymywany jest przez partie komercyjne. Określenie "partie komercyjne" oznacza tu organizacje działające w strukturach władzy, skoncentrowane na skutecznym wrastaniu w system społeczny, na tworzeniu swojego zewnętrznego wizerunku atrakcyjnego dla wyborców – usługobiorców. Cel polityczny, który powinien być wyrazem wyznawanych wartości, spychany jest na drugi plan lub zupełnie pomijany. Partie komercyjne charakteryzuje zazwyczaj pragmatyzm, "apolityczność", nawoływania do zgody, wspólnej pracy na rzecz... itd. Wzorcowymi przykładami są dzisiaj partie pseudolewicy z eseldowskim rodowodem, PSL i PO. Coraz bardziej komercjalizuje się, ludowa początkowo Samoobrona, czego dowodzi seksafera, w której osnową niewątpliwie seksistowskiej i dyskryminacyjnej historii jest możliwość świadczenia przez partię różnorodnych korzyści, m.in. rozwoju kariery czy dobrej pracy, związanych z udziałem we władzy. Wymienione partie mogą wchodzić i wchodzą ze sobą w dowolne konfiguracje nie narażając się na deformację bardzo okrojonych celów politycznych. Jedyną przeszkodą bywają historyczne zaszłości i konflikty interesów partyjnych lub osobistych.
Interesy tych stronnictw paradoksalnie zabezpiecza negatywna propaganda wokół jedynej oficjalnej tj. komercyjnej polityki. Jej istotą jest wywoływanie przekonania, że polityka jest czymś brudnym i złym. Czymś, czego nie polecamy "normalnym ludziom". Takie przekonanie opinii publicznej daje możliwość wyjścia z ofertą: "zaufajcie nam, załatwimy wasze problemy, zrobimy to za was". "My", czyli "klasa polityczna". Określenie dystansujące od polityki ogół. Zaś ogół to "normalsi". Nieprzypadkowo najczęściej do nich odnosi się oferta liberałów, pragnących umocnić kapitalizm na wieki wieków. "Dość polityki – czas na ludzkie sprawy" - głosił na bliboardach jeden z kandydatów na prezydenta Lublina. Polityka jest brudna, partie złe, więc po co się "normalnym" ludziom w to mieszać. I ogół się nie miesza, nie tworzy partii, sam się nie reprezentuje, a wyborczy cyrk jedzie dalej.
Sami się wybierzmy
Jedna z fundamentalnych tez marksizmu głosi, że rewolucja społeczna musi być dziełem samych zainteresowanych, tzn. proletariatu. Jakkolwiek dzisiejszy proletariat różni się od tego z XIX wieku to pozostaje on klasą pozbawioną możliwości kontroli nad środkami produkcji i decydowania o podziale wytworzonych dóbr. Innymi słowy to klasa bez kapitału. Interes kapitalistów zabezpiecza kapitał. Kapitał to siła, którą można kupić głosy, tak wpłynąć na opiniotwórcze ośrodki by przeforsować nawet najbardziej szkodliwe dla ogółu pomysły. Jedyną siłą ludzi pracy, zdolną zabezpieczyć ich interesy zawsze był i pozostanie świadomy i aktywny na poziomie jednostkowym ruch masowy. Ruch, który nie powierzy, "zawodowcom" swoich spraw by po raz kolejny przeżyć rozczarowanie. Nie będzie odbijał się od lewej do prawej bandy. Jak pamięcią sięgnąć o partiach politycznych mówi się zawsze ONI. A oni jak to oni – mają swoje interesy. Wyborcy, powierzają swoje sprawy, żądania socjalne, prośby o poprawe losu tym, których interesem jest właśnie ograniczenie praw socjalnych, bytowych w imię zysku własnego lub zysku swoich finansowych mecenasów.
O partii ludzi pracy będzie można mówić dopiero wtedy, gdy w codziennych, potocznych rozmowach o polityce zacznie pojawiać się słowo MY. Kiedy proletariat przestanie zlecać swoje sprawy "onym" i weźmie aktywny udział w polityce, utożsamiając się ze swoim stronnictwem. Tylko poczucie wspólnoty interesów i przeświadczenie, że ma się oparcie w solidarnym ruchu opartym na równości i takich samych prawach wszystkich członków może przełamać polityczną alienację. Jak pięknie napisał E. Abramowski: Demokracja zaś i wolność zaczyna się wtedy dopiero, gdy obywatele kraju zamiast żądać reform od państwa w dziedzinie stosunków ekonomicznych i kulturalnych, sami przeprowadzają te reformy, mocą dobrowolnej solidarności, gdy zamiast człowieka jako głosu wyborczego do parlamentu (...) pojawia się człowiek jako wolny twórca życia, umiejący bez przymusu działać solidarnie z innymi i życie doskonalić[1]. To tylko na pozór reformistyczna wypowiedź, bo jako postulat może się ziścić...gdy lud przejmie władzę. Słowem postulat brzmi: nasze sprawy załatwmy sami, sami się wybierzmy i stańmy, stawmy czoła naszym przeciwnikom.
Bariery zewnętrzne na drodze ku partii politycznej ludzi pracy wydają się nie do przejścia. Problemem jest upowszechnienie politycznej teorii ruchu pracowniczego, która nie jest tak prosta czy prymitywna wręcz jak np. paleoliberalizm czy nacjonalizm. Poważną przeszkodą jest tu charakter mechanicznej, najemnej pracy a jeszcze bardziej bezrobocia powodujący ograniczenie doświadczeń społecznych i teoretycznych. W tym kontekście osobnej analizy wymagają relacje między robotnikami a inteligencją utożsamiającą się celami proletariat. Właściwe relacje intelektualistów z robotnikami są o tyle ważne, że to inteligencja z racji wykonywanej pracy ma szeroki przegląd problemów społecznych i wiedzę teoretyczną. A jest to pewien dylemat o czy m pisał jak pisał już L. Trocki w polemice z Adlerem[2]. Inteligencja, jako mimo wszystko klasa z zewnątrz, czasem ulega przeświadczeniu o swojej misji dla dobra robotników. Wiedza i doświadczenie ponad średnią satystystyczną może rodzić tendencje elitarne.
Środki "masowego rażenia" i ich "obiektywizm" dokonały już wielkiego spustoszenia w powszechnej świadomości. Z każdego, kto podważa zasady wolnego rynku i upomina się o elementarne prawa człowieka można zrobić głupca i populistę. Na zasadzie: kto nie widzi nowych szat cesarza jest głupcem. Ten genialny, Andersenowski koncept działa dopóki nie pojawi się alternatywna struktura społeczna, tworząca własną kulturę społeczną i kod kulturowy. Organizacji masowej nie określa zatem tylko kryterium ilościowe. To także wzrastanie świadomości, kształtowanie się tożsamości i aktywności do samoorganizacji a spinającą ten proces klamrą jest ukierunkowanie na cel.
Partia to my
Wewnętrznym problemem ruchu robotniczego może być zachwianie relacji między wymienionymi kryteriami lub przesunięcie akcentu tylko na jeden z nich. Czysto teoretycznie z tego punktu widzenia, zamieszki francuskich przedmieść można uznać za wyraz klasowej świadomości i aktywnego domagania się swoich praw. Jednak bunt spontaniczny i gwałtowny równie szybko wygasł. Walczący mieli świadomość swego położenia, była jakaś samoorganizacja, bo jak relacjonują media była i zespołowe działania, przewrócić samochód na dach można tylko wspólnym wysiłkiem. Było wzajemne informowanie o tym, kto ile samochodów spalił. Nie było określonego celu, wokół którego kształtuje się polityczna tożsamość i świadomego intencjonalnego kierowania w jakiejkolwiek formie. Podobny charakter miały pierwsze strajki robotnicze. Strajki robotnicze w Łodzi w 1892 nie były w ogóle kierowane, II Proletariatowi nie udało się wskazać celu i kierunku politycznego protestującym, wobec czego żywioł strajkującej masy doprowadził do zupełnie nierobotniczego i niesocjalistycznego zachowania. Doszło do aktów przemocy wobec ludności żydowskiej oskarżanej o nędzę robotników, a koniec końców robotnicy wyznaczyli sobie cel polityczny najdziwniejszy, jaki mogli wymyślić... obierając "króla robotników"[3].
Z drugiej strony pojawia się świetnie zorganizowana partia komunistyczna w porewolucyjnej Rosji, która z czasem rozbudowuje potężny aparat, lecz wywołuje to jedynie wyobcowanie szeregowych działaczy i tworzenie się elit kierowniczych, w efekcie dyktaturę. Tu z kolei akcent położony był na tożsamość i "utrzymanie kursu". O ile pierwsze lata rewolucji, kiedy rady ludowe miały autentyczną władzę dawały nadzieje na samorządne robotnicze państwo to kolejne posunięcia WKP(b) na rzecz poszerzania władzy partyjnej coraz bardziej tłumiły aktywność mas.
Jedynym pomysłem na masową partię wydaje się zachowanie nie tyle nawet równowagi, co uznanie za koherentne, równoległe i uzupełniające się dwie tendencje: z jednej strony tendencje oddolne przejawiające się świadomością klasową i zdolnością do samoorganizacji i samorządności, a drugiej odgórne lub zewnętrzne w stosunku do masowego ruchu oddziaływanie teoretyczne i eksperckie. Organizacja masowa może być tylko efektem połączenia obu tendencji. Partia to my, świadomi wspólnoty interesu i warunków, w jakich ten interes zostanie zrealizowany.
Błędy i wypaczenia
Głupio to brzmi po latach, ale przynajmniej dowcipnie. A cztery egzemplifikacje powyższych rozważań nie tylko są wyraziste, ale świetnie ze sobą korespondują.
Historycznym przykładem niech będzie rozłam, do jakiego doszło w PPS–Frakcji Rewolucyjnej w 1907 roku. Rozłamowcy utworzyli Robotniczą Polską Partię Socjalistyczną w odpowiedzi na celowe przejęcie kierowania PPS–FR przez inteligencję. Liderzy PPS–FR z Piłsudskim na czele uznawali, że tylko inteligencja powinna kierować partią prawdopodobnie dlatego, że cel polityczny, jakim była niepodległość, wysunięty został na pierwszy plan a sam Piłsudski i jego grupa uznali, że cele ekonomiczne klasy robotniczej powinny zostać zawieszone. Kierownictwo PPS–FR otwarcie krytykowało "strajkomanię". Oczywiste, że świadomi swojego klasowego interesu robotnicy nie mogli zgodzić się i na odsunięcie ich od decyzji i na odrzucenie ustalonego już od czasów Wielkiego Proletariatu celu ludu polskiego, tj. niepodległości i wolności w drodze rewolucji socjalistycznej. Ten przykład wskazuje na rozchwianie równowagi między świadomością klasy robotniczej a teorią polityczną aż do deformacji tejże teorii[4].
Przesunięcie akcentu albo jedynie na świadomość klasową lub instynkt klasowy, albo jedynie na zorganizowanie kadry i zaplecza intelektualnego prowadzi do absurdalnych wniosków i projektów z góry skazanych na niepowodzenie. Ilustrują to dwa skrajne przypadki. Instynkt klasowy, żywiołowość mas i "klasową czystość" na pierwszym planie i jako jedyne kryterium stawia Front Narodowy-Robotniczy. Klasizm FNR posunięty jest do tego stopnia, że przedstawiciele Frontu odżegnują się od wszelkiej teorii politycznej, twierdzą, że robotnicy mają swój rozum i nie trzeba im "ekspertów" z klasowo obcej inteligencji. Do FNR mogą więc wstępować tylko robotnicy, niechętnie patrzy się na osoby z wykształceniem wyższym, jako skażone burżuazyjną kulturą. Jednocześnie FNR bierze udział w akcjach, z punktu widzenia marksizmu, słusznych i zgodnych z międzynarodowym interesem robotniczym jak np. w proteście przeciw dyrektywie Bolkesteina.
Z kolei czysto inteligenckim i zupełnie oderwanym od społecznej bazy wydaje się pomysł, jaki padł w programie Tok2Szok 7 grudnia na kanale TV 4. Jacek Żakowski i Piotr Najsztub gościli Jerzego Urbana i Łukasza Foltyna – twórcę komunikatora Gadu–Gadu. Prowadzący zaproponowali pół żartem obu gościom, jako osobom bogatym, wyznającym jednocześnie poglądy lewicowe, wyłożenie znacznej sumy pieniędzy na zorganizowanie nowej jakościowo partii lewicy. Foltyn odniósł się do tego dość poważnie. Uznał, że pomysł taki jest możliwy do zrealizowania, że jego pieniądze mogłyby umożliwić zorganizowanie intelektualnego zaplecza i rozpropagowanie idei nowopowstałej lewicy w społeczeństwie. Abstrahując od reformistycznych poglądów Foltyna pomysł ten, mimo że dyktowany jak najlepszymi intencjami, należy uznać za krok ku jeszcze jednej partii komercyjnej. Odgórnie utworzonej i sprzedanej jako gotowy produkt szerokim masom.
Strajki i protesty pracownicze w Polsce rzadko kiedy nawiązują do interesu klasowego a najczęściej organizatorzy wręcz obsesyjnie odcinają się od polityki, nawet tam, gdzie o polityczną akcję aż się prosi. Przykładu dostarcza protest Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego w LW "Bogdanka" S.A. Protest dotyczył rządowych planów konsolidacji w branży energetycznej, więc jak najbardziej miał charakter polityczny. Od maja 2006 roku związki zawodowe dostawały sygnały, że jest problem, w którym należy zająć stanowisko. Podjęte działania były niestety raczej gabinetowe i w bardzo małym stopniu angażowały załogę. Załoga była raczej oszczędnie informowana zarówno o planach rządowych jak i przebiegu negocjacji i protestu. Zarządy związków zawodowych nie szukały niestety szerokiego i aktywnego poparcia załogi. 23 października br. na ulicach Lublina pojawiło się mimo to około 1500 górników wezwanych przez MKP, aby zaprotestować przeciw... no właśnie czemu? Hasła na transparentach trąciły naiwnością, żeby nie powiedzieć dziecinadą: "Nie przenoście nam Bogdanki do Poznania", "Łapy precz od Bogdanki" to te najbardziej radykalne. Podnoszono problem zmiany zarządu i przeniesienia ośrodka decyzyjnego, ale nie wspomniano słowem o zagrożeniu dla pracowników i zapisie o docelowej prywatyzacji skonsolidowanej firmy na GPW. Reprezentacja robotników, jaką są niewątpliwie zarządy związków nie dopuściły do głosu ani przedstawicieli KPiORP ani Piotra Ikonowicza - lidera Nowej Lewicy, dość licznie reprezentowanej na manifestacji. Nie dopuszczono do głosu nawet pracownika LW "Bogdanka", który jest jednocześnie działaczem NL i na proteście występował pod czerwonym sztandarem. Mógł za to wystroić się w piórka obrońcy kopalni, przedstawiciel prymitywnego liberalizmu i rzecznik prywatyzacji wszystkiego co tylko można sprywatyzować – Janusz Palikot z PO.
Początkowo ogłaszana "apolityczność" protestu, wyrażona przez organizatorów żądaniem zwinięcia czerwonych sztandarów NL, KPP oraz niechęć do teoretycznie przynajmniej związkowego KPiORP doprowadziła do tego, że protest posłużył jako polityczne forum jednemu z przedstawicieli najgroźniejszego i najbardziej zaciekłego przeciwnika ludzi pracy, paleoliberalnego stronnictwa – PO.
Czwartym przypadkiem, z którego warto oświetlić problem organizacji ruchu masowego niech będzie analiza rewolucji społecznej przeprowadzona przez uczoną, która rewolucji społecznej nie traktuje z marksistowskiego stanowiska, ale formułuje wiele celnych uwag, które mogą wzbogacić także marksistów o pełniejszy, bo z zewnątrz ogląd tematu. Hannah Arendt w książce pt. "O rewolucji" objawia się jako zwolenniczka rewolucji permanentnej ukierunkowanej na wyzwolenie człowieka pomijając, co prawda cele socjalne a wręcz je dezawuując. Dla marksisty takie ujęcie w oczywisty sposób oznacza pominięcie lub zlekceważenie warunków, w których wolność jednostki i jej prawa ludzkie mogą się ziścić. Mimo to trafna wydaje się krytyka partii jako władzy sprawowanej w imieniu ludu lub za lud a w efekcie powstania nowej elity biurokratycznej. Idąc tym tropem dochodzi do wniosku, że taka praktyka prowadzi wprost do kontrrewolucji i powroty starych burżuazyjnych a jak w przypadku Rosji, feudalnych stosunków władzy. Władza i posiadanie, stosunek podległości to proste zaprzeczenie idei równości. H. Arendt w ciepłych słowach ocenia leninowskie hasło: Komunizm to rady (sowiety) plus elektryfikacja i rozczarowana jest dalszymi losami rewolucji radzieckiej skierowanej na umacnianie partyjnej biurokratycznej władzy. Za przykład antyelitarnej postawy podaje osobę i poglądy Róży Luksemburg, która wierzyła w ruch oddolny, w żywiołowość mas, która przestrzegała przed tłumieniem ruchu masowego przez "zawodowych rewolucjonistów".[5]
Sam Lenin – "zawodowy rewolucjonista" jakkolwiek go ocenia H. Arendt, doceniał postawę Wilhelma Liebknechta, który nigdy nie dał się ponosić ambicji i pracował przez lata na rzecz niemieckiego ruchu robotniczego, nie pełniąc i nie starając się o czołowe funkcje partyjne.
Cytat z Vabanku i co z tego wynika
W komedii Machulskiego jest scena rozmowy przebranego za żydowskiego przedsiębiorcę oszusta ze strażą graniczną III Rzeszy. Pogranicznik mówi, że Żydzi w rzeszy nie są mile widziani. Kramer: jestem przedsiębiorcą, polityka mnie nie interesuje. Strażnik: Ale polityka interesuje się panem. I tak jest jak zwykle. Polityka towarzyszy ludziom od "momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci". Dostajemy PESEL i żyjemy w systemie politycznym. Mamy prawo, które reguluje nasze życie. Być obojętnym na politykę nie znaczy być od niej wolnym, lecz poddać się biernie jej oddziaływaniu. Zainteresowani i zorganizowani kapitaliści siłą swoich pieniędzy tworzą prawo narzucając je masom. Naiwnością jest twierdzić, że mogą reprezentować interesy innej klasy. Klasa pracownicza, jeśli chce coś uzyskać musi polityką zainteresować się wspólnie. Najlepiej przejąć władzę i ustalić prawo, które będzie jej prawem.
Przypisy:
[1] Abramowski E.: Kooperatywa jako sprawa wyzwolenia ludu pracującego w: Kridl M., Malinowski W., Witlin J. [red.] Polska myśl demokratyczna w ciągu wieków. Antologia,, Warszawa 1986 s. 220
[2] http://www.marxists.org/polski/trocki/1910/intelsoc.htm
[3] red. Garlicki A.: Pierwsze maje, Warszawa 1984, str. 46 - 49
[4] Żychowski M.: Polska myśl socjalistyczna XIX i XX wieku, Warszawa 1976, str. 375
[5] Arendt H.: O rewolucji, Warszawa 2003 s.320 i nast.
Jarosław Niemiec
Tekst pochodzi ze strony internetowej Nowej Lewicy (www.nowalewica.pl).