W jeden z poniedziałkowych wieczorów, Sarkozy - lubiany przez ekrany telewizyjne manipulator mediów - pojawił się w, emitowanym w czasie najlepszej oglądalności przez telewizję TF1, programie "Chcę Wam zadać pytanie" ("J'ai une question a vous poser"), w którym sto Francuzów i Francuzek, wytypowanych pod względem demograficznej i politycznej reprezentatywności, jest proszonych o zadawanie pytań gościowi. W piątek po programie, sondaż dziennika "Le Figaro", radia LCI i ośrodka badawczego Opinion Way, pokazał, że ponad 60 procent wyborców, którzy identyfikowali się jako "lewicowi" i oglądali poniedziałkową audycję, uznali Sarkozy'ego za "przekonującego". Podczas audycji, która przyciąga średnio 8,2 miliona widzów, Sarkozy - chyba najbardziej znienawidzony przez polityków lewicy człowiek - wydał się "współczujący" dla 35 procent lewicowych wyborców, pomimo ostrych starć z uczestnikami programu w kwestii homoseksualistów (Sarko, jak się go powszechnie nazywa, ponownie powtórzył swój sprzeciw dla homoseksualnych małżeństw i prawa do adopcji przez pary homoseksualne - a dla tych spraw jest mało zrozumienia wśród klasy robotniczej) i imigrantów (Sarko, jako minister spraw wewnętrznych, zintensyfikował deportacje imigrantów, które objęły nawet dzieci uczęszczające do francuskich szkół, mówiące płynnie po francusku i dobrze radzące sobie w szkołach, a także prowadzi kampanię pod nacjonalistycznym, ukradzionym od Jean-Marie Le Pena, sloganem "Francja - albo ją pokochaj, albo opuść" ("La France, on l'aime ou on la quitte").
Co gorsze, 40 procent wyborców lewicy zgodziło się z Sarkozy'm co do homoseksualnych małżeństw (mimo że sondaże pokazują, że większość Francuzów i Francuzek popiera ten pomysł), natomiast 35 procent zgodziło się z nim w kwestii imigrantów i sloganu "La France, on l'aime ou on la quitte". Ta druga liczba jest niewątpliwie pozostałością wpływu na preferencje polityczne zamieszek, które miały miejsce w październiku i listopadzie 2005 roku w gettach biedy całej Francji, co tylko dramatycznie podsyciło nastrój antyimigranckiej histerii, który ogarnia Francję od lat i jest motorem napędowym takich polityków, jak rasista Le Pen. Należy dodać, że Sarkozy bardzo umiejętnie potrafi tę histerię podsycać i wykorzystywać (choćby przez częściowe zapożyczenia pomysłów Le Pena).
Jeszcze więcej złych wiadomości otrzymała ostatnio Ségolene Royal, programowo mdła kandydatka Partii Socjalistycznej, której nieskupiona na żadnym problemie kampania wyborcza pełna słodkich ogólników jest w bezwładzie. Inny sondaż, przeprowadzony na zlecenie paryskiego dziennika "Metro" (popularnej gazety skierowanej do młodych czytelników), pokazał, że Ségolene straciła od stycznia 10 punktów procentowych wśród najmłodszych wyborców i że Sarkozy pokonuje ją w tej grupie elektoratu sześcioma punktami. Jeżeli kandydatka establiszmentowej lewicy traci młodzież na rzecz prawicy, a także wymyka jej się znaczna część tradycyjnie lewicowego elektoratu, jakie nadzieje jej pozostały?
A ponadto ostatni sondaż publicznej telewizji France 2 wskazuje, że także w drugiej turze wyborów prezydenckich Sarkozy pokonałby Ségolene sześcioma punktami.
Dla tych wyborców, którzy szukają porządnej, lewicowej alternatywy dla centrystki i miłośniczki Tony'ego Blaira Ségolene Royal, także nadeszły ostatnio złe wiadomości. Francuski sąd skazał niedawno José Bové - lidera antyglobalistów i ekologów, który ogłasił niedawno swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich, w których miał reprezentować "lewicę lewicy". Bové został skazany na karę czterech miesięcy pozbawienia wolności za jeden z jego licznych (i bardzo popularnych) aktów obywatelskiego nieposłuszeństwa, podczas którego niszczył on genetycznie modyfikowane zboże. Oznacza to, że Bové nie będzie mógł osobiście prowadzić kampanii wyborczej w całej Francji i będzie musiał zadowolić się jedynie okazjonalnym wydawaniem pisemnych oświadczeń ze swojej celi więziennej, zamiast występować przed kamerami telewizyjnymi, co było do tej pory źródłem jego rosnącej popularności.
W tej chwili trudno sobie wyobrazić, aby kampania "lewicy lewicy", która dopiero co startowała, mogła mieć większy wpływ na wyniki pierwszej rundy wyborów.
Najlepiej sprzedający się ostatnio francuski filozof libertariański - Michel Onfray, który jest najważniejszą postacią świata intelektualistów popierającą gorliwie kandydata "lewicy lewicy" jako alternatywę dla Ségolene, został ostatnio poproszony przez najbardziej poczytny francuski tygodnik "Nouvel Observateur" o pisanie "prezydenckiego bloga". Blog Onfray'a zadebiutował tekstami, w których autor wyjaśniał, dlaczego popiera Bové - "polityka, który czyta Ellul'a, Lenina, Thoreau i Bakunina". Niestety dla Onfray'a, jego kandydat będzie miał teraz nieoczekiwanie wiele czasu na czytanie, gdy kampanię będzie obserwował zza więziennych krat.
Natomiast po Francji krąży widmo - widmo Sarkozy'ego...
Doug Ireland
tłumaczenie: Bartłomiej Kacper Przybylski
Autor jest radykalnym publicystą i krytykiem mediów. Prowadzi blog direland.typepad.com, z którego pochodzi artykuł.