Te pomyły rządu przychodzą w czasie wzrostu wpływów skrajnej prawicy w Europie Środkowo-Wschodniej, co zresztą znajduje swoje odbicie również na zachodzie. Od lat dziewięćdziesiątych reakcja opinii publicznej na migracje - przede wszystkim z krajów muzułmańskich - pomogła skrajnie prawicowym partiom, z ich antysemickim, homofobicznym, antyaborycyjnym programem, zdobyć wpływy w Bułgarii, Rumuni, Austrii, Francji i Włoszech. W tym tygodniu Polska zaproponowała zakaz dyskusji o homoseksualizmie w szkołach; w tym samym czasie radzieckie pomniki upamiętniające żołnierzy poległych w walce z faszyzmem są burzone, zwłaszcza na Węgrzech i w Niemczech Wschodnich.
To kontekst ustawy polskiego parlamentu, która przewiduje degradację wszystkich wysokich rangą wojskowych, którzy mieli udział we wprowadzeniu stanu wojennego, po tym jak seria strajków Solidarności o mało co nie sprowokowała zbrojnej interwencji Związku Radzieckiego. Ci ludzie - wśród nich pierwszy polski astronauta, Mirosław Hermaszewski - mogą także stracić swoje emerytury i domy.
W czasie stanu wojennego, który trwał od trzynastego grudnia 1981, do czerwca 1983, Solidarność była zdelegalizowana, a jej przywódca, Lech Wałęsa, uwięziony. Ówczesny rząd twierdził, że w tym czasie śmierć poniosło dwanaście osób, późniejsze dochodzenia ustaliły liczbę zabitych na dziewięćdziesiąt, a internowanych na kilka tysięcy. Jaruzelski - który w końcu przystąpił do negocjacji z Wałęsą, co umożliwiło koniec komunizmu w Polsce - zawsze mówił, że nie miał innego wyboru, że alternatywą dla stanu wojennego byłaby inwazja wojsk Układu Warszawskiego, które zbierały się wówczas u polskich granic. Prawdopodobnie ma rację, ekipa Breżniewa nie wahała się posłać wojsk do Afganistanu dwa lata wcześniej, a akcje Solidarności paraliżowały ważne linie transportowe między Związkiem Radzieckim, a innymi częściami Europy.
Jaruzelski - który sam był deportowany na Syberię, zanim brał udział w wyzwalaniu Warszawy i innych miast spod nazistowskiej okupacji - wskazuje także, że dochodzenia z lat dziewięćdziesiątych pokazały, że stan wojenny był nieunikniony i że jego decyzję popiera 50 proc. Polaków, podczas gdy przeciw jest tylko 25 proc. "Oskarżają mnie że kierowałem uzbrojonym związkiem przestępczym. A tak naprawdę to kreowanie problemów zastępczych, które mają odwrócić uwagę od rzeczywistych, złożonych problemów kraju" - mówi generał.
Kaczyńscy, uniesieni płomieniem ich prawicowej odmiany katolicyzmu, zaczęli zamykać kluby gejowskie w Warszawie, a w zeszłym roku zakazali Parady Równości. Jedną z ofiar jest Le Madame, klub, który gościł główną siedzibę polskich Zielonych. Europejscy Zieloni potępili zamknięcie klubu: "Prawicowy rząd chciał zamknąć miejsce ważne dla społeczeństwa obywatelskiego, miejsce spotkań politycznych aktywistów, działaczy na rzecz praw mniejszości seksualnych, feministek i alterglobalistów".
Ale głosy międzynarodowego sprzeciwu, szczególnie ze strony Unii Europejskiej, są raczej słabe. Poza Polską niewielu widzi powiązanie między polowaniem na "komunistyczne czarownice", jak Jaruzelski, a niebezpiecznie wzrastającym autorytaryzmem. Milcząc, Unia Europejska zachęca inne skrajnie prawicowe partie czekające w kolejce do władzy.
Eve-Anne Prentice
tłumaczenie: Jakub Majmurek
Artykuł pochodzi z dziennika "The Guardian".