A choćbyś był jak kamień polny,
Lawina bieg od tego zmienia,
Po jakich toczy się kamieniach.
I, jak zwykł mawiać już ktoś inny,
Możesz, więc wpłyń na bieg lawiny.
Łagodź jej dzikość, okrucieństwo,
Do tego też potrzebne męstwo
Czesław Miłosz, "Traktat moralny"
Zacytowanym powyżej passusem rozpoczynają książkę „Lawina i kamienie” Anna Bikont i Joanna Szczęsna. Jej treść zdradza podtytuł: „Pisarze wobec komunizmu”. W obecnych czasach postulowanej dekomunizacji temat niezwykle delikatny.
Książka Bikont i Szczęsnej nie wpisuje się jednak w ideologię IV RP. Raczej wyrasta ze swojej poprzedniczki, będąc idealnym przykładem poglądów głoszonych przez środowisko „Gazety Wyborczej”. Dominujący w tych kręgach pogląd na temat zaangażowania pisarzy ruch komunistyczny po II wojnie światowej można skondensować w formie takiego oto rozumowania: Pisarze zgrzeszyli przyjmując świecką religię o nazwie „komunizm”, swoje grzechy odkupili jednak dzięki akcesowi do antykomunistycznej opozycji. Bardzo dobrze ideologię tę opisał Krzysztof Teodor Toeplitz, podkreślając, że „U Bikont i Szczęsnej losy pisarzy polskich od zakończenia wojny do lat 90. są walką o zbawienie. Na ich dusze czyha pokusa, którą jest komunizm w różnych jego formach, i wielu jej ulega. Niektórzy nie poddają się tym podszeptom, trwając w męczeństwie, jeszcze inni zaś – i ci wydają się autorkom najbardziej interesujący – przeżywają upadki, z których potrafią się jednak podźwignąć i wejść na drogę cnoty”.
Dla autorek książki droga od komunizmu do Solidarności była niejako drogą oczywistą. Dla tych, którzy jej nie przemierzyli nie ma za dużo miejsca na kartach ich książki. Trzeba jednak przyznać autorkom, że zapożyczając elementy dyskursu religijnego i korzystając z nich przy opisie zjawisk społecznych, na końcu – zgodnie z logiką chrześcijaństwa – wybaczają swoim bohaterom. Jest to łaska charakterystyczna dla III RP. W IV RP – jak głosi tytuł pewnego programu znanego z telewizji Wildsteina – nie ma przebacz. W recenzjach książki „Lawina i kamienie”, które ukazały się na łamach prasy prawicowej, zamiast wybaczenia mieliśmy rozliczenia. Typowa pod tym względem jest recenzja autorstwa Krzysztofa Masłonia, opublikowana w „Rzeczpospolitej”. Masłoń co prawda przyznaje, że autorki „nie ukrywają przy tym wstydliwych stron pisarskiej aktywności swych bohaterów”, ale nie dość ich potępiają.
W podobnym tonie książkę Bikont i Szczęsnej komentował Paweł Lisicki, porównując pisarzy komunistycznych z hitlerowskim zbrodniarzem Adolfem Eichmannem. Naczelny „Rzeczpospolitej” również domagał się „radykalnego potępienia” tych, którzy piórem służyli komunizmowi. Najlepiej „radykalnego potępienia” samych siebie. Słowem, samokrytyki. Na łamach prasy popierającej projekt IV RP powrócił więc klimat znany z „Hańby domowej” Jacka Trznadla. Z tą małą, acz znaczącą różnicą, że w strój sprawiedliwych stroili się recenzenci, którzy czasy stalinowskie znają jedynie z opowiadań.
Pomimo krytyki ze strony prawicy i obciążenia wykładnią najnowszej historii w stylu „Gazety Wyborczej”, „Lawina i kamienie” jest bez wątpienia książką wybitną. Autorki spędziły setki godzin czytając komunistyczną prasę kulturalną, czy chociażby stenogramy z posiedzeń Związku Literatów Polskich. Efekty tej ciężkiej pracy widać na kartach książki. Jednocześnie stanowi ona wyjątkowy zbiór – cytowanych w celu zilustrowania omawianych wydarzeń – utworów z epoki literackiej, która po 89 roku została oficjalnie wyklęta. Czy słusznie? Na to pytanie będą musiały odpowiedzieć następne pokolenia. Być może wiersze poetów „ukąszonych Heglem” obronią się same, tak jak filmu Sergiusz Eisensteina i Leni Riefenstahl.
Czy jednak „Lawina i kamienie” jest tylko i wyłącznie książką historyczną, dokumentującą losy pewnego pokolenia polskich pisarzy? Z pewnością tak może być odczytywana. Bardzo inspirujące byłoby jednak odczytanie jej jako przyczynku do krytyki ideologii w ogóle – a nie tylko ideologii komunistycznej. Postulat ten wysunął redaktor naczelny „Krytyki Politycznej” Sławomir Sierakowski, wskazując na zbieżność pomiędzy wiarą pisarzy w latach 50. w komunizm i wiarą elit intelektualnych wywodzących się z tzw. lewicy laickiej w kapitalizm. Ukąszenie Friedmanem stanowiło bowiem fakt, którego negatywne skutki ponosimy po dzień dzisiejszy. Po roku 1989 też mieliśmy swoją lawinę i swoje kamienie. I do jej opisu również można odnieść cytowany na początku „Traktat moralny” Czesława Miłosza.
Anna Bikont, Joanna Szczęsna, "Lawina i kamienie - pisarze wobec komunizmu", Prószyński i s-ka, 2006, s. 584.
Bartosz Machalica
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".