Najwdzięczniejszy sposób uwiarygodniania się i uwierzytelniania swojej roli politycznej, zdobycia władzy arbitralnej i niekontrolowanej nawet pod szyldem panowania demokracji, a przy tym zagwarantowanie sobie bezkarności, to podszywanie się pod wyraziciela „głosu ludu”- pisze we wstępie do pierwszej z omawianych książek Mirosław Karwat. Nietrudno zauważyć, że jest to prawda ponadczasowa, o której to prawdziwości przekonaliśmy po ostatnich wyborach. Autor jest jednak jak najdalszy od ulegania znanej z mediów liberalnych dychotomii „prosocjalni populiści” kontra „rozważni zwolennicy reform rynkowych”. Zarysowując całe spektrum demagogii Karwat nie zapomina również o „demagogii w imieniu ekonomicznie uprzywilejowanych”. Jest ona w tym ujęciu „racjonalizacją ostrych kontrastów i dystansów klasowych, uzasadnieniem panującej hierarchii i dotychczasowych kryteriów podziału dóbr”.
Co charakteryzuje ten podtyp demagogii? Przede wszystkim stygmatyzacja biedy i wyniesienie własnej klasy do roli „soli ziemi” połączone z afirmacją wyznawanych przez nie wartości. Warto w tym miejscu za Karwatem przytoczyć aforyzm Oskara Wilde’a, mówiący o tym, że „Każda kategoria ludzi głosi wartość tych cnót, które nie musi praktykować. Bogaci wychwalają cnotę oszczędności, leniwi mówią dużo o godności pracy”.
Jaki jednak ma sens skupianie się na tym podtypie demagogii? Przede wszystkim wskazuje na istniejącą rozbieżność pomiędzy naukową a publicystyczną definicją tego pojęcia. Dopiero gdy uświadomimy sobie ten fakt, będziemy w stanie zaimplementować pojęcie „demagogia” do analizy polskiego systemu politycznego. Gdy to uczynimy okaże się, że o demagogię – rozumianą jako zjawisko z zakresu socjotechniki – można oskarżyć nie tylko – wiecznie etykietowaną jako „populistyczną” – Samoobronę, ale również partie sytuujące się w statecznym „politycznym centrum”. Stosowanie demagogii można przypisać wielu polskim siłom politycznym od rzekomo „socjalnego” PiS-u po nobliwą Platformę Obywatelską. Oczywiście w tym ostatnim przypadku mamy do czynienia z występowaniem demagogii w imieniu uprzywilejowanych ekonomicznie. Tak o tym pisze Karwat: - Demagogią posługują się jednak także siły polityczne programowo niechętne nie tylko podmiotowości mas, lecz wszelkiej ich aktywizacji, nawet traktowanej instrumentalnie, sterowanej i podporządkowanej, a więc ruchy lub instytucje o orientacji elitarystyczno-oligarchicznej. Nie gardzą nią np. wtedy kiedy nie ma lepszego sposobu odsunięcia przeciwnika lub skanalizowania niebezpiecznej dla grup uprzywilejowanych radykalizacji „nizin społecznych”.
Właściwe odczytanie pojęcia „demagogia” stanowi najważniejszą wartość, jaką zawiera książka wydana przez Wydawnictwo Sejmowe. Do tej pory ulubionym epitetem stosowanym przez liberalne media było oskarżenie o populizm wszelkich lewicowych pod względem społeczno-gospodarczym inicjatyw. Warto w tym miejsce zaznaczyć, że polscy dziennikarze z uporem godnym lepszej sprawy używają pojęcia „populizm” w sytuacji, gdy właściwsze byłoby pisanie o „demagogii”. Skoro jednak dla wytrawnych publicystów terminy te są niemal synonimami, to analizując ich funkcję można przyjąć roboczo ich pomyłkę i utożsamić populizm z demagogią. Ważniejsze jest to, że w polskim społeczeństwie udało się zaszczepić rozumienie populizmu-demagogii, ograniczające się do zawężającej konotacji tego pojęcia. Sukces ten okazał się jednym z najważniejszych zwycięstw prawicy na polu walki o hegemonię. Widzowie „Faktów”, czy „Wiadomości” zaczęli bać się „populistów” dybiących na ich złotówki. Władze SLD zaczęły zaś bać się każdego kolejnego wydania „Gazety Wyborczej”, w którym to Witold Gadomski mógł każdemu pomysłowi gospodarczemu przypiąć stosowną łatkę. Władzę Sojuszu obawiające się dyskredytacji w oczach skupionych wokół środowiska „Gazety Wyborczej” postsolidarnościowych elit niechybnie przesuwały się na pozycję dyktowane przez neoliberalny dogmatyzm. Było to wielkie zwycięstwo prawicy, które rzeczywiście oznaczało dyskredytację SLD, tyle że wśród elektoratu tej partii. Zaczęło się od narzucenia Sojuszowi języka prawicy, a skończyło na realnej klęsce wyborczej.
Jeśli centrolewica chce stać się pierwszoplanowym rozgrywającym na polskiej scenie politycznej to niemożliwe jest osiągniecie takiego stanu rzeczy bez stworzenia własnego języka, opisującego rzeczywistość.
Mirosław Karwat, "O demagogii", Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2006, s. 249.
Mirosław Karwat, "O złośliwej dyskredytacji", Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 433.
Bartosz Machalica
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".