Ciszewski: Policyjna demokracja
[2007-06-16 20:48:55]
Idioci z bezpieki? Oficjalnie wszystkie działania były podyktowane względami bezpieczeństwa. Główne media podsycały atmosferę mówiąc o rzeszach demonstrantów, które miałyby przyjechać prosto z antyszczytu G8, który odbywał się dwa dni wcześniej w Niemczech. Relacjonowały przygotowania do gospodarskiej wizyty prezydenta Busha niczym wstęp do sensacyjnych i przełomowych wydarzeń, które wymagają pełnej mobilizacji bezpieki wszelkiej maści. Pierwszym aktem było odcięcie od świata tysięcy mieszkańców Helu. Od rana 8 czerwca musieli oni, chcąc wyjechać z półwyspu przechodzić drobiazgowe policyjne kontrole na drogach. Później dotarcie do miasteczka samochodem stało się w ogóle niemożliwe, bo na jedynej drodze już ponad kilometr od rządowego ośrodka, gdzie miał gościć Wielki Brat zza oceanu stanęła blokada z armatką wodną i samochodem pancernym wyposażonym w specjalny "pług" do rozganiania demonstrantów. Po godzinie 10.00 zatrzymano również pociągi, nie dając oczywiście wcześniej żadnej oficjalnej informacji. Lokalni mieszkańcy i turyści zostali jedynie poinformowani, że "mogą występować trudności z komunikacją". Nie spodziewali się zapewne odcięcia od świata. Co ciekawe nakaz zatrzymania pociągów miało wydać w bardzo niejasnych okolicznościach Polskim Kolejom Państwowym Biuro Ochrony Rządu. Nie wiadomo również na jakiej podstawie prawnej to zrobiło. Powstaje pytanie – czy polska bezpieka jest naprawdę na tyle głupia, aby nie wiedzieć jaka będzie skala protestu? Ponieważ przedstawiciele różnych organizacji lewicowych byli już wzywani przez ABW, wiemy, że odpowiednie służby mają rozeznanie w środowisku, a bardzo możliwe, że również kilku informatorów. Niemożliwe aby nie wiedziały iż przeciwników Busha na Helu będzie kilkuset, czyli o wiele mniej niż przewidzianych do ochrony policjantów. Mało prawdopodobne jest również aby nie były w stanie zapewnić gościowi bezpieczeństwa bez zamykania linii kolejowej i jedynej drogi na Hel. Następny akt tej policyjnej farsy nastąpił bezpośrednio przed i w trakcie demonstracji. Przebywający na plaży przeciwnicy Busha, w liczbie kilkudziesięciu osób, byli najpierw obserwowani z policyjnej motorówki, a później przez straż graniczną. Funkcjonariusze straży wjechali nawet na plażę na motorach, chwaląc się swoimi zabawkami niczym dresiarze pod dyskoteką. Podczas samej demonstracji, która była legalna nagle pojawiło się kilkudziesięciu policjantów w pełnym rynsztunku, próbując uniemożliwić zebranym przemarsz, co doprowadziło do przepychanki. Po raz kolejny okazało się, że przeciwko kilkuset pokojowym demonstrantom trzeba skierować funkcjonariuszy z miotaczami gazu pieprzowego, a nawet bronią gładkolufową. Odpowiedzialny za ten cyrk oficer był oczywiście nieobecny, zapewne dlatego żeby w wypadku poważniejszych zajść po stronie policji nie było odpowiedzialnego. Później gdy się pojawił odmówł nie tylko podania nazwiska i numeru służbowego, ale nawet stopnia, bo jak wiadomo wystarczy założyć mundur, aby być ponad prawem. Od początku między demonstrantami kręciło się też kilku tajniaków, co było akcentem komicznym, ponieważ byli oni łatwo rozpoznawalni, odróżniając się wyglądem zarówno od przyjezdnych demonstrantów, jak i zebranych gapiów. Wszyscy sie boją, wszyscy siedzą cicho? W całej sytuacji ciekawy jest też fakt, że wszystkie te jawnie prowokacyjne działania nie wywołały sprzeciwu. Przybyły na miejsce burmistrz Jastarni, który wydał zgodę na demonstrację w obliczu policji trząsł się niemal ze strachu. Bełkotał również na początku cos o tym, że wprawdzie zgodę wydał, ale i tak decyduje policja. Organizatorzy protestu musieli stoczyć z nim prawdziwy bój, aby w końcu przyznał, że policja przekracza swoje uprawnienia i wyegzekwował swoją wcześniejszą decyzję. Powstaje pytanie, po co w ogóle umawiać się z takim przedstawicielem władzy lokalnej, jeśli weźmie on nogi za pas jak tylko policja tupnie nogą. PKP też jakoś nie podniosły szumu, że nagle z dnia na dzień, bez wprowadzenia stanu nadzwyczajnego zarządzanie rozkładem jazdy przejął BOR. Wody w usta nabrali dyżurni obrońcy praw człowieka, którym nadmierna mobilizacja sił bezpieczeństwa jakby zupełnie nie przeszkadzała. Wszyscy zdają się potwierdzać ogólny konsensus co do tego, że jeśli Bush przebywa w Polsce to można nieco nagiąć prawo aby czuł się bardziej komfortowo. Również ci, którzy na co dzień najgłośniej oburzają się na marnotrawstwo środków publicznych, czyli przedstawiciele mediów siedzą cicho. "Fakt", który uważa wykorzystywanie rządowych samochodów do prywatnych celów za szczyt marnotrawstwa i gromi polityków za szastanie kasą, nie widzi nic złego w wydawaniu grubych milionów na to aby prezydenci Polski i USA mogli sobie przez kilkadziesiąt minut bełkotać na wspólnym spotkaniu. Więcej, hipokryci z tego szmatławca zamieścili przed wizytą wielki tytuł "Witaj przyjacielu". Dziennikarze nie zauważyli nawet nic niestosownego w tym, że nie mieli nawet okazji zadać pytania "szacownemu gościowi". Jako przedstawiciele mediów z kolonii mogli jedynie siedzieć na briefingu i słuchać garści ogólników o "partnerstwie". Widać więc, że gdy rozmawiać nie chce rodzimy polityk staje się wrogiem demokracji, bufonem itp. G.W. Bush jest jednak dla mediów głównego nurtu niczym przywódca wolnego świata i światło ludzkości. Wolno mu w związku z tym więcej. Witamy w państwie policyjnym? Skoro mobilizacja sił bezpieczeństwa nie miała tak na prawdę na celu powstrzymania agresywnych demonstrantów, to czemu miała służyć? Otóż była to kolejna demonstracja siły. Działania takie są prowadzone regularnie przy okazji wszystkich większych wydarzeń, wiążących się z protestami. Miały miejsce już za czasów poprzednich rządów, nie są więc cechą jedynie państwa Kaczyńskich. Wystarczy wspomnieć mobilizację sił przed szczytem Europejskiego Forum Ekonomicznego w Warszawie, w roku 2004 i rok później podczas obrad Rady Europy. Schemat jest zawsze ten sam. Zaczyna się od wyłączenia jakiegoś terenu z użytku publicznego i demonstrowania ciężkiego sprzętu. Im bardziej hałaśliwe będą przejazdy przez miasto policyjnych konwojów, armatek wodnych i samochodów pancernych tym lepiej. Podobnie decydenci najwyraźniej doszli do wniosku, że impreza jest nieudana, jeśli nie utrudni życia jak największej części okolicznych mieszkańców. Celem całego tego bałaganu jest pokazanie – jesteśmy silni! Nie próbujcie przyłączać się do demonstrantów! Faktycznie, wielu ludzi udaje się z jednej strony uśpić medialną propagandą, że nie dzieje się nic złego, a z drugiej zastraszyć ewentualnymi konsekwencjami nieposłuszeństwa. Istniejący konsensus władzy, głównych sił politycznych i mediów czyni ewentualne dochodzenie własnych praw nieskutecznym, a wręcz przedstawia się je jako bezzasadne. Są to subtelne metody wprowadzania elementów państwa policyjnego, przy zachowaniu "demokratycznej" otoczki, choć nie ma to nic wspólnego z osławionym "kaczyzmem", ponieważ stanowisko partii opozycyjnych jest tu zbliżone do rządowego. Od lat na fali "walki z przestępczością" szkoli sie policje do działań, które nie mają z nią nic wspólnego, czyli w nowych technikach rozpędzania demonstracji czy używaniu służącego do tego sprzętu. Odpowiedź ruchów społecznych Jakie płyną z tego wnioski dla wszystkich tych, którzy nie godzą sie z taką sytuacją? Po pierwsze oficjalni "demokraci" nie są tu żadnymi sojusznikami. Będą się bowiem oburzać na "bandycką" lustrację, ale już nie na odcięcie od świata całego półwyspu z powodu wizyty prezydenta USA. Skrytykują zawłaszczanie państwa przez PiS, ale już nie dozbrajanie policji w armatki wodne i samochody pancerne – jak wiadomo bardzo użyteczne w zwalczaniu przestępstw. Drugim ważnym wnioskiem jest sam sposób organizowania demonstracji. Z jednej strony należy unikać bezsensownej przemocy, która jest po prostu nieskuteczna, a przy obecnym rozmiarze protestów spowoduje jedynie masowe aresztowania. Z drugiej wystrzegać sie tego, co niestety jest cechą większości organizatorów protestów – nadmiernej miękkości i pacyfizmu. Podczas demonstracji na Helu wyraźnie widoczne było, że organizatorzy z Inicjatywy Stop Wojnie oraz Piotr Ikonowicz z NL, próbowali rozmawiać z funkcjonariuszami prewencji. Jest to zwykła strata czasu. Równie dobrze można by na przykład apelować do rzucającego się na nas psa. Funkcjonariuszy prewencji latami szkoli sie przecież aby nie myśleli samodzielnie. Najbardziej racjonalne argumenty, jeśli demonstrantów będzie mało, nie przekonają ich do rezygnacji z ataku. Jeśli protesty będą liczniejsze prewencja policja sama spuści z tonu, obawiając się eskalacji przemocy na znaczną skalę. Wystarczy przypomnieć - podczas samej demonstracji na antyszczycie EFE w 2004 roku zachowywała sie bardzo spokojnie, pomimo że zebrało się jedynie kilka tysięcy osób. Ogromnym błędem jest też zbytni pacyfizm. W momencie demonstracji siły uczestnicy protestu powinni pokazać policji, że nie dadzą sobą pomiatać i bronić sie przed atakami. Aparat przemocy odczytuje pacyfizm jako wyraz słabości. Nie ma też co liczyć na zmianę sytuacji poprzez humanitaryzm wobec policjantów, czyli na przykład łaskawa propozycja podzielenia sie wodą mineralną zakupioną dla demonstrantów, wyrażona na Helu przez jednego z przedstawicieli ISW. Jeśli ktoś oczekuje, że dzięki takim gestom uniknie niesprowokowanego ataku to jest bardzo naiwny. Oprócz zdecydowanej, ale nie agresywnej, postawy, należy jeszcze rozważyć zmianę taktyki. Policyjne mobilizacje maja na celu między innymi ograniczenie zakresu oddziaływania protestu i pozbawienie go skuteczności. Dlatego niezbędne są towarzyszące mu akcje bezpośrednie, nawet jeśli będą one miały jedynie symboliczny wymiar. Można je prowadzić z zaskoczenia, tam gdzie siły bezpieczeństwa są najsłabsze. Nie zawsze muszą się one nawet wiązać ze stosowaniem przemocy, a nawet mogą być prowadzone w granicach prawa, jak na przykład blokowanie przejść dla pieszych. Poza tym odpowiedzią na policyjne prowokacje musi być solidarność wszystkich demonstrujących bez względu na to z jakich grup pochodzą. W obliczu starcia opór powinni stawiać wszyscy, którzy są do tego zdolni. Nie można też pozostawiać poszczególnych osób na pastwę policji. Wydaje sie to oczywiste, ale jak pokazała demonstracja na Helu wcale takie nie jest. Część demonstrantów nie stanęła nawet w obronie białoruskiego anarchisty pobitego przez tajniaków po zakończeniu protestu. Organizatorzy demonstracji rannego pozostawili później samego sobie, udając, że nic się nie stało. Tymczasem powinni od razu poinformować o tym media. Jest to zadanie trudniejsze niż wypowiadanie formułek przed kamerą, ale niezbędne. Jeśli chcemy aby ludzie przestali się bać wyrażać własne poglądy musimy pokazać im, że w razie kłopotów mogą liczyć na wsparcie. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
23 listopada:
1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".
1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.
1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.
1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.
1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.
1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.
1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.
1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.
2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.
?