Luis Posada Carriles
Ci, którzy udzielają schronienia terrorystom, również są terrorystami
George W. Bush
Kim jest Luis Posada Carriles, o którym wiadomo, że wysadził w powietrze samolot z 73 osobami na pokładzie, urządzał zamachy bombowe na dyskoteki, nocne kluby, ośrodki turystyczne i ambasady, w których to zamachach zginęły setki osób, a także stał za próbami zabójstwa Fidela Castro i innych członków rządu kubańskiego? Wyrokiem sądu w Teksasie z dnia ósmego maja, Posada jest wolnym obywatelem Stanów Zjednoczonych Ameryki. Zarzuty, które mu postawiono, dotyczyły oszustwa i kłamstwa w wywiadzie imigracyjnym- standardowej procedury, jaka jest stosowana względem osób przybywających do tego kraju. Został całkowicie uniewinniony.
Zastanawia fakt, że żadne inne państwo nie mogło postawić tego człowieka przed sądem. O prawo do tego ubiegało się kilka krajów, jednak Kuba nie posiada ze Stanami umowy o ekstradycję, natomiast prośby rządu Wenezueli zbyte wymówką, jakoby w tamtejszych więzieniach groziły oskarżonemu tortury. Ambasada Wenezueli zaprotestowała, nie przyniosło to jednak żadnych rezultatów.
Dlaczego nie postawiono Posady w stan oskarżenia o terroryzm, ludobójstwo i inne zbrodnie, jakie można mu udowodnić? Nie wiadomo, lecz co jest pewne, to fakt, że był członkiem CIA. W latach sześćdziesiątych Posada został zwerbowany jako agent na Kubie. Miał wziąć udział w akcjach zbrojnych, w Zatoce Świń, sam też przyznał, że odbył szkolenia Centralnej Agencji Wywiadowczej z zakresu operowania materiałami wybuchowymi, sabotażu i zabijania. Jeszcze w 2000 r. kierował zamachem na Fidela Castro, a kilka lat wcześniej podkładał ładunki wybuchowe w miejscach publicznych na Kubie, co stawiałoby CIA w złym świetle, jeżeli udałoby się udowodnić związki tej organizacji z aktami terroru (USA nie finansowały juz wtedy działań Posady), zwłaszcza, że zginęli wtedy turyści.
Luis Posada Carriles został zwerbowany przez CIA w 1961 roku, po tym jak wtedy młody (w tym roku skończył 79 lat) działacz wyemigrował z Kuby z powodów ściśle politycznych. Z odtajnionych akt Centrali można dowiedzieć się, że brał udział w "Operacji 40" (operacja w Zatoce Świń), a także w obaleniu rządu w Gwatemali. Po 1968 roku Posada emigrował do Wenezueli i uzyskał tam obywatelstwo, po tym jak CIA zaczęła prowadzić śledztwo w sprawie jego kontaktów ze światem przestępczym. Ówczesny rząd zatrudnił go jako dowódcą operacyjnym w wywiadzie (DISIP), jednak współpraca zakończyła się już w 1974 po konflikcie z władzami. Już w tym czasie podejrzewano go o związki z handlem narkotykami, potem doszły zarzuty o planowanie zamachu na Henry'ego Kissingera i wreszcie o niesławne wysadzenie samolotu, po którym emigrował. W Chile, gdzie się wtedy udał, natychmiast zapadła decyzja o ekstradycji do Wenezueli; spędził w zamknięciu osiem lat czekając na wyrok, po czym uciekł do Salwadoru. W Środkowej Ameryce brał udział w operacjach finansowanych przez Biały Dom, nie tylko w Salwadorze, ale także w Nikaragui i Gwatemali, m.in. w działalności tzw. Contras. W 1990 został postrzelony i dochodził do zdrowia w Hondurasie. FBI podejrzewała, że był on zamieszany w 41 zamachów bombowych w tym kraju. W 1997 urządzał zamachy bombowe na punkty turystyczne na Kubie, a w 2000 roku próbował dokonać zabójstwa na Fidelu Castro w Panamie, za co został osadzony w lokalnym więzieniu; ułaskawiony, wyszedł po czterech latach. Złożył zgłoszenie o azyl polityczny w Stanach Zjednoczonych. Niedługo po tym został oskarżony o kłamstwo w wywiadzie imigracyjnym. Sprawa zakończyła się w tym roku pełnym uniewinnieniem.
Wenezuelski rząd boliwariański po odmowie strony USA co do przekazania więźnia oskarżył administrację Stanów Zjednoczonych o dwulicowość w ich walce ze światowym terroryzmem. Posada, zwany największym terrorystą lub nawet "Bin Ladenem" Południowej Ameryki, wielokrotnie unikał sądu. Mimo że prowadzone były rozprawy, nigdy nie zapadł wyrok, więc nie może być mowy o ponownym postawieniu przed sądem na podstawie tego samego oskarżenia, niestety, prawo w Wenezueli nie pozwala na postawienie wyroku podczas nieobecności podsądnego. Kruche argumenty USA o torturach w tym kraju nie są podparte żadnymi w pełni wiarygodnymi dowodami, wystarczyły jednak, by uniemożliwić ekstradycję Posady do Wenezueli. Dopóki jednak się to nie wydarzy, nie ma szans na to, by jakikolwiek wyrok zapadł w sprawie jego przestępstw.
Sprawa Carrilesa utknęła w martwym punkcie. Na całym świecie podnoszą się głosy sprzeciwu, natrafiają jednak na mur zbudowany z celowej ignorancji. Polityka imperialna Stanów Zjednoczonych w Środkowej i Południowej Ameryce opiera się w dużym stopniu na kontroli junt wojskowych przez CIA i ich wpływach w rządach. Z punktu widzenia USA, działalność takich ludzi jak Carriles jest akceptowalna, a nawet korzystnie wpływa na rozwój sytuacji, szczególnie w krajach opierającym się wpływom mocarstwa. Kuba, będąca wcześniej państwem satelickim Stanów Zjednoczonych, od czasów rewolucji jest nie tylko państwem niezależnym od USA, ale nieprzychylnie lub nawet wrogo usposobionym. W czasach zimnej wojny obecność państwa komunistycznego tak blisko granic mocarstwa stanowiła niebezpieczeństwo; z powodu Kuby mogła wybuchnąć III wojna światowa. Obie strony nie stroniły od walk- zabójstw, ataków i obopólnego wyniszczania zasobów, odbywały się one w większości na stopie wojny wywiadów. CIA była nie gorsza od KGB w wymyślaniu sposobów na zwycięstwo w tym bardzo krwawym wyścigu i rekrutowanie agentów do zamachów terrorystycznych było na porządku dziennym. Pewnym jest, że ci agenci, mimo oczywistych dowodów winy, nie będą sądzeni przez swoich zleceniodawców. Jeżeli jednak działania jednostki były w wielu wypadkach, jak twierdzi CIA i przyznawał sam Carriles, samowolne i niepotrzebne (po zakończeniu zimnej wojny), dlaczego nie zostanie on osądzony za te zbrodnie? Czy współpraca z wywiadem amerykańskim rzeczywiście daje immunitet na całe życie?
W obliczu sytuacji, w której państwo, który mianuje samo siebie obrońcą demokracji i wrogiem terroryzmu przyjmuje tak dwulicową postawę, wszyscy powinniśmy się bać. Jeżeli bowiem ci, którzy mają siłę, zarządzają nią w sposób tak ukierunkowany na własną korzyść, jasne jest, ze ktoś musi na tym stracić. Najgorsze straty oczywiście poniesie ten, który zostanie nazwany wrogiem mocarstwa, lecz czas zastanowić się nad konsekwencjami, jakie poniosą sojusznicy. Co dla obywatela USA lub obywatela każdego innego państwa może oznaczać wyrok, jaki zapadł 8. maja? Przynajmniej dla niektórych powinien być to znak ostrzegawczy - bo jak można wierzyć na słowo państwu, które głosi wojnę z terroryzmem i ustanawia przeciwko nim prawa, po czym chroni swoich własnych terrorystów, a nowoustawione prawa bez skrupułów łamie?
Beata Lipińska
Artykuł ukazał się w portalu socjalizm.org i "Nowym Tygodniku Popularnym".