Ciborowski: Dylematy opieki zdrowotnej

[2007-07-11 15:18:28]

Gdy w 1989 roku powiało zmianami, wszyscy oczekiwali szybkiej poprawy w zakresie opieki medycznej. Cechą opieki w PRL-u było głębokie niedoinwestowanie w budynki i sprzęt oraz niskie płace personelu. Mimo tych niedociągnięć opieka specjalistyczna funkcjonowała, choć w o wiele mniejszym zakresie niż obecnie. Od tamtej pory minęło 18 lat. Dziś służby medyczne dysponują znacznie nowocześniejszym sprzętem i taborem, wykonują więcej operacji specjalistycznych, a wg GUS, przeciętne płace personelu medycznego przewyższają średnie dla pracowników technicznych sektora realnego w gospodarce. Mimo tych zmian niezadowolenie pacjentów i pracowników służby zdrowia systematycznie rosło. Od kilku tygodni trwają protesty lekarzy i pielęgniarek. Co jest ich przyczyną? Mówiąc najkrócej - organizacja systemu i niedostatek pieniędzy na pensje i usługi medyczne. Czy można wyjść naprzeciw postulatom reform i podwyżek? W jakim zakresie? Przyjrzyjmy się tej problematyce bliżej.

Zasadniczo wyróżnia się dwa rodzaje systemów opieki zdrowotnej. Pierwszy, to system publiczny, oparty na fundamencie solidaryzmu społecznego, finansowany najczęściej z obowiązkowych składek-podatków od wynagrodzeń. Jego istotą jest gwarancja dostępu do świadczeń medycznych całej populacji. Mają do niego dostęp także te osoby, które są niezamożne, niepełnosprawne, nie posiadają dochodów. W systemie tym istnieje możliwość kształtowania wpływów, kosztów, nakładów inwestycyjnych oraz wynagrodzeń pracowniczych przy pomocy porozumień zbiorowych. Jednakże system ten działa sprawnie w zasadnie tylko wtedy, gdy zarówno jednostki lecznicze jak i producenci leków i aparatury stanowią własność publiczną, państwową, a świadczenia są realizowane przy użyciu pośledniej jakości leków i instrumentów. W systemie tym, gdy pojawia się dodatkowo sektor prywatny, zbilansowanie ekonomiczne nie jest możliwe, mnożą się patologie (wyłudzenia środków i świadczeń), pojawiają się długie listy oczekujących na zabiegi.

Drugi rodzaj to system rynkowy, oparty na prywatnych jednostkach, finansowany bezpośrednio z kieszeni klientów lub z prywatnych dobrowolnych komercyjnych ubezpieczeń zdrowotnych. System ten kieruje się logiką zysku, jest zwykłym biznesem, a cała jego struktura podporządkowana jest jednemu celowi; pobierać jak największe ceny za jak najmniej świadczonych usług. Stąd też, system ten, choć doskonale zbilansowany (bez kolejek), eliminuje z opieki zdrowotnej osoby przewlekle chore, schorowane, starsze, bezdomne, jednym słowem, te, których nie stać na opłaty lub ubezpieczenia. System rynkowy świadczy wysokiej jakości zaawansowane technologicznie procedury dla relatywnie wąskiej grupy konsumentów. Jest to system elitarny przeznaczony dla elity i niezwykle kosztowny. Dla niezamożnych dostępne są tylko elementarne procedury medyczne, tak jak ma to miejsce w weterynarii. System rynkowy to nie służba zdrowia, lecz system zbijania fortun na chorobach i chorych. Płace są negocjowane indywidualnie z dyrektorem lub w tzw. układach branżowych z związkami branżowymi lub samorządami pracowniczymi. W systemie tym przychody, koszty i nakłady inwestycyjne, płace są tajne, stąd też nie ma możliwości oddziaływania w kierunkach społecznie pożądanych.

Każdy system posiada swe charakterystyczne wady i zalety, stąd też większość państw, próbując wyzyskać co najlepsze z obu rozwiązań, wprowadziła systemy mieszane.

Obecnie wszystkie państwa o gospodarce rynkowej borykają się z trudnościami w służbie zdrowia. W Finlandii kolejka do dentysty sięga 16 miesięcy. W Kanadzie na operacje zaćmy czeka się 6 i pół miesiąca. W prowincji Manitoba czas oczekiwania na operacje neurologiczną wynosi 66 tygodni, a w New Brunswick - na zabieg ortopedyczny czeka się 16,4 miesiąca. W Wielkiej Brytanii, często przywoływanej za wzór, na operacje raka tarczycy czeka się 94 dni. 1/3 pacjentów oczekuje na operację dłużej niż cztery miesiące. Wszystko to są systemy publiczne.

W Stanach Zjednoczonych, przy pierwszym zetknięciu sytuacja wydaje się być niemal bajkowa. System jest praktycznie całkowicie prywatny i oparty o dobrowolne ubezpieczenia. Poza badaniami radiologicznymi, na które kobiety czekają po pięć miesięcy (w prywatnych gabinetach), generalnie nie ma kolejek. Niestety jest to najdroższy system na świecie. W ubiegłym roku na leczenie i ubezpieczenia Amerykanie wydali ponad 2 biliony dolarów - niemal 1/7 swojego PKB. Przeciętny koszt ubezpieczenia zdrowotnego dla czteroosobowej rodziny wyniósł 11.500 dolarów. Przeciętna zdrowotna składka miesięczna na osobę wyniosła po 465 dolarów ze strony pracownika i przedsiębiorcy. W praktyce wygląda to tak, że jeden małżonek pracuje na ubezpieczenie zdrowotne, drugi na pozostałe potrzeby. Ubezpieczenia fundowane przez pracodawców dotyczą głównie specjalistów i kadry menadżerskiej. Powszechne są narzekania na ubezpieczycieli odmawiających pokrycia kosztów leczenia mimo posiadanej przez ubezpieczonego polisy. Sama polisa opiewa na pewną kwotę. Gdy koszty przekroczą limit, a chory nie może pokryć dodatkowych wydatków z własnej kieszeni, leczenie zostaje przerwane. Jak tragiczne w skutkach mogą być konsekwencje braku opieki psychiatrycznej, można było się przekonać podczas niedawnej głośnej strzelaniny w szkole.

Nie dziwi więc fakt, że ponad 15 milionów pracowniczych gospodarstw domowych nie było objęte systemem opieki zdrowotnej w ogóle. Amerykanie z stanów północnych korzystają w dużej mierze z opieki medycznej w Kanadzie. Wolą oni ze złamaną nogą tarabanić się dziesięć godzin za granicę, niż pójść na "pogotowie" u siebie. Przyczyna - usługi te są zbyt kosztowne na kieszeń przeciętnie zarabiającego Amerykanina.

Ten dość ponury przykład dotyczy państwa, bądź co bądź, rozwiniętego gospodarczo. Meksyk, którego system opieki był zorganizowany na wzór USA, u progu lat 90. zmagał się z epidemią dżumy. Na tą straszną chorobę cierpiało 14 na 1000 osób! Niestety, te fakty to nie demagogia.

Dlaczego więc rynkowy systemy oparty o prywatną własność nie działa?

Dla grup najuboższych podstawowym systemem opieki zdrowotnej stają się organizacje humanitarne, charytatywne, kościelne oraz znachorskie. Taki stan wiąże się z faktem, że leczenie jest odpłatne, zarówno porady lekarskie, zabiegi, operacje jak i leki. Nawet ubezpieczenie nie rozwiązuje problemu, ponieważ leczenie odbywa się na zasadzie zwrotu poniesionych kosztów. W przeważającej części ludzie nie posiadają wymaganych funduszy. Stąd owy mechanizm rynkowy eliminuje ze świadczeń zdrowotnych osoby ubogie, Gdy sytuacja zmusza do ratowania życia, nierzadko dochodzi do wyprzedaży posiadanego majątku. Taka forma organizacji służby zdrowia jest nie do przyjęcia, ponieważ to właśnie ludzie starsi, przewlekle chorzy i ubodzy najbardziej potrzebują opieki. To oni są niedożywieni, mieszkają w niehigienicznych warunkach, nie maja bezpiecznej pracy, dostępu do zdrowej żywności.

Sytuacja polskiego systemu jest znana. Kolejki, silne limity NFZ, zadłużenie szpitali, niedobór personelu, nadmiernie zróżnicowane płace, dające jednym krocie, innym ubóstwo.

Dotychczasowe doświadczenia w zakresie prywatyzacji nie są pozytywne. Rzeczywista opieka stomatologiczna praktycznie nie istnieje. Jeśli chory staje przed wyborem - plomba za tygodniową pensję, czy wyrwanie zęba - wybiera to drugie.

Polska to nie Stany Zjednoczone. Całkowite sprywatyzowanie mogłoby sprowadzić ochronę zdrowia do poziomu weterynaryjnego. Dostępne byłyby najprostsze usługi, a drogie specjalistyczne świadczenia np. onkologiczne praktycznie nie byłyby dostępne. Istnieją uzasadnione obawy, że sytuacja pracowników także nie uległaby poprawie. Z rozmowy z Barbara Radziewicz, przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Bezrobotnych, ełcką pielęgniarką dowiedziałem się, że parę lat temu ich służba uległa przekształceniu w prywatne lecznictwo. Dziś, miesięczne kontraktowe wynagrodzenia pielęgniarek nierzadko nie osiągają ustawowego minimum. Jak już wspomniano, prywatne przedsiębiorstwo nastawione jest na zysk właściciela, a nie dobro klienta czy pracownika. Próba stworzenia mieszanego systemu także rodzi wątpliwości natury ekonomicznej i etycznej. Styk prywatnego biznesu z państwem niemal zawsze doprowadza do patologii i drenowania kasy publicznej, co w tym wypadku oznacza zdzieranie coraz większych pieniędzy z - jakby na to nie patrzeć - ubogich pracowników i emerytów. Jest to jedna z wiodących przyczyn, dla których system mieszany nigdzie nie działa prawidłowo.

Co wiec pozostaje? Może zwiększyć środki? Niestety, nie jest to takie proste. Z publikacji GUS pt. "Podstawowe dane z zakresu ochrony zdrowia" dowiemy sie, ze w 2004 roku całkowite nakłady na tą dziedzinę wyniosły 10,2% PKB. Przy czym, 4,1% stanowiły wydatki budżetu bezpośrednie, 1,9% wydatki prywatne gospodarstw domowych, a 4,2% pozostałe wydatki pośrednio związane z medycyną, jak inwestycje, nakłady na kształcenie, leczenia i ubezpieczenia rodzin osób bezrobotnych, emerytów, rencistów i dzieci osób pozbawionych ubezpieczeń. Wydajemy więc dużo, nawet bardzo dużo w stosunku do dochodów pracowniczych, od których poziomu w największej mierze zależy finansowanie służby zdrowia. I tutaj niestety jest największy problem. O ile bowiem udział płac w dochodzie narodowym u naszych sąsiadów waha się w przedziale od 40% w Rumunii, 55% na Białorusi, do 70% w Niemczech, to w Polsce wynosi on ledwo 27% (wraz z składkami ZUS). Stąd też nasi sąsiedzi mogą pozwolić sobie na finansowanie budżetowe na poziomie 6 nawet 10% PKB, ale nie Polska. Nie należy ulegać złudzeniu, że rozwój gospodarczy przyniesie podniesienie udziału płac w dochodzie narodowym i rozwiąże problem. To przekonanie jest błędne. Warszawa ma najwyższy PKB na mieszkańca, ale udział płac jest jednym z najniższych w kraju, mimo najwyższego wskaźnika zatrudnienia i najmniejszego bezrobocia. Niski poziom płac sprawia, że cierpią na tym wszystkie świadczenia zależne od poziomu płac. Odpowiedzialność za niedofinansowanie ponoszą grupy wielkiego biznesu ściągając płace do niespotykanego w Europie niskiego poziomu.

Na koniec warto się zastanowić, dlaczego OZZL forsuje koncepcję amerykańskiego prywatnego systemu świadczeń medycznych dla kraju zacofanego, jakim jest Polska. Odpowiedź na to pytanie tkwi w osobie przewodniczącego. Jest on od lat związany z libertarianami prezentującymi skrajnie ultraliberalne prorynkowe poglądy. W 1991 r. kandydował w wyborach parlamentarnych z list Kongresu Liberalno-Demokratycznego, w 1997 r. z Unii Prawicy Rzeczypospolitej. W 2005 r. kandydował do parlamentu z list wyborczych Platformy Janusza Korwin-Mikkego. Jak wiadomo, JKM zajmuje po prawej stronie sceny politycznej miejsce, które jest tożsame z anarchistami i komunistami po stronie lewej.

Tomasz Ciborowski


Tekst ukazał się w tygodniku "Trybuna Robotnicza".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



DEMONSTRACJA: ZATRZYMAĆ IZRAELSKĄ MACHINĘ ŚMIERCI
Warszawa, Plac Zamkowy
5 października (sobota), godz.13.00
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


17 października:

1760 - Urodził się Henri de Saint-Simon, francuski historyk, filozof, wolnomularz i socjalista.

1908 - Urodził się Kenji Miyamoto, długoletni lider Japońskiej Partii Komunistycznej (Nihon Kyôsantô).

1920 - Założono Komunistyczną Partię Indii.

1928 - Rozłam w PPS - powstała prorządowa PPS dawna Frakcja Rewolucyjna.

1938 - W Amsterdamie na emigracji politycznej zmarł Karol Kautsky, czołowy ideolog niemieckiej socjaldemokracji; przywódca marksistowskiego centrum.

1997 - Ekshumowane w Boliwii i przewiezione na Kubę zwłoki Ernesto „Che” Guevary pochowano w jego mauzoleum w mieście Santa Clara.

2017 - Zdominowane przez Kurdów Syryjskie Siły Demokratyczne zdobyły okupowaną przez islamistów Rakkę na północy kraju.


?
Lewica.pl na Facebooku