Książka Ewy Mazierskiej „Słoneczne kino Pedra Almodóvara” będzie niewątpliwie obowiązkową pozycją studentów filmoznawstwa i kulturoznawstwa. Brakowało rzetelnej monografii, poddającej twórczość wariata z La Manchy wielostronnej analizie i dokonującej syntezy wniosków z tej analizy; taka właśnie jest ta książka. Jej adresatami są też ci widzowie, którzy nie potrafią (a chcieliby) zrozumieć, o co tak naprawdę w kinie Hiszpana chodzi i dlaczego tłumy ludzi tak się nim fascynują.
Ponieważ żadnej podobnej pozycji jak dotąd w Polsce nie było, Mazierska ma całkowitą rację, że fakt, iż nie jest iberystką, nie zna hiszpańskiego ani też nie jest ekspertem od hiszpańskiej kultury, nie powstrzymał jej przed przystąpieniem do pracy nad książką. Uzbroiła się bowiem w ogrom anglojęzycznej literatury przedmiotu. W dwóch sprawach chyba jednak za bardzo uwierzyła na słowo autorom, na których się powołuje. Po pierwsze, jakoby w tradycyjnej kulturze Hiszpanii kobieta miała do wyboru tylko dwa, w ostatecznej instancji, wzory kulturowe: matki albo dziwki, czyli podporządkowanej bezwzględnie życiu rodzinnemu i za to szanowanej, albo „wyzwolonej” z bezpośrednich patriarchalnych stosunków, ale za to pozbawionej szacunku. Upośledzona pozycja kobiety w tradycyjnej kulturze hiszpańskiej jest faktem, jednak kobieta od stuleci miała tam jeszcze do dyspozycji co najmniej kilka innych ról: zakonnicy z jednej, ale też tancerki i aktorki z drugiej strony, co akurat ma znaczenie w kinie Almodóvara. W Hiszpanii, w przeciwieństwie np. do teatru elżbietańskiego, kobiety nie tylko nie były wykluczone ze sceny, ale nawet mogła im ona przynieść ogromny prestiż i obecność w świecie przedstawionym twórcy „Wszystko o mojej matce” postaci aktorek oraz rozmaitych wariacji na temat figury aktorki jest kontynuacją tego wątku hiszpańskiej kultury. Po drugie, jakoby problem położenia kobiet w frankistowskiej Hiszpanii miał związek aż z panowaniem arabskim na Półwyspie Iberyjskim, na co autorka przywołuje cytat z Rosy Montero. Czy naprawdę można winić islam Maurów z średniowiecznej Grenady za reakcyjny, antyemancypacyjny ustrój frankizmu w XX wieku? Mimo to podobnych wpadek więcej chyba w tekście nie ma, a ta ostatnia znalazła się tam może nawet mimochodem i niechcący, nie rzutują więc one na ogólną ocenę książki.
Na ogromny plus autorce pisze się to, że nie poddaje się ona żadnym uproszczeniom często spotykanym w piśmiennictwie o Almodóvarze. Większość krytyków i widzów reżysera dzieli się na dwa obozy: tych, co uwielbiają Almodóvara perwersyjnego, bezczelnego, rozpasanego i karnawałowego, oraz tych, którzy preferują Almodóvara melancholijnego, subtelnego i rozpoetyzowanego. Mazierska na taką łatwiznę nie idzie, pokazuje słabe punkty rozumowania krytyków, którzy do takiego wartościowania mają skłonność, jak również, niejednokrotnie (i trafnie) wykazuje mocne strony filmów niezbyt docenionych i słabe filmów docenionych najbardziej, w tym nagrodami na najważniejszych międzynarodowych festiwalach czy Oscarami.
Do wybitności brakuje jednak tej książce dwóch składników. Po pierwsze czegoś, co zaskoczyłoby i zbiło z pantałyku również widza, który wszystkie filmy Almodóvara widział po trzy razy. Jakiejś zagwozdki czy wytropienia, wydrapania czegoś niesłychanego i przegapianego. Po drugie, oprócz analizy i opisu różnych wątków dzieła Hiszpana w świetle cech i wyróżników formacji kulturowej, którą reprezentuje, czyli postmodernizmu, brakuje problematyzacji samej tej formacji, choć widać, że Mazierska potrafiłaby to zrobić, bo na kartach książki rozsiane są zalążki, które miały szansę tak się rozwinąć. Na przykładzie Almodóvara mogłaby bowiem pokazać, jaki problem wyłania się z postmodernizmu. W swej genezie i wielu aspektach jest on nurtem emancypacyjnym. Np. w kwestii ciała i ról płciowych (Mazierska analizuje sposoby, w jakie Almodóvar podważa ich oczywistość), ale także w kwestii uświęconych kategorii dobrego smaku. Podnosząc wulgarność do rangi powagi, Almodóvar zaburza uwarunkowaną klasowo, ale też płciowo i heteronormatywnie, hierarchię kategorii i kodów estetycznych, gatunków kina i innych dziedzin sztuki. Używa też wulgarności i elementów wykluczonych z kręgu poważnej, prawomocnej, wysokiej sztuki jako kulturalnego oręża wykluczonych grup społecznych. Z drugiej jednak strony postmodernizm zawiera w sobie niezwykle silne aspekty kryptokonserwatywne. Niezależnie od szlachetnych intencji wielu jego poszczególnych przedstawicieli, w tym Almodóvara, postmodernizm jako całość używa często własnych aspektów emancypacyjnych, by tym skuteczniej przeszmuglować konserwatywną resztę.
Mazierska wskazuje takie właśnie konserwatywne atawizmy nawet w stosunku Almodóvara do spraw płci, w której to kwestii słynie on z - nazwijmy to umownie - „postępowości”. Autorka odnotowuje też echo neoliberalnych frazesów w takich filmach, jak np. „Czym sobie na to zasłużyłam?”, gdzie za biedę bohaterów winę wydaje się ponosić ich szastanie pieniędzmi na nałogi. Almodóvar reprezentuje też niebezpieczny w gruncie rzeczy, a charakterystyczny dla postmodernizmu, pseudoradykalizm polityczny. Polega on na odrzuceniu wszelkich idei politycznych w imię rozpasanego indywidualizmu, którego związki z neoliberalizmem i neokonserwatyzmem są już dzisiaj całkiem wyraźnie widoczne. Zupełna polityczna obojętność i odrzucenie wszelkich projektów politycznych, które Mazierska świetnie u Almodóvara opisuje (w rozdziale „Jakby Franco nigdy nie było”), nie jest wcale żadnym radykalizmem, bowiem dla władzy, zwłaszcza dla współczesnej władzy postpolitycznej, nie ma nic wygodniejszego niż obojętność rządzonych.
Mazierska nie pisze na ostatnich stronach książki wszystkiego tego, co powiedziała na jej imprezie promocyjnej. Najnowszy film Almodóvara, „Volver”, ogląda się z ogromną przyjemnością, ale przelatuje on przez człowieka bez śladu. Obraz ten pokazuje tym samym, że jeżeli Almodóvar nie wymyśli nowego pomysłu na siebie, to grozi mu, iż zostanie swoim własnym plagiatorem. Moim skromnym zdaniem, ratunek dla Almodóvara, czyli ów nowy pomysł na siebie, którego mu potrzeba, tkwi w tym, co w ogóle powinni zrobić postmoderniści, jeśli z przemian społecznych i kulturowych chcą wyjść obronną ręką jako całościowa formacja: rozpoznać własne kryptokonserwatywne i pseudoradykalne dno, zdemaskować je i odrzucić.
Ewa Mazierska, „Słoneczne kino Pedra Almodóvara”, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2007.
Jarosław Pietrzak
Recenzja ukazała się w "Le Monde Diplomatique - edycja polska".