Numer - poświęcony problemom świata pracy - otwiera wspomniana przedmowa redakcyjna stanowiąca swego rodzaju manifest nowoczesnego ruchu alterglobalistycznego. Owa "inwokacja" doskonale zapowiada zawartość pisma. Utrzymana w "walecznym", ale i optymistycznym (czy nie za bardzo?) tonie pokrótce przedstawia aktualny stan ruchów społecznych w Polsce. Mamy protestujących związkowców, KPiORP, sojusz robotniczo - feministyczny - ogólnie rzecz ujmując eksplozję niezadowolenia wraz z tezą iż niezadowolenie to zaczyna przybierać coraz bardziej konstruktywny wymiar. Redakcyjny manifest kończą słowa "Zgodnie z hasłem "Jesteśmy wszędzie", polskie protesty przeciwko neoliberalizmowi dopełniają mozaikę globalnego ruchu antykapitalistycznego. My zaś jesteśmy z tym ruchem – z jego teoretyczną refleksją, dyskusjami ideowymi i codzienną walką. Jesteśmy wszędzie, a więc i tutaj". Już wstępna lektura spisu treści stanowi zachętę by zawartości pisma przyjrzeć się bliżej.
Część merytoryczną otwiera artykuł Pierre'a Bourdieu i Loica Wacquanta "Nowomowa liberalna - prawdziwa perełka w dobie lewicowej "wojny o język". Dwaj wybitni socjologowie w dość przystępny jak na standardy tekstów akademickich sposób opisują związki języka "mainstreamowych" mediów, wiodących ośrodków akademickich, czy "niezależnych" międzynarodowych organizacji i think-tanków, a społecznymi nierównościami i nieostrością w ich relacjonowaniu.
Podstawową funkcję owej "globalnej wulgaty" stanowi legitymizacja liberalnych posunięć w gospodarce, zaś jednym z jej przejawów jest przeciwstawianie rynku - utożsamianego z demokracją, nowoczesnością i postępem - i państwa, czy szerzej - kolektywizmu, który utożsamiany jest ze stagnacją, ograniczeniem, totalitaryzmem. W tej liberalnej nowomowie "nierówność" została zastąpiona "wykluczeniem", "wyzysk" "elastycznością" etc. Nie inaczej jest z pojęciem globalizacji - rzekomo nowym stadium kapitalizmu. Zdaniem autorów jest to po prostu retoryka usprawiedliwiająca pasywność państwa w gospodarce. W publicznym dyskursie klasowe konflikty ustępują miejsca pustej, mało klarownej debacie o "wielokulturowości". Zdaniem autorów to popularne ostatnio, "importowane" z USA pojęcie jest tylko przykrywką służącą do przedstawienia społecznego kryzysu w "kategoriach pozornie etnicznych" (s. 7). Zdaniem autorów, nie bez winy za taki stan rzeczy są także - w tekście mowa przede wszystkim o Stanach Zjednoczonych - środowiska akademickie, które zamykają się w swoim wąskim gronie tocząc jałowe spory z udziałem niewielkiej grupy "ekspertów". "...podczas gdy filozofowie rozkoszują się scholastycznymi sporami na temat "uznania" i "tożsamości", setki tysięcy dzieci z klas niższych i zdominowanych grup etnicznych nie maja dostępu do szkół podstawowych zwyczajnie dlatego, że nie ma dla nich miejsca w walących się placówkach szkolnych w wielkich miastach (w 200 roku w samym tylko Los angeles wykluczono 25 tys z nich" (s. 9).
Z "odczarowaniem" globalizacji mamy do czynienia w wywiadzie z Immanuelem Wallersteinem. Amerykański socjolog i ekonomista komentuje kondycję i perspektywy światowego ruchu alterglobalistycznego oraz zjawiska z jakimi ruchowi przyszło się zmagać. Autor "Końca Świata jaki znamy" zwraca naszą uwagę na fakt, że problemy takie jak migracja siły roboczej czy przenoszenie produkcji do biedniejszych krajów nie są bynajmniej zjawiskiem nowym - ich korzeni dopatruje się już w XVI wieku. Podobny brak zgody wyraża Wallerstein wobec popularnej tezy o "końcu pracy", którą w różnych formach powtarza się od ponad stu lat.
Z hipotezą końca pracy polemizuje również amerykański ekonomista Harry Cleaver, proponując nowe podejście i aparat pojęciowy do opisu "współczesnych form aktywności nazywanych pracą". Kluczowe na tym polu jest - obecne już u Marksa i Engelsa – rozróżnienie na "work" i "labour", czyli ujmując w skrócie praca w ogóle i praca w kapitalizmie. Autor dokonuje zręcznej - zważywszy na objętość artykułu - rewizji marksistowskiej terminologii stawiając tezę, że praca-w-ogóle jest kategorią już kapitalistyczną (w okresie kapitalistycznym nie istniało jakoby pojęcie pracy ["work"] ani kategoria ludzi ją wykonujących - robotników). Wykonywanie jakichkolwiek "współczesnych form aktywności" jest niejako wpisane w logikę kapitalizmu, niezależnie od tego czy jest to praca najemna czy nienajemna (ze wzrostem tej drugiej mamy do czynienia w krajach rozwiniętych, gdzie towarzyszy ona wzrostowi bezrobocia). Aktualność zjawiska pracy i problemów z nią związanym jest również przestrogą dla nowych ruchów społecznych by nie zaniedbywały kwestii pracowniczych i odchodziły od antykapitalistycznego paradygmatu. W przeciwnym razie "pionierom" (np. ekologom czy feministkom) grozi wchłonięcie przez system.
Swego rodzaju "novum" na tle polskich ruchów społecznych stanowić może wywiad z Selmą James - działaczką Global Women's Strike i założycielką kampanii Wynagrodzenia za Pracę Domową. Rozmowa toczy się wokół problemu płatności za pracę gospodyń domowych. James przedstawia działalność międzynarodowych kampanii na rzecz poprawy bytu osób, które pozbawione pracy najemnej, poświęcają się prowadzeniu gospodarstwa domowego. Jak stwierdza działaczka. "Za pracę domową należy płacić, ponieważ jest to praca, i to ważna praca". Stwierdzenie równie oczywiste, jak to, że na przykład Podatek Tobina jest podatkiem. Uznania - a wręcz podziw - budzi łączenie działań na rzecz poprawy losu gospodyń domowych z postawą antymilitarystyczną ("chcemy, żeby pieniądze pochodziły przede wszystkim ze środków niosących zniszczenie, zwłaszcza z wydatków na wojsko") oraz sprzeciwem wobec neoliberalizmu (działaczka jest zadeklarowaną marksistką, sympatyzuje z wenezuelska rewolucją boliwariańską).
Sam wywiad wśród nieobytych z tematem czytelników może wzbudzić kontrowersje. Czy nacisk na rolę kobiety jako gospodyni domowej, opiekunki dzieci nie jest legitymizacją tradycyjnego, patriarchalnego modelu rodziny? Co z rodzinami, w których kobieta pracuje zarobkowo, a codzienne funkcjonowanie gospodarstwa pozostaje na barkach mężczyzny? Takiej refleksji - moim zdaniem - na łamach pisma zabrakło. Można jednak przyjąć, że konkretne, wychodzące naprzeciw potrzebom określonej grupy interesu działania znaczą tu więcej niż wątpliwości natury ideologicznej. Działania prowadzone przez obydwie kampanie zdają się tę praktyczną rolę spełniać.
Tematyka "kobieca" obecna jest też w tekście Marty Trawińskiej ("Urodzone do ofiarności") będącym studium patriarchatu jako integralnej części kapitalizmu. Inicjatywa cenna o tyle, że w Polsce feministycznych publikacji o zabarwieniu anty-neoliberalnym, czy "stricte" antykapitalistycznym jest wciąż niewiele. Rzeczony artykuł jest w zasadzie przyspieszonym kursem feminizmu socjalistycznego, który przeciwstawiony zostaje feminizmowi liberalnemu. Także tutaj pojawia się motyw wykonywanych przez kobiety prac domowych, bez których system kapitalistyczny nie mógłby funkcjonować. Autorka zwraca również uwagę na fakt, że to właśnie kobiety stanowią większość słabo opłacanych, wyzyskiwanych pracowników. Jest tak zarówno w trzecioświatowych strefach wolnego handlu, jak i północnoamerykańskich miastach (przykład badań prowadzonych przez Barbarę Ehrenreich). Kobiety przeważają także wśród pracowników sektora usługowego (stanowiący olbrzymie pole do nadużyć dynamicznie rozwijający się sektor "junk job") także w Polsce.
Dla zainteresowanych dziedzictwem Michela Foucaulta interesujący z pewnością będzie tekst Thomasa Lemke "Foucault, rządomyślność, krytyka”, w którym aparat pojęciowy francuskiego myśliciela wykorzystany jest do krytyki praktyk neoliberalnych. Podstawą jest tu foucaultańskie pojęcie "rządomyślności". Jest to semantyczne połączenia rządzenia i myślenia, która to kategoria wskazuje na pewną celowość i prawidłowość w mechanizmach stosunków władzy ( wyróżnione przez Foucaulta typy stosunków władzy to: strategiczne gry - kategoria charakterystyczna dla wszelkich ludzkich interakcji, tworząca pole do ideologicznej manipulacji, wyzysku, perswazji; rządzenie -"regulowanie zachowania przez mniej lub bardziej racjonalne zastosowanie odpowiednich środków technicznych"; dominacja - potencjalny efekt stosunków władzy, charakterystyczny dla "asymetrycznych stosunków władzy, w których osoby podporządkowane maja małe pole manewru, gdyż ich margines wolności jest skrajnie ograniczony"). Unikając nadmiernego streszczania tekstu, pojęcie "rządomyślności" - uwzględniające czynniki takie jak wiedza, strategie władzy i techniki siebie, ułatwia spojrzenie bliższe całościowemu, pozwala na pełniejsze ukazanie problemu dominacji i wyzysku.
Aby nie zatracić się w gąszczu akademickich teorii i dywagacji na temat wydarzeń mających miejsce po drugiej stronie globu, czytelnik otrzymuje również wykaz polskich ruchów społecznych w pigułce ("Ruch w polu pracy"). Znajdziemy tam encyklopedyczne notki na temat takich inicjatyw jak - wspomniana już - kampania "Zrobione, Docenione, wiele warte - Kampania Informacyjno - edukacyjna na rzecz docenienia pracy kobiet", KPiORP, OZZ Inicjatywa Pracownicza czy Związek Syndykalistów Polski. Owa pigułka pokazuje, iż walka toczy się nie tylko na polu idei. Nie będzie jednak dyshonorem wobec Redakcji zwrócenie uwagi na kilka nieścisłości, by nie powiedzieć potraktowanie jej członków i członkiń szklanką - nie ma potrzeby używać kubła - zimnej wody.
Najwięcej niedomówień dotyczy działalności Komitetu Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników. Impulsem do powołania Komitetu były faktycznie bezprecedensowe zwolnienia związkowców w KWK "Budryk", Goplanie i Uniontexie, jednak sama inicjatywa pochodziła od dwójki zaangażowanych publicystów z Warszawy i Łodzi, którzy dysponując informacjami o wyżej wymienionych zwolnieniach wyszli do poszkodowanych z inicjatywą współpracy. Wspomniane zaś w notce akcje informacyjne dla osób wyjeżdżających do pracy za granicę nie były inicjatywą Komitetu, lecz Kampanii na Rzecz Pracowników Sezonowych i Emigrantów (sezonowi.org), w której działania Komitet się włączył.
Nieco na wyrost jest zapewnienie o współpracy KPiORP z Inincjatywą Uczniowską. Nie wiem jak sytuacja wygląda w - macierzystym dla redakcji - Wrocławiu, jednak na znanym mi stołecznym gruncie "współpraca" ograniczyła się w jednorazowym uczestnictwie członków IU w demonstracji zorganizowanej przez KPiORP. Nadmienić można, że Inicjatywa ewentualną współpracę z organizacjami o jawnie lewicowym charakterze - nie wspominając o obecnych w Komitecie partiach politycznych - traktowała z przechodzącą momentami we wrogość ostrożnością. Do krytycznej wyliczanki dołożyć można jeszcze fragment redakcyjnej przedmowy sugerujący, że "coś drgnęło" także w "subkulturowym" ruchu antyfaszystowskim. Niestety jedna jaskółka (pro-pracownicze hasła na wrocławskiej demonstracji antyfaszystowskiej) wiosny nie czyni - w zeszłym roku na podobnego wydarzenia w Toruniu grupa "antyfaszystów" usiłowała uniemożliwić członkom Młodych Socjalistów udział w demonstracji. W sierpniu tego roku w Warszawie pojawiły się plakaty reklamujące antyfaszystowska imprezę, które organizatorzy ozdobili opatrzoną hasłem "Precz z komuną!" przekreśloną podobizną Che Guevary. Część antyfaszystów odpowiedzialna jest również za rozklejanie wlepek z napisem "Anty - nazi, anty – red".
Powróćmy jednak do zawartości "Recyklingu". Na dokładkę czytelnik uraczony zostaje wywiadami z reżyserem Leszkiem Dawidem, twórcą filmu "Bar na wiktorii", który dokumentuje historię dwóch młodych ludzi z Opolszczyzny udających się na emigrację do wielkiej Brytanii, oraz rysownikiem i malarzem Wilhelmem Sasnalem. Godny odnotowania jest fakt, że Sasnal nie owijając w bawełnę przyznaje się do swojej dość dwuznacznej roli w kapitalistycznym społeczeństwie, zaś prowadząca wywiad chętnie ten wątek kontynuuje - w efekcie artysta momentami niemalże tłumaczy się ze swojej obecności na ultra-komercyjnym, kolekcjonerskim rynku dzieł sztuki, co jest interesującym komentarzem do refleksji nad sztuką zaangażowaną.
Na deser otrzymujemy opowiadanie Mateusza Janika ("Kiedy wreszcie zdechnie ostatni człowiek"), felietonowe zapiski niejakiego Fnolla ("Obywatelu okradnij się sam"), oraz zdjęcia z protestów przeciwko szczytowi grupy G8 w niemieckim Heiligendamm.
Pomimo swoich słabszych punktów (wspomniane nieścisłości i momentami przesadny optymizm w relacjach dotyczących polskich ruchów społecznych, akademicki ciężar niektórych tekstów), najnowszy numer "Recyklingu Idei" wypada ocenić jak najbardziej pozytywnie. Na niezaprzeczalne uznanie zasługuje kompleksowe podejście do omawianych zagadnień świata pracy i walk społecznych. Nie sposób także nie pochwalić obecnego we wszystkich zamieszczonych tekstach pragmatyzmu - przywołane teorie odniesione są do sfery praktycznej, co nie zawsze jest regułą w tego typu publikacjach. Warto również zauważyć, że - w przeciwieństwie do co poniektórych lewicowych periodyków - na łamach "Recyklingu" nie znajdziemy umizgów pod adresem mainstreamowych mediów czy pseudo-lewicowych politycznych bankrutów.
Po lekturze pozostaje jednak pewien niedosyt. Z życzliwą krytyką pozwolę sobie nadmienić, że ewentualne poszerzenie "części praktycznej" uczyniło by pismo lżej strawnym, pomogłoby dotrzeć do szerszego grona czytelników. Moim zdaniem zabrakło głębszej analizy któregoś z encyklopedycznie rzuconych przykładów konkretnych walk pracowniczych (chociażby znanego zapewne Redakcji konfliktu we wszechobecnej we Wrocławiu firmie Impel). Na tle przedstawionych teorii, dobrze by również prezentował się - obok rozmowy z Selmą James - wywiad z polskim działaczem bądź działaczką, tak afirmowanych przez Redakcję "bojowych" związków zawodowych. Wprowadziłoby to większą równowagę pomiędzy teorią i działaniem, a czytelnik mógłby przekonać się, czy rzeczywiście "Coś drgnęło..."
Recenzja dotyczy 9. numeru pisma "Recykling Idei" (wiosna-lato 2007) poświęconego głównie problematyzacji organizacji i dezorganizacji świata pracy we współczesnym kapitalizmie. Pismo można kupić w sieci EMPiK-ów. Więcej informacji o nowym numerze: www.recyklingidei.pl.
Ignacy Jóźwiak