Zalega: Doktrynerzy wolnego rynku

[2007-10-05 08:29:07]

W gospodarce jest za dużo państwa. Płacimy zbyt duże podatki. Prywatyzacja podstawą sukcesu. To credo ekonomisty liberalnego - a o innych w Polsce trudno - i wszystkich polityków. Jedynie słuszne prawdy, aż do znudzenia powtarzane w prasie, radiu i telewizji. Nietrudno jednak zauważyć, że dominacja tych idei we współczesnej Polsce jest nie tyle efektem sukcesu ich wdrożenia w gospodarce, co skuteczności neoliberalnego marketingu. Ogromną rolę w zapewnieniu dominacji antysocjalnego neoliberalizmu odgrywały i odgrywają tzw. think tanks, rozmaite fundacje ekonomiczne szczycące się swą niezależnością - ale tylko od państwa.

Prorocy liberalizmu

1 kwietnia 1947 r. w hotelu na górze Mont-Pelerin, powyżej szwajcarskiego miasteczka Vevey, odbyła się nietypowa konferencja. Kiedy wkoło, w całej Europie Zachodniej tworzono zręby państwa socjalnego, tam zgromadzili się ostatni - przynajmniej tak się wówczas wydawało - liberałowie. Pierwsze skrzypce na spotkaniu grał Friedrich August von Hayek, 48-letni wykładowca London School of Economics - to on był faktycznym inicjatorem spotkania. Wśród 36 uczestników konferencji był ojciec "liberalnego odrodzenia" Ludwig von Mises, autor "Społeczeństwa otwartego" Karl Popper, przyszły noblista Milton Friedman. Nie zabrakło też przedstawicieli mediów: "Fortune Magazine", "Newsweeka", "The Reader`s Digest". Liberalni nonkonformiści nie liczyli na natychmiastowy sukces, wierzyli jednak - zwłaszcza Hayek - że ich czas nadejdzie. Romantycznej atmosfery tej pionierskiej konferencji nie zepsuł fakt, że w całości jej koszty pokryli przedsiębiorcy i bankierzy szwajcarscy. Wszak mieli wspólnego wroga: państwo socjalne.

Owocem konferencji było Towarzystwo Mont-Pelerin, na którego czele stanął von Hayek, potem Friedman, mające propagować liberalizm gospodarczy. Obecnie członkami towarzystwa jest 5 tysięcy osób, w tym wielu światowej sławy ekonomistów.

W 1948 r. Richard Weaver opublikował książkę, która zrobiła prawdziwą karierę i jej tytuł stał się ważną zasadą neoliberalnych doktrynerów: "Idee mają konsekwencje". Opublikowało ją wydawnictwo Uniwersytetu Chicago, prawdziwej kolebki tego nurtu.

Nie mieli neoliberałowie łatwego życia w kolejnych dwóch dekadach, prawdopodobnie gdyby nie finansowe wsparcie tej części przemysłowców, która wciąż nie godziła się na kontrakt socjalny Welfare State, niewiele z ich instytucji przetrwałoby ten okres.

Jak pisze Susan George, współzałożycielka alterglobalistycznego ruchu ATTAC: "Neoliberałowie zawsze wiedzieli, że aby wprowadzić w życie taki program (przeciwieństwo New Dealu czy idei państwa opiekuńczego), trzeba zacząć od przekształcenia pejzażu intelektualnego. Bo idee, zanim będą miały swoje konsekwencje, muszą zostać rozpropagowane. Trzeba więc zapewnić dobre warunki tym, którzy je tworzą i publikują, nauczają i rozpowszechniają".

Dwa fakty zadecydowały o powrocie liberałów na światowe salony: reakcja na radykalizację społeczną przełomu lat 60. i 70. oraz wyczerpanie się keynsowskiego modelu wzrostu gospodarczego na początku lat 70. Na pierwszym planie znalazły się wówczas instytucje, fundacje ekonomiczne nawiązujące do dorobku Towarzystwa Mont-Pelerin, które w świecie anglosaskim zwykło się określać mianem think tanks. Ich cel był jasny: likwidacja państwa opiekuńczego. Brytyjski Institute of Economic Affairs (IEA) stawiał sprawę bez ogródek: "dążymy do złamania dominacji socjaldemokratów nad klasą robotniczą i zniszczenia na zawsze socjalizmu". Na przykładzie Wielkiej Brytanii łatwo zauważyć dwie taktyki neoliberałów walki z lewicą: IEA działała w świecie uniwersyteckim, natomiast utworzone w 1974 r. Centre for Policy Studies miało zdobywać wpływy poza uczelnianymi murami, nie stroniąc od populizmu. Kierownik tego centrum, Jospeh Keith został później jednym z głównych doradców ekonomicznych Margaret Thatcher, która z sukcesem łączyła ekonomiczny liberalizm z populistyczną demagogią (hasła o "kapitalizmie ludowym", "upowszechnieniu własności").

Populistyczna retoryka nieobca była także amerykańskim neoliberałom. Milton Friedman w 1976 r. wymyślił "dzień wolności podatkowej", w którym "kończymy pracować na państwo, a zaczynamy na siebie". Do teraz w polskiej prasie hucznie ogłasza się takie dni, nie bacząc na populistyczne podstawy (choć związane bardziej z populizmem klasy średniej niż "tradycyjnym", lepperowskim).

Krucjata antysocjalna

Największym wzięciem think tanks cieszą się wciąż w Stanach Zjednoczonych. Do starych, sławnych instytucji, jak ponadpółwiekowy American Enterprise Institute, dołączyły nowe - dzisiaj ich liczbę szacuje się na około tysiąc. Wypłynęły one na dwóch falach konserwatywnej rewolucji (pierwsza fala w czasach prezydentury Ronalda Reagana, druga już w połowie lat 90.).

Styl nowych think tanks zaostrzył się, dominuje język młodych prawicowych radykałów: "Nasz świat nie jest światem zwartych analiz, gdzie wiedza jest strzeżona niczym kapitał. My chcemy zniszczyć biurokratyczne państwo, które narodziło się wraz z erą przemysłową" - zwierzał się dziennikarzowi "Le Monde Diplomatique" Michael Vlahos z fundacji Progress and Freedom.

Wobec słabości amerykańskiej lewicy, prawica zaatakowała na pełnej linii. Dominuje aktywizm, prawie religijny zapał we wdrażaniu swych idei. Co więcej, tych idei nie czuć już naftaliną: w modzie jest "trzecia fala", "cyberprzestrzeń". I sporo w nich młodych, błyskotliwych ekonomistów. Organizują konferencje, seminaria, publikują tak książki, jak i krótkie, kilkustronicowe memoranda przesyłane republikańskim kongresmenom.

Naom Chomsky, najbardziej znany amerykański lewicowy intelektualista, oceniał, że think tanks są "przejawami ofensywy finansjery, by przejąć władzę polityczną w Waszyngtonie". Prezydentura George'a W. Busha oznacza ogromny sukces tej liberalnej krucjaty, choć nie jej koniec - wraz z rozwojem neoliberalnej rewolucji zaostrza się walka przeciwko "socjalistycznym przeżytkom", jak można by przenieść na amerykański grunt dawne stalinowskie hasło.

Ogromna większość sponsorów American Enterprise Institute to przedstawiciele świata wielkiego biznesu. Vincent Sollito, dyrektor public relations AEI nie ukrywał tego: "Nasze badania faworyzują przedsiębiorstwa: wszak są one podstawą naszej gospodarki".

W grę wchodzą gigantyczne pieniądze. Sama Heritage Foundation w 1994 r. miała budżet roczny w wysokości 25 mln dolarów. Wspomaga ją m.in. pismo "Reader`s Digest", a poza tym 250 tys. sponsorów (jednakże 90 proc. uzyskanej sumy pochodzi od najbogatszych 6 tysięcy). "Kiedyś zaliczano nas do skrajnej prawicy, dziś nasze idee dominują" - zwierzał się jeden z pracowników fundacji. O tej dominacji świadczy ośmiopiętrowa siedziba fundacji znajdująca się nieopodal Kapitolu.

Od tych instytucji odstaje nieco libertariański Cato Institute, założony w 1977 r. w San Francisco. Na początku zmarginalizowany z powodu radykalnych haseł (zniesienie połowy ministerstw, wyjście USA z NATO, prywatyzacja poczty, likwidacja podatku dochodowego), od 1993 r. zajmuje supernowoczesny wieżowiec wart 13 milionów dolarów. Wspiera go m.in. Coca-Cola, Citibank, Schell Oil, Philip Morris i Toyota. Na ironię przy takich sponsorach zakrawają słowa Davida Boaza, wiceprzewodniczącego instytutu: "Z zasady nie akceptujemy państwowych pieniędzy".

Instytut yuppies, liberalny w kwestii rozwodów, narkotyków czy przestępczości, z neokonserwatystami ma jednak wspólne pole działania: ekonomię.

Jak podejść Europejczyków

Z europejskiego punktu widzenia (może poza Wielką Brytanią) idee amerykańskich think tanks są zbyt radykalne, a przede wszystkim niezbyt akceptowalne społecznie. Na Starym Kontynencie wciąż nie wypada mówić, że bezrobotny sam jest sobie winien, czy że dzięki zniesieniu pomocy społecznej można ograniczyć podatki. Tu trzeba mieć nieco więcej finezji... jak francuska Fundacja Saint-Simona. W grudniu 1982 r. w paryskim hotelu "Lutetia" spotkali się przedstawiciele francuskich elit finansowych i intelektualnych. Roger Fauroux opowiadał: "Uważaliśmy, że w końcu światy przedsiębiorstw i Uniwersytetu powinny się spotkać".

Te dwa światy ściśle się zresztą przenikały: inicjatorzy spotkania, Francois Furet i Pierre Rosanvallon byli członkami rad nadzorczych filii Saint-Gobain. Chodziło jednak o ekumeniczne połączenie wewnątrz "ideologicznej płaszczyzny wszystkiego co mieści się między inteligentną prawicą a inteligentną lewicą". I oczywiście wspólny punkt tego typu inicjatyw: z dumą podkreślano niezależność od państwowego sponsora ("To był nasz punkt wyjścia: nie akceptujemy państwowych pieniędzy" - mówił Fauroux), poprzestając na pomocy od wielkich przedsiębiorstw prywatnych: koncernów Suez, Sema, Saint-Gobain, Danone.

Comiesięczne obiady w siedzibie fundacji gromadziły elitę polityczną nie tylko Francji. Bywali na nich Jacques Chirac, Laurent Fabius, Raymond Barre, Michel Rocard, ale też Helmut Schmidt, czy kardynał Lustiger. Tytuły broszur wydawanych przez fundację mówią same za siebie: "Wybiórcze państwo socjalne", "Płace, czy miejsca pracy?".

Oficjalnie fundacja nie angażuje się w politykę, ale jej przedstawicieli trudno nie znaleźć przy przygotowywaniu reform francuskich rządów tak lewicowych, jak i prawicowych, które miały jeden cel: liberalizację społeczeństwa na modłę amerykańską.

Na polskim gruncie

Od razu po 1989 r. pojawiły się polskie think tanks: Centrum im. Adama Smitha, Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych (CASE), Niezależny Ośrodek Badań Ekonomicznych (NOBE), Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową.

Czołowe zaplecze intelektualnego polskiego liberalizmu stanowi Centrum im. A. Smitha. Centrum założone zostało 16 września 1989 r. przez Andrzeja Machalskiego, Andrzeja Sadowskiego oraz Jana Winieckiego, związanych wcześniej z Akcją Gospodarczą, skupiającą lwią cześć ówczesnej wolnorynkowej opozycji politycznej. Dwa lata później, we wrześniu 1991 r. powstało Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych, a w następnym roku Niezależny Ośrodek Badań Ekonomicznych.

Instytucje te praktycznie dysponują w polskich mediach monopolem na ekspertów. W większości mediów właśnie ludzie z tych instytutów są traktowani jako najbardziej wiarygodni eksperci, wyrocznie, nie ulegające - w przeciwieństwie do polityków - "populistycznym ciągotkom".

Polskie think tanks, podobnie jak ich poprzedniczki, przepełnia niemalże religijne poczucie misji, pionierstwa na polu krzewienia wolnego rynku.

CASE - według strony internetowej stowarzyszenia - został założony, ponieważ "państwowe instytuty naukowe oraz uniwersytety były całkowicie nieprzygotowane do intelektualnych wyzwań, jakie pojawiły się po upadku komunizmu". "Misją CASE jest wspieranie przemian gospodarczych, społecznych i politycznych w Polsce, w krajach Europy Środkowo-Wschodniej oraz byłego ZSRR".

"W 1989 r., mimo gwałtownej zmiany systemu politycznego, wprowadzenia instytucji demokratycznych, usunięcia dużej części barier dla działalności gospodarczej, nie zmieniły się u większości społeczeństwa kształtowane przez blisko pół wieku socjalistyczne przyzwyczajenia i wyobrażenia o gospodarce. Centrum podjęło próbę zmiany tych wyobrażeń, które mimo zachodzących przemian w naszym kraju nie malały" - czytamy na stronie internetowej Centrum im. Adama Smitha.

Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową chwali się natomiast, że "nie reprezentuje żadnej (branżowej, regionalnej czy innej) grupy interesów" i "nie ulega koniunkturze politycznej, nie musi myśleć w kategoriach horyzontu wyborczego".

Polskie think tanks prowadzą dwa rodzaje aktywności: badania oraz propagowanie. Setki dokumentów, dziesiątki wydawnictw wychodzi co roku z tych instytutów i trafia w ręce decydentów politycznych, przedsiębiorców i dziennikarzy, którzy z kolei mają kształtować opinię publiczną.

W 1992 r. Centrum im. A. Smitha uruchomiło prasową kampanię edukacyjną pt. "Mity w gospodarce". Dwa lata później "Mity w gospodarce" ukazywały się w 18 pismach (13 dziennikach i 5 tygodnikach)! Robert Gwiazdowski, szef Centrum, był częstym gościem m.in. programu "Plus Minus" w TVP, czy "Bilansu" w TVN24. Dziennikarzom imponowało obcowanie ze sławnymi ekspertami, a gotowe materiały zwalniały od myślenia i choć szczypty krytycyzmu.

Kampania medialna przynosi efekty - według badań z 1998 r. nazwa Centrum im. Adama Smitha jest rozpoznawana przez blisko 10 proc. polskiego społeczeństwa. Najważniejsze jest jednak to, że liberalny kapitalizm jawi w społeczeństwie się jako nieprzekraczalny horyzont. Wiadomo też od razu, komu służy Centrum - wg badań 3/4 polskich przedsiębiorców podziela opinie jego ekspertów.

Centrum potrafi wpływać na bardzo różne środowiska. Kilka lat temu, zainicjowana przez tę instytucję kampania "Polska bez PIT-ów!", została poparta m.in. przez Akcję Katolicką, Konwokację Konserwatywną, Niezależne Zrzeszenia Studenckie z kilku uczelni, Ruch Autonomii Śląska, a nawet Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. To zresztą jedyny związek zawodowy traktowany z sympatią przez Centrum im. A. Smitha. Jak wyliczono bowiem w Centrum, "jedno miejsce pracy utrzymywane wskutek nacisków związków zawodowych uniemożliwia utworzenie dwóch innych". A OZZL razem z Centrum przedstawił 17 lipca br. propozycję całkowitej prywatyzacji polskiej służby zdrowia.

Z impetem wszedł na salony i dorwał się do kręgów władzy Instytut Sobieskiego, który powstał zaledwie dwa lata temu. Co ciekawe, Instytut traktowany jest jako zaplecze intelektualne PiS, a z drugiej strony jest członkiem europejskiej sieci wolnorynkowych think tanków Stockholm Network. "Program polityki rodzinnej" opracowany na początku br. przez Instytut okazał się podstawą rządowego projektu nowej polityki "prorodzinnej".

"Jesteśmy grupą ludzi, którzy kochają ten kraj. Mojemu życiu nadaje sens służba drugiemu człowiekowi" -zadeklarował dziennikarzowi "Newsweeka" Łukasz Hardt, młody ekonomista związany z Instytutem Sobieskiego. Zresztą motto instytutu świadczy o ambicjach jego twórców: "Tworzymy idee dla Polski".

A te idee są zresztą dość radykalne: Instytut proponował np. ogromne cięcia wydatków socjalnych - 24 mld zł rocznie oraz zniesienie podatku dochodowego od osób fizycznych i prawnych (w zamian 15 proc. podatku od funduszu płac i 2 proc. podatku od przychodu firm).

Niezależność na pokaz

Wszystkie instytuty epatują podkreślaniem niezależności od państwa ("Centrum im. Adama Smitha jest pierwszym w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej, niezależnym, nie związanym z żadną istniejącą instytucją polityczną instytutem naukowo-badawczym", "CASE jest niezależną, prywatną, niekomercyjną instytucją badawczą"). Jest to jednak raczej chwyt psychologiczny, z góry mający odrzucić podejrzenia. A są one w dwojaki sposób uzasadnione: po pierwsze, o ile państwo nie ingeruje w działalność instytutów, o tyle one same wpływają na politykę gospodarczą państwa, a przede wszystkim ich sponsorami są firmy prywatne żywo zainteresowane propagowaniem korzystnych dla siebie liberalnych recept.

Osoby związane z think tanks można spotkać na najwyższych szczeblach władzy. Prezes Centrum im. A. Smitha prof. Cezary Józefiak był senatorem, trafił też do Rady Polityki Pieniężnej. Spójrzmy na rządowe kariery innych członków Centrum im. A. Smitha: Cezary Mech był prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, Lesław Gajek prezesem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Antoni Podolski wiceministrem w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Sam Robert Gwiazdowski brylował na konferencjach prasowych razem z premierami Buzkiem i Marcinkiewiczem, a od marca 2006 r. jako przedstawiciel Ministerstwa Pracy i Polityki Socjalnej przewodniczy Radzie Nadzorczej ZUS, którego był wielkim przeciwnikiem, jako zwolennik prywatyzacji wszystkiego, co się da! "A to już jest poświęcenie" - prof. Wacław Wilczyński, honorowy prezydent Centrum, tak ocenił wsparcie przez Gwiazdowskiego rządu PiS: "Przypuszczam, że jest to przejaw wielkiej ofiarności pana Gwiazdowskiego, który sobie powiedział: A nuż uda mi się coś tym ludziom wytłumaczyć. On pewnie dlatego stara się wspomagać ten rząd, bo wierzy w swoją misję".

Jeden z fundatorów Instytutu Sobieskiego - Paweł Szałamacha został wiceministrem Skarbu Państwa w PiS-owskim rządzie. Z tym Instytutem związani są Marian Moszora - były podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów w latach 2005-2006 oraz wiceminister finansów Mirosław Barszcz.

Marek Dąbrowski, jeden z założycieli CASE, w latach 1989-1990 był zastępcą ministra finansów, a w końcu został członkiem Rady Polityki Pieniężnej.

Z CASE i NOBE związany jest doradca ekonomiczny prezydenta Kwaśniewskiego Witold Orłowski, który wcześniej był doradcą głównego negocjatora członkostwa Polski w Unii Europejskiej i członkiem Rady Makroekonomicznej przy ministrze finansów.

A przewodniczącym Rady Fundacji i Rady Naukowej CASE był nie kto inny jak Leszek Balcerowicz.

Na "niezależnych ekspertów" czekają też intratne stanowiska w radach nadzorczych. I tak przykładowo do Rady Nadzorczej Lotosu trafili m.in. Jan Szomburg - założyciel i prezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową oraz Grzegorz Szczodrowski i Jan Stefanowicz, związani z Centrum im. Adama Smitha. Dzięki protekcji premiera Kazimierza Marcinkiewicza współpracownicy Instytutu Sobieskiego trafili do rad nadzorczych największych firm z udziałem Skarbu Państwa: Lotosu, Ruchu, Ekofunduszu.

Finansowanie działalności instytutów przebiega dwutorowo. Na konkretne badania uzyskują one granty z Komitetu Badań Naukowych, uczelni, przedsiębiorstw, zagranicznych fundacji i instytucji (m.in. Bank Światowy, Agencja Pomocy Międzynarodowej Stanów Zjednoczonych).

Potrzebni są jednak stali sponsorzy. I tak w przypadku CASE w tym gronie znalazły się Bank PEKAO SA, Fortis Bank SA, Fundacja Forda, ING Barings SA, Rabobank Polska SA, Westdeutsche Landesbank Polska SA.

Niezależny Ośrodek Badań Ekonomicznych mógł z kolei liczyć na "niezależne" wsparcie ze strony m.in. Earnst & Young Polska, Korona Trust Fund (BGZ/Creditanstalt), Philip Morris, Banku Handlowego, Netii Telecom.

A tych pieniędzy jest sporo. Już kilka lat temu średnie przychody roczne Centrum im. A. Smitha wynosiły ok. 600 tys. zł, a przychody statutowe CASE w 2006 r. aż 6,5 mln zł, z tego ponad połowa to środki unijne.

Działalność polskich think tanks trzeba też widzieć w szerszym, międzynarodowym kontekście. Centrum im. A. Smitha jest w ogólnoświatowym forum Economic Freedom Network. W Międzynarodowej Radzie Programowej Centrum znaleźli się m.in. James M. Buchanan, Pascal Salin i Guy Sorman. Eksperci CASE pracowali jako doradcy rządów, czy prezesów banków centralnych w wielu krajach b. ZSRR. Ba!, w lipcu br. powstała CASE Białoruś, która "ma wspierać rozwój społeczno-ekonomiczny" tego kraju.

A to nie wszystko: "W sierpniu 2003 r. CASE dołączył do grona organizacji wspierających budowę społeczeństwa obywatelskiego i rozwój gospodarki rynkowej w Iraku". Marek Dąbrowski, związany z CASE, odpowiada m.in. za zniesienie dopłat do żywności w okupowanym i zniszczonym wojną kraju.

Poza tymi najbardziej znanymi, powiązanymi z władzą instytutami, działa jeszcze cała rzesza małych, egzotycznych instytutów, które charakteryzuje jedno: promocja "wartości" wolnego rynku. Mamy więc Instytut Ludwiga von Misesa we Wrocławiu, czy Instytut Liberalno-Konserwatywny w Lublinie (który chce "powrotu Polski do cywilizacji łacińskiej - cywilizacji wolności - nie skażonej socjalnymi utopiami").

W 2005 r. powstał Instytut Globalizacji, współpracujący m.in. z CATO Institute. "Chcieliśmy, aby placówka była miejscem edukacji wolnorynkowej społeczeństwa, przy zachowaniu tradycji katolickiej nauki społecznej" - pisali jego twórcy Tomasz Teluk i Tomasz Sommer. "Wolny rynek powinien być ograniczony jedynie zasadami moralności zawartymi w Dekalogu".

Tu już jest mniej powiązań z władzą, za to dobra penetracja rynku medialnego - komentarze Teluka ukazywały się w "Rzeczpospolitej", "Wprost", "Dzienniku", "Forbes", TVP, Polskim Radiu. A odkrywał on takie oto mądrości: "Proszę zwrócić uwagę, że przedsiębiorca wpierw troszczy się o bliźniego, badając rynek i zapotrzebowanie na produkty czy usługi, a na dodatek, aby zaspokoić potrzeby rynku, jeszcze ryzykuje swoim majątkiem!

W interesie Kapitału

Wrogiem wszystkich wspomnianych instytutów jest państwo socjalne. Ale nie tylko - z poczuciem wyższości traktują tych, którzy ośmielają się przeciwstawić ich dogmatom.

Gwiazdowski tak pisał o protestach alterglobalistów przeciwko niedawnemu szczytowi G8: "W Rostoku zadyma. Bandy współczesnych mienszewików, którzy marzą o tym, żeby stać się bolszewikami i po swojemu rządzić światem, po raz kolejny przy okazji szczytu G8 rozprawiły się z policją".

Na stronie Instytutu Globalizacji dowiemy się, że "antyglobaliści to motłoch, którego językiem jest przemoc".

12 września w hotelu Hilton w Bukareszcie odbył się prawdziwy sabat antysocjalnych instytutów - międzynarodowa konferencja European Resource Bank Meeting. Z Polski pojawili się tam przedstawiciele m.in. Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, Centrum im. Adama Smitha, Instytut Globalizacji. Szampan może się tam lać strumieniami, gdyż zdominowały one zupełnie myślenie o gospodarce nie tylko w Polsce.

"Neoliberalna nowomowa jest tak trudna do zwalczania, gdyż po swej stronie ma wszystkie dominujące siły świata" - pisał francuski socjolog Pierre Bourdieu. Trudno o lepszy komentarz do działalności "niezależnych" think tanks.

Dariusz Zalega


Tekst ukazał się w tygodniku "Trybuna Robotnicza".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku