Zacznijmy od definicji. Będzie ona zdecydowanie antyabsolutystyczna i relatywistyczna, a przez swój relatywizm zwróci się przeciw subiektywizmowi na korzyść obiektywizmu. Nie uszanuje zatem ani dekonstrukcjonistycznej mody na antyobiektywizm, ani kościelno-moralizatorskiego nawyku stawiania znaku równości między relatywizmem a subiektywizmem. Choć powiązana z tymi kilkoma uczonymi terminami, będzie to definicja prosta i najprostsza z możliwych.
1. Wartość jako relacja. Mimo wielu prób zdefiniowania wartości, pojęcia wprowadzonego do filozofii bardzo późno, bo dopiero w dziewiętnastym stuleciu, zagadnienie uchodzi za ogromnie trudne. Z tejże przyczyny, a także - jak się zdaje - dla pogłębienia tego wrażenia, osoby rozprawiające o wartościach rezygnują na ogół z ich definiowania. Co równie istotne, brak definicji pozwala nie zajmować jednoznacznego stanowiska w kwestiach niebezpiecznych ideologicznie, takich jak pytanie o sposób istnienia wartości.
Tymczasem w aspekcie emancypacji, choćby tylko do niezależnego myślenia, jest to jeden z problemów centralnych. Podobnie jak sprawą centralną jest nieprzymykanie oczu na zasygnalizowaną trudność z traktowaniem wartości jako bytów subiektywnych albo głównie takich. Nawet pozornie neutralna definicja, wedle której wartościami są wszystkie rzeczy przeżywane przez ludzi jako wartościowe, nie może zostać przyjęta jako ostateczna ani nawet jako rozjaśniająca sprawę. Pomija bowiem lub usuwa na margines jako mniej istotne to wszystko, co poza sferą przeżywania lub świadomości stanowi o wartości rzeczy wartościowych. Poza tym zamazuje różnice, które zachodzą między wartościami, na przykład między cudzymi i własnymi, lecz także między rzeczywistymi i fikcyjnymi.
Definicja, do której przyjęcia skłaniają wspomniane pobudki emancypacyjne wraz z dobrym obyczajem nieodrywania człowieka od ożywionej i nieożywionej przyrody, może brzmieć: Wartością jest to, co sprzyja albo szkodzi istnieniu lub powstawaniu jakiejś rzeczy. Odpowiednio do tego przymiotnik „wartościowy” znaczy tyle samo, co „sprzyjający istnieniu” albo też jej „istnieniu szkodzący”. Zbiór rzeczy, których istnieniu lub powstawaniu coś w pewnych warunkach może szkodzić albo sprzyjać, jest nieskończenie wielki i zróżnicowany, a tworzą go między innymi osoby, organizmy, społeczności, procesy, tendencje, jakości. To, co ich istnieniu lub powstawaniu sprzyja, stanowi wartość pozytywną, to natomiast, co szkodzi - negatywną. Dla przykładu: wzrost ciepła ponad pewne granice można uznać za wartość negatywną dla istnienia śniegu na trawniku, a - wraz z ciepłym majowym deszczem - za wartość pozytywną z punktu widzenia rozwoju trawy; podobnie w aspekcie skraplania się pary wodnej i powstawania deszczu wartością pozytywną będzie istnienie kryształków lodu w powietrzu lub innych jąder kondensacji, a negatywną - ich brak. Słowo „wartość” jest tu nazwą zbiorczą o zakresie o wiele szerszym niż tradycyjne pojęcie dobra i zła w sensie moralnym lub użytkowym odniesionym do spraw ludzkich. Stąd też niniejsze rozumienie wartości wychodzi poza zakres tego, co się myśli niekiedy o wartościach w związku z zaspokajaniem potrzeb. Chyba że potrzebę rozumiemy tak szeroko jak w sformułowaniu, że do topienia aluminium potrzeba temperatury 660 stopni. W takim użyciu wartość i potrzeba spoją się ściśle.
Wartość wedle przyjętej tutaj definicji wyraża się zatem w relacji przyczynowo-skutkowej. Co więcej, istnieje jako tego typu relacja, a nie jako właściwości danej rzeczy, do tej rzeczy ograniczone, jak w spontanicznej, dziecinnej percepcji świata, wedle której zalety lub wady osób i rzeczy mają status bezwzględnych właściwości, na przykład bezwzględnie pozytywnych cech charakteru. Odrobina krytycyzmu wystarcza, by zauważać, że wartość deszczu, wybuchu wulkanu, rozwoju bakterii, ludzkich czynów i postaw są dobre albo złe nie same w sobie, lecz ze względu na konsekwencje dla istnienia innych rzeczy.
Jak do tej pory, sprawa jest całkiem prosta, jeśli nie oczywista, i właściwie mogłaby pozostać taką do końca. Ponieważ jednak wkraczamy chcąc nie chcąc na teren filozofii, przyjęty obyczaj nakazuje, by mówić z tego tytułu w sposób bardziej uczony i choć trochę mniej zrozumiały. Zdefiniujmy zatem wartość nie tylko i po prostu jako pożytek albo szkodę, rozumiane możliwie szeroko, i nie tylko jako to, co zaspokaja potrzebę w możliwie szerokim rozumieniu. Nazwijmy wartość także bytem relacyjnym, który polega na tym, iż istnienie, powstawanie lub stawanie się jakiejś rzeczy realizuje się dzięki istnieniu, powstawaniu lub stawaniu się innej rzeczy. Albo też na tym, że owo istnienie (i tak dalej) natrafia w istnieniu innej rzeczy na przeszkodę, jak w wypadku wartości negatywnych.
W odniesieniu do tej relacji jako bytu wiążącego ze sobą inne byty lub istnienia można ukuć termin „ontologia wartości względnych”. Wokół niej można by też bez trudu stworzyć nową dziedzinę filozofii, spajającą opis rzeczywistości z relatywistyczną aksjologią. Wróćmy jednak do mówienia w sposób prosty.
Jak już zasygnalizowano, prezentowany tu punkt widzenia - zgodnie ze skierowaniem uwagi na relacje - jest podejściem relatywistycznym. Zarówno bowiem pożytek, jak i szkoda są rozpatrywane jedynie w odniesieniu do czegoś, co na danej zmianie zyskało albo straciło, a co można zaszeregować jako skutek owej zmiany lub - w wypadku świadomych działań - jako realizację czyjegoś celu. Wynika stąd, iż poza zakresem rozważanych tu rzeczy pozostają wszelkie wartości absolutne: jeśli ktoś utrzymuje, że istnieje coś, co winno być odbierane jako wartościowe dla wszystkich, zawsze i pod każdym względem, to nasuwa się epitet, którego z uprzejmości nie wypowiadamy. Powiemy raczej, iż rozważania bytów dobrych absolutnie pozostawiamy absolutnie skrajnym moralistom i - rzecz jasna - konserwatywnym teologom. Rozum przyrodzony i zdrowy rozsądek skłaniają się raczej ku maksymie Horacego, wedle której nic nie jest dobre pod każdym względem - nihil est ab omni parte beatum.
2. Relatywizm jako metoda obiektywizacji. Wypadnie także zaznaczyć jeszcze raz z naciskiem, że chodzi tu o relatywizm, który niewiele ma wspólnego z subiektywizmem. Przeciwnie, jest to ten rodzaj relatywizmu, który wiedzę o wartościach obiektywizuje, i to radykalnie. W sensie doakcentowania obiektywnego aspektu istnienia wartości, ale też w sensie zwrócenia uwagi na ich obiektywizację w sprawdzającym działaniu.
Obiektywizujący charakter ma już samo twierdzenie, iż relacjom tworzącym pożytek lub szkodę przysługuje istnienie w istotnym sensie niezależne od poznającego podmiotu, a przy tym podatne na falsyfikację. Wynika stąd heretyckie dla niejednego aksjologa, zasygnalizowane już, wyróżnienie wartości fikcyjnych, czyli takich, które - mimo najgłębszego nawet ich przeżywania w kategoriach wartości - wartościami nie są. Nie są nimi przede wszystkim te, których podstawą są bytowe fikcje, na przykład szkodliwa działalność Marsjan, Erynii lub hydry lernejskiej. Obiektywizując subiektywną wartość kwestionujemy w takich wypadach nie tyle samą relację, jak szkodliwość hydry, co istnienie takiego bytu jak hydra. Sama relacja stanowiąca daną wartość również może zostać zakwestionowana jako fikcyjna, choćby miała zachodzić między procesami całkiem realnymi.
Od wartości fikcyjnych także tego drugiego rodzaju roją się nie tylko mitologie i religie, również życie społeczne i polityczne: dobroczynne skutki „korporyzacji” majątku prywatnego i publicznego dla jakości życia ogółu, zgubny wpływ pornografii na poszanowanie prawa karnego, pozytywne oddziaływanie wysokich kar na walkę z przestępczością. To tylko garstka fikcji, z którymi spotykamy się na co dzień, a każdej z nich odpowiada fikcyjna wartość pozytywna lub negatywna. Jej sprawdzianem bywa społeczne doświadczenie, ale też badania statystyczne, które ją relatywizują, to znaczy odnoszą do konkretnych relacji przyczynowo-skutkowych, pokazując, co w jakich warunkach jest pożyteczne dla kogo lub dla jakiej rzeczy i pod jakim względem. Dotyczy to także realnych pożytków odnoszonych z pożytków fikcyjnych na zasadzie efektu placebo.
W podobny sposób można zobiektywizować niemal każdą wartość, włącznie z wartościami moralnymi i całymi systemami etycznymi. Poniekąd wedle ewangelicznej zasady rozpoznawania wartościowych i bezwartościowych drzew po ich owocach.
3. Subiektywizm i zamazywanie granic. Zamazywanie granic między wartościami realnymi a tym, co jako wartość jest przeżywane, dokonywało się od początku oświeconej refleksji etycznej w dobrych intencjach. Przede wszystkim z zamiarem podcięcia korzeni nietolerancji religijnej, której teoretyczną podstawę stanowi odróżnianie prawdy od fałszu. Niemieckie Oświecenie i Lessing w swych późniejszych utworach - to w czasach nowożytnych bodaj pierwszy początek tego dziś bardzo rozpowszechnionego obyczaju. Z czasem rzecz, odnosząca się do religii, została rozciągnięta na wielkie obszary etyki i na to wszystko, co nazywamy ideologią. I rzeczywiście, trudno zaprzeczyć, że w istotnym stopniu osłabia nietolerancję podejście, wedle którego nie warto pytać, co jest prawdą lub dobrem, byleby dana „prawda” lub „dobro” czyniły ich wyznawców szczęśliwymi. Takie oparte na doświadczeniu przekonanie żywiło zresztą już wielu starożytnych Greków i Rzymian, przejętych zwłaszcza ideami epikureizmu.
Jednakże w rzeczywistości jest to tylko jedna strona medalu: wzrost tolerancji nie wyczerpuje skutków zamazania różnicy między wartością jakiejś rzeczy a tejże wartości pozytywnym lub negatywnym przeżywaniem. Za wpojenie tego podejścia szerokim masom ludności i elitom umysłowym trzeba płacić cenę dość wysoką. Stanowi ją między innymi ogromne dowartościowanie subiektywności i prawa ludzi do wyznawania wszelkich poglądów, włącznie z najgłupszymi i najbardziej nieludzkimi. Samo to prawo nie jest rzecz jasna szkodliwe, szkodliwe są natomiast płynące z niego ograniczenia wolności i rozbrojenie ideowe. Jedno i drugie dotyczy w zasadzie głosicieli wszelkich prawd, uderza jednak najsilniej w aktywność ludzi próbujących wspólnej walki o realizację idei moralnie i myślowo trudniejszych, takich jak demokracja i prawa człowieka odniesione jednakowo do wszystkich. Ogromne straty przynosi w szczególności wywodzony z dowartościowania sfery subiektywnej moralny i prawny zakaz głoszenia poglądów, którymi możemy zranić cudze uczucia. Zauważmy, że w każdej epoce broni on niemal wyłącznie wartości akceptowanych bezrefleksyjnie, obojętny i nieczuły wobec tych wszystkich, które zdały egzamin obserwacji i doświadczenia.
4. Kooperacja między wartościami. Między innymi dla poprawy położenia wartości rozumowo sprawdzonych warto rozwijać refleksję nad ich stosunkami wzajemnymi. Warto w tym celu pamiętać na przykład o tym, że wartości – także te realne, czyli obiektywnie stwierdzalne pożytki - nie żyją samotnie. Obserwacja wskazuje na to, że - przeciwnie - tworzą gęste sieci wzajemnych oddziaływań, kooperując ze sobą pozytywnie, lecz także walcząc zacięcie, a dotyczy to nie tylko ludzi i nie tylko świata ożywionego. Wie o tym każdy inżynier budujący mosty lub domy. Wdzięczny to temat do bezinteresownego filozofowania, w aspekcie zamierzeń emancypacyjnych ważniejsza jest jednak obserwacja świata ożywionego. Już szkolna nauka biologii uzmysławia, jak na każdym kroku pożytek jednych organizmów współdziała z pożytkiem innych, ale także, jak ulega zmniejszeniu albo zniszczeniu z winy pożytku cudzego. Szczypta wiedzy na temat ewolucji pozwala zarazem wejrzeć w niektóre przyczyny, dla których ludzie działają często przeciw swoim własnym pożytkom i przeciw własnej wolności.
Ograniczmy się do najprostszego wyjaśnienia sięgającego do istoty procesów biologicznych: programy jednostkowego życia tak roślin, jak i zwierząt istnieją i nie giną dzięki powielaniu, czyli replikacji, gdy – będąc jej użyteczne – ostają się naturalnej selekcji. Dzieje się tak nie tylko w rozwoju sensu stricto biologicznym, ale i w wielu aspektach życia społecznego, na przykład na terenie ekonomi - w kontynuowanej i zmienianej ofercie towarów, o której decyduje głównie popyt, a nie interes samych owych towarów, na przykład zwierząt i roślin produkowanych w coraz to nowych odmianach.
5. Ku wartościom cudzym. Ustępowanie wartości własnych na rzecz cudzych jest rzecz jasna uwarunkowane w wielkim stopniu typem panującej kultury, moralności i ideologii, jak też układem sił w społeczeństwie. Niezależnie od tego warto zdawać sobie sprawę, jak znaczny potencjał zniewolenia i autodestrukcji przynosimy na świat z racji posłuszeństwa wspomnianym mechanizmom replikacji, które także leżą u postaw wielu irracjonalnych norm religijnych i prawnych.
Wszystko wskazuje na to, iż podobnie jak inne zwierzęta jesteśmy pierwotnie takimi, jakimi nas uczyniła naturalna selekcja: że przede wszystkim rozmnażamy się generatywnie, a nie przez podział lub dzieworództwo, jak po części mszyce; że w odróżnieniu od praktycznie nieśmiertelnych roślin bylinowych lub genów wszelkiego rodzaju musimy jako jednostki umierać; że się starzejemy, że gnębią nas niezliczone choroby, cierpienia i pełna udręk starość; że poza tym przez całe życie obciążają nas skłonności bardzo podobne do tych, o których opowiadają chrześcijańscy teolodzy pod hasłem grzechu pierworodnego; skłonności budzące zrozumiałą myśl o skażeniu moralnym i umysłowym, a w każdym razie nie bardzo dostosowane do rozumnego i godziwego życia w społeczeństwie.
Bo przecież jakże zakwalifikować inaczej predyspozycje do erotycznego i seksualnego nieopanowania, do oddzielania seksu od miłości i przyjaźni, do lepszego traktowania osób ładnych niż brzydkich, do dzielenia ludzi na dobrych swoich i złych obcych? I jak ocenić inaczej nieumiarkowanie w czynieniu zapasów i w gromadzeniu bogactw, nieczułość wobec zwierząt i niefrasobliwość w traktowaniu ożywionej przyrody, a zwłaszcza kult siły i pogardę dla słabości? Na pewno są to wszystko właściwości nie utrudniające tworzenia i pielęgnacji nowych jednostek, a nawet w istotnym stopniu temu sprzyjające, nic więc dziwnego, że na drodze selekcji nie zostały usunięte z ludzkich genów.
Z mankamentami umysłu sprawa ma się podobnie, jego skłonności i zdolności ostają się selekcji o tyle, o ile są pożyteczne, a przynajmniej nieszkodliwe dla płodzenia dzieci i opieki nad nimi, a sprawność i pomyślność samej jednostki w jej życiu osobistym i zbiorowym ma w stosunku do tej funkcji znaczenie wyłącznie instrumentalne. Stąd też nie było powodów, by w procesie ewolucji z umysłu ludzkiego zostały wyrugowane predyspozycje skądinąd szkodliwe w wielkim stopniu. Takie na przykład jak tendencja do traktowania wszelkich zagrożeń w sposób zoomorficzny, to znaczy jako pochodzących od dzikiej bestii lub wrogiego człowieka. Rzecz ogromnie przydatna do przetrwania w niebezpiecznym naturalnym otoczeniu, lecz jakże groźna w postaci rasizmu, nacjonalizmu i wszelkiej nienawiści bazującej na tym, że ogromna liczba ludzi nie potrafi nazwać zła w sposób abstrakcyjny. Temat pasjonujący! Niestety w aspekcie służby wartościom cudzym zadziwiająco rzadko poruszany przez badaczy!
6. Służba replikacji a zderzenie kultur. Wytworzone lub tolerowane w rozwoju ewolucyjnym skłonności umysłowe i emocjonalno-moralne człowieka działające na niekorzyść jednostek i społeczeństw kwestionuje kultura, jednakże nie każda w tym samym stopniu i zakresie. Kultury zbudowane na autorytecie religijnym z jednej strony sprzeciwiają się niemal z reguły złemu traktowaniu jednostek słabych, biednych, chorych i niesprawnych umysłowo, z drugiej jednak, w sposób podobny do mechanizmów ewolucji, skłaniają się do preferowania postaw autorytarnych i poszanowania siły. I, co nie mniej istotne, nie bardzo potrafią się oprzeć pokusie, by wartości, które są wartościami tylko z punktu widzenia samej replikacji, wynosić na wyżyny świętości i prawa. Sprzeciwiają się w ten sposób kulturom demokratycznym i świeckim, redukującym wszelkie ludzkie dobro do rzeczywistego pożytku jednostek i ich zbiorowości.
Dość niespodziewanie jest to konflikt nabierający nowej intensywności i wyrazistości w naszych czasach: racjonalizm kultury grecko-rzymskiej, jej widoczny w ukierunkowaniu na wymierne doczesne szczęście moralny utylitaryzm, wzbogacony w epoce nowożytnej przez krytyczną teorię ekonomii politycznej, zderza się z pojmowaniem moralnego dobra w sposób nie dający się utożsamić z żadnym uchwytnym pożytkiem ludzi: wkraczający do polityki i kultury świeckiej religijny kult „życia poczętego” łączy się w koherentną całość z windowaniem płciowości do rangi sacrum lub rzeczy przeklętej i świętej zarazem, z uznaniem za zło moralne wszelkiej rozumnej ingerencji w sprawy prokreacji. Czyżby własne wartości człowieka miały za przeciwnika wartości niczyje? Być może, na pewno jednak kolidują dramatycznie z najżywotniejszymi interesami wirusa HIV i duchowieństwa różnych wyznań, zbijającego na irracjonalnej moralności kapitał polityczny, moralny i finansowy. Pożytek Boga pojętego na podobieństwo Wielkiego Hodowcy ludzkiej trzody zostawiamy na boku z przyczyn metodologicznych. Zauważmy tylko, że cała owa sakralizacja rozmnażania człowieka równie dobrze mogłaby się odbywać z woli chcących się powielać ludzkich genów, gdyby dysponowały talentami homiletycznymi.
Sprzeczność z pożytkami ludzkimi jest tu zasadnicza, lecz wykracza daleko poza owo nieprzypadkowe pokrewieństwo potrzeb replikacji z religijnym wartościowaniem spraw płci i rozmnażania. Polega na kolizji dwóch kultur niemożliwych do uzgodnienia, kultury jasnego pojmowania pożytku i dobra z kulturą etyki „naturalnej” i spontanicznej, czyli w gruncie rzeczy bezrefleksyjnej. Jest to zarazem zderzenie humanitaryzmu i rozumności z tymi wszystkimi antydemokratycznymi rozumieniami wartości, w których niechęć do obcych, irracjonalna personifikacja przyjaznych albo wrogich człowiekowi sił wraz z kultem mocy i charyzmatycznych postaci zastępują myślenie. Zachodzi obawa, że będzie to w przewidywalnej przyszłości konfrontacja na znaczną skalę. Po części w zastępstwie konfliktów na tle ekonomicznym.
7. Wartości cudze a bytowe konflikty gospodarcze. Negacja lub przemilczanie zasadniczych sprzeczności między własnymi potrzebami i pożytkami człowieka a cudzymi pożytkami działającymi na jego szkodę jest nieodłączną częścią walk, które w świecie ludzkim toczą nie tylko osoby, ale i same wartości. W ostatnim ćwierćwieczu ta w pełni zrozumiała strategia bałamucenia przeciwnika obejmuje w niepokojącym stopniu także sprzeczność najpoważniejszą, to znaczy między egzystencjalnymi wartościami ludzi i ekosfery a gospodarowaniem wynoszącym na szczyt wartości zysk finansowy. O negację i przemilczanie dbają nie tylko ideologie supremacji kapitału, lecz także ideologie klerykalne i kościelne, prawie zawsze przeciwne regulowaniu gospodarki. Po tej samej stronie sytuuje się akademicka filozofia, gdzie brak aksjologicznych tematów politycznie i ekonomicznie niepoprawnych jest niemal regułą.
A przecież wyparcie konfliktu ekonomicznego ze społecznej świadomości niesie groźne konsekwencje. I nic tu nie zmienia fakt, że z rozbawieniem zwykliśmy patrzyć na gorliwą identyfikację osób ubogich lub niezbyt zamożnych z prawdziwym albo domniemanym sposobem myślenia finansowych elit świata. Realne pozostaje niebezpieczeństwo, że miliardy ludzi, nie tylko potraktują życiowe aspiracje najbogatszych jako własne, ale i uwikłają się dobrowolnie w wyniszczające świat walki i wojny zastępcze: że rezygnując z poskramiania pasożytniczych mechanizmów, które jak tkanka rakowa pożerają ekosferę i rozkładają życie społeczne, będą nadal skupiały energię na obronie takich rzekomo ich własnych wartości jak odziedziczona po przodkach restryktywna moralność, naród i religia.
8. Wyzwolenie przez wartości. Tematyzacja podstawowych konfliktów ekonomicznych może mieć znaczenie ozdrowieńcze. Jeśli kieruje uwagę nie na spersonalizowanych wrogów, lecz na nieuniknione sprzeczności interesów i najwłaściwsze społecznie strategie, zapobiega atmosferze nienawiści. Pobudza do myślenia abstrakcyjnego, zadaniowego i sprawdzalnego, bez odwoływania się do zagrożeń fikcyjnych lub skrajnie zmitologizowanych.
Co bodaj jeszcze ważniejsze, świadomość owych konfliktów stanowi warunek konieczny do budowania ustroju demokratycznego jako przeciwieństwa tyleż oligarchii, co wszelkiej demokracji pozornej. Rzecz jasna, nie jest to warunek z tego punktu widzenia wystarczający. Równie niezbędna jest właściwa opcja etyczna, a ściślej - zaliczenie do podstawowych wartości etycznych i samej demokracji, i prodemokratycznego układu sił w społeczeństwie. Trudno to jednak osiągnąć bez pewnego minimum rozumności i bez rudymentów wiedzy socjologicznej, co również należałoby włączyć do zbioru podstawowych wartości wyzwalających. Na przykład w sytuacji irracjonalnej wiary ludności w możliwość ulepszenia społeczeństwa bez zmian systemowych, jedynie przez popieranie polityków będących uczciwymi ludźmi.
Uwłaśnienie tych wszystkich i innych rzeczywiście własnych pożytków człowieka jako wartości etycznych, a w każdym razie jako wartości godnych realizacji, wykracza daleko poza uprawianie polityki: sprzyja skuteczniejszemu i bardziej godziwemu rozwiązywaniu wszelkich konfliktów społecznych; stanowi zarazem potężny bodziec do poznawania i rozumienia świata, dając poczucie myślowego panowania nad nim; przynajmniej po części oczyszcza człowieka z lęku przed nieszczęściami, przetwarzając ów lęk w potrzebę rozumnego przeciwdziałania; na podobieństwo arystotelesowskiej katharsis, polegającej – co może warto wiedzieć - na upośrednieniu lęku, uwłaśnienie wartości tak przebiegające przyczynia się zatem również do wolności wewnętrznej
9. W stronę demokratycznej aksjologii. Niewola i wyzwolenie przez wartości pozostanie w dominującym dyskursie aksjologicznym zapewne jeszcze bardzo długo kwestią marginalną. Głównie z powodu obojętności wobec ideału realnej demokracji. Redukcja tematu wartości do spraw związanych z subiektywnością lub z bezpośrednimi stosunkami między ludźmi jest logiczną konsekwencją tego désintéressement. A przecież, choć tłumiona przez propagandę idei nierozumnych, prymitywnych lub aspołecznych, jest możliwa -– co widać po jej zaczątkach - aksjologia zupełnie inna: zatroskana o człowieka i cały ulegający degeneracji świat ożywiony, a zarazem poznawczo ambitna i krytyczna.
Ze względu na połączenie tych cech byłaby to przede wszystkim naukowa wiedza rozumiejąca: dla unikania zamętu ostrożnie operująca pojęciem wartości, a na pewno wyraźnie oddzielająca obiektywnie istniejące pożytki, także te, które się odnoszą do psychiki i świadomości, od tego wszystkiego, co jest tylko ich wyznawaniem lub kultem; przy tym swoim różnicującym nastawieniu - z konieczności relatywistyczna i obiektywizująca; ukazująca prawdziwe bytowanie wartości oraz ich replikację na drodze naturalnej sekcji, w systemach ożywionych i tych wszystkich, które, jak w wypadku ekonomii, są im istotnie bliskie; przez ukierunkowanie na owocność ludzkiego działania - przeciwna ogłupiającym fikcjom i manipulacjom. Nauka społeczna i przyrodnicza zarazem, normatywna, a przy tym przez relatywizowanie pożytku spełniająca warunki obiektywnej opisowości.
Uwaga końcowa o ciągu dalszym. Wartości traktowane w ten lub podobny sposób mogą być rzecz jasna przedmiotem refleksji znacznie szerszej niż ściśle aksjologiczna, odnajdując naturalne miejsce w każdej filozofii o ambicjach oświecania i wyzwalania. W pomyślanych na miarę naszego czasu kontynuacjach filozofii krytycznej powiążą się zapewne bardzo ściśle z teoriami systemów, zmatematyzowanymi w mniejszej albo większej mierze. W ujęciach najprostszych, czyli w praktycznym filozofowaniu na co dzień, będą kontynuowały swoją oświecającą rolę, którą odgrywają od dawna jako trzon racjonalnej etyki. Poniekąd wedle arystotelesowskiej tradycji nieodrywania dobra od zawsze względnego pożytku. Ale też jako etyczna reakcja na manipulację nakłaniającą do służenia pożytkom cudzym, tyrańskim, antydemokratycznym, stawiającym świat ożywiony na krawędzi katastrofy.
Emocjonalne, wyobraźniowe i rozumowe uwłaśnienie wartości demokracji i innych rzeczywistych pożytków człowieka zadecyduje o niemal wszystkim. Wiedza naukowa o pochodzeniu i funkcjonowaniu wartości fikcyjnych lub cudzych błędnie uwłaśnionych poniesie część odpowiedzialności.
Jerzy Drewnowski
Tekst ukazał się w miesięczniku "Dziś".