Już od pierwszych lat nauki w szkole dziewczęta poddawane są działaniu krzywdzących stereotypów, których przełamanie – jeśli w ogóle jest możliwe – wymaga ogromnego wysiłku i długiego czasu. Standardowa uczennica ma być przede wszystkim grzeczna, pilna i posłuszna. Dobre uczenie się jest jak najbardziej wskazane, ale samodzielne myślenie – ależ broń Boże! Ten przywilej zarezerwowany jest dla chłopców. Wg klasycznego już stereotypu to oni mają własne zdanie, oni są zdolni do tworzenia kreatywnych rozwiązań. Dziewczynki, nawet jeśli prześcigają ich w nauce, wg popularnego mniemania zawdzięczają to pilności i staranności, żeby nie powiedzieć: zwyczajnemu zakuwaniu na pamięć całych podręczników, a nie szczególnym zdolnościom. Mało tego. Jeżeli chłopak nie odrobi pracy domowej lub wykona ją poniżej swoich możliwości, ma realne szanse na pobłażliwość ze strony nauczycieli. Tym ostatnim często zdarza się machnąć ręką i stwierdzić, że gdyby się przyłożył, to na pewno byłby w stanie wypaść lepiej, ale tak naprawdę to jest w stanie wszystkie braki błyskawicznie nadrobić. Dla dziewcząt nie ma żadnego usprawiedliwienia. A jeśli nauczyciel z jakiś powodów jest jeszcze gorzej do nich nastawiony, mogą nawet usłyszeć, że edukacja ich płci nie ma właściwie żadnego sensu.
Mało tego. Stałe miejsce w popularnym obrazie dziewcząt w szkołach zyskało już przekonanie o szczególnych predyspozycjach uczennic do niektórych przedmiotów – i całkowitym braku zdolności w innych kwestiach. Pojawienie się osoby płci żeńskiej w klasie o profilu matematyczno – fizycznym budzi każdorazowo żywe zdziwienie, a następnie szczególnie uważną obserwację ze strony nauczycieli. Od lat propagowane jest bowiem twierdzenie, iż myślenie analityczne jest wyłącznie domeną płci męskiej. Z kolei dziewczęta podobno dobrze realizują się w przedmiotach humanistycznych... ale i tutaj de facto odmawia się ich osiągnięciom jakiejkowiek wartości. Na ogół wyznawcy tego stereotypu dodają bowiem, że sukcesy w zakresie tych przedmiotów opierają się głównie na umiejętności płynnego i kwiecistego wysławiania się, żeby nie powiedzieć "lania wody". Jedna z autorek tekstu osobiście mogła się przekonać, iż takie myślenie jest rozpowszechnione także wśród ludzi wykształconych i – wydawałoby się – reprezentujących wyższy poziom kultury osobistej. W czasie finałowego etapu olimpiady historycznej członek komisji, zapewne z wyższym tytułem naukowym, wyraził szczere zdumienie z powodu obecności dziewczyny na tak wymagających zawodach. Następnie uraczył uczestniczkę dłuższym wywodem o przyczynach, dla których nie powinna się tam znaleźć. Były one dosyć proste – ze względu na swoją płeć nie była podobno w stanie odpowiednio logicznie myśleć i wnioskować, a nawet zapamiętać określonej liczby faktów, co jest w nauce historii nieodzowne. Również na olimpiadzie języka polskiego płeć męska może liczyć na lepsze traktowanie. Dlaczego? Zdaniem wielu nauczycieli, także akademickich, umiejętność logicznego myślenia może wiele wnieść także do nauk humanistycznych. A kto umie logicznie myśleć? Z pewnością nie dziewczęta.
Osobną kwestią jest problem postrzegania dziewcząt i młodych kobiet wyłącznie przez pryzmat ich wyglądu zewnętrznego. W tym miejscu mamy do czynienia z sytuacją szczególnie oburzającą w swojej dwuznaczności i otwartej hipokryzji. Uczennice są ze wszystkich stron bombardowane uwłaczającym kobietom przekazem medialnym, wg którego główną wartością kobiety jest fizyczna atrakcyjność. Dodajmy – atrakcyjność ściśle odpowiadająca aktualnemu marketingowemu "ideałowi piękna". Od najwcześniejszych lat są przekonywane o tym, że głównym celem życia kobiety jest podobanie się. Dlatego ogromna większość uczennic polskich szkół usiłuje ten cel realizować kosztem wszelkich możliwości rozwoju własnego. Wydają ogromne sumy pieniędzy na kosmetyki i modne ubranie, starają się na wszelkie sposoby nadążyć za stale zmieniającymi się standardami urody, zaś zdobycie względów płci przeciwnej uważają wręcz za punkt honoru. Już w ostatnich klasach podstawówki, a z całą pewnością w gimnazjum dziewczyna, która nie wzbudza zainteresowania chłopaków i nie ubiera się tak, jak dyktuje kapitalistyczny mainstream jest na najlepszej drodze do zyskania etykietki dziwadła. Niech jeszcze ma swoje poglądy i nieszablonowe zainteresowania. Wtedy jest właściwie w polskiej szkole na straconej pozycji. Jeżeli ma szczęście, skończy się tylko na krzywdzącej etykietce. Jeżeli nie, będzie traktowana przez nauczycieli gorzej niż klasycznie atrakcyjne koleżanki. Tu wchodzi w grę kolejny stereotyp, dzielący uczennice na ciężko pracujące i po prostu brzydkie oraz ładne i głupie. Połączenie obu pozytywnych cech podobno nie jest możliwe. Bo i po co to kobiecie. Jej naturalna rola społeczna polega w końcu na czymś innym.
Z tą atrakcyjnością też nie należy jednak zbytnio przesadzać. Jeżeli dziewczyna posunie się o krok za daleko w stosowaniu się do rad kapitalistycznych twórców mody, zostanie z całą pewnością posądzona o daleko posuniętą demoralizację. Podobno bowiem to dziewczęta przyczyniają się swoimi wyzywającymi strojami do niskiego poziomu polskich szkół. W dyskusji o wprowadzeniu mundurków szkolnych częstym argumentem była konieczność ukrócenia zmieniania szkoły w rewię mody, co uczennice czynią na skalę masową. Tu można już zacząć łapać się za głowę. Jeżeli dziewczyna nie zwraca szczególnej uwagi na swój wygląd – ma wszelkie szanse zostać poddana ostracyzmowi rówieśników (i fałszywemu niepokojowi nauczycieli, którzy niejednokrotnie uważają taką sytuację za nienormalną). Jeżeli zaś pilnie podąża za wskazówkami medialnego przekazu nt. roli kobiet – natychmiast zostaje zaklasyfikowana jako przestępca wobec moralności, żeby nie użyć bardziej nieparlamentarnych określeń. Jeśli za swój główny cel uważa cokolwiek innego niż zdobycie chłopaka – jest dziwadłem (a nawet życiową frustratką), jeśli zaś stara się przede wszystkim o zainteresowanie płci przeciwnej – nie szanuje się (a to z kolei podstawowy grzech, jakiego może dopuścić się kobieta).
Do kolejnego absurdu dochodzi, gdy neoliberalne media narzekają na faworyzowanie dziewcząt w szkołach i na uniwersytetach "za ładną buzię". Brzmi nader ciekawie, gdy w mediach najpierw wypowiadają się kapitalistyczni eksperci, głosząc konieczność oceniania w sposób ściśle merytoryczny, a następnie emitowana jest reklama lub nawet popularny serial, którego przesłanie jest proste – o wartości kobiety świadczy jej wygląd. Poza tym – o jakim faworyzowaniu właściwie mówimy? Przysłowiowa "ładna buzia" jest w tym kontekście raczej środkiem do uprzedmiotowienia kobiety niż do odnoszenia przez nią realnych korzyści. Co z tego, że dostanie na sprawdzianie lepszą ocenę, jeśli zapłaci za nią zredukowaniem swojej osoby do rangi słodkiej idiotki? Że utrwali o sobie opinię osoby mało zdolnej, która wszystkie sukcesy zawdzięcza tylko wyglądowi zewnętrznemu? Niestety, praktyka tego rodzaju jest rozpowszechniona nawet w szkołach o wysokim poziomie nauczania i nienagannej opinii na zewnątrz. Próby walki z nią jak dotąd okazują się zupełnie nieskuteczne. Druga strona konfliktu na wszystkie logiczne argumenty odpowiada bowiem w sposób skrajnie uproszczony i krzywdzący – to normalne, że mężczyzna myśli i działa, a kobieta ładnie wygląda i poświęca się rodzinie. To naturalne, że w szkołach dziewczyny zdobywają punkty za wygląd, a nie za myślenie. Czasem na poparcie tej tezy przywołuje się nawet mętne wywody o biologicznych predyspozycjach.
O przypadkach, gdy uczennica zajdzie w ciążę, lepiej – dla oszczędzenia własnych nerwów - nie wspominać. Szczyty hipokryzji, jakie wówczas osiągają medialne relacje, przyprawiają o chęć natychmiastowej emigracji. O ile określenia "zepsucie" czy "obraza moralności" w odniesieniu do dziewczyny są odmieniane przez wszelkie możliwe przypadki, o tyle nikt jakoś nie zbiera się do potępienia ojca dziecka, na ogół również młodocianego. W końcu to kobieta ma równocześnie budzić w mężczyznach zachwyt i zachowywać swoją cnotę, to kobieta ma zawrzeć jeden związek na całe życie i oczywiście odgrywać w nim "naturalną" rolę istoty podporządkowanej. Chłopakowi, a potem mężczyźnie wolno wszystko, także udowadniać swoją wartość poprzez liczne romanse (to ostatnie jest nawet zalecane, jako naturalna potrzeba płci męskiej). Dlaczego? Bo tak już jest, tak było zawsze i tak być musi, odpowiadają oficjalnie respektowani eksperci.
Nie! Tak wcale nie musi zostać! By jednak walczyć o zmiany na lepsze, także uczennice muszą odważyć się na rzucenie wyzwania mainstreamowym stereotypom nt. ich roli w szkołach – a potem w społeczeństwie. Muszą przestać się bać tego, że zamanifestowanie swoich racji narazi je na konsekwencje i nieprzyjemności. Żadnych praw nie udało się wywalczyć łatwo i przyjemnie. Warto jednak podjąć to wyzwanie. Polskie uczennice – jak zresztą wszystkie dziewczęta i kobiety na świecie – zasługują na równe traktowanie. Zasługują na traktowanie godne człowieka, a nie ładnie wyglądającej zabawki. I choć w walce tej przeciwnik jest potężny – to cały system generujący wyzysk określonych grup społecznych – to solidarność i świadomość swoich celów może doprowadzić ją do zwycięstwa. Wszystko zależy od nas samych, czy będziemy miały odwagę przeciwstawić się kreowanym na siłę kliszom i pokazać, że mamy własny pomysł na życie, że nie chcemy, by ktoś ułożył je za nas.
Joanna Antoniak
Agata Rozenberg
Tekst ukazał się na stronie www.socjalizm.org.