Tak wygląda największy jordański obóz dla uchodźców palestyńskich - Al-Baqa'a. Mieszka tu ponad 90.000 ludzi. Dokładnej liczby nikt nie zna, bo są też nielegalni emigranci z terenów okupowanych przez Izrael. Prawie 40 lat temu, żołnierze izraelscy wkroczyli do ich domów i kazali się wynosić. Bardziej opornych zabito na miejscu. Ci, którzy zostawili swoje gospodarstwa, musieli szukać schronienia na innych terenach - w Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu Jordanu, w Syrii, Libanie i w Jordanii. Tam otrzymali puste pole, gdzie mogli rozbić namioty i czekać na powrót do Palestyny. Dni mijały, a o powrocie nikt nie słyszał. Namioty zastąpili betonowymi barakami i dalej czekali. Tak czekają do dziś a do baraków dobudowują piętra.
Jak w domu
Aleksandra Parzyszek, studentka pedagogiki i dwaj studenci arabistyki, Robert Kulig i Bartłomiej Damaszko, spędzili wspaniałe chwile z mieszkańcami obozu Al- Baqa'a. Trafili tam dzięki znajomości Roberta z Maherem - chłopakiem, który studiował w Polsce. Teraz wrócił do Jordanii i pracuje jako rehabilitant. Wszyscy w obozie go znają i podziwiają. Mówią na niego "Doktor". Maher zaprosił ich do swojego domu. Przyjechali późno w nocy, mimo to cała rodzina czekała i powitała ich jak swoje dzieci. Najbardziej wzruszająca była mama Mahera - starowinka, która z trudem wstaje na nogi. Wyciągała ręce aby każdego po kolei uściskać, uśmiechała się, całowała. Największą pociechę miała z Oli, bo ta nie rozumiała ani słowa z tego, co inni do niej mówili. Od razu poczuli się jak w rodzinie. Mimo ubóstwa, w jakim żyje rodzina Mahera, mieli wszystko - codziennie na śniadanie jedli najwspanialsze potrawy arabskie, przyrządzane w domu - hummus, falafel, pastę z bakłażana, oliwki z własnej hodowli - wszystko grzechu warte.
Przybysze z dalekiego kraju
Byli atrakcją turystyczną, dlatego każdy chciał z nimi porozmawiać, zaprosić do domu na kawę, na obiad. Zabrano ich nawet na tradycyjne palestyńskie wesele. Oczywiście według tradycji muzułmańskiej - kobiety były odseparowane od mężczyzn. Nie wyobrażali sobie imprezy tylko towarzystwie swojej płci, ale szybko przekonali się, że jednak jest to możliwe. Arabki, ubrane w bardzo odważne, nawet jak na europejski styl, kreacje, z najmodniejszymi fryzurami, tańczą w rytm porywającej muzyki. Panna młoda czeka na tronie na swojego męża - to jedyny osobnik płci przeciwnej, który ma prawo tu zajrzeć. Mężczyźni bawią się zazwyczaj przed domem, na ulicy. Pan Młody w eleganckim garniturze, razem z innymi tańczy dabkę - charakterystyczny układ w rytm bardzo skocznej muzyki. Zabawa trwa od wczesnych godzin popołudniowych, do ostatniego gościa.
Sen na jawie
Al-Baqa'a staje się miastem w mieście. Palestyńczycy mieszkają tu ale pracują i studiują w centrum Ammanu. Z bólem serca przyjmują obywatelstwo jordańskie, bo wierzą, że wielkimi krokami nadchodzi dzień, kiedy znowu zamieszkają w Palestynie. Mama Mahera zawsze nosi przy sobie klucze do domu, który musiała opuścić. Najmłodsi mieszkańcy obozu z dumą opowiadają o upragnionej ojczyźnie, o jej pięknie i bogactwie - a przecież nawet nie widzieli jej na oczy. Bieda jest widoczna. Wystarczy przejść klaustrofobicznie wąskimi uliczkami obozu. Dzieci w podartych ubraniach biegają za plastikową butelką, wszędzie leżą puste opakowania, resztki jedzenia. Woda dowożona jest w beczkowozach co kilka dni. Jedyną ucieczką do innego świata jest szkoła podstawowa, wybudowana i finansowana przez UNICEF. Najmłodsi mają możliwość uczenia się języków i korzystają z tego w pełni. Na'ama- bratanica Mahera, mówi po angielsku z perfekcyjnym akcentem. Wie, że to jej bilet do lepszej przyszłości. Ma dopiero 11 lat.
Aleksandra Parzyszek
Robert Kulig
Tekst ukazał się na stronie Viva Palestyna! (viva-palestyna.pl).