W Polsce od dłuższego czasu, gdy w jakimś miejscu wybucha strajk, ogłasza się go nielegalnym. Tak, jakby ta legalność zależała od pracodawcy! W "Budryku" w mniemaniu dyrektora Piotra Bojarskiego strajk był od początku nielegalny. To samo mówił prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, po włączeniu ornontowickiej kopalni do JSW.
Tydzień za tygodniem
Ostatnio do rozprawy ze strajkującą załogą zaprzęgnięto Wyższy Urząd Górniczy, który wydał komunikat o tym, że strajk pod ziemią jest niebezpieczny, z zaleceniem jak najszybszego jego przerwania. Odkąd kopalnia oficjalnie i prawnie trafiła pod Jastrzębską Spółkę Węglową, ataki i hucpa się nasiliły. 8 grudnia zarząd spółki - w świetle fleszów - podpisał z uległymi wobec siebie związkami zawodowymi działającymi w "Budryku" porozumienie mówiące o podwyżce rzędu 700 zł, czyli o 100 zł więcej, niż tego żądają strajkujący. Prezes JSW, Jarosław Zagórowski zjechał na dół do okupujących kopalnię pod ziemią górników i im także obiecał 700 zł. Górnicy prezesowi uwierzyli i wraz z nim wszyscy wyjechali na górę. Tymczasem Zagórowski załogę najzwyczajniej w świecie okłamał! Odwoływał, zawieszał i przerywał kolejne negocjacje. Zasłaniał się także rozbieżnościami w wyliczeniach.
Szybko mu przeszła chęć porozumienia i już następnego dnia po zakończeniu przez górników podziemnego strajku mówił, że protestujący "mnożą oczekiwania" i że są roszczeniowi. 10 stycznia prezes JSW w ostatniej chwili wycofał się z omówionego już wcześniej zapewnienia, że współorganizujących protest związkowych liderów nie spotkają żadne sankcje pracodawcy, o ile legalność strajku potwierdzi w ramach trwającego już postępowania prokuratura. Tego dnia obie strony doszły do porozumienia w większości spraw, tylko nie w najważniejszej - płacowej. A ponoć prezes dawał górnikom o 100 zł więcej, niż chcieli. Dlaczego więc nie doszło do ugody?
W 27. dniu strajku stanowiska protestujących i pracodawcy zbliżyły się. Jastrzębska Spółka Węglowa stwierdziła jednak, że jest w 100 procentach własnością Skarbu Państwa i takie rzeczy, jak kompromisy, musi uzgadniać z resortem gospodarki. Projekt porozumienia trafił do wicepremiera i ministra gospodarki, Waldemara Pawlaka. Ten piłeczkę odbił mówiąc, że porozumienie to rzecz leżącą w gestii pracowników i zarządu JSW. Rozmowy zakończyły się totalną klęską i wycofaniem się przez Spółkę ze wszystkich uzgodnień.
Przedstawiciele Komitetu Strajkowego, dotąd domagający się podwyżek do wysokości średniej płacy w JSW, czyli o ponad 600 zł, teraz przystali na to, by górnicy "Budryka" zarabiali w przybliżeniu tyle, ile pracownicy kopalni "Krupiński". Zarobki są tam najniższe spośród kopalń należących do JSW. Jak podawali związkowcy, wynoszą o ok. 200 zł mniej niż średnia płaca w spółce. Zgodnie z projektem porozumienia, płaca w "Budryku" miałaby zostać zrównana ze średnią w JSW do 2009 r., a nie do 2011 r. Górnicy protestujący w "Budryku" wzięli udział w referendum, w którym odpowiadali na pytanie, czy popierają wypracowany projekt porozumienia, czy też wracają do początkowych żądań. Zdecydowana większość głosujących - 640 osoby - wybrało nowy projekt.
Seanse nienawiści
Tymczasem kampania oszczerstw wobec Komitetu Strajkowego "Budryka" została rozkręcona na dobre. W serwisie jednego z portali internetowych można było przeczytać wypowiedź "związkowca" - który chce pozostać anonimowy - mówiącą o tym, że górnicy, którzy nie strajkują, są zastraszani. Codziennie, gdy poruszany jest w mediach wątek strajku w Ornontowicach, podaje się skrupulatnie, ile ten strajk "kosztuje". Nie zapomina się także dodać, że popierają go "ledwie" 4 spośród 9 działających w kopalni związków zawodowych.
Na szklanym ekranie pokazuje się prezesa Zagórowskiego, który mówi o strajkujących per "terroryści", a pomija się to, jak ci "terroryści" oddają krew czy jak obdarowują słodyczami domy dziecka. Nie przedstawia się także ich merytorycznych racji. Bo po co?
Do rozprawy ze strajkiem używa się także innych organizacji związkowych. Szef górniczej "Solidarności", Dominik Kolorz twierdzi, że dotarły do niego informacje, iż ludzie w "Budryku" są zmuszani do wypisania się z jednego związku zawodowego i wpisania się pod groźbą przymusu fizycznego do tego związku, który ciągnie protest. "Może chodzi o to, by kopalnię "Budryk" doprowadzić do upadłości i później sprzedać za złotówkę?!" - zastanawia się. A może ludzie wypisują się z "S", bo nie chcą przynależeć do organizacji, która stoi po stronie pracodawcy, a nie pracowników? Jak dotąd kopalnie sprzedawała i zamykała "Solidarność" właśnie pod politycznym szyldem AWS.
Kontratak
Wyższy Urząd Górniczy w Katowicach zaalarmował, że zapewnienie bezpieczeństwa ludzi i majątku strajkującej kopalni "Budryk" wymaga podjęcia "nadzwyczajnych kroków". Czy te kroki to siłowe rozwiązanie tego strajku?
Dużo w ostatnim czasie powiedziano złego w mediach na temat strajku w "Budryku", a dużo pozytywnych o nim rzeczy przemilczano. Działanie mediów jest celowe i ma zniwelować poparcie społeczne dla tego protestu. Za takim, a nie innym obrazem w telewizji, stoją pieniądze i naciski polityczne.
Górnik to człowiek z honorem i z uporem walczy do końca. Walka i tym razem nie skończy się szybciej, niż z momentem podpisania godziwego porozumienia.
Patryk Kosela
Tekst ukazał się w tygodniku "Trybuna Robotnicza".