Lekturę "Strachu" może ułatwić koncentracja na trzech elementach wywodu Grossa. Po pierwsze Polacy nie są odpowiedzialni za Holokaust, ale byli jego świadkami i brali w nim udział. Po drugie powojenny antysemityzm był zakorzeniony w doświadczeniu wojennym. Po trzecie powojenny antysemityzm Polaków uwikłany jest w stworzenie wspólnoty narodowej jako wspólnoty homogenicznej.
Gross przekonująco pokazuje, że Polacy nie byli wyłącznie niemymi świadkami Holokaustu jako sterylnej i ukrywanej przez Niemców operacji. Polacy widzieli mordowanie Żydów na swoich ulicach i nie ograniczali się niestety do bezsilnej asysty, ale często odgrywali w mordach aktywną rolę. Działo się to przede wszystkim przy okazji niemieckich akcji likwidowania gett*. Naukowo potwierdzone są także mordy na Żydach dokonywane przez polskich partyzantów (AK, BCh, NSZ) i nieuzbrojoną ludność na prowincji. Te świadectwa każą pożegnać się z obrazem Polaków jako bezsilnych i współczujących obserwatorów Zagłady.
Powroty Żydów po wojnie były powrotami zza grobu. Polacy nie cieszyli się z tych nieoczekiwanych spotkań. Rozmaite świadectwa przytaczane przez Grossa pozwalają zrekonstruować atmosferę niechęci do Żydów. Przejawiała się ona w codziennych interakcjach ze zwykłymi ludźmi, w kontaktach z urzędnikami, w groźbach pozbawienia życia i pobiciach. Pogromy i zabójstwa były tylko najbardziej skrajnymi przejawami antysemityzmu. Polacy czuli niechęć do Żydów z kilku powodów. Żydzi przypominali o zbrodniach, których dokonali Polacy, mogli upomnieć się o swoje mienie, według części Polaków dostali od Hitlera to, na co zasłużyli i ich powroty były podważaniem słusznej logiki historii. Gross pokazuje ciągłość między antysemityzmem czasu wojny i antysemityzmem powojennym, udowadniając bezpodstawność hipotezy o antysemityzmie jako przejawie antykomunizmu.
Stosunek Polaków do Żydów po wojnie stał się przyczyną masowej emigracji tych, którzy ocaleli z Zagłady. Wyjechali, ponieważ w kraju wielu Polaków na różne sposoby okazywało, że nie widzi dla nich miejsca. Gross podważa powszechne przekonanie, że Polska stała się krajem homogenicznym ze względu na splot okoliczności historycznych, na które Polacy nie mieli wpływu. Wysoki stopień jednolitości nie jest czymś, co Polakom po prostu się przydarzyło. Polacy pozbyli się mniejszości także własnymi rękami. Pozbyli się ich, dokonując pogromów, grożąc i rzucając obelgi.
Nie sposób nie przypomnieć sobie o tym mechanizmie oczyszczania, kiedy słyszy się o gejach stanowiących zagrożenie dla polskich rodzin, kiedy w atmosferze skandalu ujawnia się dziadka w Wehrmachcie, kiedy czyta się setki "dobrych rad" na forach internetowych, żeby wyjechać, jeśli komuś nie podoba się w Polsce katolickiej. Mechanizmy, które uruchomiono w Polsce po drugiej wojnie światowej, określiły w dużej mierze wyobrażenie o tym, jaki charakter ma polska wspólnota narodowa. Jeśli polityka uprawiana jest w imię narodu, to przyjmuje ona kształt ochrony zdrowego rdzenia przed obcością. Jeśli dodać do tego przeświadczenie o cierpieniu, niewinności i bohaterstwie naszej wspólnoty narodowej, otrzymujemy dominujący wzór myślenia o polskości.
Jeśli przyjmujemy, że "Strach" uderza w polskość czy w Polaków, to zakładamy, że jest tylko jedna polskość i jeden sposób jej praktykowania. Gross jest jednak optymistą i wskazuje, że istota polskiej tradycji nie opiera się na kultywowaniu ekskluzywnej wspólnoty i niechęci wobec innych. Przywołuje tradycje romantyzmu i wskazuje, że polska tożsamość to gotowość do poświęceń za wolność innych. Opisując osoby pomagające Żydom w czasie wojny, dba o to, aby pokazać ich różnorodność. Znajdujemy tu Zofię Kossak-Szczucką, która pomagała Żydom mimo wszystko (mimo swego przedwojennego antysemityzmu), polskich chłopów katolików, polskich chłopów prawosławnych, przedstawicieli inteligencji. Gross staje po stronie różnorodnej polskości i zachęca do zmierzenia się z historią polskiego antysemityzmu, aby dotrzeć do uniwersalnej niechęci, jaka każe nienawidzić innych ludzi tylko dlatego, że są inni. Stając po stronie polskości szanującej różnice, Gross wskazuje, że rozwiązania problemu nienawiści zawsze trzeba poszukiwać w lokalnym kontekście. To, że inni też mają problem z nienawiścią, nie zwalnia nas z odpowiedzialności za zmierzenie się z nią tu, gdzie dotyka sposobu funkcjonowania naszej wspólnoty.
--
* Żeby nie pozostawać wyłącznie przy lekturze Grossa, wczoraj otworzyłem na chybił trafił tom pod redakcją Michała Grynberga i Marii Kotowskiej "Życie i zagłada Żydów polskich 1939-1945. Relacje świadków" (Oficyna Naukowa, Warszawa 2003). Oto co znalazłem w relacji Heli Ferstman z Lublina: "Znam historię dwóch sióstr Zigel, które razem z dziećmi w ciągu dwóch tygodni chowały się u polskiej kobiety. Jakiś wyrzutek dowiedział się o nich i zaczął szantażować zarówno te Żydówki jak i polską kobietę. Nie mając innej rady musiały uciec ze swojej kryjówki. (...) Jak tylko znalazły się na ulicy, od razu zebrał się tłum z okrzykiem - Żydówki, Żydówki. Polski policjant zabrał je do niemieckiego komisariatu. Wystarczyło, że jakiś ulicznik wskazał palcem i wykrzyknął - Żyd!, a już rozpoczynał się pościg za ofiarą, która szybko wpadała w łapy prześladowców. Tego rodzaju polowania miały miejsce w ciągu całej zimy 1942-1943 (...) Jak szeroki i długi jest bruk lubelski - zlany jest naszą krwią. 3 listopada 1943 r. zabrano Żydów ze wszystkich placówek i ulicami odprowadzono na Majdanek. (...) Kilku zaczęło uciekać, kiedy weszli na ulicę Zamojską. Od razu padli od salwy z automatów. (...) Pewna dziedziczka rozgniewała się, że są jeszcze tacy Polacy, którzy próbują uratować Żyda. - Żydzi - powiedziała - są jak pluskwy. Tępi się ich i nie można wytępić" (s. 52).
Jan Tomasz Gross, "Strach", Wydawnictwo Znak, 2008 r., 360 s.
Maciej Gdula
Recenzja ukazała się na stronie "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl).