Drugi i pierwszy wiek przed naszą erą były okresem bardzo szybkiej ekspansji terytorialnej Imperium Rzymskiego. W wyniku podejmowanych wypraw wojennych doszło do zetknięcia się dwóch zupełnie odmiennych cywilizacji – rzymskiej, opartej na rolnictwie indywidualnym oraz greckiej i bliskowschodniej, w których dominowały wielkie latyfundia. W ten sposób w imperium doszło do przeobrażeń w strukturze własności, którym bardzo sprzyjały zwycięskie wojny dostarczające darmowych pracowników. W tym samym czasie na niewyobrażalną dotąd skalę upowszechnił się handel żywym towarem. Niewolnik, traktowany jak łup i towar stał się jedynie mówiącym narzędziem, które można było bezwzględnie wykorzystywać, a jeśli naszła ochota, to nawet zabić. Wielcy latyfundyści często na co dzień przebywali w Rzymie, pozostawiając swe ogromne majątki pod opieką nadzorców. Sami nadzorcy również byli niewolnikami, choć za przywilej posiadania rodziny czy nieco większe racje żywnościowe stawali się okrutnymi wykonawcami woli swych panów. W najgorszej sytuacji znajdowali się ludzie nigdy nie rozkuwani z kajdan, których na noc zamykano do baraków. Oczywiście czuli oni ogromną nienawiść do swych właścicieli, jednak zmuszano ich przemocą do pracy na ziemi swych ciemiężycieli.
Odrębną grupę niewolników stanowili gladiatorzy, którzy nie byli wykorzystywani do pracy na polach czy kopalniach, a dla niesienia rozrywki rzymskiej gawiedzi. Byli oni szkoleni w specjalnych szkołach, do których trafiali kupowani na straganach lub przywożeni w wypraw wojennych najroślejsi mężczyźni. Pod specjalnym nadzorem uczono ich rozmaitych technik walk, począwszy od cięć mieczem do pchnięć trójzębem czy chwytania przeciwnika w sieć. Gdy gladiator posiadł już dostateczne umiejętności, był wysyłany na arenę, na której musiał stawać przeciwko innemu niewolnikowi w walce na śmierć i życie. Ku powszechnemu zadowoleniu widzów, po powaleniu przeciwnika na ziemię zwycięzca bezwzględnie dobijał pokonanego. Czasem, by urozmaicić widowisko, gladiatorów zmuszano do walki z dzikimi zwierzętami lub odgrywania scen z bitew morskich. Nieraz zdarzało się, że po kilkukrotnym, efektownym zwycięstwie mężczyzna zdobywał ogromną sławę, która trwała do momentu, gdy podczas igrzysk spotkał silniejszego od siebie przeciwnika.
Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że taka sytuacja sprawiała, iż niewolnicy wielokrotnie próbowali podjąć walkę z niesprawiedliwym systemem, jednakże wszystkie podejmowane przez nich próby (np. dwa powstania sycylijskie z drugiego wieku p.n.e.) kończyły się fiaskiem. Dopiero w 73 roku przed naszą erą ludziom niezadowolonym z istniejącego porządku udało się zapoczątkować ruch masowy, który był w stanie prowadzić równorzędną walkę z rzymską armią. Cały wielki zryw rozpoczął się od pozornie błahego wydarzenia – buntu w szkole gladiatorów prowadzonej przez Lentulusa Batiatusa w Kapui. Wychowankowie wspomnianego jegomościa bardzo starannie organizowali spisek, którego przywódcą został nauczyciel fechtunku Spartakus. Gdy całe przedsięwzięcie zostało wykryte, cześć spiskowców zbiegła ze szkoły z obawy przed czekającymi ich represjami. Jak wynika z zachowanych źródeł, początkowo ich grupa liczyła niespełna osiemdziesiąt osób! Buntownicy udali się na zbocza Wezuwiusza, gdzie zaczęli przygotowywać rewolucyjną armię. Początkowo niewielkie szeregi powstańców rosły w nadspodziewanie szybkim tempie, bowiem sukces odniesiony przez gladiatorów zachęcił do działania wszystkich, którzy byli niezadowoleni ze swego życia i sytuacji materialnej. Do buntowników dołączali nie tylko zbiegli gladiatorzy czy niewolnicy, ale także wolni chłopi, pozbawieni ziem i majątku przez latyfundystów.
Wybuch powstania sprawił, że niedawno jeszcze wyzyskiwani i traktowani przez bogaczy jak bydło ludzie mogli wreszcie wyzwolić tłumiony w sobie przez długie lata gniew, pod siłą którego padały pokotem kolejne rzymskie legiony. W ramach sprawiedliwości dziejowej buntownicy zwyciężyli w bataliach pod Wezuwiuszem i Petelią, a mieszkańcy stolicy imperium drżeli na wieść o tym, iż armia Spartakusa zmierza w kierunku ich ukochanego miasta.
Klęska powstania spowodowana była brakiem jedności w obozie buntowników, bowiem cześć z nich chciała wyruszyć na Rzym, by po podbiciu miasta powołać własnego cezara. Z planem tym jednak nie zgadzał się Spartakus, który uważał, że tego typu posunięcie niczego nie zmieni. Sądził on, że po upadku starego porządku powstałby wprawdzie nowy, ale oparty na podobnych zasadach; różniący się od poprzedniego tylko tym, że kto inny byłby wyzyskiwany, a kto inny by wyzyskiwał. Dowódca powstania był zdania, że armia rewolucyjna powinna opuścić granice imperium i założyć własne państwo oparte na sprawiedliwym systemie, w którym każdy człowiek byłby wolny i równy. Konflikt ten doprowadził do rozłamu w obozie buntowników. W 72 roku p.n.e. od głównych sił powstańczych odłączyły się plemiona celtycko – germańskie pod dowództwem Kriksosa, które rychło zostały pokonane przez Rzymian w bitwie pod Apulią.
Czy starożytni powstańcy byli socjalistami? Na pewno tak siebie nie nazywali, bowiem pojęcie to powstało dopiero w XIX wieku, niemniej ideały, w które wierzyli, zbliżone są do tych, o które obecnie walczy prawdziwa lewica. Wyzwoleni niewolnicy czy pozbawieni majątku chłopi pragnęli przecież zbudowania państwa opartego na sprawiedliwości, powszechnej równości i braku wyzysku. Byli to ludzie, którzy przez całe życie bardzo ciężko pracowali, mając świadomość, że ich trud nie poprawi sytuacji, w której się znajdują. Dopiero po zrzuceniu kajdan i znalezieniu się w obozie Spartakusa czuli, że są wolni i równi, czemu dawali wyraz w identycznych racjach żywnościowych, wspólnej pracy czy wspólnym spożywaniu posiłków.
Po klęsce powstania około sześciu tysięcy niewolników zostało ukrzyżowanych wzdłuż drogi via Appia, prowadzącej do Rzymu. Mimo, iż nie osiągnęli oni wszystkiego, o co walczyli, ich trud nie poszedł na marne, gdyż ze strachu przed kolejnym tak wielkim zrywem latyfundyści doprowadzili do poprawy losu niewolników pracujących na ich farmach. Zresztą owe zdarzenia mające miejsce po klęsce buntowników wpisują się w pewną uniwersalną prawidłowość – klasa wyzyskująca ustępuje przed postulatami wyzyskiwanych tylko wtedy, gdy pokażą oni swoją siłę. Historia tego wielkiego, niewolniczego powstania pokazuje nam coś bardzo ważnego – tak jak bunt rozpoczęty przez osiemdziesięciu spiskowców wstrząsnął posadami ogromnego imperium przez ponad dwoma tysiącami lat, tak i obecnie ruch masowy może rozpocząć się od pozornie błahego strajku grupki pracowników. Wystarczy, że rozpocznie się on w momencie powszechnego społecznego niezadowolenia, a na jego czele stanie świadome kierownictwo, zdolne opracować odpowiednią taktykę i strategię działania.
Piotr Kuligowski
Artykuł pochodzi ze strony www.socjalizm.org.