Silnie metateksutalny charakter powieści sprawia, że jej ekranizacja wydaje się bardzo trudnym zadaniem. Ciężko oddać za pomocą filmowego języka wszystkie postmodernistyczne gry z literacką tradycją, w jakie wdaje się McEwan w swojej prozie. Dość wspomnieć, jaką klęską była ekranizacja "Opętania" A.S. Byatt, powieści bardzo pod tym względem do "Pokuty" podobnej. Jego reżyser, Neil La Bute, autor filmowy o niemałym dorobku zupełnie nie był w stanie oddać na ekranie drugiego dna prozy Byatt, z której w jego filmie został tylko wiktoriańsko-campusowy romans. Tym większe obawy budziła we mnie "Pokuta". Wright zrobił wcześniej dla kina tylko (w swojej klasie trzeba przyznać, że solidną) adaptację "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen. Można było obawiać się, że i z powieści McEwana zostanie tylko kostiumowy dramat. Na szczęście tak się nie stało, Wrightowi udało się przenieść na ekran nie tylko fabułę powieści, ale także oddać na poziomie filmowego języka jej narracyjne gry. Przy czym nie można zapominać, że Wright nie robi tu nic nowatorskiego. Gry z narracją, z figurą narratora niewiarygodnego na czele już w latach dziewięćdziesiątych na dobre zagościła w mainstreamie hollywoodzkiego kina. Podręcznikowym przykładem mogą być "Podejrzani" Bryana Singera.
Film Wrighta podobnie jak powieściowy pierwowzór jest doskonałym przykładem postmodernistycznej dwukodowości. Można go doskonale odbierać na podstawowym poziomie jako dramat kostiumowy, historię nieszczęśliwej miłości między pochodzącą z klas wyższych studentką Cambridge Cecilią (Keira Knightley), a jej kolegą ze studiów, synem służącej w jej domu, Robbiem (James McAvoy). Erotyczne napięcie (silnie naznaczone klasowym dystansem) zaczyna miedzy nimi narastać podczas wakacji, jakie wspólnie spędzają w wiejskiej posiadłości rodziców Cecilii latem 1935 roku. Gdy już wyznają sobie miłość i wszystko wydaje się być dla nich na jak najlepszej drodze, Briony, jedenastoletnia siostra Cecilii oskarża niesłusznie Robbiego o gwałt na swojej czternastoletniej koleżance. Chłopak trafia do więzienia, zaś Briony całe życie musi zmagać się z prawdą, która wkrótce do niej dochodzi, że zniszczyła życie dwojgu ludziom. Na tym poziomie historycznego melodramatu film sprawdza się doskonale, jest popisem warsztatowej sprawności, widać, że reżyser doskonale panuje nad medium oraz że gra konwencją, historycznym kostiumem, setkami statystów sprawia mu przyjemność.
Ale obraz Wrighte’a tak jak powieść ma drugie dno, jej prawdziwym tematem jest sama narracja. To co widzimy na ekranie stanowi jak się później okazuje ilustrację ostatniej powieści Briony, która została pisarką i w swoim ostatnim dziele przed śmiercią chce oddać sprawiedliwość zniszczonym życiom swojej siostry i jej niedoszłego kochanka. Ale sama Briony podważa kilka razy różne swoje narracje, unieważnia to co widzieliśmy na ekranie, niszczy swoją wiarygodność jako narratorki, tak że w końcu nie wiemy co się "naprawdę" wydarzyło i czy kategoria "tego co było naprawdę" ma jakikolwiek sens. Briony jako jedenastolatka konstruuje sobie ze strzępów znanych faktów całość, w której gwałcicielem jej koleżanki może być tylko Robbie. Toteż jest przekonana święcie, że widziała właśnie jego. Gdy później poznaje nowe fakty na jego temat i konstrukcja znaczącej rzeczywistości, jaką wcześniej sobie stworzyła, zaczyna się zmieniać, sama nie jest już pewna czy widziała Robbiego i w jej wspomnieniach w scenie gwałtu, której była świadkiem jego miejsce zajmuje kto inny - i tutaj film, jako medium może pokazać te transformacje pamięci lepiej niż proza.
Wright i McEwan pokazują, że człowiek skazany jest na konstruowanie ze strzępów posiadanych informacji znaczącej dla siebie rzeczywistości. Zresztą według jednego z pierwszych teoretyków kina Hugo Munsterberga, owo medium może istnieć właśnie dzięki tej właściwości ludzkiego umysłu. I Choć te nasze konstrukcje mogą być najbardziej odległe od rzeczywistości (o ile w ogóle jakaś "rzeczywistość" poza nimi jest dostępna), to działania na ich podstawie przynoszą jak najbardziej realne skutki (uwięzienie Robbiego). Gdyby "Pokuta" była modernistycznym moralitetem, Briony okazałaby się po prostu małą konfabulantką, której wścibstwo i zamiłowanie do snucia nieprawdziwych historii zniszczyły życie dwojgu ludziom. Problem w tym, że ani Briony, ani nikt inny tak naprawdę nie może nie konfabulować, to istota doświadczenia człowieka. W tym porządku problem z winą, karą i pokutą polega na tym, że są tak naprawdę niemożliwe, jedyne co możemy to snuć opowieści na ich temat.
Jakub Majmurek
Recenzja ukazała się w tygodniku "Trybuna Robotnicza".