Majmurek: Uciec z Keralilii

[2008-03-20 10:37:26]

W "Dziennikach gwiazdowych" Lema Ijon Tichy w swojej jedenastej podróży wysłany zostaje na planetę o nazwie Keralilia. Rządzi nią dyktatorsko Wielki Kalkulator, zbuntowany komputer pokładowy jednego statku kosmicznego, jego poddanymi są roboty, które sam zbudował. Ponieważ władze Keralilii budują swoją ideologię na nienawiści do gatunku ludzkiego i rozsyłają w przestrzeń kosmiczną komunikaty, ulotki, agitki mające buntować ziemskie roboty, władze Ziemi wysyłają na planetę kolejnych agentów. Jednak ziemscy agenci giną, jedni po drugich, gdy liczba zaginionych przekracza dwa tysiące misji zbadania tego, co dzieje się na tej planecie podejmuje się Ijon Tichy. Przebrany za robota (jak poprzedni agenci) przenika do robociego społeczeństwa, ale zostaje zdemaskowany. Władze dają mu szanse, ma pracować jako tajniak, przebrany za robota ma szukać ludzkich agentów. Tichy nie mając wyboru godzi się, wkrótce odkrywa, że nie on jeden wśród tajnej policji jest przebranym za robota człowiekiem, w końcu stopniowo, odkręcając głowy kolejnym robotom odkrywa, że całe społeczeństwo robotów składa się tak naprawdę z byłych agentów wysłanych tu z Ziemi, którzy zostali zdekonspirowani i zmuszeni do przyjęcia podobnej oferty co Tichy. Choć są ludźmi, będąc - jak im się wydaje - wśród robotów przejmują ich język, kulturę, ideologię, w końcu, nie umieją mówić, zachowywać się, a nawet myśleć inaczej niż jak roboty. Ponieważ każdy boi się zdemaskowania nie ma żadnej opozycji, każdy myśli, że jego sąsiad, brat, żona jest robotem i wszyscy pilnują się nawzajem i sprawdzają ze swojej robotowatości. Tichy decyduje, że jedynym wyjściem jest pozbycie się Wielkiego Kalkulatora, włamuje się do jego pałacu, a tam okazuje się, że sam Wielki Kalkulator jest człowiekiem, a cała Keralilia eksperymentem, który wykonywał on na zlecenie bliżej niesprecyzowanej agendy rządowej, który miał badać lojalność ludzi w obliczu zagrożenia życia. Tichy wzywa wszystkie roboty na plac przed pałacem władcy, nakazuje wszystkim robotom zdjąć pancerze, gdy ci widzą pod nimi ludzkie ciała najpierw krzyczą zdrada, inwazja, ale wkrótce wracają im zmysły i znów zaczynają mówić jak ludzie.

Opowiadanie Lema jest doskonałą ilustracją tego, jak działa ideologia, a konkretniej jak rozumie ją althusserowski marksizm. Ideologia nie jest bowiem po prostu zespołem fałszywych poglądów wyznawanych przez podmiot, ale pewną zinstytucjonalizowaną praktyką społeczną, która nadaje jednostką określoną społeczną podmiotowość. Wewnętrzny stosunek jednostki do tej podmiotowości jest właściwie drugorzędny (wszyscy ludzie na Keralilii tak naprawdę wiedzą, że nie są robotami), ważne jest to cała praktyka społeczna w której muszą brać udział sprawia, że nie mogą wyjść poza nią, dlatego na Keralilii wszyscy zachowują się jak roboty, głoszą tyrady przeciw "bladym i miękkim, napawającym ohydą" ciałom ludzi etc. Na tej samej zasadzie działa w althusserowskiej interpretacji fetyszyzm towarowy, jak zgrabnie rekonstruuje to Žižek: jednostki uczestniczące w procesach rynku w kapitalistycznym społeczeństwie doskonale wiedzą, że pieniądz, czy towar jest niczym więcej niż urzeczowioną formą relacji społecznych, że "relacje między rzeczami" są tak naprawdę relacjami między ludźmi etc. Cały paradoks, cała praca ideologii w tym, że w społecznej rzeczywistości działają jakby nie wiedzieli. I nie mogą działać inaczej, w Keralilii nie sposób nie być robotem. Dlatego krytyka ideologii nie może polegać na krytyce jej błędnych przesłanek, czy wykazaniu jej fałszywość, ale musi być połączona z praktyczną polityką zmierzającą do przekształcenia stosunków władzy, w ramach których ideologia jest funkcjonalna. Ludzie na Keralilii mogli zdjąć robocie maski dopiero wtedy gdy zdemaskowany został Wielki Kalkulator, ośrodek władzy, która upodmiotowiała ich jako roboty, fetyszyzm towarowy jest konieczną formą w społeczeństwie, w którym to rynek jest sposobem uspołecznienia etc.

Wiedział o tym od zawsze kościół katolicki, słynna pascalowska formuła "módl się, składaj ręce, klękaj, a wiara przyjdzie sama", jest co najmniej od czasów kontrreformacji polityką tej szacownej instytucji, która wie że nie musi mieć dusz swoich owieczek, wystarczy umieszczenie ich w takim społecznym kontekście, w którym nie można nie być katolikiem, w którym nawet jeżeli ateiści istnieją, to nie są w stanie zakłócić społecznej praktyki, która upodmiotowia wszystkich jako katolików. Oczywiście w Europie procesy sekularyzacji, Oświecenie, Wielka Rewolucja Francuska i wszystkie zmiany jakie te zjawiska przyniosły znacznie utrudniły taki model działania kościoła. Religia wycofała się ze sfery publicznej, stała się sprawą prywatną, nie organizuje już dłużej życia zbiorowego.

Zupełnie inaczej jest w Polsce, gdzie kościół jest jedną z najpotężniejszych instytucji społecznych, cichym członkiem wszystkich koalicji rządowych, współzarządcą systemu edukacji, medialnym magnatem, wreszcie jednym z najważniejszych podmiotów gospodarczych i potężnym właścicielem ziemskim. A przy tym czuje się intuicyjnie, że ta potęga skrywa wewnętrzną pustkę, że jest zbudowana na kruchych i chwiejnych podstawach, że polityczna i medialna władza kościoła nie odpowiada jego rzeczywistym wpływom społecznym. Same władze kościelne przyznają, że większość Polaków deklarujących się jako katolicy nie ma tak naprawdę pojęcia w co wierzy, nie zna dogmatów, a papieskiej encykliki (w tym "naszego Papieża") nie miało w życiu ręki. Mało kto spośród wierzących przywiązuje wagę do katolickiej nauki dotyczącej etyki seksualnej, coraz więcej par bierze ślub cywilny rezygnując z usług kościoła. Rzekome pokolenie JP2 rozjechało się po emigracji i jak dotąd nie wyraziło się w żaden sposób w kulturze, nie stworzyło swojego pisma, czy choćby internetowego portalu, które byłoby jego rozpoznawalnym w debacie publicznej głosem. Jakiekolwiek życie intelektualne w polskim kościele zamarło, kościół wyciął skrzydło modernistyczne (Obirek, Bartoś, apostazja Węcławskiego, który doszedł do wniosku, że Chrystus nie był bogiem, jest chyba jego ostatecznym końcem), spacyfikował integrystów zamykając ich w niszy, został episkopat, który jest zbyt zajęty walkami o władzę, by mieć cokolwiek ciekawego do powiedzenia. Następuje jakaś podskórna sekularyzacja, ale w życiu publicznym tendencja jest wręcz odwrotna. Politycy, którzy jeszcze na początku III RP uznawali pewne oświeceniowe minimum w dziedzinie rozdziału państwa i kościoła dziś żenią się kościelnie na wybory i pokornie spełniają wszelkie żądania kościoła, lewica przez cztery lata rządów nie ruszyła ustawy aborcyjnej, która - choć jest jedną z najbardziej restrykcyjnych w Europie - jest przedstawiana we wszystkich mediach jako "rozsądny kompromis". Kościół współdecyduje w sprawie in vitro, żaden polityk u władzy (wbrew opinii większości społeczeństwa) nie ma odwagi by odmówić kościołowi w kwestii najbardziej nawet absurdalnych żądań majątkowych. Politycy regularnie fotografują się na klęcznikach, pielgrzymują po błogosławieństwo do Łagiewnik, Częstochowy, Torunia...

Sytuacja kościoła w Polsce przypomina tą z Keralilii. Oczywiście, ciągle jest żywa, silna, katolicka tożsamość, ale jest ona o wiele słabsza niż wpływ jaki kościół ma w życiu publicznym. Polak-katolik, czy Polka-katoliczka to w coraz mniejszym stopniu mocne tożsamości, w coraz większym produkt społecznej praktyki, pascalowskiego rytuału, jeśli kiedykolwiek ten wzorzec był czymkolwiek innym. Ostatnio w debatach o przyszłości i perspektywach lewicy pojawiały się głosy (np. wywiad Jarosława Makowskiego dla "Przeglądu"), że lewica powinna sprzymierzyć się z kościołem, że katolicka tożsamość jest tu zbyt silna, że model świeckości na wzór francuski nie będzie odpowiadał Polakom a walka o niego jest z góry przegrana, że jeśli już to trzeba czekać aż społeczeństwo się samo zsekularyzuje. Jest dokładnie odwrotnie, trzeba odwrócić pascalowską formułę. Jeśli lewica zaproponuje świecki język, jeśli rozdzieli kościół od państwa, odeśle katechetów do sal katechetycznych, wprowadzi rzetelną edukację, zmieni ustawę aborcyjną etc., to świeckość przyjdzie sama. Nawet jeśli będą istnieli katolicy o tożsamości takiej jaką reprezentuje np. Marek Jurek, to praktyka społeczna jaką ustanowią lewicowe zmiany sprawi, że nie będą mogli działać w przestrzeni społecznej inaczej niż tak jakby wierzyli w świeckie państwo itd. Tak było we Francji gdzie rozdział kościoła od państwa poprzedził i stymulował sekularyzację społeczną na masową skalę.

Polsce potrzeba dziś gestu Ijona Tichego z ostatniej sceny podróży jedenastej, który zmusi Polaków, by pokazali co się naprawdę, w głębi kryje za społecznie narzuconą, katolicką tożsamością, który powie kościołowi (pretendującemu do reprezentowania głosu większości społeczeństwa): sprawdzam. Bo by procesy sekularyzacji mogły zajść trzeba najpierw zaatakować polityczną pozycję kościoła, odebrać mu realną władzę, która sprawia, że ludzie działają społecznie jakby wierzyli w kościelną ideologię, niezależnie od tego co sobie o niej myślą. By ucieczka z Keralilii była możliwa konieczny był atak na władzę Wielkiego Kalkulatora, dopiero gdy jego władza znikła ludzie mogli przyznać, że są ludźmi, a nie robotami. Proces sekularyzacji nie może w Polsce przebiegać inaczej niż derobotyzacja planety z mądrej bajki Lema.

Jakub Majmurek


Tekst ukazał się w kwartalniku "Bez Dogmatu".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku