Johnson: Pułapka gospodarcza czyli wojskowy keynesizm w USA

[2008-04-07 07:08:24]

Globalne zaufanie do gospodarki Stanów Zjednoczonych spadło do zera, czego dowiódł styczniowy krach na giełdzie. W gospodarce amerykańskiej obserwujemy ogromną anomalię, która wykracza poza kryzys kredytów hipotecznych typu subprime, "bańkę" na rynku nieruchomości czy perspektywę recesji: ta anomalia to 60 lat niewłaściwej alokacji zasobów, pożyczek i opierania życia gospodarczego na kompleksie wojskowo-przemysłowym.

Wojskowych awanturników z administracji Busha wiele łączy z szefami nieistniejącego już koncernu energetycznego Enron. Obie grupy były przekonane, że są niesłychanie sprytne, the smartest guys in the room – jak w tytule obsypanego nagrodami filmu Alexa Gibney’a o skandalu w Enronie. Tymczasem neokonserwatyści w Białym Domu i Pentagonie przechytrzyli samych siebie. Ponieśli porażkę nawet w kwestii finansowania swych własnych planów – prowadzenia imperialistycznej wojny i utrzymywania globalnej dominacji.

Na skutek tego, u progu roku 2008 Stany Zjednoczone znalazły się w nienormalnej sytuacji: nie są w stanie opłacić wysokiego poziomu życia czy – stanowiącego ogromne marnotrawstwo – nadmiernie rozbudowanego wojskowego establishmentu. Rząd już nawet nie próbuje ograniczać rujnujących wydatków na utrzymywanie wielkich wojsk regularnych, wymianę sprzętu – zniszczonego bądź zużytego podczas siedmiu lat wojny – czy przygotowania do wojny gdzieś poza krajem, przeciwko nieznanym wrogom. Zamiast tego, administracja Busha odkłada spłatę tych kosztów – bądź odmowę tejże – zrzucające je na przyszłe pokolenia. Nieodpowiedzialność fiskalną maskuje wiele, opartych na manipulacjach, planów finansowych (sprawiających, że biedne kraje pożyczają nam sumy, których wysokość nie ma precedensu), jednak czas rozliczeń nadchodzi wielkimi krokami.

Można wyróżnić trzy aspekty amerykańskiego kryzysu zadłużeniowego. Po pierwsze, w bieżącym roku podatkowym (2008) wydajemy szalone sumy pieniędzy na projekty "obronne", które mają się nijak do bezpieczeństwa narodowego USA. Jednocześnie, na uderzająco niskim poziomie utrzymujemy obciążenia podatkowe dla najbogatszych grup ludności.

Po drugie, ciągle jesteśmy przekonani, że przy pomocy ogromnych nakładów na wojsko zdołamy zrekompensować nasilającą się erozję bazy i utratę miejsc pracy. To przekonanie wyraża się w "wojskowym keynesizmie" (który opisałem szczegółowo w mojej książce "Nemesis: The Last Days of the American Republic"[1]). Mam tu na myśli błędną wiarę w to, że polityka opierająca się na częstych wojnach, wielkich wydatkach na broń i amunicję oraz ogromnych wojskach regularnych może w nieskończoność napędzać bogatą gospodarkę kapitalistyczną. Jest dokładnie na odwrót.

Po trzecie, poświęcając się militaryzmowi (choć zasoby mamy ograniczone), nie inwestujemy w infrastrukturę społeczną ani w inne potrzeby, zaspokajanie których jest niezbędne dla trwałej poprawy kondycji gospodarki i społeczeństwa USA. Chodzi o to, co ekonomiści nazywają kosztami utraconych korzyści – coś, czego nie zrobiliśmy dlatego, że pieniądze wydaliśmy na coś innego. Nasz system edukacji publicznej ulega alarmującemu pogorszeniu. Nie potrafimy zapewnić opieki zdrowotnej wszystkim obywatelom i wziąć na siebie odpowiedzialności za zanieczyszczanie środowiska, w której to dziedzinie dzierżymy światową palmę pierwszeństwa. Najważniejsze jednak, że nie jesteśmy już konkurencyjni w dziedzinie wytwarzania dóbr na potrzeby cywilne, a ona stanowi przecież nieskończenie bardziej efektywny sposób wykorzystywania ograniczonych zasobów niż produkcja zbrojeniowa.

Katastrofa fiskalna

W istocie nie da się przecenić rozrzutności, z jaką nasz rząd wydaje pieniądze na wojsko. Plany wydatków Departamentu Obrony na rok podatkowy 2008 opiewają na sumy większe niż budżety wojskowe wszystkich innych państw łącznie. Koszty obecnych wojen w Afganistanie i Iraku mają być pokrywane z budżetu uzupełniającego, który, nie wchodząc w skład oficjalnego budżetu obronnego, sam jeden jest większy niż budżety wojskowe Rosji i Chin. W roku podatkowym 2008 r. wydatki na obronę po raz pierwszy w historii przekroczą bilion dolarów. Stany Zjednoczone stały się największym dostawcą broni i amunicji dla innych państw. Nie licząc dwóch toczonych przez Busha wojen, wydatki na obronę od połowy lat 90. zostały podwojone. Budżet obronny na rok podatkowy 2008 jest największy od czasów II wojny światowej.

Zanim spróbujemy zanalizować te bajońskie sumy, należy poczynić jeszcze jedno istotne zastrzeżenie. Na danych dotyczących wydatków na obronę nie można polegać. Liczby udostępniane przez Kongresowe Biuro Badawcze i Kongresowe Biuro Budżetu nie zgadzają się ze sobą. Robert Higgs, zajmujący się ekonomią polityczną w Independent Institute mówi: "uzasadniona praktyka jest taka, że bierze się podstawowy budżet Pentagonu (zawsze szeroko nagłośniony) i mnoży razy dwa"[2]. Nawet pobieżna lektura gazetowych artykułów podejmujących problematykę związaną z Departamentem Obrony odsłania poważne różnice w statystykach dotyczących jego wydatków. Jakieś 30-40% budżetu obronnego jest black, co oznacza, że te sekcje zawierają ukryte wydatki na tajne projekty. Nie ma sposobu, aby dowiedzieć się, co wchodzi w ich skład, bądź czy łączna kwota jest dokładna.

Jest wiele powodów tego budżetowego szalbierstwa, łącznie z dążeniem do zachowania tajemnicy przez prezydenta, sekretarza obrony i kompleks militarno-przemysłowy, lecz główną przyczynę stanowi to, że w interesie członków Kongresu, czerpiących w swoich okręgach ogromne korzyści z istnienia miejsc pracy w sektorze obrony i z innych projektów o charakterze kiełbasy wyborczej, leży popieranie Departamentu Obrony. W 1996 r., próbując zbliżyć normy księgowania dla władzy wykonawczej do norm obowiązujących w gospodarce cywilnej, Kongres przyjął Federal Financial Management Improvement Act. Na mocy tego dokumentu wszystkie agencje federalne musiały zatrudnić zewnętrznych audytorów, którzy mieli dokonać przeglądu ksiąg i opublikować wyniki swojej pracy. Ani Departament Obrony, ani Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie podporządkowały się temu wymogowi. Kongres ubolewał, lecz żadnego z departamentów nie ukarał za nieprzestrzeganie prawa. Wszelkie dane podawane przez Pentagon należy więc traktować jako podejrzane.

W rozważaniach nad zagadnieniem budżetu obronnego na rok podatkowy 2008, w wersji z 7 lutego 2008 r., moimi przewodnikami byli dwaj poważni i doświadczeni analitycy: William D. Hartung z The New America Foundation’s Arms and Security Initiative[3] i Fred Kaplan związany ze Slate.org[4]. Przyznają oni, że Departament Obrony zażądał 481,4 mld dolarów na płace, operacje wojskowe (oprócz Iraku i Afganistanu) i sprzęt. Zgadzają się też w kwestii budżetu "uzupełniającego" w wysokości 141,7 mld dolarów: pieniądze te mają zostać przeznaczone na globalną wojnę z terroryzmem, czyli na dwie toczone w tej chwili wojny, co do których społeczeństwo może być przekonane, że ich koszty pokrywa się z podstawowego budżetu Pentagonu. Departament Obrony wystąpił również o dodatkowe 93,4 mld dolarów, aby opłacić nieuwzględnione dotychczas koszty wojenne z 2007 r. i – rzecz najbardziej kreatywna – o dodatek allowance (nowy termin w obronnych dokumentach budżetowych) w wysokości 50 mld dolarów na poczet roku podatkowego 2009. To daje łączną kwotę 766,5 miliardów dolarów – tyle wynoszą potrzeby Departamentu Obrony.

A to nie koniec. Próbując zamaskować prawdziwe rozmiary amerykańskiego imperium wojskowego, rząd ukrywa poważne wydatki na armię w departamentach innych niż Departament Obrony. Na przykład 23,4 mld dolarów z Departamentu Energii idą na rozwój i utrzymanie głowic jądrowych, a 25,3 mld dolarów z budżetu Departamentu Stanu przeznacza się na wojskową pomoc zagraniczną (przede wszystkim dla Izraela, Arabii Saudyjskiej, Bahrajnu, Kuwejtu, Omanu, Kataru, Egiptu i Pakistanu). Do tego jeszcze dochodzi 1,03 mld dolarów spoza oficjalnych funduszy Departamentu Obrony na działania związane z zachęcaniem do wstępowania i ponownego zaciągania się w nadwerężone szeregi armii amerykańskiej – na co w 2003 r., kiedy zaczęła się wojna w Iraku, przeznaczano zaledwie 174 mln dolarów. Departament Spraw Weteranów dostaje dziś co najmniej 75,7 mld dolarów, z czego 50% jest przeznaczone na długoterminową opiekę nad najciężej poszkodowanymi spośród 28 870 żołnierzy rannych dotychczas w Iraku i 1708 w Afganistanie. Liczby te wyśmiewa się powszechnie jako nieadekwatne. Kolejne 46,4 mld dolarów trafia do Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego.

Brak tu ciągle 1,9 mld dolarów, które trafią do Departamentu Sprawiedliwości na paramilitarne działania FBI, 38,5 mld dolarów dla Departamentu Skarbu na wojskowy fundusz emerytalny (Military Retirement Fund), 7,6 mld dolarów przeznaczonych na związane z wojskowością działania Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej, i ponad 200 mld dolarów na spłatę odsetek od kredytów wykorzystanych do finansowania przeszłych nakładów na obronę. Ostrożne szacunki pozwalają stwierdzić, że to wszystko podnosi amerykańskie wydatki na establishment wojskowy przynajmniej do 1,1 biliona dolarów.

Takie wydatki są nie tylko moralnie odrażające, lecz również fiskalnie nie do utrzymania. Wielu neokonserwatystów i niedoinformowanych amerykańskich patriotów jest przekonanych, że – chociaż nasz budżet obronny jest olbrzymi – możemy sobie na to pozwolić, gdyż jesteśmy najbogatszym krajem na Ziemi. To już nie jest prawda. Według opracowywanej przez CIA The World Factbook, najbogatszą światową jednostką polityczną jest Unia Europejska. PKB Unii Europejskiej w 2006 r. okazał się nieco wyższy niż PKB Stanów Zjednoczonych. PKB Chin był tylko nieznacznie niższy od amerykańskiego. Na czwartym miejscu wśród najbogatszych państw świata uplasowała się Japonia.

Wyższe wydatki, mniej miejsc pracy

Bardziej wymowne jest porównanie bilansu obrotów bieżących rozmaitych państw – odsłania ono, w jakim stopniu pogorszyła się nasza sytuacja gospodarcza. Na bilans obrotów bieżących składają się nadwyżka bądź deficyt handlowy kraju netto, transgraniczne płatności z odsetek, opłat licencyjnych, dywidend, zysków kapitałowych, pomoc zagraniczna i inne dochody. Japonia, aby cokolwiek wyprodukować, musi sprowadzić wszystkie potrzebne surowce. Nawet wobec tak niewiarygodnych kosztów, ma 88 mld dolarów rocznie nadwyżki handlowej w wymianie ze Stanami Zjednoczonymi i pod względem bilansu obrotów bieżących cieszy się drugim miejscem na świecie (na pierwszym miejscu są Chiny). USA na tej liście zajmują ostatnie, 163 miejsce – za takimi krajami, jak Australia i Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, które mają również ogromne deficyty handlowe. W 2006 r. deficyt obrotów bieżących dla Stanów Zjednoczonych wyniósł 811,5 mld $. Druga od końca była Hiszpania z kwotą 106,4 mld $. Tego wytrzymać się nie da.

Rzecz nie tylko w tym, że nasze upodobanie do dóbr zagranicznych, łącznie z importowaną ropą naftową, wykracza poza naszą zdolność zapłacenia za nie. Finansujemy te wydatki poprzez ogromne pożyczki. 7 listopada 2007 r. Departament Skarbu ogłosił, że dług publiczny po raz pierwszy przekroczył 9 bilionów dolarów. Doszło do tego zaledwie 5 tygodni po tym, jak Kongres podniósł "pułap zadłużenia" do 9 825 bilionów dolarów. Jeśli policzyć od roku 1789, czyli od chwili, gdy konstytucja stała się najwyższym prawem państwowym, dług skumulowany przez rząd federalny do roku 1981 nie osiągnął jednego biliona dolarów. W styczniu 2001 r., gdy George Bush objął prezydenturę, wynosił w przybliżeniu 5,7 biliona dolarów. Od tego czasu wzrósł o 45%. To ogromne zadłużenie bardzo łatwo wyjaśnić przy pomocy naszych wydatków na obronę.

Nasze nadmierne wydatki na cele wojskowe nie są ani fenomenem charakterystycznym dla ostatnich kilku lat; ani skutkiem polityki administracji Busha. Zjawisko to występuje już od dawna i pozostaje w zgodzie z na pozór przekonującą ideologią – tak głęboko wrosło głęboko w nasz demokratyczny system polityczny, że zaczęło siać w nim spustoszenie. Na tym właśnie polega wojskowy keynesizm – czyli stałe nakręcanie gospodarki wojennej i traktowanie wojskowej produkcji jak zwykłego produktu ekonomicznego, choć przecież nie wnosi ona żadnego wkładu ani do produkcji, ani do konsumpcji.

Ideologia ta sięga pierwszych lat zimnej wojny. Pod koniec lat czterdziestych Stanami Zjednoczonymi szarpały niepokoje gospodarcze. Wielki kryzys lat trzydziestych został pokonany tylko dzięki boomowi produkcji wojennej w czasie II wojny światowej. Wraz z zawarciem pokoju i demobilizacją kraj ogarnął lęk przed nawrotem kryzysu. W 1949 r. Stany Zjednoczone, zaniepokojone udaną próbą jądrową w Związku Radzieckim, wyłaniającym się zwycięstwem komunistów w wojnie domowej w Chinach, recesją w kraju i zapadnięciem żelaznej kurtyny wokół europejskich satelitów ZSRR, starały się sformułować podstawową strategię wobec nadchodzącej zimnej wojny. W rezultacie powstało militarystyczne Memorandum Bezpieczeństwa Narodowego – 68 (NSC- 68) przygotowane pod nadzorem Paula Nitzego, wówczas szefa Zespołu Planowania Politycznego przy Departamencie Stanu. Dokument ten, opatrzony datą 14 kwietnia 1950 r., a 30 września podpisany przez prezydenta Harry’ego S. Trumana, położył fundament pod publiczną politykę gospodarczą, którą USA prowadzą do dnia dzisiejszego.

Autorzy NSC-68 konkludowali: "Jedna z najbardziej znaczących lekcji wyniesionych z doświadczenia II wojny światowej to taka, że gospodarka amerykańska przy pełnej efektywności może dostarczyć ogromnych zasobów dla celów innych niż cywilna konsumpcja, gwarantując jednocześnie wysoki standard życia"[5].

Przy takim założeniu, amerykańscy stratedzy zaczęli rozwijać potężny przemysł zbrojeniowy, zarówno po to, aby powstrzymać potęgę Związku Radzieckiego (którą systematycznie przeceniali) jak i po to, żeby utrzymać pełne zatrudnienie i zapobiec ewentualnemu nawrotowi kryzysu. W rezultacie, pod kierownictwem Pentagonu powstawały całkiem nowe przedsiębiorstwa mające wytwarzać wielkie samoloty, okręty podwodne o napędzie jądrowym, głowice jądrowe, międzykontynentalne pociski balistyczne, satelity wywiadowcze i telekomunikacyjne. Nastąpiło to, przed czym przestrzegał prezydent Eisenhower w pożegnalnym wystąpieniu 6 lutego 1961 r.: "połączenie ogromnego wojskowego establishmentu i wielkiego przemysłu zbrojeniowego, [które] jest w amerykańskim doświadczeniu czymś nowym" – powstał kompleks militarno-przemysłowy.

Do 1990 r. wartość broni, wyposażenia i fabryk przeznaczonych na potrzeby Departamentu Obrony stanowiła 83% wartości wszystkich środków trwałych w całej produkcji Stanów Zjednoczonych. Od 1947 do 1990 r. łączne wojskowe budżety Stanów Zjednoczonych osiągnęły kwotę 8,7 bilionów dolarów. Choć nie ma już Związku Radzieckiego, USA opierają się coraz bardziej na wojskowym keynesizmie (jeżeli w ogóle na czymkolwiek), ze względu na żywotne interesy, które narosły wokół wojskowego establishmentu. Okazało się, że armaty i masło to niestabilne połączenie. Przemysł wojskowy wypychając cywilną gospodarkę wiedzie nas ku słabości gospodarczej. Wojskowy keynesizm to powolne samobójstwo ekonomiczne.

1 maja 2007 r. Center for Economic and Policy Research w Waszyngtonie opublikowało studium nad długoterminowym wpływem wydatków wojskowych na gospodarkę przygotowane przez firmę prognostyczną Global Insight. Badania prowadzone pod kierunkiem Deana Bakera wykazały, że po początkowej stymulacji popytu, po około sześciu latach, efekt zwiększenia wydatków na cele wojskowe ulega odwróceniu. Gospodarka Stanów Zjednoczonych musiała radzić sobie z rosnącymi wydatkami na obronę od ponad 60 lat. Baker stwierdził, że 10 lat zwiększonych wydatków na obronę przynosi skutek w postaci liczby miejsc pracy mniejszej o 464 tys. w porównaniu do scenariusza zakładającego niższe nakłady na cele wojskowe.

Baker doszedł do wniosku, że "Istnieje przekonanie, jakoby wojny i wzrost wydatków na cele wojskowe były dobre dla gospodarki. W rzeczywistości zaś, większość modeli ekonomicznych pokazuje, iż zwiększone wydatki na cele wojskowe sprawiają, że zasoby nie są wykorzystywane wydajnie – czyli np. na konsumpcję i inwestycje, spowalniają wzrost gospodarczy i przyczyniają się do zmniejszenia zatrudnienia"[6].

To tylko niektóre z wielu szkodliwych efektów wojskowego keynesizmu.

Panowało przekonanie, że Stany Zjednoczone mogą pozwolić sobie zarówno na ogromny wojskowy establishment, jak i wysoki standard życia – a obydwu potrzebują, aby utrzymać pełne zatrudnienie. To się nie powiodło. W latach 60. stało się jasne, że na skutek zwrócenia się największych przedsiębiorstw produkcyjnych ku Departamentowi Obrony i wytwarzaniu dóbr pozbawionych wartości konsumpcyjnej czy inwestycyjnej, cywilne działania gospodarcze zaczynają być wypychane. Historyk Thomas E. Woods Jr zwraca uwagę, że w latach 50. i 60. od jednej trzeciej do dwóch trzecich wszystkich amerykańskich talentów badawczych ściągnięto do sektora wojskowego[7]. Nie sposób powiedzieć, jakie innowacje nie pojawiły się na skutek tej zmiany kierunku wykorzystania zasobów oraz potencjału intelektualnego i przeznaczenia ich na cele wojskowe, lecz to podczas lat 60. dostrzegliśmy po raz pierwszy, że Japonia wyprzedza nas w projektach i jakości wielu dóbr konsumpcyjnych, łącznie z domową elektroniką i samochodami.

Czy możemy odwrócić tę tendencję?

Uderzającą ilustracją tych anomalii jest broń jądrowa. Od lat 40. do 1996 r., Stany Zjednoczone wydały przynajmniej 5,8 bln dolarów na rozwój technologii, testy i konstruowanie bomb jądrowych. W roku 1967 – roku największych atomowych zapasów – USA posiadały 32,5 tys. przenośnych bomb atomowych i wodorowych. Na szczęście, żadna z nich nie została użyta. Stanowią one jednak widomą ilustrację keynesowskiej zasady, zgodnie z którą rząd jest w stanie dać ludziom zajęcie tylko po to, aby utrzymać zatrudnienie. Broń jądrowa stała się nie samą tylko tajną bronią Ameryki, lecz również tajnym orężem gospodarczym. W 2006 r. mieliśmy jeszcze 9 960 bomb atomowych. Nie ma z nich żadnego pożytku, podczas gdy biliony na nie wydane mogły posłużyć rozwiązaniu problemów bezpieczeństwa socjalnego i opieki zdrowotnej, podniesieniu jakości szkolnictwa i zagwarantowaniu wszystkim dostępu do wyższego wykształcenia, nie wspominając już nawet o utrzymaniu miejsc pracy wymagających wysokich kwalifikacji.

Pionierem w analizowaniu tego, co zostało utracone na skutek wojskowego keynesizmu był Seymour Melman (1917-2004) profesor organizacji produkcji i badań operacyjnych na Columbia University w Nowym Jorku. Jego książka z 1971 r. "Pentagon Capitalism: The Political Economy of War"[8] była proroczą analizą niezamierzonych konsekwencji poświęcenia się Stanów Zjednoczonych siłom zbrojnym i uzbrojeniu od początku zimnej wojny. Melman pisał: "Od 1946 r. do 1969 r. rząd Stanów Zjednoczonych wydał ponad 1 bilion $ na wojsko, ponad połowę z tego za czasów administracji Kennedy’ego i Johnsona – w okresie, podczas którego zarządzanie państwowe (zdominowane przez Pentagon) zostało ustanowione jako formalna instytucja. Ta olbrzymich rozmiarów suma (wyobraźmy sobie miliard czegokolwiek) nie ukazuje narodowi kosztów wojskowego establishmentu jako całości. Prawdziwy koszt mierzy się tym, z czego zrezygnowano przyzwalając na postępujące pogarszanie się wielu aspektów życia, na niemożność ulżenia, w dalszej perspektywie, ludzkiej niedoli".

W istotnej pracy poświęconej wkładowi Melmana w analizę obecnej amerykańskiej sytuacji gospodarczej Thomas Woods pisze: "Według Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych podczas czterech dekad od 1947 r. do 1987 r. wykorzystał on (w dolarach z 1982 r.) 7,62 bln dolarów w zasobach kapitałowych. W 1985 r. Departament Handlu oszacował wartość narodowych środków trwałych i infrastruktury na nieco ponad 7,29 bln dolarów. Kwota wydana w tym okresie mogła zatem podwoić amerykański kapitał akcyjny bądź zmodernizować i zastąpić istniejący"[9].

Fakt, że nie modernizujemy i nie wymieniamy naszych aktywów, to jedna z głównych przyczyn tego, że u progu XXI w. nieomal zanikła nasza baza wytwórcza. Obrabiarki – dziedzina, w której Melman był autorytetem – mogą stanowić szczególnie istotny przykład. W listopadzie 1968 r. spis wykazał, że "64% obrabiarek do metali używanych w przemyśle amerykańskim miało 10 bądź więcej lat. Wiek tego sprzętu przemysłowego (wierteł, tokarek itp.) dowodzi, że Stany Zjednoczone mają najstarsze zasoby obrabiarek ze wszystkich uprzemysłowionych krajów i wskazuje na kontynuację procesu upadku, który rozpoczął się wraz z końcem II wojny światowej. Ten upadek bazy systemu przemysłowego świadczy o ciągłym destrukcyjnym i zubażającym wpływie, jaki na amerykański przemysł wywiera wykorzystywanie kapitału, badań i talentów do celów wojskowych".

Od 1968 r. nie zrobiono nic, aby te tendencje odwrócić – pokazuje to dziś ogromny import urządzeń: od sprzętu medycznego, jak akceleratory protonów do terapii radiologicznej, po samochody i ciężarówki.

Nasza rola samotnej superpotęgi dobiegła kresu. Jak napisał Benjamin Friedman, profesor ekonomii z Harvardu, USA były "krajem, który pożyczał innym pieniądze, był zawsze najważniejszy pod względem wpływów politycznych, dyplomatycznych i kulturalnych. Nie przypadkiem przejęliśmy tę rolę od Brytyjczyków w tym samym czasie, gdy objęliśmy stanowisko światowego pożyczkodawcy. Dziś już nie jesteśmy czołowym światowym pożyczkodawcą. W rzeczywistości, jesteśmy największym dłużnikiem a wpływ zachowujemy opierając się tylko o potencjał wojskowy"[10].

Niektórych szkód nie da się nigdy naprawić. Są jednak kroki, które USA powinny pilnie podjąć. Należy wycofać się z Bushowskich cięć podatkowych dla bogatych z 2001 i 2003 r., rozpocząć likwidację naszego globalnego imperium złożonego z 800 baz wojskowych, usunąć z budżetu obronnego wszystkie projekty nie mające związku z bezpieczeństwem narodowym i przestać wykorzystywać budżet obronny jako keynesowski program zatrudnieniowy.

Jeśli to uczynimy, będziemy mieli szansę uniknąć gospodarczej katastrofy. Jeżeli nie – prawdopodobnie będziemy zmuszeni stawić czoła narodowej upadłości i długiemu kryzysowi.

Przypisy:
[1] Ch. Johnson, "Nemesis: The Last Days of the American Republic" (American Empire Project), Metropolitan Books, 2007.
[2] R. Higgs, "The Trillion-Dollar Defense Budget Is Already Here", The Independent Institute, 15 marca 2007, http://www.independent.org
[3] W. D. Hartung, "Bush Military Budget Highest Since WWII", 10 lutego 2007, http://www.commondreams.org/views07
[4] F. Kaplan, "It’s Time to Sharpen the Scissors", 5 lutego 2007, http://www.slate.com/id/2159102
[5] Zob. http://www.encyclopedia.com/doc/1G1
[6] Center for Economic and Policy Research, 1 maja 2007, http://www.cepr.net/content/view/11
[7] T. E. Woods, "What the Warfare State Really Costs", http://www.lewrockwell.com/woods/
[8] S. Melman, "Pentagon Capitalism: The Political Economy of War", New York, Mc- Graw-Hill, 1971.
[9] Tamże.
[10] J.F. Ince, "Think the Nation’s Debt Doesn’t Affect You? Think Again", 20 marca 2007, http://www.alternet.org/story/49418/

Chalmers Johnson
tłumaczenie: Katarzyna Bielińska


Autor jest ekonomistą i politologiem, profesorem California University w San Diego, autorem głośnej trylogii o amerykańskim imperium: "Blowback" (2004), "The Sorrows of Empire" (2004), oraz "Nemesis: The Last Days of the American Republic" (2005). Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku