W latach 90. Holandia podjęła program dostosowania tego kraju do wymogów globalnej konkurencji. Pod tym hasłem wdrażano neoliberalne reformy. O ile początkowo koncentrowano się na rozwoju infrastruktury i ułatwieniach dla biznesu, w tym liberalizacji rynku pracy, od kilku lat priorytetem rządu stała się restrukturyzacja tak zwanych sektorów społecznych. Komunalne mieszkania przeobrażono w korporacje mieszkaniowe (spółki handlowe), co spowodowało podwyżki czynszu, jak i usuwanie ludzi z dobrze położonych domów o niższej jakości, które można potem było wyburzyć, żeby wybudować nowe bloki dla zamożniejszych lokatorów. Dwa lata temu zlikwidowany został publiczny segment ubezpieczeń zdrowotnych. Teraz wszyscy, których na to stać muszą wykupywać prywatne ubezpieczenia. Prywatyzacja transportu publicznego spowodowała pogorszenie jego jakości, oraz wzrost ceny biletów. Zlikwidowano wiele połączeń, szczególnie w małych miejscowościach, co najbardziej dotknęło starszych ludzi i matki wychowujące dzieci. Zmniejszono także liczbę personelu i zintensyfikowano pracę pozostałych. Skutkiem był wzrost umieralności wśród kierowców pociągów, w tym także wzrost liczby samobójstw, co z kolei miało wpływ na odwoływanie połączeń. Jednocześnie pracowników i opinię publiczną bulwersowały super wysokie wynagrodzenia prezesów sprywatyzowanych przedsiębiorstw. Holenderskie koleje likwidowały połączenie w Holandii argumentując to ich nieopłacalnością, a jednocześnie planowały zakupy regionalnych linii kolejowych w Polsce, co miało przynieść większe zyski.
W Holandii, tak jak w innych krajach, rośnie polaryzacja dochodów, przybywa pracujących biedaków, a także przybywa milionerów. Zanika poczucie bezpieczeństwa. Parę tygodni temu rząd nieoczekiwanie zdecydował o podwyżkach w wysokości 1600 euro rocznie za opłaty za przedszkola – których w Holandii brakuje. Stało się to w myśl zasady, że każdy płaci za siebie. Pogorszy to jednak sytuacje młodych kobiet na rynku pracy, w kraju gdzie najwięcej w Europie kobiet pracuje na pól etatu – co skutkuje mniejszymi emeryturami. Jedną z najuboższych grup w Holandii są studenci. Po prywatyzacji studiów wyższych studenci stanowią jedną z największych grup niskopłatnych tymczasowych pracowników, zatrudnianych w sektorze usług, a tylko w okresie od ich zadłużenie wzrosło z 8000 euro na osobę przed kilku laty do 12 000 obecnie. W bieżącym roku studenci zadłużyli się na 903 miliony euro, co jest 25% więcej niż w całym roku 2007. Rosną koszty studiów, koszty utrzymania, w tym koszty mieszkań. Studia, chyba, że na kierunkach technicznych nie gwarantują bezpieczeństwa ekonomicznego w przyszłości. W ubiegłym roku bezrobocie wśród doktorantów przekroczyło 60%.
Nie tylko protesty pracownicze świadczą o rosnącym oporze wobec skutków neoliberalnych reform. Także rząd kładzie kres prywatyzacji. Na początku tego roku zdecydowano, iż kluczowe przedsiębiorstwa, które jeszcze pozostają własnością publiczną, jak na przykład lotnisko Schiphol, nie zostaną sprywatyzowane. Byłoby to zresztą zabijanie kury, która znosi złote jaja. W Polsce złote kury ciągle idą pod topór.
Eliza Haska