Można się było spodziewać, że związki – w końcu reprezentujące interesy pracowników - zaprotestują. A tu niespodzianka: te propozycje poparły dwa największe związki - "Solidarność" i OPZZ.
Pomysły "Lewiatana" są niebezpieczne z kilku powodów. Po pierwsze wprowadzą oligopol dwóch związków zawodowych, które zwykle prezentują postawę określoną przez prof. Juliusza Gardawskiego w wypowiedzi dla "Gazety Wyborczej" jako "odpowiedzialną". Tylko czyich właściwie interesów bronią? Centrale "Solidarności" i OPZZ-u, biurokratyczne, ale z dużym wsparciem politycznym, niechętnie rozpoczynają protesty. Zakładowe komisje czasami układają się z pracodawcami, ich władze zajmują wysokie stanowiska w zakładach i nie widzą powodu, by stanowczo reprezentować pracowników. Przykładem była sytuacja w "Budryku", gdzie ani "S", ani Związek Zawodowy Górników (OPZZ) nie poparli strajku. Szefowie "S" z Jastrzębskiej Spółki Węglowej ("Budryk" miał być do niej włączony) byli prezesami klubów sportowych, którym JSW płaciła ciężkie pieniądze za powierzchnię reklamową. W Tesco "S" i filia OPZZ działały od lat, ale nie przeprowadziły żadnych stanowczych akcji.
Oczywiście w interesie "Solidarności" i OPZZ jest zamknięcie ust innym związkom: wtedy to dużym przybędzie członków, a co za tym - składek. Ale czy aby na pewno leży to w interesie pracowników?
Po drugie, proponowane rozwiązania uderzą w najgorzej zarabiających pracowników, tych na dole hierarchii, czyli najczęściej wyzyskiwanych. Zazwyczaj słabo znają oni swoje prawa i w obawie przed utratą pracy nie wstępują do związków. To im przede wszystkim należy się ochrona. (Być może zamiast ograniczać prawo do strajku należałoby wprowadzić obowiązek corocznego prowadzenia szkoleń z prawa pracy przez pracodawców?).
Po trzecie, ograniczenia te zagrażają przede wszystkim pracownikom prywatnych firm. Zwykle boją się oni zakładać związki, a jeśli się im to uda, to często są zwalniani dlatego, że "likwidowane jest stanowisko". Stopień uzwiązkowienia w spółkach z udziałem skarbu państwa i kapitału prywatnego wynosi w Polsce – według badań CBOS z lutego 2008 roku – około 15 proc. a w firmach prywatnych poniżej 3 proc.! Związki nie mają tam szans na reprezentowanie 33 proc. załogi. Uzasadnianie projektu powołujące się na "związkokrację" w spółkach, których właścicielem jest skarb państwa (jedynie tam stopień uzwiązkowienia jest wyższy od proponowanego w projekcie – wynosi 35 proc.) jest hipokryzją. "Lewiatan" reprezentuje interesy pracodawców prywatnych!
Po czwarte, proponowane zmiany nie zniechęcą do organizowania nielegalnych strajków, ale do strajkowania w ogóle. Nikt, nie mając wcześniej pewności, że strajk zostanie uznany za legalny, pod protestem się nie podpisze.
Ale po co właściwie strajkować? Można przecież bez końca słać petycje, rozmawiać przy kawie lub przy winie albo liczyć, że pracodawca sprzeciwi się nieubłaganej kapitalistycznej logice zysku i z dobroci serca sprezentuje podwyżki. Można też więcej pracować, w końcu wiadomo, że im więcej się pracuje, tym więcej się zarabia. Pracodawca byłby wniebowzięty. I czy wszyscy nie byliby wtedy szczęśliwi? Tylko trzeba by zlikwidować ograniczenia czasu pracy – w końcu wszystkim nam zależy na elastycznym i nie ograniczonym gąszczem przepisów nieprzyjaznych biznesowi prawie. Ale po kolei, prawo do strajku idzie na pierwszy ogień.
Obarczanie związków kosztami strajku podważa samą zasadności tej formy walki o prawa pracownicze: bez groźby strat w przychodach pracownicy tracą jakikolwiek argument. Ograniczenie liczby związków, które mogą negocjować oznacza, że dwa największe związki zostają uznane za licencjonowanych przez pracodawców przedstawicieli pracowników. Pozostałe - zostają wyjęte spod prawa. Takie rozwiązanie to po prostu kryminalizacja walki o podwyżki.
Prawo do strajku musi być gwarantowane i chronione przez konstytucję każdego państwa, które chce się uważać za demokratyczne. Strajk jest właśnie tą formą sporu pracowników z pracodawcą, w której pracodawca traci swoją uprzywilejowaną pozycję, pozycję władzy. Przypomnijmy, że w tym kraju walka z autorytarnym reżimem odbywała się przy pomocy tego narzędzia.
Jan Smoleński
Tekst ukazał się na stronie "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl).