W tak rozumianej politycznej dialektyce, wbrew lewicowemu kręgosłupowi moralnemu byłoby stawianie granic na drodze do upodmiotowienia człowieka, a tym przecież są wszelkie kategoryczne postawy ideowe, takie jak keynesistowska socjaldemokracja czy marksizm. Zdeklarowanie się jako socjaldemokrata oznacza postawienie jawnej granicy – sprzeciwu wobec upodmiotowienia po tym gdy państwo osiągnie ramy socjaldemokratycznego welfare state. Zatem po przekroczeniu swojej ideologicznej granicy, keynesistowski socjaldemokrata będzie zwolennikiem uprzedmiotowienia człowieka, dokona jakościowej zmiany przechodząc na prawą stronę politycznej barykady. Kiedy słyszymy socjaldemokratyczną deklarację, słyszymy również zapewnienie o nieuchronnie zbliżającej się zdradzie lewicowości. To samo dotyczy marksizmu – po przekroczeniu granicy ideologii marksistowskiej następuje zwrot marksisty w stronę uprzedmiotowienia. Każda deklaratywna ideologia, choćby najbardziej radykalna, jest związana z podobną zdradą, nie istnieje bowiem stan pełnej społecznej inkluzji; po zaspokojeniu aktualnej ludzkiej potrzeby pojawia się nowa, a wraz z nią nieodłączna nierówność. Nie mylił się zatem Jacek Kuroń: "ktokolwiek powie, że ma jakiś pomysł na całkowite rozwiązanie problemów, lub że jego sposób rozwiązywania problemów jest całkowity, właściwy, najlepszy, co wychodzi na to samo – to w tym miejscu nie ma racji!". Jedyną prawdziwie lewicową postawą byłby więc oportunizm, kontestacja zależna od sytuacji – lewicowiec par excellence w dyskusji z liberałem będzie keynesistą, w rozmowie z keynesistą – demokratycznym socjalistą, w rozmowie z demokratycznym socjalistą – marksistą, w rozmowie z marksistą – anarchistą, et cetera.
Indeterministyczna apoteoza nierówności
Wprowadzanie zmian systemowych, nawet przez lewicę oportunistyczną, jest zadaniem niezwykle trudnym, z uwagi na fakt, że hiperindustrialny, totalitarny kapitalizm, bardzo łatwo wchłania wszelkie postawy buntu wobec siebie samego, żywiąc nim swój własny witalizm. Sprawdza się diagnoza Raula Vaneigema, który w "Rewolucji życia codziennego" stwierdził, że porażka walki z establishmentem następuje już w momencie podjęcia samej walki, to jest przyjęcia oczekiwanej przez system roli buntownika. Aby dokonać trwałej zmiany systemowej nie wystarczy sprzeciwiać się widocznym przyczynom i skutkom działania kapitalizmu, ale w samym sobie podważyć jego fundamentalne, filozoficzno-moralno-etyczne podstawy funkcjonowania. Jedną z tych podstaw wydaje się być indeterminizm, bez którego merytokracja nie miałaby żadnego logicznego uzasadnienia. Socjaldemokraci łatwo idą na kompromis, akceptując merytokrację i za swój cel przyjmując redystrybucję dochodów drogą m.in. progresji podatkowej, uzasadnioną niesprawiedliwym podziałem dochodów przez rynek w tym sensie, że przydziela on dochody ponad lub poniżej faktycznej wartości pracy jednostki. Przykładem tego może być oderwany od wkładu własnego kapitalisty zysk, uzyskiwany z tytułu obrotu zarobionym już pieniądzem.
Ewentualnie progresja może być odpowiedzią na regresywny wobec dochodu VAT. Strategie te są skuteczne do czasu gdy merytokratycznie sprawiedliwy podział dóbr zostanie osiągnięty – wtedy idący na kompromis socjaldemokraci, zgodnie z prawem dialektyki, staną po przeciwnej stronie politycznej barykady, nie będąc w stanie ukonstytuować dalszego upodmiotowienia i społecznej inkluzji.
Kluczem do uratowania lewicowości jest odrzucenie wspomnianej filozofii stojącej za merytokracją, indeterminizmu: założenie metafizycznej wolnej woli i wolnego wyboru prowadzi do wniosku o istnieniu winy i zasługi; odrzucając wolny wybór, odrzuca się także winę i zasługę – żaden człowiek nie może być winny swojego niskiego statusu społecznego, ani nie może zasługiwać na wysoki status, ponieważ jest on determinowany niezależnymi od siebie wydarzeniami stanowiącymi treść życia. Pełna akceptacja determinizmu (opozycji indeterminizmu na tej samej zasadzie na której podmiot jest opozycją przedmiotu) oznacza akceptację pełnego egalitaryzmu, co przedefiniowuje całokształt dotychczasowych wartości społecznych. Archaizmem staje się system penitencjarny w obecnym jego kształcie – karanie przestępcy w świetle determinizmu jest nieludzkie, jeżeli przyjąć że decyzje przestępcy i jego motywacje nie były aktem wolnej woli, lecz były determinowane przez treść życia. Przestępca okazuje się tym samym być jednostką chorą społecznie, którą należy leczyć, resocjalizować w pełnym tego terminu znaczeniu, nie zaś karać.
Właściwa jest tutaj analogia do osób chorych na trąd, które wciąż jeszcze w niektórych krajach, zamiast kierować na leczenie, wypędza się, kierując się utylitaryzmem społecznym w ten sam sposób co w stosunku to przestępców – trędowaty nie będąc odizolowany od reszty społeczeństwa, zagraża powszechnemu zdrowiu, tak jak przestępca nie będąc odizolowany zagraża powszechnemu bezpieczeństwu. Determinizm obnaża także uprzedmiotawiającą naturę doktryny rzymskokatolickiej – to z niej przecież czerpiemy pierwsze informacje o filozofii indeterministycznej, o wolnej woli którą dał nam Bóg abyśmy mogli wybierać między dobrem a złem, co w gruncie rzeczy sprowadza się do apoteozy nierówności i społecznej niesprawiedliwości. Pociąga to za sobą znaczący wniosek: kapitalizm opiera się na metafizyce.
Apologetyka zoe w First Human Be-in
Kolejną podstawą filozoficzną kapitalizmu jest zamykanie człowieczeństwa w kulturowej klatce zezwoleń, zakazów, strachu, konsekwencji, konsumenckich "wyborów", mody, tradycji, fallocentryzmu i heteronormatywności. Wbrew myśli konserwatywnej, bios, czyli życie kulturowe, nie jest rozumnym, uszlachetniającym rozwinięciem zoe, życia wynikającego z samego faktu bycia człowiekiem, lecz jego oprawcą. Pozostaje niedosyt intelektualny po artykule filozof Agaty Bielik-Robson "Życie – utracony skarb liberalizmu", gdzie wyraźnie brakuje podkreślenia lewicowego i zarazem afirmacyjnego spojrzenia na zoe. We wspomnianym artykule autorka eksponuje zoe w rozumieniu myśli liberalnej oraz lewicy lacanowskiej, w pierwszym wypadku wznoszone na piedestał leseferyzmu, w drugim poświęcane w imię Wydarzenia Badiou. Bielik-Robson zdaje się pomijać możliwość, że wspólnotowość istnieć może nie tylko pod sztandarem wspólnych wartości bios, ale również i przede wszystkim jako akt wspólnego partycypowania w podmiotowości uwolnionego od opresyjnej kultury człowieczeństwa zoe, tak różnego od indywidualistycznego zoe liberałów.
Bo o co innego mogło chodzić ruchowi hippisowskiemu podczas The World's First Human Be-in w San Francisco 1967 roku, gdzie Timothy Leary pod hasłem "All people are one" ogłosił że połączenie miłości i LSD pozwala odnaleźć pełną wolność i oświecenie, innymi słowy upodmiotowienie w całkowitej równości i jedności? "Zobowiązanie świadomości ego względem społecznych gier, jest nieuniknione i nie może zostać wyeliminowane pomimo poruszających wezwań do odpadnięcia. Nie możemy odpaść od społeczeństwa. Możemy jedynie odpaść od granych przez nas społecznych ról i dramatów, które nas znieczulają, usztywniają i odwracają naszą uwagę od odkrycia boskości na poziomie atomowym, komórkowym, somatycznym i zmysłowym. [...] To ego społeczne może mieć na tyle ekscentryczną i głupawą siłę, że jest w stanie zamaskować naszą podskórną boskość.
Módlmy się zatem: Wszechmogące Ego, uwolnij Ja! Wszechmogące Ego, pozwól zobaczyć wszystkie moje Ja" – pisał Timothy Leary w "Polityce ekstazy", doskonale ukazując znaczenie narkotyku jako mającego uwolnić Ja (zoe) od Ego (bios), odsunąć przesiąkniętą opresyjnym mempleksem świadomość, i tym samym pozwolić na doznanie człowieczeństwa uwolnionego z klatki leitkultur. Można dalej idąc tym tokiem myślenia wysnuć wniosek, że narkotyzowanie się było hippisom konieczne z tego względu, by nie utracić z oczu podmiotowości człowieczeństwa, o którą walczyli ustanawiając nowy porządek społeczny na bazie komun hippisowskich. Było konieczne by nie utracić z oczu podmiotowości człowieczeństwa tak jak utracił ją Związek Radziecki po Rewolucji Październikowej, koniec końców reprodukując klasowe podziały sprzed Wydarzenia rewolucji.
Najwyższy akt fetyszyzmu towarowego
Ustanawianie nowego porządku społecznego na bazie komun hippisowskich, było gruntowną krytyką ekscesu kapitalizmu, jakim jest miasto -
najbardziej ideologicznie odideologizowany akt fetyszyzmu towarowego i społecznej alienacji. Ideologicznie odideologizowany bo ulega wulgaryzacji by uniemożliwić myślenie w kategoriach zmiany, na trwałe wpisując miasto w standardowe schematy myślenia. Urbanizacja jest obecnie powszechnie akceptowana jako naturalny proces na drodze rozwoju społeczno-gospodarczego, podczas gdy w rzeczywistości stanowi proces tak samo polityczny i tym samym niejednoznaczny co globalizacja. Urbanizacja to przemiana, w trakcie której kapitał wymyka się spod kontroli lokalnej, koncentrując się w ramach miasta i rozszerzając wpływy na skalę ogólnonarodową. Umożliwia mu to stosowanie lokalnie dumpingu socjalnego, co pociąga za sobą dynamiczną pauperyzację mieszkańców wsi, także tych którzy z nadzieją na odmienienie swojego życia szukają ekonomicznego awansu w mieście. Jak pisze prof. Daniela Szymańska, "Ziemia stała się planetą miast, a urbanizacja to jeden z najbardziej widocznych procesów obejmujących współczesną cywilizację. [...] Jej niekontrolowany przebieg pogłębia rozbieżności społeczne". Obecnie postęp akumulacji kapitału odbywa się na drodze jego globalizowania się, kolejnej po urbanizacji, generalnej restrukturyzacji klasowego systemu.
Kapitał koncentruje się w ramach G8 i stosuje dumping socjalny na skalę międzynarodową, pauperyzując kraje gorzej rozwinięte.
Można odnieść wrażenie, że akceptacja miasta jako zjawiska zastanego i niezmiennego była domeną tradycyjnej lewicy - brakowało krytyki urbanizacji ze strony marksistów, odgrywających na początku minionego wieku decydującą rolę. Mało tego, którzy w swej praktyce rządzenia, sami napędzali przemiany urbanizacyjne, industrializując miasta bez żadnej refleksji nad społecznymi skutkami takiej polityki. Całkiem zignorowane zostały wówczas postulaty agrarystów, którzy krytykowali industrialne miasta, zwracając uwagę na ich destrukcyjny wpływ na człowieczeństwo, odrywane od przyrody i aktu pracy. Największa destrukcja wynika z powodowanego alienacją społeczną fetyszyzmu towarowego, złudzeniem że to rzeczy oraz narzędzia produkcji, które ludzie wytwarzają, mają samoistną wartość, a nie włożona w te produkty siła robocza. Miasto jako ekspresja kapitalizmu zadecydowało o sprowadzeniu stosunków społecznych do wymiany handlowej, miasto uprzedmiotowiło i zniewoliło człowieka, wbrew słynnemu powiedzeniu "stadtluft macht frei". Całkiem inny, bo upodmiotawiający ustrój społeczny, można odnaleźć na wsi, gdzie ludzie najczęściej bezpośrednio uczestniczą w procesie wytwarzania dóbr, którymi dysponują i które konsumują. Antyurbanistyczna metoda kontestacji kapitalizmu jest o tyle skuteczna, że konsekwentnie odrzuca wszelkie napotkane przejawy uprzedmiotowienia, nie idąc na kompromisy z systemem, tak jak to proponuje poprzez swego rodzaju alterurbanizm, Krzysztof Nawratek w "Mieście jako idei politycznej".
Sytuacjonistyczne znaczenie kontestacji
Łatwo tu jednak znów popaść w pułapkę Raula Vaneigema – czy krytyka kapitalizmu, nawet tak radykalna jak ta rozumiana przez dialektyczny oportunizm, determinizm, LSD, antyurbanizm i antyglobalizm, lub też szerzej, sytuacjonistyczna zmiana w samym sobie, zaburzająca strukturę społeczną, nie jest oczekiwaną rolą, której odegranie doda totalnemu systemowi jedynie więcej witalności? Koniec końców kapitalizm jest wobec buntu jak w słynnym filmie "Titanic" Rose wobec Jacka, którą to Slavoj Žižek w swej "Obronie przegranych spraw" ujawnił jako metaforę wampirycznego wyzysku. Wizerunek kontestatora marketingowo sprzedaje się świetnie, czy wobec tego ma w ogóle sens jakakolwiek kontestacja? Ma sens, bo "czy któraś z przyjemności, których dane jest nam kosztować, może się równać z nieopisaną radością płynącą z odrzucenia każdej formy ograniczenia i złamania każdego wyobrażalnego prawa?".
Maxim Gwiazda
Autor jest działaczem Stowarzyszenia Młoda Socjaldemokracja.