Jeszcze trochę, wygramy wybory, to dopiero będziemy kręcić lody - takie słowa byłej posłanki Platformy Obywatelskiej Beaty Sawickiej, zarejestrowane w materiałach operacyjnych Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ujawniono jesienią ubiegłego roku. Czwartkowa (18 września) "Rzeczpospolita" opisała sprawę kolejnej posłanki PO, która - jej zdaniem - miała stosować się do wyrażonej przez Sawicką maksymy.

Według gazety, Lidia Staroń (na zdjęciu) miała osobiście skorzystać na przepisach, które pilotowała w Sejmie. Dzięki nowelizacji prawa spółdzielczego i ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, posłanka miała się uwłaszczyć na lokalu usługowym w centrum Olsztyna. "Rzeczpospolita" twierdzi, że posłance udało się nabyć własność lokalu wartego kilkaset tysięcy złotych za 749 złotych.

Lidia Staroń tłumaczyła, że artykuł "Rzeczpospolitej" jest pomówieniem, a cała sprawa - próbą szykanowania jej za niepokorną postawę na forum partyjnym. Wyjaśniła, że 749 złotych to koszt opłaty notarialnej za sporządzenie aktu notarialnego przenoszącego własność lokalu, ale nie własność gruntu, którego posłanka nie wykupiła, bo kosztowałoby to właśnie kilkaset tysięcy złotych. Według Staroń, cała sprawa jest partyjną zemstą na niej za to, że pokazywała i głośno mówiła o błędach lokalnych polityków PO w Olsztynie.

Na doniesienia prasowe bardzo szybko zareagowali czołowi politycy PO. Szef klubu parlamentarnego Zbigniew Chlebowski zapowiadał wyrzucenie Staroń z klubu, a nawet z partii. Ostatecznie, obradujący popołudniu, klub zadecydował, że sprawa przez dwa tygodnie będzie wyjaśniana.

Dzisiejsza "Rzeczpospolita" ujawnia natomiast kolejne niejasne sytuacje związane z posłanką Staroń. Parlamentarzystka miała w poprzednich latach nie wpisywać do oświadczenia majątkowego dochodów z gospodarstwa rolnego, które prowadzi wraz z mężem. Tę sprawę ma wyjaśniać sejmowa Komisja Etyki Poselskiej.

Lidia Staroń jest posłanką drugą kadencję. W Sejmie reprezentuje wyborców z Warmii i Mazur. W wyborach w 2007 roku otrzymała ponad 15 tysięcy głosów poparcia.