Rodzimi herosi klasy średniej - a przynajmniej ci, którzy do niej aspirują - nie przejawiają jakiegokolwiek krytycznego myślenia. O ich zaangażowaniu w sprawy obywatelskie i solidarności z innymi grupami społecznymi nie warto nawet wspominać. Ważniejsza jest ostentacyjna konsumpcja na pokaz i pogoń za symbolami luksusu. Oglądanie świata z perspektywy terenówy - symbolizującej w polskich warunkach sukces i skuteczność w rozpychaniu się łokciami w capitalistic reality show - pozwala z góry spojrzeć na konkurentów w tym szczurzym wyścigu i daje złudzenie poczucia bezpieczeństwa. Zapewnia też niedostrzeganie wielu problemów społecznych. Na skutek potężnej reklamy medialnej takie spostrzeganie świata ogarnia w Polsce także inne kręgi społeczne - świadomość, że można żyć inaczej, staje się w tych warunkach produktem deficytowym.
O głoszeniu przez polskich przodowników middle class potrzeby innego myślenia nawet nie ma co marzyć. Dlatego też w kręgach polskiej nauki, w środowisku dziennikarzy, ludzi kina czy teatru trudno znaleźć osoby wspierające mniej popularne tezy czy opinie wychodzące poza banały i bieżące mody. Środowiska, w których w świecie zachodnim powstaje ferment intelektualny, są wylęgarnią nowych idei i głosów upominających się o inne sposoby myślenia, w Polsce wspierają zazwyczaj modne w danym sezonie poglądy i gusta.
Na szczęście nie zawsze tak było i nie wszędzie tak jest. Oglądając w lipcu filmy na wrocławskim festiwalu Era Nowe Horyzonty, można było poczuć dystans lat świetlnych, jakie dzielą polskie filmidła od zaangażowanego i wrażliwego na sprawy społeczne kina światowego. W Polsce możemy jedynie obejrzeć w telewizji seriale dla półgłówków, amerykańską komercję w multipleksach oraz niezrozumiałe dla nikogo w świecie produkcje filmowe przenoszące na ekran szkolne lektury i "narodową" mitologię.
Oglądając filmy na wrocławskim festiwalu, można było przypomnieć sobie także, że zarówno w przeszłości, jak i obecnie artyści - w przeciwieństwie do osobników lansowanych w Polsce, w telewizji i na łamach kolorowych magazynów na rodzime "gwiazdy" - potrafią angażować się w zmianę świata.
W filmie "Jezus Chrystus Zbawiciel" Klaus Kinski, wcielając się w rolę współczesnego mesjasza, krytykuje drobnomieszczańskie wartości burżuazyjnego społeczeństwa. Jego ataki, wygłaszane na przedstawieniu w 1971 r., na machinę wojenną w Wietnamie brzmią bardzo aktualnie w kontekście wojny w Iraku i Afganistanie. Podobnie jak obnażanie hipokryzji Kościoła, zinstytucjonalizowanej religii i jej kapłanów.
"Pod bombami" to film realistycznie przedstawiający skutki izraelskich bombardowań Libanu w 2006 r. Obraz absurdalnej państwowej przemocy i militarnych sposobów uprawiania polityki jest szczególnie wyraźny w zderzeniu z losami zwykłych ludzi, chcących żyć w spokoju i wbrew sztucznym granicom. Bez względu na narodowość utrata bliskich boli tak samo, a pragnienie miłości wygrywa z wielką, oficjalną polityką. Kto zrobi film o ostrzeliwaniu afgańskich wiosek przez polskich "bohaterów w mundurach"? A kto przedstawi wielką emigrację zarobkową Polaków? Na razie zrobił to lewicowy Brytyjczyk Ken Loach w filmie "Polak potrzebny od zaraz"...
Wykluczenie, podziały klasowe i walkę o zachowanie ludzkiej godności w świecie, gdzie panuje władza pieniądza i dominuje ludzka samotność, można było dostrzec w filmach brazylijskich. Podobieństwo do warunków i problemów polskich nasuwało się dość często. I znowu pojawia się pytanie: dlaczego w Polsce nie ma twórców ukazujących absurdy i dramaty "realnego kapitalizmu"? Czy nikt ich nie zauważa, czy też filmy robią tutaj sami kretyni bez serca i rozumu?
Warto pamiętać - o czym przypominał lider punkowego The Clash w filmie "Joe Strummer, niepisana przyszłość" - że to ludzie tworzą warunki, w jakich żyją, i od nich zależy, czy godzą się na odgrywanie roli niewolników. A także o tym, że zaangażowanie polityczne z lewej strony oznacza przede wszystkim aktywność na rzecz zmiany, odrzucenie istniejących niesprawiedliwych warunków i działalność społeczną wbrew panującym regułom. W Polsce polityka kojarzy się wciąż tylko z partyjnym bagnem, błazenadą elit, obrażoną miną prezydenta. Natomiast konformizm, konserwatyzm i koniunkturalizm lokalnych "środowisk twórczych i artystycznych" przypomina tekst piosenki Kazika Staszewskiego "Wszyscy artyści to prostytutki"...
Piotr Żuk
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".