„A więc w Gruzji ostrzelano kolumnę samochodów z dwoma prezydentami... Jednak bardzo łatwo się domyślić, znając technikę działań Saakaszwilego (człowieka szkolonego w USA) i Kaczyńskiego (którego urzędnicy jeżdżą do Waszyngtonu chyba częściej niż dawniej jeżdżono do Moskwy), że nie było to zupełnie przypadkowe”.
Co mamy na myśli? Jaka to technika? Otóż jest to technika odwracania kota ogonem. W przypadku Gruzji ewidentnym potwierdzeniem tego była ostatnia wojna: rozpętać samemu konflikt, napaść na tych, którzy nie chcą już z nami wspólnie żyć (analogia z Kosowem czy Czeczenią), a potem, gdy dano nam łupnia (bo słabszym pomogli silniejsi) – wmawiać światu, że to przecież Rosjanie na nas (pierwsi) napadli.
Co do Kaczyńskiego... Jest wiele różnych przykładów, ale w tym kontekście jeden jest szczególnie charakterystyczny. Otóż, gdy był On jeszcze prezydentem Warszawy, organizował z wielką pompą bodajże że sześćdziesiątą rocznicę Powstania Warszawskiego. Już po, a nawet jeszcze w trakcie uroczystości On i jego otoczenie (również medialne) denuncjowali Rosjan za to, że nikt się od nich nie zjawił na uroczystościach. Tymczasem w jednym z wywiadów (przeprowadzał go Kamil Durczok) wyszło na jaw, że dla Rosjan po prostu nie było nawet zaproszenia. Nie było go oczywiście celowo, aby później móc w kółko opowiadać jak to Rosjanie nas lekceważą, jak bojkotują nasze święte rocznice.
I teraz, podobnie zapewne było w sprawie obecnego „incydentu”. Przecież Kaczyński wciąż za Saakaszwilim rezonował, że tam dalej (oczywiście z winy Rosjan) nie ma pokoju (zupełnie jak w Iraku czy Afganistanie). Czyli wiedział jak niestabilna jest tam sytuacja. Ale pojechał, a w zasadzie pojechali: specjalnie właśnie tam, gdzie najniebezpieczniej. A nuż – coś się wydarzy i będzie z tego hucpa! Dalej będzie można podgrzewać antyrosyjski kociołek, drobnoimperialny antyrosyjski resentyment... Mogło być też tak, że Saakaszwili wykorzystał nieświadomego Kaczyńskiego w jakiejś swojej prowokacji, albo że nawet – prezydenci umówili się, iż „zmontują na szybko” taką bezpieczną pokazówkę. Bezpieczną, bo strzelać będą Gruzini i to w powietrze... Może na wiwat?
Nawet przecież dziennikarzom z pisowskiej TVP wydało się to zrazu wszystko szyte grubymi nićmi (o czym świadczą początkowe, spontaniczne przekazy i niewygodne pytania na konferencji do znacząco roześmianych prezydentów).
Stary hochsztaplerski chwyt!. Ale potem nie ma się co dziwić, że notorycznie pomawiający sami kończą jako pomawiani.
Tu jednak nie ma żadnych wątpliwości: to wszystko na pewno wina... Putina.
Dawid Okularczyk