W Polsce kobieta ma prawo (zaledwie teoretyczne, o czym wiele pań zdążyło się już przekonać) do legalnej aborcji w trzech ściśle określonych przypadkach: 1. wobec zagrożenia życia lub zdrowia matki, 2. gdy "badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne" wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, 3. ciąża powstała w wyniku gwałtu lub kazirodztwa.
Nikt nie jest w stanie określić faktycznej liczby dokonywanych przez Polki aborcji. Według oficjalnych danych, w 2006 r. przeprowadzono 340 legalnych zabiegów przerwania ciąży (o 115 zabiegów więcej niż w roku 2005). Liczby aborcji zarejestrowanych w 2007 r. Ministerstwo Zdrowia jeszcze nie ujawniło, choć rząd już dawno powinien przedstawić je w formie sprawozdania dla Sejmu.
Każdej osobie (za wyjątkiem matki) "powodującej śmierć dziecka poczętego" w innych niż wymienione przypadkach grozi kara 3 lat więzienia - rzecze ustawa z 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży.
Ów akt prawny jest tak samo skuteczny, jak niegdyś prohibicja w USA, która łaknącym gorzały zbytnio nie przeszkadzała, żeby się jej w dowolnych ilościach napić, o ile tylko dysponowali gotówką...
"Farmakologiczne wywoływanie miesiączki. 100 proc. dyskrecji, tanio, szybko, bezpiecznie", albo "Przywracanie opóźnionego cyklu. 100 proc. pewna, bezstresowa metoda holenderska. Dyskrecja i uczciwość gwarantowana", czy też "Ginekolog, prywatny gabinet, najtaniej i profesjonalnie - pełen zakres" - tego rodzaju ogłoszenia znajdziemy niemal w każdej codziennej gazecie, a wręcz roi się od nich w internecie. Sprawdziliśmy, jak w praktyce wygląda ich wykonanie...
Miły lekarz z Gdańska, któremu zgłosiliśmy niechcianą ciążę na podany w ogłoszeniu numer telefonu komórkowego, poprosił o chwilę cierpliwości, zapowiadając, że za chwilę oddzwoni. Tak też uczynił, choć - nie wiedzieć czemu - z numeru zastrzeżonego.
Nie owijał w bawełnę:
- Który miesiąc? - zagadnął.
- Jakiś ósmy, dziewiąty tydzień - odparła nasza dziennikarka.
- Możemy spotkać się jutro wieczorem. Miejsce i godzinę podam telefonicznie. Jeśli nie będzie jakichś szczególnych przeciwwskazań załatwimy sprawę od ręki.
- A ile to będzie kosztowało?
- Dwa i pół tysiąca, w tym anestezjolog, lekarstwa oraz gwarantowana i bez żadnych dodatkowych opłat konsultacja medyczna po zabiegu.
Co ciekawe: pan doktor wyznaczył nazajutrz spotkanie w... pewnym szpitalu, gdzie jak raz miał nocny dyżur.
Średnia cena zabiegów aborcyjnych w innych regionach Polski jest zróżnicowana: w Warszawie, Krakowie i Poznaniu nie natknęliśmy się na ofertę niższą niż 3 tys. zł, ale już np. w Bielsku-Białej i Zielonej Górze za 2 tys. zł zagwarantowano dziennikarce "FiM" czułą 24-godzinną opiekę po zabiegu.
Najkorzystniejszą sytuację mają panie mieszkające w województwach graniczących z Niemcami, gdzie aborcję przeprowadza się legalnie, zdecydowanie taniej i w warunkach bardziej komfortowych niż w Polsce.
Wizytę w Prenzlau (ze Szczecina można tam dojechać samochodem w niespełna godzinę) umawiamy telefonicznie i nie mamy z tym żadnych kłopotów, bo personel kliniki doktora Janusza R. posługuje się najczystszą polszczyzną.
"Jeśli jest pani zdecydowana, nie będzie żadnych problemów. Gwarantujemy maksymalny komfort i bezpieczeństwo oraz opiekę po zabiegu. Proszę się jedynie przygotować na wymaganą przez niemieckie prawo obowiązkową rozmowę z psychologiem" - informuje pracownica tamtejszego "Krankenhaus".
Cena?
"To zależy od trymestru ciąży, ale z pewnością nie będzie więcej, niż 360 euro, lub, jeśli pani woli ok. 1500 zł, włącznie z opłatą za tłumacza, gdyby był potrzebny podczas konsultacji z psychologiem" - zapewnia nasza rozmówczyni.
Doktor R. posiada również "Frauenklinik" w miasteczku Schwedt nad Odrą (50 km od Szczecina), gdzie oferuje dokładnie ten sam co w Prenzlau zakres "usług" i ich cenę.
Dla pań z województwa lubuskiego najbliżej jest do Eisenhüttenstadt (wystarczy tylko przeprawić się przez Odrę), a jedynym kłopotem jest fakt, że w tamtejszej klinice "Pro Familia" w ogóle nie mówią po polsku...
"Wciąż popularne są też Czechy. Korzystamy z normalnych państwowych szpitali, bo choć zasadniczo wymagają tam pobytu na stałe i czeskiego ubezpieczenia, to można tę barierę ominąć, a łączny koszt razem z dojazdem w obie strony nie przekracza tysiąca dwustu złotych" - przekonuje nas poznany z ogłoszenia organizator jednodniowych "wycieczek" do Ostrawy, w których tylko w bieżącym roku uczestniczyło, jak zapewnia mężczyzna, ponad 300 kobiet z różnych regionów Polski.
Według szacunków Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, na aborcyjną turystykę do Niemiec, Czech, Holandii i Wielkiej Brytanii decyduje się 38 tys. kobiet rocznie, choć polska policja wyraźnie przymyka oko na nielegalną aborcję (w 2007 r. wykryto zaledwie 45 sprawców, którzy "za zgodą kobiety przerwali jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy").
Najpowszechniej stosowaną na miejscu w Polsce metodą aborcji jest "farmakologiczne wywoływanie miesiączki". Jej popularność wynika ze stosunkowo niskiej ceny i łatwego dostępu do tabletek wszesnoporonnych.
Kobiety dowiadują się o nich przeważnie pocztą pantoflową. Wystarczy wpisać odpowiednie hasło do wyszukiwarki internetowej, by znaleźć się na którymś z dziesiątków forów dyskusyjnych (tylko na jednym z przypadkowo przez nas wybranych doliczyliśmy się prawie 15 tys. aktywnych użytkowników!), gdzie od bardziej doświadczonych pań można uzyskać pełną informację o wadach i zaletach pigułek oraz wręcz przebierać w oferentach "gwarantujących szybką i dyskretną dostawę z pewnego źródła" w cenie rzędu 350 zł za zestaw kilkunastu tabletek wymaganych do jednej "kuracji" aborcyjnej.
Popyt jest ogromny, ale natknęliśmy się tam również na wiele dramatycznych dziewczęcych apeli typu: "Już sama nie wiem, co mam robić. Nie mam się do kogo z tym zwrócić, boję się komukolwiek powiedzieć i iść do lekarza"...
Na ogół bardzo się spieszyły i nie miały czasu, żeby poczekać kilka dni na przesyłkę z Women on Waves (Kobiety na Falach) - organizacji, której tryb działania w kwestii tzw. aborcji farmakologicznej do minimum ogranicza ryzyko możliwych powikłań, bo:
- angażuje się tylko na rzecz kobiet mieszkających w krajach ograniczających dostęp do bezpiecznej aborcji;
- pacjentka (do 9 tygodnia ciąży) kierowana jest na konsultację z uprawnionym lekarzem (odbywa się to w trybie online z polskojęzycznej strony internetowej organizacji);
- dostarczane pocztą w ciągu 10 dni wraz ze szczegółową instrukcją medykamenty nie są fałszowanymi tabletkami od bólu głowy.
Za dwuskładnikowy (mifepriston wraz z mizoprostolem) zestaw wczesnoporonny o skuteczności ok. 98 proc. trzeba zapłacić Women on Waves 70 euro, co z kosztami przelewu (Western Union, bank, karta kredytowa) nie przekracza łącznej kwoty 300 zł.
W naszym kraju bez większego trudu można kupić w aptekach wspomniany mizoprostol (bez mifepristonu osiąga zdaniem specjalistów 90 proc. skuteczności) zarejestrowany pod handlową nazwą Cytotec (stosowany przy chorobach żołądka, dostępny na receptę) i Arthrotec (bóle stawów).
"Czasami środki te są sprzedawane spod lady bez recepty. Kupując w aptece, powołuj się na wymienione schorzenia lub powiedz, że potrzebujesz ten lek dla chorej na reumatyzm babci, która z bólu nie może się poruszać. W razie problemów zwróć się do lekarza z prośbą o wydanie recepty" - podpowiada profesjonalny doradca.
W jednej z internetowych aptek zaoferowano nam oba specyfiki bez zbędnych tłumaczeń ani recept: cytotec (30 tabl.) mogliśmy kupić za 559 zł, a arthrotec (20 tabl.) kosztował raptem 47 zł.
"Te tańsze są najpopularniejsze wśród uczennic. Niechętnie im sprzedaję, ale skoro przynoszą recepty, nie mam wyjścia. Jedynie gdy widzę taką kompletnie zdezorientowaną gówniarę, biorę ją za łeb na zaplecze i udzielam instruktażu, jak przeliczać dawki, aby zażyć konieczną ilość mizoprostolu, oraz co musi zrobić w razie niespodzianek. Zasięgałam języka w innych aptekach i prowizorycznie oszacowałam, że chałupnicze metody farmakologicznego przerywania ciąży stosowało w naszym mieście w ubiegłym roku co najmniej tysiąc dziewcząt" - mówi łódzka farmaceutka.
Tysiąc w jednym dużym mieście... Ile to wyjdzie w skali kraju?
- "Zawyżanie liczby nielegalnych aborcji to stała praktyka środowisk proaborcyjnych (...). Rozpowszechnianie mitu o ogromnej liczbie nielegalnych "zabiegów" przerywania ciąży jest elementem strategii zmierzającej do zalegalizowania zabijania dzieci w łonach matek na życzenie" - uspokaja tygodnik katolicki "Gość Niedzielny".
- "Obecnie funkcjonujące prawo chroniące życie od poczęcia przyniosło pozytywne skutki dla dziecka i matki oraz korzystne zmiany w świadomości społecznej, co potwierdzają kolejne sprawozdania rządowe" - twierdzi Episkopat.
- "Prawo i Sprawiedliwość powoła zespół, który opracuje projekt uchwały Sejmu wzywającej do wprowadzenia moratorium na wykonywanie aborcji" - obiecują ci od Kaczyńskich, zabiegający o poparcie o. Tadeusza Rydzyka. "Nie spotkałem w PiS nikogo, kto nie uważałby, że ochrona życia od poczęcia do śmierci nie powinna być jednym z celów polityka chrześcijanina w XXI wieku, elementem programu. To dla mnie oczywiste, że partia konserwatywna, prawicowa, w Polsce nie może tej sprawy zostawić" - mizdrzy się poseł Paweł Kowal w wywiadzie dla rydzykowego "Naszego Dziennika".
- "Sprawy aborcji nie powinno się ruszać" - uważa szef Klubu Parlamentarnego Polskiego Stronnictwa Ludowego Stanisław Żelichowski.
- "Naszym celem jest ostra walka z wszelkimi formami nielegalnej aborcji" - ogłosiła minister zdrowia Ewa Kopacz, zapowiadając rejestrowanie kobiet ciężarnych w ramach mającego powstać specjalnego programu opieki nad matką i dzieckiem. "Jeśli kobieta uczestnicząca w programie nie będzie zgłaszać się na badania, to będzie sygnał, że coś może być nie tak. Zadaniem położnej będzie do niej dotrzeć" - kreśliła plany śledztw pani minister z liberalnej rzekomo Platformy Obywatelskiej.
- "Uważamy, że kobieta powinna rodzić dzieci w poczuciu pięknego macierzyństwa i z miłości, a nie pod groźbą kary" - mędrkują dzisiaj posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którzy - obawiając się biskupów - nie ruszyli w sprawie dopuszczalności aborcji palcem w bucie, gdy mieli okazję sprawować władzę.
A tymczasem w szkołach wciąż nie ma - i wobec ostrego sprzeciwu wielebnych prawdopodobnie długo jeszcze nie będzie - edukacji seksualnej, bo podobno małolatom całkiem wystarczy "wychowanie do życia w rodzinie" z podręcznikami pisanymi przez wybitnych przykościelnych fachowców...
Anna Tarczyńska
Tekst pochodzi z tygodnika "Fakty i Mity".