Redakcja "Obywatela" wezwała do protestów w sprawie planowanych zmian w liście lektur szkolnych. Chodzi o obniżanie poziomu edukacji oraz marginalizowanie w nauczaniu tradycji lewicowych i społecznikowskich.
Ministerstwo Edukacji Narodowej chce, żeby to nauczyciele decydowali, które utwory i jak szczegółowo będą omawiane na ich lekcjach. Na egzaminach, np. maturalnych, bezwzględnie wymagana będzie znajomość jedynie kilku książek. Zdaniem redaktorów pisma, pomysł ten jest nieprzemyślany i szkodliwy, zwłaszcza w przypadku szkół ogólnokształcących. Celem edukacji ogólnokształcącej jest przygotowanie młodych ludzi do pełnoprawnego udziału w kulturze i życiu publicznym oraz przekazanie im umiejętności refleksji nad historią i przyszłością swojego kraju. Nie jest to możliwe bez znajomości książek, wokół których ogniskowała się debata publiczna w poprzednich dziesięcioleciach. Sztandarowym przykładem może tu być "Przedwiośnie", bez którego nie sposób sobie wyobrazić autentycznej i sensownej dyskusji o polskiej historii XX w. Nie można utrzymywać, że polska szkoła będzie uczyć nowoczesnego patriotyzmu i zaangażowania społecznego, jednocześnie marginalizując w procesie nauczania pisarza, który jest symbolem obu tych postaw- czytamy w stanowisku redakcji, opublikowanym na blogu pisma.
"Obywatel" przekonuje, że twórczość Stefana Żeromskiego stanowi świadectwo jednej z najważniejszych postaw ideowych w polskiej historii - postawy prospołecznej, opartej na braterstwie i solidarności. Wyraża także zdziwienie, że środowiska określające się jako lewicowe czy prospołeczne zachowują bierną postawę wobec nieuwzględnienia dzieł tego pisarza w projekcie minimalnych wymagań szkolnych, choć protestowały one bardzo głośno, kiedy minister Roman Giertych zamierzał z listy lektur szkolnych usunąć książki Witolda Gombrowicza.
Sprzeciw "Obywatela" budzi także sam fakt nieustannego zmniejszania liczby książek, których lektury wymaga się od maturzystów, co na dodatek wprost uzasadnia się dążeniem do uproszczenia egzaminu dojrzałości. Takiej polityki resortu edukacji nie można postrzegać inaczej niż jako przykład deprecjonowania wiedzy humanistycznej, wysyłanie do młodzieży kolejnego sygnału: książki czyta się po to, żeby zdawać testy. Redaktorzy pisma przekonują, że coraz większy nacisk na upowszechnianie edukacji, przy jednoczesnym obniżaniu jej poziomu, oznacza ograniczanie młodzieży jej szans życiowych oraz jest dowodem braku odpowiedzialności za długofalowy rozwój kraju.