Orowiecki: Sukces rządu - klęska stoczniowców

[2008-12-09 09:42:05]

- Udało nam się uratować stocznie – tak Donald Tusk skomentował zawarcie porozumienia między rządem a związkami zawodowymi w sprawie tzw. specustawy stoczniowej. Mówiąc to, miał zapewne na myśli: udało nam się zwolnić stoczniowców, i to za nieduże pieniądze, i zlikwidować stocznie. Taki będzie główny efekt wejścia w życie ustawy. Rząd Tuska może odtrąbić kolejny sukces, odniesiony kosztem pracowników.

Przypomnijmy – w projekcie ustawy chodzi o to, że majątek Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej Nowa ma być podzielony na części i sprzedany w przetargach. Pieniądze tafią do prywatnych "wierzycieli". Niektórzy z nich – np. Rami Ungar – już nieźle dorobili się na stoczniach, odkupując statki poniżej kosztu wykonania i sprzedając je z wielokrotnym zyskiem, co było jednym ze źródeł „zadłużenia” stoczni.

Oczywiste jest, że ten sposób "ratowania" stoczni nie uratuje wszystkich miejsc pracy – dlatego też głównym punktem negocjacji między rządem a związkami zawodowymi były odprawy i programy osłonowe dla zwalnianych pracowników. Ilu ludzi straci pracę? Tego nikt oficjalnie nie mówi, jednak może to być około 40 proc. pracowników. Kilka tysięcy ludzi.

Stoczniowe związki nie protestowały przeciwko zwolnieniom – walczyły tylko o wysokość odpraw. Mało skutecznie. Żądano od 25 do 100 tysięcy złotych, ostatecznie ma być od 15 do 60 tys. To mało. Zwłaszcza, jeżeli uwzględni się podatek, jaki będą musieli od tych pieniędzy odprowadzić stoczniowcy. Nie udało się również wynegocjować innego ze związkowych postulatów – równych odpraw dla wszystkich, niezależnie od stażu pracy. Na odprawy w wysokości 60 tys. mogą liczyć tylko pracownicy z ponad 25-letnim stażem pracy, najmłodsi będą musieli się zadowolić marnymi 15 tysiącami. Tymczasem – na co wskazywali sami związkowcy – często to najmłodsi pracownicy znajdą się w najgorszej sytuacji. Są obciążeni kredytami, mają do wychowania dzieci.

Tymczasem w rzeczywistości te pieniądze mogą być znacznie mniejsze –100 procent odszkodowania dostaną tylko ci, którzy sami zdecydują się na odejście już w styczniu, 80 proc. – ci, którzy "dobrowolnie" odejdą w marcu. Pozostali – tylko 50 proc. Tak więc ci, którzy nie zdecydują się na odejście i szukanie nowej roboty w ciągu najbliższych miesięcy, zobaczą tylko połowę pieniędzy... Wspaniały wybór!

Czy można się zresztą dziwić, że tak mało udało się wynegocjować, jeżeli związkowcy, choćby przedstawiciele "Solidarności" ze Stoczni Gdynia, od początku sugerowali, że są gotowi zrezygnować ze znacznej części postulatów i chwalili się tym przed dziennikarzami?

Związki, zgadzając się na zwolnienia, od początku postawiły się na przegranej pozycji. Co niby mają robić zwalniani stoczniowcy z kilkudziesięcioma (najwyżej) tysiącami odprawy? Poszukać nowej pracy? Wiadomo przecież, że likwidacja znacznej części stoczni to katastrofa dla całej lokalnej gospodarki – ilość dostępnych miejsc pracy znacznie się zmniejszy. Wyjechać do Norwegii? A może, jak doradzano górnikom zwalnianym za rządów Buzka, założyć własne firmy? Specjaliści od rynku pracy opowiadali, że nie ma problemu z dostaniem pracy, bo w urzędach pracy są oferty. Nie dodawali, że te oferty pochodziły głównie ze stoczni, które teraz mają być zlikwidowane. Zwalniani stoczniowcy mieliby się więc zatrudniać w stoczniach, z których właśnie zostali zwolnieni i które za chwilę przestaną istnieć. Absurd.

To sukces rządu – pieje z zachwytu minister Aleksander Grad. Rzeczywiście, jeżeli przyjąć, że dla rządu najważniejsze jest zadowolenie przedsiębiorców, którzy przez lata doprowadzali stocznie do bankructwa przez nierentowne kontrakty i tych, którzy teraz rzucą się na wyprzedawany majątek. To oni będą głównymi wygranymi. Kilka tysięcy stoczniowców znajdzie się zaś na bruku, pozostawionych samym sobie.

Wszystko to i tak optymistyczny scenariusz – według którego znaczna część produkcji stoczniowej zostaje zachowana i zatrudnienie znajduje większość obecnej załogi. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że tak będzie. Równie dobrze zlikwidowana może zostać cała produkcja statków. W miejscu stoczni zostaną apartamentowce, hotele, w najlepszym razie – zakłady do spawania konstrukcji stalowych, zatrudniające kilkaset osób. W takim wypadku osób, które stracą pracę, będzie znacznie więcej – kilkanaście tysięcy samych stoczniowców, a łącznie z zależnymi od stoczni miejscami pracy – nawet 80 tysięcy ludzi. Jedyną gwarancją, że tak się nie stanie, są obietnice rządu i inwestorów.

O obietnicach Tuska wszyscy już wiedzą, ile są warte. Jeżeli chodzi o obietnice pracodawców, to przypomnijmy sytuację Stoczni Gdańskiej. Przed prywatyzacją ISD Polska obiecała zwiększanie produkcji i podwyżkę pensji. Obecnie stoczniowcy z Gdańska mają place nawet o 700 zł niższe, a ponad 70 proc. załogi ocenia, że pracodawca nie wypełnia zobowiązań zawartych w umowie prywatyzacyjnej. Ostatnio zaś ISD grozi, że bez dodatkowej pomocy publicznej stocznię czeka bankructwo i zwolnienie całej załogi.

Obecne porozumienie jest klęską. Stoczniowcy razem, przy udziale innych grup zawodowych, mieli szansę bronić swoich zakładów i miejsc pracy. Jeżeli dadzą się podzielić, to wkrótce zostaną z nich odizolowane grupki. A potem wszyscy wylądują na bruku. Robotnicy muszą pamiętać, że kompromisy zawierane z burżuazją nie prowadzą donikąd. Jedynym wyjściem w tej sytuacji był strajk okupacyjny - doþoki nie zostanie zagwarantowane utrzymanie wszystkich miejsc pracy.

Wojciech Orowiecki


Tekst ukazał się w "Kurierze Związkowym" oraz "Trybunie Robotniczej".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


21 września:

1909 - Urodził się Kwame Nkrumah, polityk ghański, działacz ruchu panafrykańskiego w Europie i USA. Jeden z inicjatorów utworzenia OJA. 1957-60 premier, 1960-66 prezydent Ghany. Realizował koncepcję tzw. socjalizmu afrykańskiego. Obalony przez wojskowych.

1928 - Czterodniowy strajk 10 tysięcy włókniarzy łódzkich przeciwko nowemu regulaminowi pracy; zakończony zwycięstwem.

1976 - USA: Orlando Letelier, minister w rządzie Salvadora Allende, został zabity w Waszyngtonie przez bombę podłożoną przez tajnych agentów Pinocheta.

1997 - W wyborach parlamentarnych w Polsce zwyciężyła AWS - 33,8% (201 mandatów), przed SLD - 27,1% (164), UW - 13,4% (60), PSL - 7,3% (27) i ROP - 5,6% (6). UP, zdobywając 4,74 %, nie weszła do sejmu.

2009 - Obalony i wypędzony z Hondurasu były prezydent Manuel Zelaya potajemnie wrócił do stolicy kraju Tegucigalpy, gdzie schronił się w ambasadzie Brazylii.


?
Lewica.pl na Facebooku