Według większości naukowców i ekologów ludzkości grozi w niedalekim czasie zagłada spowodowana postępującym coraz szybciej ociepleniem klimatu. Działalność człowieka przyspieszyła niebezpiecznie to zjawisko. Jego konsekwencjami mogą być ekstremalne zjawiska pogodowe, takie jak huragany, susze, powodzie... Aby powstrzymać te negatywne efekty, konieczne jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych (m.in. dwutlenku węgla) do atmosfery. Według Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu do 2020 r. kraje uprzemysłowione powinny zredukować emisję CO2 o 30 proc. w stosunku do 1990 r., a o 80 proc. do 2050 r. W 1992 r. 154 państwa podpisały Ramową Konwencję Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatycznych. Konwencja ta określiła zasady współpracy międzynarodowej w celu zapobieżenia klimatycznej katastrofie. Wbrew tym zaleceniom sygnatariusze konwencji przyjęli jednak pułap 50 proc. do 2050 r. W celu ustalenia szczegółów realizacji tego porozumienia podpisywane są pomniejsze umowy, m.in. Protokół z Kioto.
Oczywiście w świetle fleszy wszystkim zależy na pozytywnym rozwiązaniu problemów klimatycznych, kiedy przychodzi jednak do praktycznego działania zaczynają się problemy. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Pytanie, na które przede wszystkim będą musieli odpowiedzieć obradujący w Poznaniu politycy brzmi: w jaki sposób kraje biedniejsze mają udźwignąć koszty dostosowania swojego przemysłu do wprowadzanych limitów emisji gazów cieplarnianych? W ostatnich tygodniach obserwowaliśmy na przykład protesty Greenpeace przeciwko rozbudowie Elektrowni Węgla Brunatnego w Koninie. Ekolodzy zażądali szybkiego zamknięcia kopalń węgla brunatnego w Polsce, jako najmniej ekologicznej formy pozyskiwania energii. W zamian chcą postawienia na odnawialne źródła i oszczędzanie energii. Jak tego dokonać w przewidywalnej przyszłości bez ponoszenia ogromnych kosztów społecznych, nie wie chyba nikt.
Na konferencji w Poznaniu będzie więc mowa o wsparciu finansowym i technologicznym ze strony państw bogatych dla krajów eufemistycznie nazywanych rozwijającymi się. Planowane są również dyskusje na temat dodatkowych źródeł finansowania programów, np. poprzez opodatkowanie przelotów lotniczych przyczyniających się do zanieczyszczenia. Potrzebne będą również środki na programy zalesiania.
Problemem jest również postawa USA, które są największym po Chinach i Indiach emitentem CO2 do atmosfery, a dotychczas odrzucały porozumienia w sprawie klimatu. Chiny i Indie jako kraje rozwijające się zostały natomiast wyłączone z wymagań ograniczenia emisji.
Wiele kontrowersji wzbudza również Europejski System Handlu Emisjami. Polega on na tym, że kraje bogate, które dzięki zastosowaniu technologii ograniczających emisje oraz poprzez przenoszenie szkodliwej produkcji do krajów biednych będą mogły handlować nadwyżkami "wolnych mocy" emisyjnych. Jeśli ktoś emituje ponad limit, będzie zmuszony za to zapłacić. System ten nie służy krajom biedniejszym, np. Polsce. Ceną za wprowadzenie takich rozwiązań będzie bowiem wzrost cen energii.
Polska od 1988 r. ograniczyła emisję CO2 aż o 30 proc. Nie był to oczywiście efekt działań proekologicznych, lecz upadku znacznej części polskiego przemysłu w czasie przechodzenia do kapitalizmu. Polska zobowiązała się do redukcji emisji CO2 o 40 proc. do 2020 r. względem 1988 r. Żeby dojść do takiego poziomu, powinniśmy w dużo większym stopniu wykorzystywać odnawialne źródła energii (dziś to poziom ok. 5 proc.) oraz zainwestować w przyjazne środowisku technologie. Żeby zmniejszyć, jak chcą ekolodzy, potrzeby energetyczne Polski, potrzeba ogromnych inwestycji w technologie, a na poziomie indywidualnym rewolucyjnej zmiany świadomości społeczeństwa. Potrzebna byłaby ogromna zmiana w myśleniu i przemodelowanie gospodarki.
Maciej Roszak
Tekst ukazał się w tygodniku "Trybuna Robotnicza".