Protesty przeciwko cięciom socjalnym, obniżeniom wydatków na edukację, komercjalizacji nauki spowodowały wyjście na greckie ulice tysięcy uczniów, studentów i młodych robotników pod czerwonymi i czarno-czerwonymi flagami wolnościowej lewicy. Zabicie młodego anarchisty, który dołączy z pewnością do listy świętych męczenników lewicy, jedynie podgrzało atmosferę. W ten sposób obok legendy Sacca i Vanzettiego (sądzonych i straconych w USA wbrew światowej opinii publicznej w latach 20. XX wieku anarchistycznych robotników włoskiego pochodzenia), Carlo Giulianiego (nastolatka zastrzelonego przez policję podczas protestów alterglobalistów w 2001 r. w Genui) wśród najbardziej znanych ofiar kapitalistycznego państwa znajdzie się również zastrzelony przez umundurowanego stróża prawa Alexandros-Andreas Grigoropoulos. Jeśli ktoś w Polsce chciałby pisać "czarną księgę kapitalizmu", wspomniane nazwiska dobrze do niej pasują. Obok listy nazwisk setek tysięcy innych ludzi, którzy zginęli od XIX wieku w kopalniach, fabrykach, więzieniach, komisariatach i obozach koncentracyjnych prawicowych dyktatur (poczynając od Franco i Salazara, poprzez wspieraną przez CIA grecką dyktaturę pułkowników, na reżimie Pinocheta kończąc).
Na marginesie warto wspomnieć o sposobie ukazywania greckich protestów w polskich mediach – większość relacji nawet nie starała się pokazać społeczno-politycznego kontekstu wydarzeń. Trudno było usłyszeć w telewizji, że jest to sprzeciw wobec polityki prawicowego rządu, reformy systemu emerytalnego czy korupcji elit władzy. Być może skojarzenia z polską rzeczywistością byłyby zbyt duże. Komisarze polityczni z polskich środków masowego przekazu, zachowujący niezwykłą czujność, nie mają jednak czego się obawiać.
Polska młodzież nie chce robić rewolucji, tylko marzy o kredycie na własny kąt w betonowej klatce. Nie czyta Marksa ani Bakunina, tylko podręczniki w stylu "jak zrobić karierę i być lubianym przez szefa". Studenci nie okupują swoich uniwersytetów, tylko grzecznie stoją w kolejkach w siedzibach zachodnich koncernów, gdzie poddawani są poniżającej selekcji. Cała ta maskarada służy zdobyciu upragnionego etatu, który ma zapewnić im "sukces i spokój".
Mimo, że większość młodych ludzi w Polsce może być ze względu na swoje zarobki określana mianem "pokolenia 1500 brutto", to jednak nie stanowi w sensie socjologicznym żadnego pokolenia, ponieważ nie ma jakichkolwiek wspólnych przeżyć zbiorowych. Zdecydowanie częściej młodzi w Polsce nauczeni reguł "wyścigu szczurów" wybierają samotną strategię eliminacji pozostałych konkurentów niż wspólną walkę o lepsze życie. W swych działaniach potrafią być bezwzględni niczym pilni studenci wolnorynkowych doktryn. Ich kiepskie zarobki nie czynią z nich działaczy związków zawodowych, ale wieloetatowych pracowników.
Generalnie polityka i sprawy publiczne młodych w Polsce nie interesują – nawet jeśli decyzje polityczne wpływają na ich życie każdego dnia. Ostatnio znajomy wykładowca z politologii ubolewał, że nawet wśród jego studentów przeważa apatia i obojętność polityczna.
Zamiast nowych idei wolą nowe gadżety wciskane im przez reklamy i kulturę masową. Marks istnieje w ich głowach tylko poprzez skojarzenie z witryną sklepu "Marks and Spencer", a wolność wyboru kojarzy się z zakupami w hipermarkecie.
Solidarność z protestującymi przeciwko likwidacji wcześniejszych emerytur? W żadnym wypadku. Przecież to tylko "rozleniwieni związkowcy" i "sieroty po komunie". Pokolenie wychowane na telewizyjnej papce choć samo ostro dostaje po głowie i innych częściach ciała, nie zdaje sobie sprawy, że pewnych spraw władza nie daje za darmo, że trzeba je wywalczyć w zbiorowym działaniu.
Trudno, żeby istniała inna świadomość, jeśli jakakolwiek niezależna kultura młodzieżowa została w Polsce już dawno pogrzebana, a miejsca dawnych klubów studenckich będących wylęgarnią alternatywnej kultury zajęły komercyjne lokale nastawione wyłącznie na zysk. Ci, którzy chwalą się rosnącą liczbą studentów w Polsce oraz osób z wyższym wykształceniem powinni dostrzec, że nie idzie za tym ani większa demokratyzacja, ani zaangażowanie w sprawy obywatelskie, ani też działania reformujące polską rzeczywistość. Pojawia się raczej coraz większa rzesza obojętnych konsumentów z rozbudzonym apetytem. Wbrew specom od marketingu i manipulacji ludzkimi zachowaniami, taka indoktrynacja w dłuższej perspektywie może jednak przynieść odwrotne od zamierzonych skutki – rewolucję organizują zazwyczaj nie ludzie, którzy są na samym dole, lecz ci, którzy mają rozbudzone aspiracje, ale blokady systemowe nie pozwalają im ich zrealizować. Obecna przemysłowa produkcja posiadaczy licencjatów i stopni magistra właśnie wytwarza takich ludzi.
W latach 80. punkowy Dezerter będący wtedy głosem zbuntowanego pokolenia wykrzykiwał na koncertach:
Listy przebojów, fascynacja kiczem
Oto polska młodzież, która jest niczym
Polska złota młodzież kłótliwa i słaba
Polska złota młodzież krzykliwa i głupawa
Myśląca bezpiecznie, bo tak wytresowana
Polska złota młodzież wykończy się sama
Dziś ten utwór wydaje się o wiele bardziej aktualny. Być może nadchodzący głęboki kryzys społeczno-ekonomiczny zmieni świadomość młodego pokolenia i pozwoli dostrzec pustkę w wyborze między PiS a PO. A także zrozumieć choć trochę rówieśników z Grecji. Czego pozostaje życzyć wszystkim w nadchodzącym Nowym Roku.
Piotr Żuk