Właściwie same słowa Palikota nie są tu niczym nadzwyczajnym, wiadomo że chodzi o wymiar przenośny słowa – natomiast stopień oburzenia J. Gowina i idących w jego ślad mediów mówi coś zupełnie innego o naszej świadomości. Skąd tak gwałtowna i ostentacyjna reakcja posła Gowina akurat na te słowa i gotowość PO do wyciągnięcia konsekwencji wobec niepokornego polityka? Przecież poseł Palikot obrażał, już tyle razy i tyle osób (choć oczywiście głównie z PiS-u) choćby powiedzeniem że prezydent zachowuje się jak cham. Dlaczego na tamte słowa można było przymknąć oko, a na te nie?
Słowo klucz do zrozumienia tej różnicy to "prostytuowanie". Przecież podstawą oburzenia nie był sam fakt wulgaryzacji języka, jego tabloidyzacji (zasypywanie wypowiedziami mającymi wywołać sensacje) ani też zanieczyszczania debaty publicznej zastępczymi tematami. Nie chodzi też o faktyczną treść samego pojęcia "prostytuowanie" w tym zrozumiałym dla wszystkich kontekście, ale o jego pozapolityczne konotacje. Oburzenie części środowisk wskazuje na to, że mówienie o sprostytuowaniu - nawet politycznym - kobiety, uchodzi za obelgę szczególnie niegodną, sytuującą się poza granicami nie tylko politycznej poprawności ale i werbalnej dopuszczalności. W słowie tym znajdują oni coś brudnego i dlatego jako obrońcy cnoty i czystości języka publicznego bronią przed wpuszczeniem tej terminologii w obieg.
Jak doniosło "Metro" Premier powiedział – "Przepraszam Panią Grażynę Gęsicką. Janusz Palikot przekroczył granicę politycznej poprawności w debacie publicznej".
Faktycznie trzeba przyznać, że doszło tu do nadużycia, ale tak naprawdę to głównie kosztem dobrego imienia prostytutek (poprzez zapożyczenie słowa kojarzonego z ich domeną w charakterze inwektywy). Poza tym brak uszanowania podmiotowości tychże kobiet jest jeszcze głębszy - gdyż one w gruncie rzeczy w ogóle nie funkcjonują tu jako podmioty, tylko jako pewne konstrukty, czysto negatywne punkty odniesienia, których wspomnienie ma tak głęboko naruszać godność kobiety, że nie należy się tym posługiwać. Reakcja Gowina nie powstała jako sprzeciw na instrumentalne wykorzystywanie językowe sytuacji pewnej grupy społecznej, tylko z uznania, że samo przywołanie tejże grupy jest zbyt obraźliwe (a więc samo istnienie tej grupy jest faktem wstydliwym i niosącym zagrożenie dla publicznej moralności, dlatego trzeba spuścić na nie zasłonę milczenia). Gdyby chciano w wypowiedzi widzieć słownikowe znaczenie, a więc
"hańbienie się dla pieniędzy lub innych korzyści", z pewnością nikt by się nie oburzył.
Wyrażenia typu "Pani Gęsicka postąpiła haniebnie" lub, że "straciła polityczną cnotę" nie wywołałyby zapewne szczególniej reakcji, ale jednak grupa prawicowych obrońców moralności dostrzegła w tym coś innego, wstydliwego oraz gorszącego i w związku z tym postanowiła interweniować.
Faktycznie jest coś w tym wstydliwego, ale nie to co mieszczańska intuicja Gowinowi zapewne podpowiedziała. Wstydliwy jest nie sam fakt istnienia prostytucji i jej wykonywania, ale to co często skłania kobiety do prostytucji a także towarzyszące prostytucji (patologie, powiązania ze światem przestępczym, deptanie godności przez klientów i sutenerów oraz niechęć ze strony otoczenia). Sam fakt świadczenia usług seksualnych nie zasługuje na potępienie.
Tym, które (którzy) robią to z wyboru, należy się przynajmniej niewykluczanie; tym, które (którzy) robią to z życiowej konieczności należy się współczucie i aktywna pomoc.
Samo fizyczne prostytuowanie nie powinno być niczym gorszącym, gdyż po części funkcjonuje jako komponent życia prywatnego obywateli, a po części jest realnym problemem społecznym, a nie powodem do etycznego czy estetycznego wstrętu. Z kolei duchowe prostytuowanie się jest rzeczą gorszącą, ale powinno być oddzielone znaczeniowo i skojarzeniowo z prostytucją fizyczną, bo dotyczy czego innego i to moralnie gorszego.
Niestety media, część polityków i społeczeństwa widzi w prostytucji nieprzyzwoitość (wiązaną z zupełnie odległym wymiarem cielesnym) i stąd określenie palikotowe wywołuje takie poruszenie.
Palikot jednak prawdopodobnie nie użył przypadkowego słowa wywołującego sensację, lecz takiego, które w jakimś tam stopniu pasowało do sytuacji, w której zostało umieszczone. W kontekście Pani Gęsickiej, chodziło o utratę politycznej cnoty, sprzedanie swojej dotychczasowej godnej postawy (bardziej fachowca niż polityka) bieżącym grom politycznym Jarosława Kaczyńskiego wymierzonym w ekipę rządzącą.
Jeśli w tym duchu spojrzeć na problem politycznej prostytucji, to zarzut ten można formułować względem większości polityków z Palikotem i jego najżarliwszymi przeciwnikami włącznie. Zachowanie Pani Gęsickiej w żaden sposób nie odbiegało od moralnego klimatu polskiej polityki, a nietrudno znaleźć gorsze przejawy tak swoiście pojmowanej "prostytucji".
Problem politycznej cnoty i jej zatraty jest notabene bardzo poważnym problemem, zwłaszcza w czasach, w których politycy coraz mniej rozliczani są na podstawie działań i programów. Jest to problem wpisany w system polityczny i trudny lub wręcz niemożliwy do wyeliminowania, choć są postawy, które politycznemu "prostytuowaniu" swym działaniem przeczą. Na tym to zagadnieniu powinni się skupić polityczni komentatorzy, a nie na leksykalnym aspekcie wypowiedzi Janusza Palikota.
Rafał Bakalarczyk