W jaki sposób obecny kryzys może być postrzegany jako "krach doskonały"? Z jakiego punktu widzenia można widzieć "doskonałość" w obecnym ekonomicznym trzęsieniu ziemi?
Kapitalizm przeżywa poważny kryzys gospodarczy średnio raz na dziesięć lat. Ale gospodarcze trzęsienie ziemi o tak wielkiej sile, jak obecnie, zdarza się raz na sto lat. I żaden wcześniejszy kryzys nie był powiązany z taką ilością alarmujących zagrożeń. Cały system finansowo-bankowy, giełdy, kasy oszczędnościowe, system regulacji, normy księgowania – zawaliły się. I zbankrutowała doktryna: doktryna neoliberalna, odpowiedzialna za deregulację rynków i rozpasaną spekulację ostatnich trzydziestu lat. Najpierw padł rynek nieruchomości, potem huragan przeszedł przez banki, następnie giełdy i natychmiast rozprzestrzenił się na całość gospodarki, żeby dosięgnąć przemysłu, a wreszcie stać się kryzysem społecznym. I to wszystko w globalnym wymiarze, już obciążonym przez poczwórny kryzys: energetyczny, żywnościowy, mediacyjny, klimatyczny. A jeśli chodzi o kontekst geopolityczny, to naznaczony jest on osłabieniem hegemonii amerykańskiej. Zbieżność i wzajemny wpływ tych wszystkich czynników w tym samym momencie, na całej planecie, czynią z tego kataklizmu "kryzys doskonały", w takim sensie, jak mówi się o "zbrodni doskonałej".
W pana książce jest mowa o "nowym schyłku{" Stanów Zjednoczonych, która zostanie wywołana przez Baracka Obamę. Ocenia pan tę sytuację jako "niebezpieczną". Czy może pan to wyjaśnić?
W swoim pierwszym przemówieniu Obama dał do zrozumienia, że Stany Zjednoczone powinny porzucić rolę samozwańczych opiekunów świata i zaznaczyć granice swojej hegemonii. A ten moment, gdy potęga zdaje sobie sprawę, że to początek jej upadku, jest niebezpieczny. A to dlatego, że kusić ją będzie próba zrekompensowania tego spadku wpływów poprzez manifestację swojej, ciągle groźnej, siły. Zawsze należy się bać reakcji zranionego lwa. W wymiarze światowym historia uczy nas, że od kryzysów ekonomicznych nie można się spodziewać niczego dobrego, bo stworzą raczej Hitlera albo Franco, niż Gandhiego.
Obecny kryzys zaostrza debatę na temat "wyczerpania się kapitalizmu". Ta perspektywa wydaje się panu wiarygodna? Jeśli tak, to czy powinna się wyrazić w powrocie do koncepcji Keynesa (regulacja rynku, powrót państwa...)?
Czy przez "wyczerpanie się kapitalizmu" rozumieć należy, że socjalizm skazuje się sam na rozwój, radykalizację demokracji poprzez transformację samych podstaw społeczeństwa? Kryzys dostarcza okazji do zbudowania ekonomii na nowych zasadach. Już teraz rozpoczął się bardzo wyraźny "powrót do Keynesa"; ponownie czyta się z zainteresowaniem dzieła Marksa; państwo znów staje się głównym aktorem. To implikuje debatę na temat "regulacji", ich realnej zawartości, historycznej perspektywy, w którą chce się je wpisać.
W rozdziale "Archeologia krachu" mówi pan o "przemianie społeczno-demokratycznej" poprzez pewną koncepcję postępu technicznego. A dokładniej mówi pan o błędzie w upatrywaniu w postępie technicznym (internet, etc.) lekarstwa na powtarzające się kryzysy ekonomiczne. Jaka, według pana, powinna być prawdziwie postępowa koncepcja rozwoju technicznego?
Lewica nie powinna się bać postępu technicznego. To było by niezgodne z jej istotą. Jednak postęp, tak samo, jak bogactwo, które kapitalizm potrafi tak dobrze produkować, powinien zostać oddany na usługi społeczeństwa. Z drugiej strony koncepcja postępu uległa modyfikacji. Nie jest on już mechanistyczny, produktywistyczny, ilościowy i eksploatacyjny. Era przemysłowa dobiegła końca i zakończyła się ekologiczną klęską. Lewica powinna więc bronić tej nowej koncepcji postępu, bardziej zrównoważonego, przeznaczonego dla wszystkich, mniej energochłonnego, zajmującego się wspólnym dobrem ludzkości.
Formułuje pan w swojej książce pewną ilość propozycji, jak na przykład światowy fundusz na rzecz głodujących. Jak można narzucić taki pomysł?
Beneficjanci dominującego systemu ekonomicznego liczą około miliard osób (w tym zaledwie kilka dziesiątek milionów w pełni zabezpieczonych). Podczas, gdy pozostawiona sobie reszta, to około pięć i pół miliarda, z czego trzy miliardy (jeden człowiek na dwóch) żyje za mniej niż jedno euro dziennie. Niezadowolenie na poziomie planetarnym jest bezbrzeżne. Jeżeli przekształci się w gniew, zmiecie wszystko na swojej drodze. Każdy ma więc interes, aby zbudować bardziej sprawiedliwy świat. Alterglobalizm stawia sobie między innymi za cel, aby ten interes został zrozumiany.
Ruch alterglobalistyczny musi zadawać sobie pytania na temat funkcjonowania instytucji politycznych, partii... Jak sytuujecie się w tej dyskusji?
Kryzys zaskoczył wielkie partie lewicowe w stanie teoretycznej pustki. Nie powstała żadna lub prawie żadna teoria o charakterze alternatywnym, żaden program, który pozwoliłby zaproponować obywatelom zmianę paradygmatu wiarygodną dla obywateli. To wielka słabość instytucjonalnej lewicy. Sytuacja społeczna ulega z dużą siłą i w dużym tempie degradacji. Za kilka miesięcy możemy stanąć na progu rewolucji w niektórych krajach Unii Europejskiej. Jeśli nie chcemy, aby jak w Grecji, sprowadziło się to do rozruchów społecznych, które wyczerpują swoją energię, jak sztuczne ognie, jeśli chcemy, aby ta wspaniała energia społecznego buntu doprowadziła do istotnych zmian, gdy ludzie pójdą do urn, potrzebne jest pilne zjednoczenie całej lewicy wokół programu opracowanego i zaakceptowanego przez wszystkich.
tłumaczenie: Ewa Ziółkowska
Wywiad ukazał się w dzienniku "L'Humanité". Tłumaczenie pochodzi ze strony ATTAC Polska (www.attac.org.pl).