Przełomowy weekend stycznia i lutego przebiegał pod hasłem opozycji krytykującej rząd za krótkowzroczne bagatelizowanie kryzysu gospodarczego, który wbrew zapowiedziom rządzących technokratów, nie omija jednak Polski. Gospodarkę i dyskusje programowe zostawmy jednak Jarosławowi Kaczyńskiemu. My, socjaldemokraci, socjaliści, centrolewicowcy, zieloni mamy ciekawsze kwestie do omówienia. Jak przykładowo kształt i wygląd list wyborczych w nadchodzących wyborach do europarlamentu. W końcu od lat zajmujemy się sobą. Czy czerwiec bieżącego roku to godzina zero w nadchodzącej apokalipsie lewej strony sceny politycznej? Być może. Nie powinni się jednak cieszyć ci, którzy w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Socjaldemokracji Polskiej czy Unii Pracy, nie dostrzegali nigdy szczerej chęci realizacji lewicowego programu dla Polski. Śmierć obecnych partyjek z politycznego mainstreamu może oznaczać zniknięcie z dyskursu politycznego jakichkolwiek elementów lewicowych na następne kilkadziesiąt lat. Całkowita dominacja prawicy stoi u bram.
Nie trzeba być ekspertem z dziedziny politycznej strategii, by zauważyć, że dwukrotnie rządząca wolną Polską lewica z Rozbrat stała się formacją mało pupularną. Słupki poparcia i wyniki kolejnych starć wyborczych pokazują, że wokół SLD pozostał już wyłącznie tzw. twardy elektorat. Ten elektorat to obecnie w ogromnej większości osoby związane towarzyszko lub kulturowo z tzw. postkomunistyczną lewicą. Wyniki badań przeprowadzonych przez belgijskich socjologów (62 proc. za wycofaniem państwa z gospodarki., 35 proc. za podatkiem liniowym., 28 proc. uważa homoseksualizm za sprzeczny z naturą., 42 proc. za zwiększeniem dyscypliny w szkołach., 42 proc. za przywróceniem kary śmierci) obnażają brutalną prawdę o poglądach działaczy tej partii i mówią sporo o jej stałym elektoracie. Tę sytuację zdaje się doskonale rozumieć Grzegorz Napieralski, który wybiera metodę konsolidacji wokół twardego rdzenia. Stąd oprócz stawiania mocno lewicowych postulatów (próba wyjścia do osób o skrystalizowanych poglądach socjaldemokratycznych), kładzie nacisk na sentymenty do Polski Ludowej, do jej bezpieczeństwa i stabilizacji. O ile pierwsza postawa to dobry krok na drodze rewitalizacji ruchu lewicowego, o tyle druga gwarantuje rewitalizację tylko do pewnego stopnia. Złośliwe głosy szepczą, że celem Napieralskiego jest zdobycie stałego miejsca w drugiej lidze politycznej i stanie się języczkiem u wagi, potencjalnym politycznym partnerem dla każdego. Jeżeli jednak są w SLD ludzie marzący o masowym ruchu lewicowym (a niewykluczone, że Napieralski znajduje się w tej grupie), muszą sobie zdawać sprawę, że bez odnowy i reformy, druga liga, a z czasem niebyt - staną się faktem. Doniesienia z ostatniej Rady Krajowej SLD wskazują wyraźnie, że Sojusz żadnymi wspólnymi listami, jednoczeniem się lewicy zainteresowany nie jest. Próbuje również przekonać do startu ze swych list Włodzimierza Cimoszewicza i Dariusza Rosatiego. Część polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej nie chce też słyszeć o udziale Demokratów we wspólnym komitecie wyborczym. Dla SLD nie do zaakceptowania jest sytuacja, w której przyszli posłowie PD nie weszliby w europarlamencie do frakcji PES.
Kiedy w jedną z ostatnich niedziel Jarosław Kaczyński przeżywał swoją metamorfozę z prawicowej larwy w postpolitycznego motyla, wyrywając przy tym lewicy jej potencjalne programowe wunderwaffe, w Warszawie zainaugurowano koalicję "Porozumienie dla Polski". Zapowiadany od dawna pierwszy krok na drodze do konsolidacji nie-SLD-owskiej lewicy, okazał się falstartem. Koalicja zrzeszająca Socjaldemokrację Polską, Zielonych 2004 oraz demokratów.pl ma w swej konstrukcji dziury, które uniemożliwią jej wypłynięcie na szerokie wody politycznej lewicy. Słabe struktury, braki finansowe, deficyt woli i wiary w sukces to podstawowe wady nowej inicjatywy. "Porozumienie dla Przyszłości" to konstrukcja oparta na znanych nazwiskach i programowej eklektyczności, która ma się najwyraźniej wpisać w ducha czasów mediokracji, omijając ideologię szerokim łukiem. Prof. Dariusz Rosati, w głównej mierze odpowiedzialny za program koalicji, oraz główny frontman ruchu, zapewne liczy na skuszenie bardziej centrowo nastawionych wyborców Platformy Obywatelskiej. Pozostali liderzy "Porozumienia dla Przyszłości" grają na antypisowskich tradycjach, kompletnie ignorując znaki czasów. PiS to melodia przeszłości, a atakowanie tej formacji za koncepcje gospodarcze, podkopuje pozycje samej lewicy i wzmacnia rządzących konserwatystów. Ten fakt zdaje się nie trafiać do części polityków z lewej strony. Z kolei krytyka rządu Donalda Tuska, niestety, odbywa się w tym gronie ad hoc, i bez prób przedstawienia własnej spójnej wizji państwa i gospodarki. Brak konkretnej wizji łączy się z brakiem wiary w sukces. Kwestia demokratów i ich nieskrywanego liberalizmu, jest stawiana na ostrzu noża, w nadchodzących negocjacjach, w toczących się rozmowach będzie służyć tylko i wyłącznie jako metoda szantażu (SLD) lub próba wywindowania swojej pozycji w górę (SdPl). Jedynym prawdziwym atutem koalicji SdPl, Zieloni, PD są chodliwe nazwiska. Nie zabiorą one zbyt wielu punktów SLD, ale głównie z nimi wiąże się szanse tego porozumienia.
Za kuriozalne należy uznać zakulisowe wypowiedzi polityków ruchu wyrażające deficyt wiary w sukces i oczekiwanie na pierwsze wyniki sondażowe, w celu wypracowania adekwatnej do sytuacji strategii politycznej. Z pierwszych wypowiedzi liderów PdP można wywnioskować, że ewentualne koalicje wyborcze wyczekiwane są niczym zbawienie. Tyczy się to również koalicji z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, z którym przecież jeszcze kilka miesięcy temu powstający ruch miał konkurować. To źle wróży dla przyszłości tej inicjatywy, ale również dla całej parlamentarnej lewicy. Formacja, która samym swoim powstaniem miała zniwelować polityczny monopol SLD, może ten monopol w ostatecznym rozrachunku wzmocnić.
Zastanawiające, czy w przypadku ewentualnej rezygnacji Rosatiego z tej inicjatywy, jego przejścia do SLD, (czego znając dobrze lewicowo-centrowe realia nie można przecież wykluczyć), PdP by przetrwało.
Plotki o sięgnięciu po pomoc takich ludzi jak Paweł Piskorski(potwierdzone w przypadku PdP), Andrzej Olechowski, czy włączeniu w swe listy nawet Leszka Millera, Józefa Oleksego - świadczą tylko o desperacji w jaką popadają stare partie po kilkuletnim okresie kryzysu zaufania. Mocną nadzieję na wspólną listę i ogólny wzrost poparcia dawało jeszcze niedawno włączenie się do politycznej gry Włodzimierza Cimoszewicza. Aktualnie kusi go SLD, jednak on sam podkreśla, że jego ewentualny akces w eurowyborach pod szyldem partii, a nie koalicji, jest mało realny. Niemniej jednak, istnieją obawy, czy były premier byłby w stanie odnowić obliczę lewej strony. Jego poglądy są dziś anachroniczne wśród socjaldemokratów.
Na lewicy pozaparlamentarnej również rodzą się euro-koncepcje. Problemy teraźniejsze i przyszłość mają być płaszczyzną do porozumienia lewicowych organizacji pozaparlamentarnych. "Zdecydowanie lewicowy społecznie, zdecydowanie liberalny światopoglądowo" - takie postulaty mają przyświecać powoływanej na eurowybory koalicji - Młodzi Socjaliści, RACJA Polskiej Lewicy i Polska Partia Socjalistyczna. Ale to melodia przyszłości, gdyż nawet niezależne portale lewicowe tylko dywagują na temat oficjalnego zawiązania współpracy pomiędzy tymi partiami. Prawie przesądzony jest za to start w eurowyborach Polskiej Partii Pracy.
Wg Radia Katowice na listach wyborczych PPP znajdą się m.in. Elżbieta Fornalczyk - liderka strajku pracowników w tyskim Tesco, Krzysztof Łabądź, jeden z przywódców strajku w kopalni "Budryk" i Bogusław Ziętek, szef partii i związku zawodowego "Sierpień 80". Mottem wyborczym PPP ma być walka o program Europy Socjalnej. PPP trudno będzie liczyć na pokaźny wynik, ale dzięki utożsamianiu się ze wspomnianą ideą Europy Socjalnej, sytuacją pracowników hiper i supermarketów w Polsce i innych krajach partia ma w przyszłości zając dogodną dla siebie lewicową niszę na arenie międzynarodowej. PPP deklaruje, że nie może dopuścić do tego, żeby pracownicy (współczesny proletariat wg PPP stanowią również dobrze wykształceni nauczyciele, doktoranci i pracownicy naukowi, a nawet agenci i menedżerowie niższego szczebla potężnych korporacji finansowych i ubezpieczeniowych), ludzie biedni, płacili za kryzys. PPP na polskiej arenie lewicowej jest partią dość niezależną. Gardzi SLD, środowiskiem Rosatiego, nie żyje też najlepiej z RACJĄ PL i MS. Zarzuca się im również - ekscentryczne metody układania list wyborczych - wykorzystywanie kandydatów z nazwiskami znanych polityków) oraz partycypowanie w egzotycznych koalicjach wyborczych (np. z ugrupowaniami prawicowo-narodowymi).
RACJA PL jeszcze w 2004 roku podjęła decyzję o starcie pod własnym szyldem w eurowyborach. Była przekonana, że tylko w takiej formule może odnieść sukces. Dziś w RACJI PL pojawiają się głosy, że jednak powstanie jednej wielkiej wspólnej listy lewicowej marginalizowałoby mniejsze ugrupowania. Ich zdaniem najsilniejsze SLD na pewno nie będzie przestrzegać zasady, że pozaparlamentarne partie lewicy mają prawo do 50% pierwszych, drugich i trzecich miejsc na liście. Wstępnie ustalono, że zostanie powołany Koalicyjny Komitet Wyborczy RACJA i SOCJALIŚCI, co pozwoliłoby RACJI PL zachować swoją nazwę i rozpoznawalność. Najmniej sceptycznie do pomysłu utworzenia wspólnej listy lewicowej wśród członków RACJI PL jest nastawiona sama przewodnicząca - prof. Maria Szyszkowska, która zdaje sobie sprawę z tego, że rozbicie głosów nie służy sprawie. Podkreśla, że wspólne kandydowanie nie zależy tylko od SLD, ale także od innych organizacji - Unii Pracy, Ruchu Gospodarczego im. Edwarda Gierka, partii Millera. Poza organizacyjnymi, technicznymi nieporozumieniami, przewodnicząca RACJI PL uważa, że bez odcięcia się parlamentarnej lewicy od koncyliacyjnej postawy wobec partii rządzącej, z dwuwładzą w SLD, nie ma co o utworzeniu wspólnego komitetu z SLD rozmawiać.
Niedawno na stronie internetowej RACJI PL pojawiła się informacja, że w porozumieniu z Młodymi Socjalistami, organizacje wykluczają wspólny start z SLD, a tym bardziej z SdPl i PD. RACJI PL w SLD przeszkadza ewentualny brak poszanowania dla mniejszych podmiotów, MS - zdrada ideałów lewicowych. Żniwa współpracy koalicja miałaby dopiero zbierać w kolejnych wyborach samorządowych. RACJA PL liczy na to, że elektorat zdegustowany neoliberalną postawą parlamentarnej lewicy (trudno się z tym stwierdzeniem po części nie godzić, biorąc pod uwagę pamiętne grudniowe głosowanie zarówno SLD, jak i SdPl w sprawie pomostówek), nie odda głosu na nią w wyborach do europarlamentu. Mariaż RACJI PL i Młodych Socjalistów może budzić pewne wątpliwości - tak jak Młodzi Socjaliści utożsamiają się zwłaszcza z ideałami pierwszej "Solidarności", tak w RACJI PL można dostrzec spory resentyment do PRL i postaci nielubianej w MS - generała Jaruzelskiego.
Jedno jest pewne. Komitetowi Wyborczemu RACJA i SOCJALIŚCI na pewno trudno będzie zarejestrować wspólna listę w co najmniej kilku województwach. PPS boryka się z problemami natury prawnej (wyciąg z KRS) i jest zdezorganizowane (po kilka ośrodków władz), natomiast w RACJI PL są jednak ciągłe wątpliwości czy czasem nie iść z SLD. Należy przypomnieć, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 roku partia zarejestrowała listy tylko w 2 z 13 okręgów wyborczych, a poparcie w skali kraju wyniosło 0,3%, czyli o ponad 0,2 mniej niż PPP, która też w tamtych wyborach startowała.
Unia Pracy - członek Partii Europejskich Socjalistów - wystartuje w eurowyborach w koalicji z Sojuszem. Po długim okresie niewiadomej, w którym pojawiały się plotki, zarówno o samodzielnym starcie, jak i sojuszu z Socjaldemokracją Polską, niegdysiejsza partia Ryszarda Bugaja poszła swoją tradycyjną drogą. Jednak w przeciwieństwie do PPP, czy ewentualnego komitetu RACJA i SOCJALIŚCI, Unia Pracy jest nadal przeciwna dywersyfikacji na lewicy, i wzywa polskie partie lewicowe do wystawienia w zbliżających się wyborach europejskich jednej, koalicyjnej listy. W innym wypadku pozycja polskiej lewicy na arenie europejskiej będzie bardzo osłabiona. UP nie jest jednak zainteresowana startem, z demokratami.pl. Biorąc pod uwagę skromne możliwości Unii Pracy, należy stwierdzić że Witkowski i spółka zachowali status quo. Unia Pracy to cień dawnej partii, i żywy przykład niebezpieczeństw wynikających ze zbyt ścisłej współpracy z SLD, bez jednoczesnego zadbania o zachowanie własnej tożsamości i poglądów. Garstkę działaczy trzyma razem subwencja, nadzieja na miejsce w Sejmie przy okazji najbliższych wyborów, oraz eurodeputowany Adam Gierek. Dla SLD, Unia Pracy to wygodny partner. Nazwa i logo budzą miłe skojarzenia, a same środowisko istnieje de facto wyłącznie na papierze, nie stanowi więc żadnego zagrożenia.
Pozaparlamentarne środowiska, chociaż w znacznym stopniu ignorowane i bagatelizowane, są dzierżycielami atutu ideowości. Trudno powiedzieć, czy lewica mainstreamowa i pozamainstreamowa nie potrafią bez siebie żyć, bo nie są to raczej byty połączone ze sobą węzłem gordyjskim. Jest to raczej więź asymetryczna. Jedni się drugimi nie przejmują, drudzy aż zbytnio koncentrują się na zwalczaniu tych pierwszych. Priorytetem osób szczerze zatroskanych losem lewicy powinno być, w każdym razie, stawianie postulatu szerokiego zjednoczenia lewicy na sztandarach - w tym podjęcia prób włączenia we wspólny projekt środowisk bytujących poza mainstreamem. Włączenie do gry środowisk bardziej radykalnych wymagałoby podjęcia pracy programowej i wypracowania projektu dla Polski. Spójna wizja pozwoliłaby na uniknięcie ideowego chaosu, którego świadkami byliśmy przy okazji licznych sporów na linii Olejniczak-Napieralski. Należy również zauważyć, że w obliczu kryzysu gospodarczego jedyną słuszną drogą (już nie tylko z ideowej, ale również z praktycznej strony) jest droga w stronę gospodarczego keynesizmu. Taka postawa gwarantuje sukces formacji z lewicowym programem, ale tylko formacji zjednoczonej. Poraniony skutkami kryzysu wyborca zwróci się zawsze w stronę formacji silnej i zwartej. Jeśli Sojusz tej koncepcji nie akceptuje, nie oznacza to, że pomysł lewicowej eurointegracji stał się passe. Przy braku koniunktury (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) na lewicowość, na polskiej lewicy nie ma niezastąpionych podmiotów. Cień Prawa i Sprawiedliwości rzutuje nieustannie na lewicową część pola. Czasu do eurowyborów coraz mniej. Na chwilę obecną sondaże nie napawają optymizmem, a piasek w klepsydrze się bezlitośnie przesypuje.
Jędrzej Włodarczyk
Jacek Kowalczyk
Autorzy są działaczami Stowarzyszenia Młoda Socjaldemokracja.