Nad raportem pracowała komisja wspólna irlandzkiego rządu i Kościoła przez 9 lat. Watykan - jeszcze za czasów JPII - wielokrotnie próbował storpedować jej pracę. Na przykład arcybiskup Desmond Connell (taki irlandzki Głodź) na polecenie "z góry" odmówił przekazywania dokumentów, twierdząc, że są objęte klauzulą tajemnicy spowiedzi. I pewnie kościelna hańba nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie inny arcybiskup - Diarmuid Martin. Ten młot na pedofilów oświadczył publicznie, że nie spocznie, dopóki nie wsadzi za kratki ostatniego zboczeńca w sutannie. I słowa dotrzymał. A nam pozostaje tą drogą przekazać ekscelencji takie oto słowa: jest Pan przyzwoitym człowiekiem, księże arcybiskupie!
Pięciotomowy raport pisany jak akta prokuratorskie został opublikowany w środę 20 maja o 16.45. Jeszcze godzinę wcześniej, czyli w ostatniej chwili, watykańska Kongregacja ds. Doktryny Wiary próbowała nie dopuścić do jego ujawnienia. Bezskutecznie. Sąd Najwyższy Republiki Irlandii nakazał pełną jawność.
Komisja przebadała kościelne akta z lat 1930-1980 i wyciągnęła z nich jeden wspólny dla tysięcy przypadków wniosek: wykorzystywanie seksualne małych dzieci w ośrodkach prowadzonych przez Kościół katolicki (za pieniądze państwa) przybrało rozmiary pandemii. Zresztą trudno tu mówić o ośrodkach. To był raczej rodzaj obozów koncentracyjnych. Na przykład w jednym z nich, prowadzonym przez Siostry Miłosierdzia, małe dziewczynki odmawiające seksu były publicznie chłostane. Nago!
Skala zjawiska jest wprost niewyobrażalna. Mówi się nawet o 40 tysiącach ofiar. Rząd Irlandii do tej pory wypłacił odszkodowanie 12 tysiącom poszkodowanych (średnio po 65 tys. euro), a na kolejne odszkodowania zarezerwował w tegorocznym budżecie kwotę blisko 2 miliardy euro. Dlaczego płaci państwo, a nie Kościół? Dobre pytanie. A z tego oto powodu, że to Republika Irlandii kierowała do kościelnych ośrodków opiekuńczych sieroty i to ona de facto za nie odpowiadała. Tak orzekł Sąd Najwyższy. Czyli Krk spadł jak zawsze na cztery łapy.
Co ciekawe, ujawnieniu wstrząsającej prawdy sprzeciwiali się także wysocy rangą urzędnicy irlandzkiego resortu edukacji. Jak się okazało... opłacani przez Watykan. Ten haniebny proceder wyłączony jest do osobnego śledztwa.
Poniżej drukujemy cytaty z raportu. Przykłady... przykłady, wydarzenia, fakty, dzień po dniu, rok po roku. I tak przez 50 lat horroru.
Podczas trzeciej fazy przesłuchania siostra Helena O`Donoghue przyznała, że na porządku dziennym było nieprzyzwoite dotykanie, masturbowanie a nawet gwałcenie dziewczynek rękoma i różnymi narzędziami. Potwierdziła też, że dzieci były wypożyczane osobom z zewnątrz ośrodka opiekuńczego, w tym księżom. Wyznaczone zakonnice zajmowały się stręczycielstwem co atrakcyjniejszych dziewcząt, na czym zakon nieźle zarabiał. W procederze udostępniania dzieci brał udział nawet szkolny woźny, który otrzymywał zapłatę w postaci... ich usług seksualnych.
Dwóch księży z domu wychowawczego Ferryhouse stanęło przed sądem za molestowanie seksualne chłopców. Jeden z nich już wcześniej został skazany za zgwałcenie dziecka. Ten sam malec trafił później z powrotem pod opiekę tego księdza i był dalej gwałcony.
W tym samym ośrodku Ferryhouse brat Bruno, prefekt szkoły dopuszczał się gwałtów na siedmio-, ośmioletnich chłopcach. Przez 20 lat. Przed sądem oświadczył, że sam jest zdziwiony, że nie został na tym procederze przyłapany, bo robił to niemal jawnie i codziennie. Być może przyczyną nieujawnienia tych okropności był fakt potwornego terroru panującego w ośrodku, w którym za najmniejsze wykroczenie groziło ciężkie pobicie lub zbiorowe zgwałcenie.
Ojciec Bruno został skazany na dziewięć lat więzienia. Przyznał się do gwałtów na 40 wychowankach.
W 1979 roku do Irlandii przyjechał papież Jan Paweł II. Chłopcy ze szkoły w Limerick prowadzonej przez księży pojechali witać Ojca Świętego. Ale jeden z chłopców za karę (świadkowie nie potrafili sobie przypomnieć, o co chodziło) został w ośrodku. Podczas gdy papież wygłaszał homilię, w czasie gdy trwała msza dziecko zostało wielokrotnie zgwałcone przez zakonników. Trwało to ponad 5 godzin.
W tej samej szkole zawodowej inny kapłan starannie badał stan dojrzałości płciowej swoich podopiecznych. Pieścił ich narządy, a gdy widział, że potrafi już wywołać stan erekcji członka, przenosił ich do kierowanej przez siebie grupy. Do wieloosobowych orgii z jego udziałem dochodziło zazwyczaj w weekendy. Aby dzieci były mu bardziej posłuszne, podawał im narkotyki.
Ojciec Garnier ze szkoły da chłopców w Clonmel z seksu chłopców zrobił sobie dochodowy interes. Pomagał mu w tym brat Leone, a nawet dyrektor placówki ksiądz Lucio. Każdy pedofil, nawet z odległych zakątków regionu, który miał ochotę i gotówkę, mógł zostać w nocy wpuszczony do sal sypialnych wychowanków. Protesty molestowanych były surowo karane.
Ten sam Garnier miał w stałym zwyczaju masturbowanie się w obecności wychowanków, a nawet uprawianie seksu z jednym z chłopców na oczach innych.
Gdy wspomniany wcześniej ojciec Bruno został w końcu za przestępstwa seksualne zwolniony z pracy w szkole, jego miejsce zajął brat Sergio. Miał naprawić tragiczną sytuację i zaprowadzić w placówce normalność. Polegało to niestety na tym, że zgwałcił 37 chłopców (taką liczbę mu udowodniono), a w swoich perwersyjnych zboczeniach dalece przebił poprzednika.
W innej placówce kierowanej przez Kościół ksiądz Valerio przez 9 lat gwałcił podopiecznych (7-10-latków), ale otrzymał wyrok więzienia w zawieszeniu, bo udowodnił, że jest absolwentem szkoły zakonnej, w której sam był nieustannie molestowany seksualnie, więc taki stan rzeczy uznawał jako normę. Jego wychowankowie opowiedzieli komisji o seksie oralnym, jaki kazał im uprawiać.
Brat Guthrie w jednym z kościelnych internatów prowadził zajęcia z chłopcami w wieku 12-13 lat z... masturbacji. Uczył ich, na własnym przykładzie, jak to się robi. A potem były... egzaminy. Przed sądem z rozbrajającą prostotą wyznał: "Preferowałem młodszych chłopców, bo starsi mogliby mnie wydać. Zakres wieku to maksimum 13 lat i... jasne oczy".
Swoistym domem publicznym zaspokajającym klientów gustujących w małych dziewczynkach była szkoła św. Józefa kierowana przez Siostry Miłosierdzia. Oficjalnie nazywało się to wyjazdem na wakacje. Zakonnice odbierały zamówienia, kasowały pieniądze i wysyłały dzieci "na wypoczynek" do mężczyzn, którzy byli ich klientami. Ale nie tylko do mężczyzn. Nierzadkie były zamówienia od bezdzietnych małżeństw pedofilów, które w ten sposób zaspokajały swoje żądze. Takie wakacje połączone z seksualnym wykorzystywaniem dzień w dzień trwały zazwyczaj miesiąc.
Jedenastoletnia dziewczynka (dziś dorosła kobieta) opowiada, jak tuż po przyjeździe do jednej z rodzin, która zamówiła ją sobie na wakacje, była dotykana w intymne miejsca i masturbowana. Gdy uciekła do łazienki, gospodarze (małżeństwo w średnim wieku) wyważyli drzwi, a mężczyzna brutalnie ją zgwałcił.
Świadek (mnich) zeznaje, że dziewczynki w szkole św. Józefa traktowane były przez zakonnice jak prostytutki w najgorszym domu publicznym. Jeśli odmawiały świadczenia usług seksualnych, były bite i zamykane w ciemnicy. Jedno z dzieci nigdy nie nauczyło się mówić. Wiele innych było opóźnionych w rozwoju. Chłostane codziennie publicznie skórzanym pasem - za krnąbrność - umiały się tylko modlić.
W szkole św. Józefa szczególnie demoniczną postacią była zatrudniona przez Kościół świecka dyrektorka, pani Lacey, zaprzysięgła katoliczka. Wykorzystywała seksualnie każdą ze swoich podopiecznych 2-3 razy w tygodniu. Najczęściej nakazywała wspólną masturbację kilkorga dzieci. Czasem dochodziło też do gwałtów.
Pani Lacey zatrudniała w szkole swojego brata. Do obowiązków wybranych przez dyrektorkę dziewcząt było conocne seksualne zaspokajanie go. Gdy odmawiały, były bite. Po latach w wyniku śledztwa okazało się, że mężczyzna nie jest bratem Lacey, tylko jej... mężem.
Nie, nie jest naszym zamiarem epatowanie Czytelników makabrycznymi opisami zboczeń, jakich na małych dzieciach dopuszczali się zakonnicy, zakonnice i księża. A także ich pedofilscy klienci. Tłumacząc raport, pomijaliśmy co bardziej drastyczne opisy. Ale katolicka Irlandia jest w szoku. Zawiązała się grupa inicjatywna, która zbiera fundusze, aby na jednym z centralnych placów Dublina postawić pomnik dzieci - seksualnych ofiar katolickiego duchowieństwa. Liczba powołań do irlandzkich seminariów spadła o 80 procent. Liczba praktykujących katolików o niemal 50 procent. Ci, którzy decydują się na karierę duchownego, są traktowani przez społeczeństwo podejrzliwie. I trudno się dziwić...
Po opublikowaniu raportu powstał zespół prawników i konstytucjonalistów, którzy sprawdzają, czy zgodnie z irlandzkim prawem istnieje możliwość postawienia przed sądem nie poszczególnych zboczeńców w sutannach, tylko Kościoła katolickiego jako instytucji przestępczej.
A w Polsce. A w katolickiej Polsce chyba tylko PRL-owi możemy zawdzięczać, że do 1989 roku państwo nie kolaborowało w podobny sposób z Kościołem jak w katolickiej Irlandii. Za to księża pedofile robili i robią swoje w zaciszu kościołów i plebanii. Zmowa milczenia (także mediów) chroni ich lepiej niż gdziekolwiek indziej na świecie.
Marek Szenborn
współpraca: AS
Tekst ukazał się w tygodniku "Fakty i Mity".