Nie będzie uproszczeniem przekonanie, że "miłością pokolenia tych pisarzy był Majakowski. Zbliżyli się do marksizmu, rewolucji nie przez Marksa i Engelsa, tylko przez Majakowskiego" – mówiła Marci Shore w wywiadzie dla jednej z polskich gazet. "Jego wizyta była dla nich olśnieniem, początkiem nowego świata. Przed tym jednak, zanim gościli Majakowskiego w Warszawie, byli futurystami. Przepojeni jednocześnie poczuciem misji wobec świata, Polski, Warszawy, gotowi łamać wszystko, co ten świat degenerowało".
Marksizm, poznawany początkowo przez rewolucyjne wiersze Majakowskiego, zauroczył ich, stał się – jak pisze autorka – żywym doświadczeniem "w jego nieograniczonej złożoności, ukazując klęskę wszelkich typowości. Zamiast kreślić paradygmat, próbowałam zrozumieć, jak przeżywali marksizm Europejczycy, Wschodni Europejczycy, żydowscy intelektualiści w dwudziestym wieku".
Podjęta przez Marci Shore próba zrozumienia jak Wschodni Europejczycy "przeżywali marksizm" powiodła się. Otrzymaliśmy książkę oryginalną, wybitną. Jest to praca – jedna z nielicznych w Polsce i nie tylko – wolna od prymitywnych, antykomunistycznych stereotypów. Więcej – można powiedzieć, że Marci Shore tym stereotypom przeciwstawia się, co nie przeszkadza jej zachować krytycyzm wobec wielu negatywnych doświadczeń praktyki komunistycznej 20. wieku. Jest to jednak krytycyzm naukowca, wynik rzetelnej analizy, a nie propagandowy szum, który w ostatnich latach stał się w Polsce i w innych krajach europejskich niemal jedyną metodą prowadzenia dyskusji historycznych.
Autorka z godną podziwu i uznania skrupulatnością penetruje, bada, prześwietla ze wszystkich możliwych stron biografie bohaterów. Władysław Broniewski, Bruno Jasieński, Jan Lechoń, Julian Przyboś, Anatol Stern, Julian Stryjowski, Julian Tuwim, Aleksander Wat i jego żona, Adam Ważyk, a – w tle, bynajmniej nie na drugim planie – Adolf i Jakub Bermanowie, Jerzy Borejsza, Izaak Deutscher, Jan Hempel, Alfred Lampe, Adolf Warski, Wanda Wasilewska – ożywają na stronach książki. Ożywają wraz ze sprzecznościami, konfliktami, dramatami ówczesnego czasu. Marci Shore opowiada Czytelnikowi o ich losach z takim mistrzostwem, że niemal czuje się on współuczestnikiem wydarzeń. We wstępie napisała, że "historia tych ludzi i łączących ich więzi jest opowieścią o podróży z kawiarni literackich na korytarze władzy, opowieścią o wierze i zdradzie". I to jest myśl przewodnia tej mądrej książki.
Czytelnik poznaje jej bohaterów jako ludzi w większości głęboko ideowych. Marci Shore prowadzi ich od manifestów futurystycznych i poezji proletariackiej, od literackich kawiarni do więziennych cel Polski przedwrześniowej; przez stalinowski terror i nazistowskie ludobójstwo; od fascynacji do rozczarowania komunizmem. Powinny skłaniać do refleksji m.in. odtwarzane z notatek i zapisków opisy toczących się między osadzonymi w celach młodymi intelektualistami i siedzącymi razem z nimi robotnikami-komunistami. We wrześniu 1931 r. został np. aresztowany zespół redakcyjny "Miesięcznika Literackiego". Więźniów z "Miesięcznika Literackiego" przeniesiono na górę, do "Centralniaka", centralnego więzienia warszawskiego, gdzie umieszczono ich w różnych celach z prawdziwymi robotnikami-komunistami. Członkowie KPP mieli za sobą doświadczenie dłuższych pobytów w więzieniu, wykorzystywali czas do pogłębienia swojej marksistowskiej edukacji. "Polskie więzienia" – pisze Marci Shore – "służyły za uniwersytety dla komunistów, którzy byli niezwykle zorganizowani i zdyscyplinowani (...) Komuniści trzymali się ścisłego harmonogramu lektur, dyskusji i wykładów. Wiedzieli, że siedzą z nimi redaktorzy "Miesięcznika Literackiego" i wiele od nich oczekiwali".
Uczyli się również intelektualiści. Marci Shore opisuje m.in. ogromną demonstrację na placu Teatralnym przeciw dyktaturze Piłsudskiego. W pewnym momencie żołnierze otworzyli ogień do tłumu. Wśród demonstrantów był Izaak Deutscher, przemawiał Adolf Warski. Po manifestacji Broniewski pisał do żony: "Piszę ten list pod wrażeniem krwawej masakry, w jakiej się znalazłem dziś na Placu Teatralnym (...)".
Środowisko lewicowych bądź lewicujących intelektualistów polskich było rozdyskutowane i bardzo czynne. Redagowali czasopisma, toczyli spory, nie obce im były konflikty, choć łączyły ich silne przyjacielskie więzi. Shore zauważa, że Watowi i jego kolegom bliższy był leninizm, niż kształtujący się wówczas stalinizm. Byli przekonani, że muszą stworzyć rewolucyjną awangardę, która wykształci w masach świadomość klasową. "Był to okres autentycznych poszukiwań prawdziwej proletariackiej literatury, zdolnej wyrazić potrzeby walki klasowej, poszukiwań głosu, języka, estetyki, które pozwolą pisać dla polskich robotników i o polskich robotnikach. Nikt tak naprawdę nie wiedział, na czym ta literatura miałaby polegać i jaką formę powinna przybrać" – notowała Marci Shore.
Losy rzuciły ich do Związku Radzieckiego. Tam zetknęli się ze stalinizmem, oglądani nieufnie, KPP była już rozwiązana, a jej kierownictwo zlikwidowane pod zarzutem szpiegostwa. Jasieński, Stande, Wandurski, Hempel, Warski zostali rozstrzelani w 1937 r. Inni byli więzieni lub zesłani do obozów. To był najtragiczniejszy rozdział ich biografii, najtrudniejsza próba, której zostali poddani. Część tej próby nie wytrzymała i rozczarowała się nie tylko do stalinowskiej praktyki, ale i do marksizmu. Wielu potrafiło oddzielić ideę od jej wynaturzenia, od totalitaryzmu, który przecież z tej idei nie wyrastał, a dojrzał w specyficznych, skomplikowanych warunkach.
Autorka nie ukrywa swojego, dyskretnego sentymentu, a nawet sympatii do swoich bohaterów. Pisze o nich ciepło, obiektywnie, zachowując pewien dystans do wydarzeń, w które historia uwikłała część lewicowej elity polskich intelektualistów. Być może ów dystans i ciepła sympatia wynikają nie tylko z koncepcji warsztatowej, ale i z faktu, że zdołała poznać życie tych ludzi do głębi, ze wszystkimi, najbardziej intymnymi szczegółami. Budzi szacunek ogromny trud, który Marci Shore włożyła w poznanie ich życia. Spenetrowała 17 archiwów w pięciu krajach, była w Archiwum Kominternu w Moskwie, w archiwum Broniewskiego w Warszawie, dysponuje kserokopiami teczek NKWD, założonych w czasie prowadzonych śledztw, odbyła dziesiątki konsultacji. Od potomków swoich bohaterów uzyskała zgodę na wykorzystanie osobistej korespondencji i innych materiałów.
Rzetelna jest niewątpliwie analiza kwestii żydowskiej, stosunków polsko-żydowskich, rozpatrywanych w kontekście ówczesnych warunków. Prof. Andrzej Walicki, pisząc o książce Marci Shore, zwrócił uwagę, że główną wartością jej pracy jest ujęcie problemu tzw. polskiej "żydokomuny" w sposób historyczny, sytuacyjny, z intencją zrozumienia, a nie "rozliczania", i ze świadomym dystansem wobec antykomunistycznego triumfalizmu. Nie przypisuje wyboru marksizmu jakiemuś dziwacznemu zaślepieniu lub "bezgranicznej głupocie", przeciwnie, stara się zrozumieć międzywojenny marksizm polski, jako "żywe doświadczeni" ówczesnej lewicy, widząc w nim dowód, że inteligencja polska żyła wówczas problemami ogólnoeuropejskimi, bez zasklepiania się w "narodowym prowincjonalizmie".
Badanie losów lewicowej polskiej inteligencji posłużyło autorce do sformułowania poglądu, że marksizm okresu międzywojennego w Polsce był częścią marksizmu ogólnoeuropejskiego. A marksizm ogólnoeuropejski reprezentował ideologię nowoczesności, jako kierunku podporządkowującego teraźniejszość przyszłości. Marci Shore uważa, że zrozumienie uwodzicielskiej – jak pisze – siły marksizmu jest kluczowe dla zrozumienia europejskiej (i nie tylko europejskiej) nowoczesności. Nie można więc uznać go za kierunek przestarzały. Dla poparcia tej tezy, przywołuje esej Jackues’a Derridy "Widma Marksa", który prognozuje, że nasz kontynent ponownie znajdzie się pod wpływem marksizmu, a jego duch – marksistowski heglizm, pojęcie postępu oraz pogląd, że procesy rozwojowe w społeczeństwie zmierzają do realizacji jakiegoś ostatecznego celu – zostaną zaakceptowane przez ludzkość.
Unikatowość książki Marci Shore polega m.in. na tym, że przekonanie o nieuchronności powrotu marksizmu wyprowadza m.in. z badań biografii, zachowań, postaw, działalności swych bohaterów – grupy komunistycznych lub komunizujących inteligentów Polski międzywojennej. Jest przekonana do prawdziwości tej tezy, mimo bardzo różnych nieraz dramatycznych losów bohaterów. Drobiazgowo zebrana wiedza o życiu tych ludzi powoduje, że Czytelnik dowiaduje się o faktach dotychczas nieznanych, ukrytych w archiwach lub prywatnych listach czy pamiętnikach, poznaje ich polityczne, ideowe ale i głęboko osobiste namiętności, wśród których miłość – nie tylko do rewolucji – nie zajmuje bynajmniej ostatniego miejsca, a ludzkie słabości i przywary czynią bohaterów książki bliskimi Czytelnikowi, nawet gdy nie w pełni akceptuje niektóre ich czyny lub ich do końca nie rozumie.
Najtragiczniejszą postacią jest niewątpliwie Aleksander Wat, który przeszedł zawiłą drogę życiową. Na początku lat 20. był poetą futurystycznym, w późnych latach 20. zwrócił się ku marksizmowi, redagował legendarne pismo marksistowskie "Miesięcznik Literacki". W czasie wojny był więziony w ZSRR. Rozwiązania swych wewnętrznych dylematów zaczął szukać w religii. Do Polski wrócił w 1946 r. od połowy lat 50. mieszkał w Europie Zachodniej. W 1967 r. popełnił w Paryżu samobójstwo. Marci Shore pochyla się nad jego biografią z dostrzegalną troską. Dochodzi do wniosku, że poczucie winy stało się głównym motywem niezwykłych, pełnych udręki pamiętników Wata.
Innym bohaterem, którego życie, poglądy i postawa przyciąga uwagę Autorki jest Julian Tuwim. Dorastał w zasymilowanej rodzinie żydowskiej w Łodzi. W młodości był czołowym skamandrytą, sympatykiem lewicy, ale nie angażującym się w okresie międzywojennym w działalność polityczną i partyjną, nigdy nie był członkiem KPP. We wrześniu 1939 r., po agresji Niemiec na Polskę wyjechał z Warszawy, mieszkał w Paryżu, Rio de Janeiro i Nowym Jorku. Wrócił do kraju w 1946 r. i bez zastrzeżeń włączył się w nurt odradzającej się Polski. Skłania do refleksji to, że przebywając w Stanach Zjednoczonych doszedł do identycznych poglądów w sprawie stosunków Polski ze Związkiem Radzieckim, co Wanda Wasilewska, zaangażowana działaczka polityczna w Związku Radzieckim. Pisał: "...tylko i wyłącznie na Rosji, na zgodzie, na przyjaźni z Rosją (...) opiera się nasza przyszłość narodowa". Tuwim przeszedł w czasie wojny ogromną ewolucję poglądów. W grudniu 1944 r. wysłał list do mieszkającego w Londynie Antoniego Słonimskiego, wyrażając nadzieję, że sojusz rządu londyńskiego i prawicowej emigracji odebrał adresatowi resztki złudzeń co do sytuacji wewnątrz tej emigracji. "Dla Tuwima lata wojny były czasem redefiniowania własnych poglądów politycznych i własnej tożsamości. W 1944 r. opublikowano w Tel Awiwie jego list otwarty "My, Żydzi Polscy", dedykowany "Matce w Polsce lub najukochańszym jej cieniom" – napisała Marci Shore.
Jedną z głównych bohaterek książki jest Wanda Wasilewska. Marci Shore jest nią wyraźnie zafascynowana, darzy ją wyraźną sympatią. Pisze o jej życiu szczegółowo, szczegółowiej chyba niż o innych, śledzi – chciałoby się powiedzieć – z zapartym tchem jej życiowe dramaty, podziwia silną wolę i twardość charakteru. Pisze o tym, co w Polsce obecnie przemilcza się, o pomocy ludziom skrzywdzonym, np. o skutecznych interwencjach w sprawie zwolnień Polaków z obozów. O tym, że Wasilewska była inicjatorką zorganizowania Polaków przebywających w ZSRR w Związek Patriotów Polskich i inicjatorką utworzenia I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Marci Shore przywołuje opinie ludzi, którzy w tym czasie znali Wandę Wasilewską. Aleksander Wat mówił: "(...) widziałem Wasilewską, rozmawiałem z nią. Naokoło było pełno kłamstwa (...), mnóstwo starych komunistów kłamało, ale jestem absolutnie pewny, że ona była szczera". "Stryjkowski dostrzegał, że Wasilewska, córka liberalnego socjalisty, miała w sobie bardzo dużo resztek humanistycznych". Jan Kott przypomniał, że "nigdy nie wypierała się swojej przynależności do PPS, ani swojego ojca, ministra Spraw Zagranicznych w II RP". Chruszczow wspominał w swoich pamiętnikach: "Sam słyszałem, jak mówiła Stalinowi prosto w twarz bardzo nieprzyjemne rzeczy. Mimo to, słuchał jej, a potem wielokrotnie zapraszał na oficjalne rozmowy i nieoficjalne towarzyskie obiady i kolacje".
Książka Marci Shore jest – niezamierzenie – ważnym, wartościowym udziałem w dyskusji o bardzo złożonych i trudnych problemach niedawnej przeszłości, przyczynkiem do dramatycznych dziejowi formacji lewicowej. Dobrze byłoby gdyby stała się impulsem do poważnej debaty o tradycjach polskiej lewicy, jej dylematach dokonywanych niegdyś i dziś wyborach.
Marci Shore, "Kawior i popiół. Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem", Świat Książki, Warszawa 2008, s. 512.
Jerzy Kraszewski
Recenzja ukazała się w dwumiesięczniku "Przegląd Socjalistyczny".