W sprawę Róży zaangażował się Rzecznik Praw Dziecka i bardzo dobrze – dzięki jego kompetencjom można prześledzić proces podejmowania decyzji przez sąd i przesłanki przedstawione przez kuratorkę. Termin wyznaczony do przejrzenia sprawy to 21 sierpnia (Sąd Okręgowy w Poznaniu zdecydował, że Róża nie wróci do rodziców - przypis lewica.pl).
W sprawie pojawiają się nowe wątki – najbardziej drastyczny to ten o odebraniu praw rodzicielskich do czwórki z poprzedniego związku pani Wioletty. Dla kuratorki (z którą rozmawiałam osobiście) sprawa jest prosta, mama miała zaburzenia psychiczne, dzieci odebrano w dobrej wierze. W prasie możemy przeczytać więcej szczegółów - śmierć męża (największy stres na skali stresu) i dzieci, które nie chcą rozmawiać z mamą. Bo powiedzmy sobie szczerze, kto chce rozmawiać z "matką wariatką"? Nastawić dzieci jest łatwo i nawet nie musiała tego robić rodzina, która się nimi opiekuje – wystarczy, że nasłuchały się na podwórku. Choroba psychiczna w Polsce to wstyd, a osoby z psychicznymi problemami traktowane są jak osoby niewarte zaufania – tu przypomnę przywoływaną już historię ojca kilkumiesięcznego chłopca, któremu odebrano dziecko bo był chory na schizofrenie – dziecko odzyskał po dwumiesięcznej walce i wsparciu swych sąsiadów. Czy dzieciom pani Wioletty zapewniono stałą opiekę psychologiczną, by pomóc przejść przez koszmar utraty ojca i choroby matki? Jak opowiada ojciec Rózi, pani Wioletta po wyjściu ze szpitala nie miała nic – ani mieszkania, ani dzieci. Można się zastanawiać, dlaczego nie walczyła o ich odzyskanie – może dlatego, że nie mając mieszkania i będąc po chorobie psychicznej stwierdziła, że nie może im nic zaoferować i lepiej im będzie gdzie indziej. Czy to oznacza, że jest złą matką i nie zasługuje, by mieć następne dzieci? Czy przeszłość zadecyduje o losie Róży – pyta dziennikarka i my też pytamy. Na forach internetowych internauci zarzucają, że "matka chlała", bo jak mówi jej partner – pomógł jej wyjść z picia. Ale czy wiemy co było przyczyną a co skutkiem? Matka trafia na dwa lata do szpitala po śmierci męża, sąd ma prawo ograniczyć jej prawa rodzicielskie (ze względu na przewlekłą chorobę po prostu), wychodzi ze szpitala, nie ma dzieci, nie chcą z nią rozmawiać, nie ma gdzie mieszkać – niech pierwszy rzuci kamień ten kto by się nie załamał i nie sięgnął po butelkę. Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono. W Internecie możemy wyczytać również, że ojciec Rózi zbyt gwałtowny – a kto by nie był, gdyby zabrano mu dziecko.
Sąd nakazał mamie Róży leczenie w 2006 r by mogła lepiej zajmować się dziećmi – jednak kuratorka nie była się w stanie ostatnio dowiedzieć czy to leczenie nadal trwa. Mamy nadzieję, że zawiązana koalicja (o której poniżej) zajmie się także tą kwestią, szczególnie że zabranie dziecka mogło się przyczynić do pogorszenia stanu pani Wioletty. Miejmy też nadzieję, że ten pogorszony przez decyzje kuratorki i sędzi stan nie będzie kolejnym argumentem za zabraniem Róży – bo gdzie tu przyczyna a gdzie skutek. Choroba psychiczna, jeśli jest leczona i kontrolowana, to nie wyrok. Jednak jeśli w Polsce nawet Rzecznik Praw Obywatelskich ma problem z traktowaniem z szacunkiem osób, które miały chociażby epizod depresji, to nie dziwią gromy rzucane w Internecie na "psychiczną matkę" i stwierdzenia, że Róży będzie lepiej bez mamy.
Jasne, że tej rodzinie należy się pomoc konkretna i długoterminowa. Nie wystarczy tylko przyjść, postawić pelargonie na ganku i liczyć na to, że od teraz będzie lepiej. W związku z tym uwagę zwraca aktywność lokalnej społeczności, która postanowiła wesprzeć rodzinę w sposób systematyczny. Rodzicom Rózi pomaga i sołtys, i proboszcz i Miejsko - Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej we Wronkach, a napływającymi zewsząd pieniędzmi zarządza Terenowy Komitet Ochrony Praw Dziecka w Poznaniu, dzięki czemu są inwestowane w dom, a nie przepuszczane na bieżące potrzeby. Ta koalicja daje nadzieję, że warunki w rodzinie Rózi poprawią się trwale, także wtedy kiedy zainteresowanie dziennikarskie zniknie. Zdajemy sobie sprawę, że to jest trudne zadanie – niektórych ludzi nie jest łatwo nauczyć regularnego dbania o dom, ale nie jest to kwestia ubóstwa – wystarczy spojrzeć jak wielkim powodzeniem cieszą się programy "Perfekcyjna pani domu" i inne, gdzie schludna blondynka uczy mycia umywalki wodą z octem zatwardziałych brudasów, których stać na średniej klasy samochód. Jednak formuła koalicji, porozumienia między kilkoma instytucjami daje nadzieję, że uda się zrobić coś sensownego.
Skoro jesteśmy przy pieniądzach to zastanawia też inna kwestia. Umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej kosztuje, choć kwoty mogą być różne, i 500 zł i znacznie więcej. Za te pieniądze można zrobić dużo dla dziecka w jego domu rodzinnym. Czy historia małej Róży nie jest okazją do zastanowienia się nad możliwością fundowania stypendiów dla dzieci z ubogich rodzin, zamiast przenoszenia ich do rodzin zastępczych? Pewnie ktoś by musiał kontrolować wydatki ale czy takiej kontroli nie ma w przypadku rodzin zastępczych? Jeden internauta zwrócił uwagę, że w wielu krajach, także u nas, można "adoptować na odległość" dziecko z Afryki – czemu nie można tego samego zrobić dla dzieci polskich? Takie datki regularnie wysyłane przez anonimową osobę pobrzmiewają trochę Dickensem, ale mogą pozwolić dzieciom na lepszą przyszłość – edukację, dostęp do opieki zdrowotnej itp.
I na koniec najsmutniejsze i najmocniejsze. Po pierwszym artykule o Rózi pojawiły się w Internecie głosy o "ustawce na noworodka" – zarzuty o handel dziećmi. Zapewne bezpodstawne, ale pokazujące nie tylko niskie zaufanie do instytucji państwowych, ale i społeczną wiedzę o trwającym w Polsce procederze. Znajomi rodzice starający się o adopcję małego dziecka mówią, że dostawali jednoznacznie do zrozumienia, że pewne zasady moralne trzeba schować do kieszeni. I że ten system po prostu taki jest. Niepokoi nas, Fundację jednak jeszcze coś innego. W Polsce mamy już trzy projekty tak zwanej ustawy o in vitro, z czego dwa procedury in vitro zakazują bądź czynią ją bezsensowną bo nieskuteczną i sprawiającą kobietom cierpienie. Jeśli jedna z tych ustaw zostanie przegłosowana, skutki będą demoralizujące. Oczywiście część lekarzy wyemigruje, chociażby do krajów ościennych, by otworzyć kliniki np. w Czeskim Cieszynie. Część par będzie do nich podróżować, reszta zacznie szukać innego wyjścia. Może stać się tak, że pieniądze, które chcieli przeznaczyć na kosztowne in vitro, postanowią zużyć na kupienie dziecka. Czy rodziny "niepatologiczne" ale ubogie, życiowo mniej zaradne, będą mogły czuć się bezpiecznie? Czy nie będzie to okazja do rozbudowania czarnego rynku opartego na odbieraniu dzieci?
Wiele osób zarzuca naszemu komentarzowi "Kiedy przyjdą zabrać ci dziecko" zbytnią emocjonalność. Naszym zdaniem trzeba robić wrzawę – bo trzeba sprawdzać jak funkcjonują instytucje powołane do służenia społeczeństwu. Jako zaangażowane społecznie obywatelki mamy pełne prawo oceniać to funkcjonowanie i mieć zastrzeżenia, jeśli sprawa jest niejasna. Robimy hałas, bo matki w Polsce nadal nie są traktowane godnie – stawia się je na piedestale, zapewnia o uczuciach i czyni bohaterkami prawicowego dyskursu, ale w praktyce każe się milczeć – jeśli możemy robić hałas w sprawie krzywych chodników, to tym bardziej w sprawie odebrania od piersi 5 dniowego noworodka.
A tutaj informacja gdzie można przekazywać pomoc dla rodziny Róży – od M-GOPS
Wronki
Terenowy Komitet Ochrony Praw Dziecka w Poznaniu
Ul. Garbary 97/8 61-757 Poznań
Nr konta BZ WBK : 59 1020 4027 0000 1202 0783 9683
Tytuł wpłaty : Róża
Pomoc rzeczową można przesłać na ich adres: Władysław Szwak, Wioletta Woźna - Chojno-Błota 13, 64-510 Wronki.
Pomoc: koce, przybory higieniczne, przybory szkolne, środki czystości, odzież itp. Nie jest potrzebna żywność - chyba że dla niemowlaka.
Julia Kubisa
Komentarz ukazal się na stronie Fundacji MaMa (www.fundacjamama.pl).