Bardzo łatwo podważyć dziś sens przejęcia przez państwo 6 mln ha gruntów i przekazania części z nich chłopom, robotnikom folwarcznym i nieposiadającym ziemi robotnikom rolnym. Robili to już ekonomiści Edwarda Gierka, narzekając na rozdrobnioną strukturę polskiego rolnictwa: małe, zacofane gospodarstwa produkujące głównie na własne potrzeby. Pamiętano jednak, że te rozparcelowane pola uwolniły trudną do policzenia masę ludzi od głodu, który przez wieki rodził się z niedoboru ziemi na wsi i braku chleba w mieście.
Po 65 latach na reformę rolną można spojrzeć jak na symbol powojennego awansu społecznego. To był pierwszy akt tego awansu. Po nim przyszła nacjonalizacja podstawowych gałęzi gospodarki narodowej, likwidacja analfabetyzmu, elektryfikacja wsi, powszechne i bezpłatne szkolnictwo, tworzenie przez państwo milionów miejsc pracy i mieszkań w miastach dla mieszkańców obszarów wiejskich.
"Mieliśmy małe gospodarstwo. Kto podrósł - szedł do szkół, uciekał z domu", wspominał w autobiograficznej "Drodze nadziei" Lech Wałęsa. Nauczył się czytać i pisać w szkole podstawowej w Chalinie, mieszczącej się, jak sam wspomina, "w dworku stanowiącym wraz z pięknym parkiem przedwojenny majątek wydziedziczonej rodziny ziemiańskiej". Przez stulecia chłopi i ich dzieci nie mieli wstępu do "pańskiego" lasu, parku, nie mówiąc o przekroczeniu progu "pańskiego" dworu lub pałacu. Dekret o reformie uczynił z tych terenów i obiektów przestrzeń publiczną. Korzystają z nich nadal miliony Polaków. Bo choć dziś wiele dawniej imponujących budowli popadło w ruinę, to w wielu nadal mieszczą się przychodnie, sanatoria, domy opieki, sierocińce, domy kultury i państwowe muzea. Część zrujnowanych pałaców i dworów po przejęciu przez prywatnych właścicieli odzyskała blask, ale cieszy - jak dawniej - nielicznych. Ponownie zostały wyłączone z przestrzeni publicznej.
W likwidacji "panów" - nie w kategoriach fizycznej rozprawy, lecz demokratyzacji stosunków społecznych w Polsce - wyrażała się wielkość reformy rolnej. Zlikwidowała ona pozostałości feudalne: czworaki, ciężką pracę nędznie wynagradzaną w naturze, czapkowanie dziedzicowi i ekonomowi.
Druga szkoła Lecha Wałęsy, zawodówka w Lipnie, przysposabiała - jak sam pisał - "do pracy w Państwowym Ośrodku Maszynowym lub do pracy w przemyśle, który stale ściągał młodych ludzi do miast". Lech Wałęsa zaczynał od pracy w POM. Gdy zjawił się w Stoczni im. Lenina, miał 25 lat. Były to lata 60., które pamięta jako okres małej stabilizacji: "W końcu część załogi miała rzeczywiście poczucie realnego awansu. Mieli tutaj szanse na mieszkanie w Trójmieście w ciągu paru zaledwie lat". Dzięki pracy w stoczni Lech Wałęsa otrzymał - jeszcze przed trzydziestką - mieszkanie na Stogach.
Dziś - nie bez przyczyny - pomstuje się na PRL-owskie blokowiska i ciasne mieszkania. Ale ich pierwsi lokatorzy wychowywali się na ogół nie w dworach i pałacach, lecz - jak Lech Wałęsa - w chałupach bez prądu i wody. Nic dziwnego, że niektórzy próbowali chować w wannie świniaka. Z dzisiejszej perspektywy warto też zauważyć, że mimo niskich płac mieszkania w PRL nie wiązały się z wyrzeczeniami dla rodzinnych budżetów. Nie były obciążone wieloletnim kredytem hipotecznym, a opłaty za czynsz i usługi komunalne nawet wtedy wydawały się rozsądne. Wielu robotników, a robotnikami byli głównie przybysze ze wsi, stać było na urlopowy wypoczynek. Pierwsze pokolenie FWP pochodziło ze wsi - część wczasowiczów dzięki funduszowi nie tylko zobaczyła nieznane dotąd zakątki kraju, ale nauczyła się posługiwać nożem i widelcem.
Wielki powojenny awans chłopów, któremu początek dała reforma rolna, pozwolił im spojrzeć na otaczający świat z innej - już nie chamskiej - perspektywy.
Uwierzyli w zapewnienia władzy, że są przewodnią siłą w narodzie. I przeskoczyli przez mur ze śmiałością, z jaką w dzieciństwie przekraczali próg "pańskiego" dworu zamienionego na szkołę. Ale to już zupełnie inna historia.
Wróćmy do 65. rocznicy dekretu PKWN - nadal jednego z najbardziej fundamentalnych aktów prawnych obowiązujących w naszym kraju - która minęła 6 września. Nie została ona dostrzeżona przez parlament, prezydenta, premiera. Przemilczał ją wicepremier, a zarazem prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, podobnie jak jego partyjny kolega kierujący resortem rolnictwa. Internetowy adres reformarolna.pl zaprowadzi nas nie do fanów zakurzonego hasła: "Ziemia dla chłopów!", lecz prężnej kancelarii prawnej oferującej pomoc w odzyskaniu majątków utraconych przez dawnych właścicieli.
O rocznicy dekretu PKWN pamiętali za to jego przeciwnicy. "Zdumienie wywołuje fakt, że dekret ten jest do dziś bezkrytycznie przywoływany jako podstawa rozstrzygania o stosunkach społeczno-własnościowych na wsi, w zupełnym oderwaniu od okoliczności i dokumentów oraz świadectw ukazujących jego antypolski i zbrodniczy charakter", oburzał się w oświadczeniu wydanym z okazji rocznicy Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego. Jego wiceprezes Marcin Schirmer w rocznicowym tekście w "Rzeczpospolitej" ubolewał: "Od 20 lat wolna Polska toleruje komunistyczne ustawodawstwo, które skrzywdziło wielu ludzi. Czy nie stać nas na ostateczne zerwanie z tym dziedzictwem i budowanie przyszłości na fundamentach prawa i poczucia sprawiedliwości?".
Odwoływanie się do "poczucia sprawiedliwości" potomkom ziemian nie przystoi. Bo u podstaw dekretu PKWN leżało głębokie, przekazywane z pokolenia na pokolenie, poczucie chłopskiej krzywdy.
Choć już w XI w. wzrost danin nakładanych przez książąt oraz kościelna dziesięcina sprowokowały wielki bunt chłopski (mordowano duchownych, burzono kościoły), to do końca XV w. sytuacja tej grupy społecznej była niezła. Rolnictwo opierało się głównie na gospodarstwach chłopskich. Największe - uprawiane przez tzw. kmieci - zajmowały powierzchnię jednego, a nawet kilku łanów (jeden łan to ok. 17 ha). Majątki takich gospodarzy często były większe niż dobytek drobnej szlachty (rycerstwa). Płynne granice między stanami zezwalały na uzyskanie szlachectwa, czyli awans społeczny (np. poprzez małżeństwo szlachcica z córką chłopa). Mieszkańcy wsi mieli sporo swobody osobistej, mogli zaskarżyć decyzję miejscowego możnowładcy w sądzie państwowym. Na wsi powstawały szkoły, chłopskie dzieci uczyły się na krakowskim uniwersytecie. W napisanej przez Mikołaja Reja w 1543 r. "Krótkiej rozprawie między trzema osobami..." reprezentujący stan chłopski Wójt dyskutuje swobodnie ze szlachcicem (Panem) i wytyka Plebanowi: "Co on nam w kazanie powie: / Iż gdy wydam dziesięcinę, / Bych był nagorszy, nie zginę, / A dam li dobrą kolędę, / Ze z nogami w niebie będę". Historyk Konstanty Grzybowski przypominał, że w owym czasie chłop "wobec szlacheckiego pana nie jest pokorny. Gdy prałaci z kapituły warszawskiej spisują chłopskie powinności, potrafi jeden z nich, z chaty się wychyliwszy, wielkim głosem krzyknąć: »kurwa twoja mać kapituła!« - jak zapisał zgorszony ksiądz".
Jednak w połowie XVI w. coraz wyraźniej zaznaczała się przepaść między szlachtą a chłopami. Stanisław Orzechowski - rzecznik złotej wolności szlacheckiej - przekonywał, że chłopi, podobnie jak mieszczanie, są sługami szlachty, mają inną od niej krew. Chłopi nie zostali uznani przez szlachtę za część narodu. Od XV w. kolejne przywileje szlacheckie pogarszały sytuację chłopów: ułatwiono szlachcie rugowanie chłopów z ich ziemi i powiększanie w ten sposób folwarków. Ograniczono możliwość, a następnie wprowadzono zakaz opuszczania wsi przez jej mieszkańców, zaostrzono kary za ucieczkę lub ukrywanie zbiegów. Wprowadzono powszechną obowiązkową pańszczyznę, czyli darmową pracę, której wymiar wzrastał, bo dano szlachcie wolną rękę w jej regulowaniu.
Uzależniono możliwość posłania chłopskiego dziecka do szkoły od zgody pana. Pan też mógł zabronić małżeństwa kobiecie, która chciała wydać się za chłopa z innego majątku. Pozbawiono chłopów prawnej możliwości skarżenia się na panów do państwowego (podległego władzy królewskiej) sądu. Sędzią chłopa stawał się jego pan. XVI-wieczny szlachcic Anzelm Gostomski w zasadach prowadzenia gospodarki folwarcznej pouczał: "Kmieć naprzód posłuszeństwo panu powinien". Jeśli np. nie stawi się do pracy na pańskim polu, należy zastosować wobec niego "chłostę 4 plagi przez gołe ciało i znowu odrobić kazać". Do poskramiania krnąbrnych służyły wyrafinowane narzędzia tortur: dyby, biskupy, kuny, gąsiory.
Chłopi stawali się własnością szlachcica ziemianina, w którego przeobraził się dawny średniowieczny rycerz. Najwięksi ziemianie wchodzący w skład głównych rodów magnackich mieli po setki tysięcy poddanych (Radziwiłłowie cały milion). Na ich straży stały prywatne armie rozprawiające się z buntownikami. "Ojciec dzieci na pal wbitych" - tak słynącego z okrucieństwa wobec chłopów magnata, księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, nazwał w jednej z piosenek Jacek Kaczmarski.
Przywiązując chłopów do majątku i jego właściciela, odizolowano ich od państwa. Historyk Anna Sucheni-Grabowska pisała: "Średniowieczny rycerz przekształcił się wprawdzie w nowożytnego ziemianina, lecz herb szlachecki wyposażył własność ziemi w pełnię władzy zwierzchniej nad zamieszkałym w obrębie dziedzicznego »państwa« ludem, odcinając go praktycznie od związków z władzą państwową". Konstanty Grzybowski stwierdzał: "W Polsce »państwem« dla chłopa był tylko wyzyskujący go pan i chyba dlatego masy chłopskie - jeszcze aktywne w okresie najazdu szwedzkiego, gdy ucisk chłopa nie przybrał jeszcze takich rozmiarów - były bierne w czasie rozbiorów i długo trwało, nim się stały aktywną siłą w walce o niepodległość".
O chłopskiej niedoli przypominano sobie dopiero w chwilach największych zagrożeń. Gdy Rzeczpospolitą zalały wojska szwedzkie i rosyjskie, król Jan Kazimierz złożył w lwowskiej katedrze śluby, że poprawi los chłopów.
Nic z tego nie wyszło. Konstytucja 3 maja co prawda proklamowała wzięcie chłopów "pod opiekę prawa i rządu" oraz zachęcała szlachtę do zamiany pańszczyzny na czynsz, ale jednocześnie "najuroczyściej" potwierdzała i uznawała "za niewzruszone" krzywdzące dla chłopów szlacheckie przywileje "od Kazimierza Wielkiego, Ludwika Węgierskiego, Władysława Jagiełły i Witolda brata jego, wielkiego księcia litewskiego, nie mniej od Władysława i Kazimierza Jagiellończyków, od Jana Alberta, Aleksandra i Zygmunta Pierwszego braci, od Zygmunta Augusta, ostatniego z linii jagiellońskiej, sprawiedliwie i prawnie nadane".
W wydanej w 1800 r. w Paryżu broszurze "Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość?" Józef Pawlikowski dowodził związku między odzyskaniem niepodległości a uwolnieniem chłopów. Mimo to wprowadzony za Zygmunta I Starego w 1520 r. powszechny obowiązek pańszczyzny (przywilej toruński) zniosła nie polska szlachta, którą autorzy Konstytucji 3 maja ogłosili najbardziej patriotyczną siłą, lecz zaborcy. "Car im na przekór chłopów oswobodził", przypominał w wierszu klęskę powstańców styczniowych Czesław Miłosz.
Obcy car był dla chłopa mniejszym wrogiem niż rodzimy pan. "To nie chłop, to powstaniec", stwierdzał w opowiadaniu Stefana Żeromskiego "Rozdzióbią nas kruki, wrony..." rosyjski ułan, który odkrył w wozie Andrzeja Boryckiego broń. Po egzekucji powstańca miejscowy chłop zdarł z trupa ubrania i ogołocił pozostawiony na jego polu zaprzęg: "Tak bez wiedzy i woli zemściwszy się za tylowieczne niewolnictwo, za szerzenie ciemnoty, za wyzysk, hańbę i za cierpienie ludu, szedł ku domowi z odkrytą głową i z modlitwą na ustach".
W II RP reformę rolną uchwalano dwukrotnie (w 1919 i 1925 r.). W okresie międzywojennym rozparcelowano jedynie ok. 20% wielkich majątków ziemskich. Wielki kryzys lat 30. uderzył najboleśniej w ubogie, cierpiące już wcześniej głód rodziny chłopskie. "W latach 1933-1935 spożycie roczne na 1 osobę w grupie obszarników wynosiło 10 204 zł, podczas gdy na 1 osobę w grupie chłopów wynosiło ono zaledwie 158 zł", wyliczali znawcy historii gospodarczej Polski Zbigniew Landau i Jerzy Tomaszewski.
Józef Piłsudski spotkaniem z arystokratami na zamku w Nieświeżu, głównej siedzibie Radziwiłłów, pokazał, czyich interesów strzeże odrodzona po przeszło wiekowej niewoli Polska. Wojsko i policja tłumiły wielkie bunty chłopskie w latach 30. W sierpniu 1937 r. zginęło co najmniej 44 uczestników zapomnianego dziś niemal całkowicie chłopskiego strajku, który objął m.in. Małopolskę i Podkarpacie. 4 tys. uczestników buntu trafiło do aresztu.
Niespełna siedem lat później pojawił się dekret o reformie rolnej PKWN. Jan Sztaudynger żegnał ziemian: "W narodowe głuche noce / Świeci czarna gwiazda ziemian, / Lecz już szumi i turkoce / Gigantyczne koło przemian! / Żal ogromny mnie przenika / I nie mogę odżałować, / Gdy ich braknie spadłych z byka, / Kto drzeć będzie, kto paskować? / Kto podnosić w górę nosy / I pomiatać swymi braćmi, / Krwią błękitną, jak niebiosy. / Kto dorówna im, kto zaćmi?". Jacek Kuroń w napisanym wspólnie z Jackiem Żakowskim przewodniku "PRL dla początkujących" użył wyrażenia "walec awansu" - zrodził go dekret o reformie rolnej, elektryfikacja, uprzemysłowienie kraju, powszechna bezpłatna edukacja. "Kiedy w 1953 r. dostałem się na historię, wśród sześćdziesięciu paru studentów było nas pięć osób z inteligenckich rodzin. Później ci chłopscy synowie bardzo szybko zapominali, jakiego dokonali skoku. Zaraz po studiach porównywali już swoją pozycję do pozycji przedwojennych inżynierów, lekarzy, sędziów, urzędników. [...] Nie brali pod uwagę tego, że przed wojną paśliby krowy", pisał Kuroń.
Ani razu w ciągu ostatniego 20-lecia parlament nie dostrzegł dekretu o reformie rolnej. Także w latach 1994 i 2004 - gdy przypadały okrągłe rocznice dekretu o reformie rolnej, i gdy większość w obu izbach parlamentów miała lewica oraz ludowcy. To łatwo wytłumaczyć. W historycznych uchwałach dominuje nurt narodowo-katolicki (niepodległościowy). Za nim plasuje się nurt wolnościowy (liberalny). Na końcu jest nurt społeczny (socjalistyczny i ludowy nawiązujący do hasła sprawiedliwości społecznej). Przy tym nurt społeczny zredukowano do strajków w okresie PRL skierowanych przeciwko władzy komunistycznej. Co więcej - podporządkowano go nurtowi niepodległościowemu i liberalnemu ("Polską drogę do wolności i niepodległości znaczyły kolejne zrywy i ofiary z Czerwca 1956, Grudnia 1970 i Grudnia 1981", zapisano w uchwale Sejmu z 2005 r. w 60. rocznicę zakończenia II wojny światowej w Europie). Nawet strajki, które wybuchły na fali robotniczego niezadowolenia w sierpniu 1980 r. (z hasłem "Socjalizm tak, wypaczenia nie"), zgodnie z wykładnią parlamentarną były "kulminacją protestu społecznego przeciwko państwu totalitarnemu" (z uchwały Sejmu z 1995 r. z okazji 15. rocznicy sierpnia 1980 r., podpisania porozumień i powstania NSZZ "Solidarność"). Z polskiej historii niemal doszczętnie usunięto pamięć o niesprawiedliwości, krzywdzie, ucisku i wyzysku. Sprowadzono ją wyłącznie do heroicznej, choć w przeszłości mocno podziobanej przez kruki i wrony, walki o niepodległość, wolność i demokrację.
Krzysztof Pilawski
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".