Niewierzący rodzice w Polsce nie mają łatwego zadania, gdy chcą wychować dzieci w duchu wartości humanistycznych, które są bliskie im samym. Często zdani są tylko na samych siebie, no może jeszcze na niereligijnych dziadków, jeśli takowych – wyzwolonych z pęt dogmatyzmu (co raczej u nas rzadkie w tym pokoleniu) – mają. Nie mają jednak, tak jak katoliccy rodzice, prowadzonej na masową skalę światopoglądowej edukacji w szkole, nie mają ateistycznych spotkań i obozów wakacyjnych dla dzieci, brakuje im książek, filmów, a przede wszystkim wszechogarniającego, zgodnego z ich światopoglądem otoczenia, które potwierdza i utrwala to, co w domu jest wpajane od kołyski.
Ponieważ sytuacja jest taka, jak ją powyżej opisałem, nie mógłbym nie wspomnieć o pionierskiej na polskim rynku księgarskim książce wydanej pod redakcją Dale’a McGowana "Poza wiarą. Jak wychować etyczne, wrażliwe dzieci w świeckiej rodzinie". Od razu zaznaczam, że książka ta – napisana przez zespół amerykańskich i brytyjskich autorów (także Richarda Dawkinsa) – nie jest pozycją idealną. Jej główną wadą jest to, że została osadzona w realiach aż do bólu amerykańskich, które w dużej części są obce mieszkańcom Europy. Do tego dochodzi styl charakterystyczny dla mentalności zaatlantyckiej i irytujące szczegóły w rodzaju wyliczania w notkach biograficznych autorów liczby ich wnuków albo imion hodowanych kotów, na co dla czytelnik europejski może reagować tylko wzruszeniem ramion.
Ale te dziwaczne szczegóły można jakoś przeżyć dla zasadniczej treści książki, na którą składają się świadectwa rodziców wychowujących dzieci w różnych sytuacjach (np. małżeństwa mieszane ateistyczno-katolickie), relacje samych dzieci z rodzin niewierzących, porady specjalistów od wychowania oraz sugestie tego, jak w sposób laicki świętować, jak rozmawiać na trudne tematy itp. Wśród ciekawostek można wspomnieć artykuł napisany przez... osobę duchowną, panią pastor z Kościoła unitariańskiego, który jest liberalną światopoglądowo wspólnotą skupiającą głównie agnostyków. Unitarianie słyną za oceanem (i nie tylko) ze świetnych programów edukacyjnych dla dzieci, które uczą wyzwolonego myślenia, otwartości i życzliwości wobec innych oraz akceptującego stosunku do własnej i cudzej seksualności.
W książce są też fragmenty wzruszające, jak np. list jednego z autorów skierowany do własnej dorastającej właśnie córki. Znajdziemy tam m.in. taki fragment: "Do tej pory Twoje poglądy były kształtowane przede wszystkim przeze mnie i przez mamę. Ponieważ zajmuję się prowadzeniem badań, pisaniem o różnych poglądach oraz publicznym wygłaszaniem własnych poglądów, lękam się, by moje silne przekonania nie wywarły na Ciebie nadmiernego wpływu. Mam nadzieję, że niezależnie od tego, w co zdecydujesz się wierzyć, dokładnie to przemyślisz i upewnisz się, że są to Twoje własne przekonania, a nie przekonania Twoich rodziców. Twoje poglądy w jakiejś konkretnej sprawie są dla mnie mniej ważne niż to, czy starannie je przemyślałaś, badając argumenty i dowody oraz dokonując głębokiej refleksji".
Myślę, że coś podobnego może napisać tylko głęboko wolny wewnętrznie świecki humanista, który z bojaźnią i drżeniem szanuje godność drugiego człowieka, także wtedy, gdy tym człowiekiem jest jego własne dziecko. Jakiż człowiek z tradycyjnych rodzin religijnych boi się, że wywarł zbyt mocny wpływ na poglądy własnego dziecka? Przecież większość rodziców w Polsce traktuje jako osobistą zniewagę fakt, że ich dzieci obierają inną opcję światopoglądową niż ich własna, i o niczym innym tak nie marzą jak o tym, aby dzieci naśladowały ich we wszystkim, a najbardziej w wyznawanej przez nich religii. Niczego innego też tak bardzo nie pragną, jak tego, aby wywrzeć na dzieciach jak najsilniejsze wrażenie, zwłaszcza w kwestiach wyznania. Po to w końcu chrzczą niemowlęta, wtłaczają im do mózgów regułki i modlitwy, zanim jeszcze maluchy zaczną myśleć, organizują komunie i bierzmowania. Decyzję dziecka niezgodną z własną wolą traktują najczęściej jako zdradę, obrazę, publiczną hańbę i powód do konfliktu niezależnie od motywów, jakimi kierowały się dzieci. "Argumenty, dowody i głęboka refleksja" nie mają tu nic do dodania, ba, najlepiej, aby w ogóle nie zaprzątać sobie nimi głowy. Powyższy cytat daje też wyobrażenie o przepaści etycznej, jaka dzieli dobrze rozwiniętą moralność laicko-humanistyczną od autorytarnie religijnej.
W książce jest jeszcze jeden list ojca do córki, mniej chwytający za serce, ale bardziej karmiący rozum: posłanie, jakie Richard Dawkins, światowej sławy biolog i ewolucjonista oraz ojciec tego, co nazywamy "nowym ateizmem", skierował do własnej córki, Juliet.
Dawkins ostrzega w nim swoją 10-letnią latorośl przez niebezpieczeństwami, które przeszkadzają większości ludzi w skutecznym poznawaniu siebie i świata, oraz nie pozwalają na swobodne kształtowanie życia. Wymienia trzy pojęcia-pułapki, które usidlają rozum i niszczą życie: tradycję, autorytet i objawienie. Kiedy czytałem wywody Dawkinsa, ze zgrozą pojąłem, że polski system edukacyjny oraz media niczego innego nie robią, tylko wtłaczają do głów te trzy groźne rzeczy. Niech przynajmniej myślący po świecku rodzice ratują przed nimi swoje dzieci!
Tradycja – to ukochane słowo polskich mediów, odmieniane przez wszystkie przypadki zwłaszcza w okolicach wielkich świąt – takich jak Boże Narodzenie i Wielkanoc. Nie sądzę, aby Dawkins miał coś przeciwko tradycyjnemu wypiekowi świątecznych ciast lub tradycji składania sobie życzeń noworocznych. Chodzi o coś znacznie poważniejszego – o wywindowanie tradycji na taki poziom, że uniemożliwia ona racjonalne myślenie. Tradycja rozumiana w ten sposób sprowadza życie współczesnych ludzi do niewolniczego powtarzania wierzeń, rytuałów i obrzędów przekazanych przez przodków bez krytycznej analizy ich sensu i celu. Tradycja w polskim rozumieniu tego słowa staje się światopoglądowym więzieniem.
Dawkins zwraca uwagę na to, że głównym powodem różnic religijnych i wyznaniowych na świecie jest właśnie przekazywana z pokolenia na pokolenie tradycja (religia stanowi jej najistotniejszą część), która powoduje podziały i niesnaski między ludźmi. Ludzie żyją pod jej terrorem, a wszelkie próby wyrwania się spod jej wpływów są karcone przez rodzinę i otoczenie jak najgorsza zdrada. Ale nikt nie potrafi powiedzieć, dlaczego właściwie niewierzenie w bajki i głupstwa miałoby być moralnie naganne.
Druga klatka na rozum, nie mniej groźna, to autorytet. W Polsce wiemy, że istnieje jeden wszechświatowy, a nawet ponadniebiański autorytet, a imię jego Jan Paweł II. W pewne rzeczy wierzy się, bo wierzył w nie ten lub inny autorytet. Zaufanie do autorytetu nie potrzebuje rozumowego uzasadnienia dla swej wiary. Dla wyjaśnienia powodów swego istnienia pokazuje ona na tę lub inną osobę/instytucję stojącą na cokole. Tak jak w pewnej katolickiej pieśni uzasadnia się wiarę w Eucharystię poprzez wyznanie: "Bo tego Kościół uczy mnie, w nim żyć, umierać pragnę". Amen. Wolna myśl jest tu zupełnie bezużyteczna. Niestety, zgubna w skutkach wiara w autorytet nieobca bywa ludziom niereligijnym. Ponad życie lub rozum przywiązują się oni do swoich ukochanych filozofów, książek lub systemów.
No i na koniec – objawienie, czyli wiara w rzekomo nadnaturalne wydarzenie, które jest fundamentem dla pewnych przekonań. Dla jednych źródłem objawienia może być Biblia, dla innych Fatima, a dla jeszcze innych cuda JPII lub wydarzenia w Sokółce. Dla ludzi niereligijnych źródłem objawień mogą być sztuczki mediów spirytystycznych, horoskopy lub inne czary-mary podane często w pseudonaukowym opakowaniu. Skutek jest zawsze ten sam – nasz rozum przyklęka ze czcią przed "objawionym słowem", które zaczyna formować nasze życie, opinie i plany. Dawkins tak ostrzega swoją córkę: "Kiedy ktoś ci powie, że coś jest prawdą, czemu nie miałabyś zapytać o to, jakie dowody to potwierdzają? Jeśli nie potrafi dać zadowalającej odpowiedzi, mam nadzieję, że poważnie się zastanowisz, zanim uwierzysz w to, co ci powiedział".
Dale McGowan, "Poza wiarą. Jak wychować etyczne, wrażliwe dzieci w świeckiej rodzinie", tłum. Zbigniew Kościuk, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2009, s. 384.
Marek Krak
Recenzja ukazała się w tygodniku "Fakty i Mity" jako dwa kolejne felietony z cyklu "Życie po religii".