Za przyjęciem nowego mandatu dla niemieckich wojsk w Afganistanie opowiedziało się 429 z 586 parlamentarzystów (głównie rządzącej CDU/CSU-FDP oraz SPD). Przeciw było 111, a 46 wstrzymało się od głosu. Ostatecznie parlament przedłużył tzw. misję Bundeswehry o kolejny rok. Zwiększył też 4,5 tys. kontyngent o 850 osób. Ich zadaniem ma być szkolenie afgańskich żołnierzy i policjantów.
Przewodniczący parlamentu Norbert Lammert (CDU) wyprosił z debaty o przyszłości niemieckiego kontyngentu parlamentarzystów partii Lewica (Die Linke), ponieważ jej członkowie na stojąco prezentowali transparenty z nazwiskami ofiar masakry nad afgańską rzeką Kunduz. We wrześniu 2009 r. oficer Bundeswehry wydał rozkaz zbombardowania dwóch porwanych przez talibów cystern. Zginęło wówczas ok. 150 cywilów.
Sprawa była szeroko komentowana w niemieckich mediach, powołano również w celu jej wyjaśnienia specjalną komisję śledczą. To stało się na niemiecki rozkaz - taki napis widniał na jednym z transparentów parlamentarzystów Die Linke.
Protestujemy przeciwko temu, że w Bundestagu nie odbyła się żadna uroczystość upamiętnienia ofiar morderczego ataku - stwierdzili parlamentarzyści Die Linke. Od lat stoją na stanowisku, że udział niemieckiego kontyngentu w Afganistanie jest bezpodstawny.
W związku z akcją Die Linke, przewodniczący Bundestagu wezwał parlamentarzystów tej partii, aby natychmiast zakończyli protest. Uznał, że nie nastąpiło to wystarczająco szybko, w związku z czym wykluczył ich z obrad i głosowania. Sami parlamentarzyści Die Linke po chwili zgodzili się opuścić salę obrad.
Według sondaży opinii publicznej, większość Niemców jest przeciwna misji Bundeswehry w Afganistanie.
Andrzej Wiśniewski