Paweł Michał Bartolik: Ostatni obraz Ziemi

[2010-03-10 08:47:15]

Socjalizm jest cokolwiek mało atrakcyjny? Takie są raczej alternatywy dla niego!


Posiedliśmy olbrzymie środki, które mogłyby przysłużyć się temu, by zdołał zaistnieć świat bez wojen między narodami, świat, w którym nikt nie chodziłby głodny, każdy posiadałby pełen dostęp do rozwiniętej, fachowej opieki medycznej, do nieskrępowanej globalnej komunikacji międzyludzkiej, do edukacji (nie tylko formalnej, lecz i tej, która pozwala na indywidualny swobodny rozwój wszechstronnych zainteresowań), do informacji, do mocy decyzyjnych nie ograniczających się do wyświechtanej kartki wyborczej, w której magiczną moc wierzą już niemal wyłącznie najwięksi cwaniacy i najwięksi naiwniacy. Świat, w którym wymyślne bronie, wykorzystywane przeciw całym narodom, równie wymyślny i równie niszczycielski wyzysk całych mas ludzkich przez nielicznych rekinów wielkiego biznesu, śmierć z głodu i pragnienia czy uleczalnych chorób, pozostawałyby już tylko ponurą legendą, z biegiem czasu coraz bardziej podobną mrocznym fantazjom rodem z baśni braci Grimm.

Tak mogłoby być. Ten jedyny egzemplarz dziejów, którym realnie dysponujemy, nie jest bowiem jedynym, który był możliwy. Jest jednak egzemplarzem dziejów, oznaczającym dziś dojście do osobliwego punktu, w którym globalna propaganda powiada nam, że świat, który cały jest na sprzedaż i w całości stanowi jedynie prostą sumę poszczególnych towarów, pozostaje jedyną alternatywą dla świata Oświęcimia i Gułagu.

To egzemplarz dziejów, w którym każdy stanowi jedynie składową tego, co francuski działacz socjalistyczny Jean Jaurès już ponad sto lat temu określił mianem "strzępów ludzkości". Bowiem środki, które dawno mogły zapewnić powszechną pomyślność, nieodmiennie – tak w jego czasach, jak i obecnych – podporządkowane są zgoła innym celom. Z coraz groźniejszymi konsekwencjami.

Koleiny dziejów


Nasza imperialistyczna epoka, trwająca co najmniej od zarania ubiegłego stulecia, obok niesamowitych środków zniszczenia przyniosła również prawdziwe cuda – od samolotu i śmigłowca po rakietę, umożliwiającą lot na Księżyc, od telegrafu i telefonu po Internet, od TIR-a po superszybką kolej, od ekologicznych technologii spalania węgla po imponujące rozmiarami baterie słoneczne. Który z nich przyszedłby do głowy choćby najbardziej niezwykłym umysłom sprzed – w skali historycznej – jakże niewielu lat? Wyobraźmy sobie Trockiego, rozmawiającego przez telefon komórkowy z Leninem o problemach władzy rad i elektryfikacji, Hegla, dowodzącego w przyjaznej pogawędce z Marksem, że rozszczepienie atomu stanowi nową, niesłychanie ważną zwrotnicę na torze lokomotywy dziejów, czy też Freuda, dywagującego o tym, co już Nietzsche w swej nieraz genialnej intuicji przeczuł odnośnie do nadziei i zagrożeń dla rozwoju jednostkowego i społecznego, jakie niesie ze sobą komputer. Juliusz Verne najwyraźniej otrzymuje dymisję...

Kapitalizm to postęp technologiczny za cenę groźby totalnego Armagedonu. To "rozwój", który nieuchronnie pozostaje w postępującym stopniu nierównomierny i kombinowany, którego rezultaty stają się coraz bardziej dziwne i nieklarowne – klarowne jest już nieraz tylko to, że hasło Róży Luksemburg "Socjalizm albo barbarzyństwo" dawno temu przerosło w hasło Ernesto Guevary "Socjalizm albo śmierć".

Samolot i śmigłowiec to także F-16 i Apache, rakieta służyć może nie tylko wyniesieniu na orbitę satelity szpiegowskiego, lecz i być ostatecznym środkiem przenoszenia ładunku z materiałem rozszczepialnym. Telegraf i telefon pozwalają błyskawicznie przekazać informacje z Waszyngtonu do Tel Awiwu, zaś Internet znajduje swój początek jako niezwykle użyteczna technologia wojskowa. Transportowcy, siedzący u steru cudownych, potężnych maszyn oraz mknący z bajeczną prędkością kolejarze czynią to, sprzedając w ten sposób specyficzny towar, jakim jest ich praca. Elektryczność nie jest napędem demokracji o wysokiej intensywności, lecz jednym z całej gamy środków intensyfikacji globalnego panowania monopolistycznego kapitału, sprzyjającego już tylko jednej, postępująco złowieszczej formie konkurencji: tej między największymi mocarstwami.

Świetlana przyszłość


Cóż zakończy ten spektakl? Czy kilkuletnia planetarna noc polarna i sięgająca równika zima – być może preludium ewolucji, która po kilku milionach lat pozwoli stworzyć nową, a nuż lepszą od naszej cywilizację potomkom całkiem inteligentnych i odpornych na promieniowanie jonizujące szczurów? Czy też może kurtyna zapadnie z mniejszą szybkością – lecz jeszcze bardziej ostatecznie?

Setki milionów, czy może miliardy lat temu podobną do Ziemi planetą pozostawała Wenus. Panowały na niej wówczas warunki dla rozwoju życia. Istniały podobne do ziemskich lądy i oceany. Jednak bliskość Słońca sprawiła, że nastąpił potężny efekt cieplarniany: oceany zaczęły gwałtownie parować, przez co uległ on dalszemu napędzeniu (wcześniej z pewnością nastąpiło zatopienie potężnych połaci lądów, gdy roztopieniu uległy czapy lodowe na biegunach.) Cząsteczki wody w górnych warstwach atmosfery poczynały ulegać rozpadowi, a najlżejszy izotop wodoru ulatywać w przestrzeń kosmiczną. Dziś stosunek ilości lekkiego wodoru (którego jądro atomowe stanowi proton) do deuteru (którego jądro atomowe stanowi proton i neutron) ma się do analogicznego stosunku na Ziemi jak 1 do 100 czy 150. Temperatura powierzchni planety sięga kilkuset stopni, ciśnienie atmosferyczne momentalnie zmiażdżyłoby człowieka, który tam by się znalazł, a z nieba padają deszcze kwasu siarkowego.

Realna globalizacja "amerykańskiego stylu życia" oznaczałaby ostatecznie właśnie to – gdyż stanowiłaby również globalizację amerykańskiego stylu trucicielstwa. Scenariusz z Wenus nie zrealizuje się jednak tak łatwo – ludy globalnych peryferii już dobrze wiedzą, że nie dla psa kiełbasa. Stany Zjednoczone, gdzie zamieszkuje mniej niż 5 proc. mieszkańców planety, kilka lat temu odpowiadały za 26 proc. światowej emisji dwutlenku węgla. Nie tylko odrzuciły one protokół z Kyoto, lecz równocześnie skutecznie naciskały na ograniczenia emisji gazów cieplarnianych przez kraje afrykańskie, odpowiedzialne tu za 3–4 proc. globalnej kwoty. Ot, kapitalizm smrodzi – dając współczesnym ekologom powody do wzniesienia hasła: "Planeta przeżyje, lecz rodzaj ludzki niekoniecznie. Zatem działajmy!"

Część badaczy prognozuje, że jeśli natychmiast nie zaprzestanie się emisji gazów cieplarnianych, skutki procesu dadzą się w pełni odczuć między 2050 a 2072 r.

Oto wspaniałe alternatywy dla scenariusza tak potwornego, jak socjalizm! Nie uchylajmy się od obywatelskich obowiązków i zagłosujmy kapitalistyczną kartką wyborczą: samobójstwo nuklearne czy ekologiczne? Bądźmy przy tym odpowiedzialni i skrupulatnie rozważmy, jak nasz głos wpłynie na poziom notowań giełdowych. Przecież dobry ojciec Donald Tusk poucza nas, że nawet najlichszy bezdomny jedzie na jednym wózku z tamtejszymi rekinami!

Wschód-Zachód, Północ-Południe


Poza wspaniałymi środkami techniki, ludzkość – czy raczej jej strzępy – zyskała dokumenty, takie jak Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, Konwencje Genewskie i inne formalne międzynarodowe gwarancje humanizacji stosunków międzyludzkich. Diabeł nie tkwi jednak tym razem w szczegółach, lecz w ogólnej konstatacji, że zastosowanie ich musi pozostawać równą karykaturą ideału, jak zastosowanie środków nowej i najnowszej techniki w globalnym społeczeństwie antagonistycznym, w którym praca najemna podporządkowana jest kapitałowi. Tym bardziej, że owe gwarancje międzynarodowe skażone są nieraz grzechem pierworodnym jako w dużej mierze wynik wyrafinowanej gry dyplomacji północnoamerykańskiej i radzieckiej, nadających nieomal niczym dwaj równouprawnieni kosmonauci z powieści "Dzień dłuższy niż stulecie" Czyngiza Ajtmatowa.

Żyjemy oto w świecie, w którym to, co mogłoby być środkami humanizacji stosunków międzyludzkich, staje się często środkami ich dehumanizacji. Kulminację tego, co miało stanowić "koniec historii" – globalizację neoliberalnego "szczęścia" i "rozwoju" pod okiem jedynego supermocarstwa – stanowi swoista światowa wojna imperialistyczna, jaką Globalna Północ wydała Globalnemu Południu. To ostatnie zawsze jest "winne", że w grze, której reguł ono nie określa, zostaje wypierane z globalnego rynku pracy i zamienia się w "odpadek": Trzeci Świat "rozwija się" w Czwarty Świat. Tak jak Palestyńczycy, wyparci z rynku pracy w Izraelu, słyszą dziś, że są bandą nierobów i leserów, od tych, którzy niegdyś za naturalną uznawali wobec nich swą rolę "dobrodzieja-pracodawcy". Kto nie pojmuje, czy przynajmniej nie przeczuwa, że logika, która to umożliwia i utrzymuje, w istocie swej jest logiką faszyzmu, ten nie rozumie nic z danego mu egzemplarza dziejów.

Po upadku Związku Radzieckiego i bloku dyktatur biurokratycznych w Europie Środkowo-Wschodniej oraz faktycznej restauracji kapitalizmu w Chinach Stany Zjednoczone ukazały z całą mocą swe pragnienie globalnej hegemonii; świat nie doznał jednakże trwałej jonizacji politycznej – stan jonizacji z natury swej jest stanem nietrwałym. Gdy zatem na jednym biegunie politycznym planety znajdują się panowie tego świata, potrzebujący dla legitymizowania swego panowania teorii w rodzaju tej o "zderzeniu cywilizacji", na drugim spotkamy tych, którzy rozumieją bądź są zdolni do zrozumienia, że środki dehumanizacji stosunków międzyludzkich mogą stać się środkami ich humanizacji. Wszystko zależy od ich zastosowania – oto dlaczego podziały klasowe w rzekomo "postindustrialnym" społeczeństwie pozostają wielokrotnie ważniejsze od sztucznie rozdmuchiwanych podziałów kulturowych. Stawka w konflikcie między zwolennikami a przeciwnikami status quo jest większa niż kiedykolwiek: planeta wytrzyma klęskę tych ostatnich, rodzaj ludzki – niekoniecznie.

Socjalizm już był – mówią nam "mądre głowy". Ale czy kiedykolwiek w najnowszej historii realną władzę sprawowali realni wytwórcy dóbr, a priorytetem gospodarczym stało się zaspokajanie ludzkich potrzeb? To przecież pytanie retoryczne – tym bardziej retorycznym pytaniem jest to o realizację w dotychczasowej historii projektu komunistycznego, co musiałoby oznaczać ni mniej ni więcej zaistnienie bezklasowego, bezpaństwowego, beztowarowego, żyjącego w ustroju opartym na fundamencie najnowszej techniki i prawdziwie globalnego społeczeństwa. Jeśli to utopia – to znajdujemy się między Scyllą a Charybdą.

Pozostaje więc być katastrofistą, który nie zatraca optymizmu: utopia dnia dzisiejszego wiele razy w dziejach okazywała się rzeczywistością jutra. Gramsci ukuł aforyzm: pesymizm intelektu, optymizm woli; Trocki wyraził się zaś o pesymizmie teraźniejszości i optymizmie przyszłości. Wojny w Iraku i Afganistanie, ostatnia ludobójcza inwazja na Strefę Gazy, miliardy niedożywionych i miliony umierających z głodu, pragnienia i uleczalnych chorób, miasta z tektury i milionowe rzesze pod faktycznym panowaniem ulicznych gangów, rasizm, klerykalizm i fundamentalizm, patriarchat i homofobia, to wszystko i wiele więcej tego, co składa się na cały syf współczesnego świata, pozostaje przecież jedynie teraźniejszością. Od naszego działania bądź zaniechania zależy, czy unikniemy scenariusza, zgodnie z którym będzie to ostatni obraz Ziemi, jaki zarejestrują strzępy poronionej ludzkości.

Paweł Michał Bartolik


Tekst ukazał się w tygodniku "Trybuna Robotnicza" z 9 kwietnia 2009 roku.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku